ktoś pierwszy musi zmienić światła z długich na krótkie.
Kazimierz Matan
Wszedł
do łazienki chwilę po niej.
Stała
przy umywalce i ocierała oczy mokrą chusteczką. Gdy zobaczyła go
w
lustrze,
spuściła głowę tak, by zasłoniły ją długie włosy.
–
Kiedy
kłamię i w jakiej sprawie? – zapytał spokojnie Draco, opierając
się o
futrynę.
–
Malfoy,
nie utrudniaj tego – powiedziała szorstko.
–
Czego?
– zapytał. – W czym aż tak ci przeszkadzam?
Zaśmiała
się gorzko, kręcąc głową.
–
Malfoy,
jesteś najbardziej samolubnym facetem, jakiego miałam nieszczęście
znać.
Uniósł
brew.
–
I
za to mnie uwielbiasz, mam rację? – powiedział z tak słabą
intonacją, że
równie
dobrze mógłby po prostu stwierdzić fakt.
–
I
jeszcze zbyt pewny siebie.
–
To
też ci się podoba – odparł, uważnie obserwując jej reakcje. –
Dlatego
rzuciłaś
Pottera i Weasleya, dlatego MacLaggen nie miał u ciebie szans. Krum
też
nie, bo on nie miał żadnej władzy, był tylko pionkiem w rękach
swojego
trenera.
Hermiona
podeszła do niego wściekła i zamachnęła się. Po łazience
rozszedł
się
satysfakcjonujący dla dziewczyny dźwięk. Draco nie przejął się
tym
policzkiem;
śladu nie będzie widać do jutra, a Granger tym samym potwierdziła
jego
przypuszczenia.
Uśmiechnął
się lekko.
–
Nie
powiem, żeby zabolało – mruknął i spojrzał na nią ironicznie.
– Kocię
porywa
się na lwa, śmieszne.
Zobaczył
wściekłe błyski w jej oczach; zamachnęła się jeszcze raz, ale
pięścią. Centymetry od swojej twarzy, Draco złapał jej dłoń i
przyciągnął Gryfonki do
siebie.
Nie miała innego wyjścia, jak mu się poddać; był silniejszy.
Chłopak
nie chciał zrobić jej krzywdy. Nadal trzymając jej dłoń, sięgnął
za siebie
i
zmusił ją, żeby go objęła. Drugą dłoń sama położyła mu na
ramieniu.
Wiedziała,
do czego to prowadzi i była wściekła, że dała się podejść.
–
Nienawidzę
cię, Malfoy – warknęła z największym jadem w głosie, na jaki
było
ją
stać.
–
I
właśnie dlatego mnie pragniesz – odpowiedział z satysfakcją.
Zanim
zdążyła pomyśleć, już wpił się w jej usta. Wiedział, że to
właśnie wkurzy
ją
najbardziej. Pociągał ją i tylko w takiej sytuacji była gotowa mu
ulec. Inaczej nie osiągnąłby nic.
A
Granger była piękna i miał w tym przyjemność dla siebie. Poza
tym ten
język...
Choć w tym momencie naprawdę go nienawidziła, to pragnęła go i
nie
umiała
nad tym zapanować.
Całowała
go tak samo namiętnie, jak on, bo wiedziała, że inne wyjście nie
istnieje.
Draco,
nie tracąc nad sobą kontroli, przesunął dłonie na jej uda.
Wiedział, że Gryfonka zrobi to, czego on pragnie całkiem
nieświadomie. Dotknął wewnętrznej
strony
jej ud i lekko pociągnął w górę. Zrozumiała sygnał i objęła
go nogami w
pasie.
wziął na siebie ciężar ciała dziewczyny i ruszył w stronę jej
sypialni.
Nadal
całując, położył Granger na łóżku i przygwoździł własnym
ciałem.
Naprawdę
niechętnie oderwał się od jej ust.
–
A
teraz posłuchaj, Tygrysico – powiedział rozgniewany. – Pragnę
cię i twoje zachowanie mi nie pomaga. Tylko tak jestem w stanie cię
do czegoś przekonać. Tak jak teraz. Właśnie przed chwilą
przyznałaś się, że też mnie pragniesz, więc nie
udawaj
niewinnej. Potter to nie jest facet dla ciebie.
Hermiona
szarpała się pod nim, bo nie chciała tego słuchać. Sytuacja nie
była
dla
niej komfortowa. Draco przestawał nad sobą panować i to stawało
się niebezpieczne.
–
Granger,
wiesz, że jesteśmy podobni.
–
Ciekawe,
w którym miejscu.
–
Nie
chcesz trwałego związku, nienawidzisz monotonii, tak jak ja.
–
I
co z tego? – prychnęła wściekła i udało jej się wyrwać jedna
rękę.
–
Granger,
nie chcę cię skrzywdzić – westchnął. Paznokcie Gryfonki
musnęły
jego
policzek.
–
To
puść! – wysyczała.
–
Nie
ma mowy – powiedział stanowczo, łapiąc jej dłoń. –
Wysłuchasz mnie.
Granger,
do cholery, przestań! – krzyknął, gdy poczuł, że zgięła
kolano i chciała
go
uderzyć w krocze; na szczęście chybiła.
Rozzłoszczony,
rozsunął jej nogi kolanem i znalazł się pomiędzy nimi.
Jej
źrenice rozszerzyły się, kiedy zdała sobie sprawę w jakiej
pozycji są.
Obserwował
jej oczy z triumfem.
–
Podoba
ci się pozycja? – zapytał cicho. – Jak dla mnie można znaleźć
wygodniejszą, ale ta też mi odpowiada.
Stawał
się powoli starym Malfoyem z całym swoim cynizmem.
–
Ty
wyrachowany chamie!
–
Przy
tobie to komplement – roześmiał się cicho. – A teraz słuchaj.
Pragnę cię
i
doskonale o tym wiesz, powiedziałbym nawet, że czujesz... –
uśmiechnął się wieloznacznie.
Na
policzkach Hermiony pojawiły się lekkie rumieńce. W końcu Draco
leżał na
niej,
a ona, chcąc nie chcąc, obejmowała jego biodra nogami. Czuła na
swoim
ciele,
że jest podniecony i na nią również to działało. Śniła o tym
nie raz, ale nie
w
takiej sytuacji.
–
Mówiłam
ci już kiedyś, że jesteś bezczelny?! – wrzasnęła mu w twarz.
–
Wiele
razy, skarbie – zaśmiał się, nieprzejęty jej wybuchem.
–
Nienawidzę
cię, Malfoy! Nienawidzę, rozumiesz?! – Hermiona straciła resztki
opanowania i wykrzyczała mu to prosto w oczy, a gdy i to nie dało
efektu,
pokręciła
głową. – Nienawidzę cię, Draco – szepnęła cicho, a w jej
oczach zabłyszczały łzy upokorzenia i złości.
–
Nienawidzisz?
– wyszeptał i bez ostrzeżenia poruszył się lekko w górę. –
Ciekawe,
twoje ciało mówi inaczej – dodał, wiedząc, że zachowuje się
jak cham
bez
serca.
Ale,
na jaja Merlina, ktoś musi zapanować nad tą kobietą!
–
I
właśnie za to cię nienawidzę – warknęła, odzyskując dawny
rezon.
Uniósł
brew w cynicznym geście.
Granger
dołączyła do wszystkich dziewczyn w zamku. Pociągał ją. Wygrał,
jednak
nie czuł się jak zwycięzca. Nie chciał kolejnej kłótni z
Gryfonką, ale ta,
jak
widać, była nieunikniona, bo coś leżało jej na sercu. A on był
zmęczony domyślaniem się, co to jest i jak temu zaradzić. Nie
mogła choć raz odsłonić
kart?
–
Ach,
tak? To zmienia postać rzeczy – powiedział spokojnie.
Jego
opanowanie zawsze działało na nią jak płachta na byka. Teraz też
tak było. Zaczęła się szarpać i krzyczeć najgłośniej, jak
mogła. Przeklinała, wyrywała się
i
próbowała kopać. Wszystko na nic. Draco był silniejszy.
Miała
w sobie jeszcze na tyle opanowania, że wiedziała co jest wredne, a
co nie.
To
co zamierzała zrobić, nie było ani przyjemne, ani na poziomie, ale
ona miała
dość
tego człowieka.
Więc
po prostu splunęła mu w twarz.
–
Kurwa
mać, Granger! – warknął i odruchowo podniósł rękę do twarzy,
żeby się wytrzeć.
Wykorzystała
to i wyszarpnęła mu się.
–
Mam
cię dość, Malfoy! Ciebie, twojego opanowania, cynizmu,
arystokracji, pedantyzmu, wybujałego ego, chamstwa wrodzonego i
wszystkiego, co ma
związek
z tobą! Tobą i tylko tobą, rozumiesz? Nienawidzę cię! –
wrzasnęła.
Spojrzała
na niego wściekła i wbiegła do łazienki, otworzyła przejście
między dormitoriami i wpadła z hukiem do pokoju Draco. A tam na
parapecie spokojnie siedział sobie Harry z Parkinson! Świat się
kończy! I jeszcze się śmiali, zamiast wypychać przez okno.
–
Wynoście
się stąd, oboje! – wrzasnęła.
Pansy
i Harry' ego zatkało.
–
No
co?! Mam was dość! Ciebie, Harry, szczególnie! Napuściłeś na
mnie
Malfoya!
A ty, Parkinson, pomagasz tej blond podróbie!
–
Hermiona,
ja...
–
Mam
to w dupie! Wynoś się stąd!
–
Granger,
to nie twoje...
–
Twoje
też nie! Minus 20 punktów dla Ślizgonów za niesłuchanie poleceń
prefekta
naczelnego!
–
Hermiona,
jesteś nie...
–
Minus
30 punktów dla Gryfonów za ubliżanie prefektowi!
–
GRANGER!
–
Minus
50 punktów dla Ślizgonów i Gryfonów za niewykonywanie poleceń!
Harry
spojrzał na nią wściekły.
–
Wynoś
się! – wrzasnęła.
–
Chodź,
Potter! – mruknęła Pansy. – Nic tu po nas.
–
Ale...
–
Potter,
Draco jej po prostu nie zadowolił – dodała na tylko głośno,
żeby
Hermiona
to usłyszała.
–
Minus
sto punktów dla Ślizgonów za uporczywe nękanie prefekta!
–
Chodź
– syknął Harry zanim Pansy zdążyła się odezwać.
Wybiegli
przez ukryte przejście i Gryfonka została sama. Teraz mogła sobie
pozwolić
na łzy. Rzuciła się na łóżko Dracona i długo się z niego nie
podnosiła, wstrząsana płaczem.
***
–
Kurwa!
– mruknął Draco, gdy usłyszał jak Granger wrzeszczy na Pottera
i
Pansy.
– No to lipa na całej linii...
Westchnął,
gdy usłyszał 50 punktów. Gdy padła magiczna liczba 100, sięgnął
do
szafki koło łóżka Granger i wziął z niej półpełną butelkę
miodu. Nie bawił się w kieliszki czy szklanki. Pił prosto z
butelki. Gdy opróżnił połowę, postawił butelkę
na
podłodze i usiadł koło niej, opierając się plecami o łóżko.
–
Zapowiada
się ciężki okres...
***
–
Kurwa,
co jej się stało? – mruknął Harry, kiedy wyszli na lekko
zatłoczony
korytarz.
–
Każda
dziewczyna zachowuje się tak po kłótni z Draco – wzruszyła
ramionami Pansy
i
skręciła w boczny korytarz. Chciała uniknąć rozgłosu.
–
Masakra
– powiedział chłopak.
Był
w szoku.
Pansy
zaczęła się śmiać.
–
OJ,
Potter nie doceniasz Draco – odparła i pociągnęła go w stronę
kuchni.
–
Skąd
znasz to miejsce? – dziwił się Harry, rozpoznając drogę.
–
Nie
tylko ty chadzasz nocą po zamku.
–
O,
świetnie – mruknął z ironią, gdy Pansy wyciągnęła rękę, by
pogłaskać
gruszkę.
–
Zawsze
mnie to wkurza – jęknęła i stanęła na palcach.
–
Oj,
dziecinka nie sięga, jak mi przykro – zaczął Harry tonem pełnym
fałszywego
współczucia. – I bardzo dobrze – dodał już normalnie. – Nie
dla
Ślizgona
złoto.
–
Ciesz
się, Potter, że nie mam różdżki – warknęła Pansy i stanęła
naprzeciw
niego.
– Jak jesteś taki kozak, to sam sięgnij do tej gruszki.
–
Żaden
problem – uśmiechnął się wrednie Harry i wyciągnął rękę,
swobodnie dosięgając gruszki. Ta zachichotała cicho i ukazało się
przejście do kuchni.
Jak
tylko przekroczyli próg, podbiegły do nich dwa skrzaty. Reszta
zajmowała
się
przygotowywaniem kolacji.
–
Panicz
Harry, sir – rozległ się skrzekliwy głos Stworka. – Panicz
Harry ma
zadanie
dla Stworka?
–
Nie,
Stworku – uśmiechnął się Chłopiec, Który Przeżył. – Nie
mam, na razie spokój. A co słychać u Mrużki? – zapytał.
–
Dziękuję,
sir – rozległ się inny głos, tym razem mniej raniący uszy. –
Mrużka
ma
się dobrze.
–
Paniczu
Harry, Stworek był u Zgredka, sir! – zawołał skrzat.
–
Wiem,
Stworku, Bill wspominał, że widział, jak się aportowałeś –
odparł Harry,
siląc
się na uśmiech.
–
Mrużko,
przyniesiesz nam piwo kremowe? – zapytała Pansy, by zmienić
temat.
– Cztery butelki, proszę.
–
Oczywiście,
panienko! – zawołała. – Mrużka już niesie!
Skrzatka
popędziła w sobie tylko znaną stronę.
–
Paniczu
Harry, panicz chce przekąskę, sir? – pisnął Stworek.
–
Tak,
Stworku, przynieś proszę lody czekoladowe i...
–
Owoce
w czekoladzie – wpadła mu w słowo Pansy.
–
Tak,
jest sir! Lody czekoladowe! – zawołał skrzat i już się
odwrócił, by odbiec.
–
Stworek!
Długouche
stworzenie obróciło się i spojrzało na pana.
–
Tak,
sir?
–
Słuchaj
Pansy – powiedział Harry z lekkim uśmiechem.
–
Tak,
sir – wymamrotał Stworek i odbiegł.
W
chwilę po nim pojawiła się Mrużka.
–
Proszę,
panienko!
–
Dziękuję,
Mrużko.
–
Paniczu
Harry, lody czekoladowe! – zawołał Stworek. – Owoce w
czekoladzie, panienko Pansy – dodał już bez entuzjazmu.
Harry
zobaczył na ustach Ślizgonki lekki uśmiech, ale ten szybko znikł,
gdy zauważyła jego spojrzenie.
–
Dziękuję,
Stworku – powiedziała tylko. – I przynieś, proszę, do
dormitorium
Dracona
Malfoya czekoladę i tuzin bombonierek. Wszystkie smaki. Tylko nie
mów
od kogo!
–
Tak,
panienko Pansy – powiedział Stworek i jeśli go to zdziwiło, to
zachował to
dla
siebie.
–
Panienko,
panienko! A zadanie dla Mrużki? – zawołała skrzatka.
–
Ty,
Mrużko, zanieś do dormitorium Hermiony Granger kilka butelek piwa
kremowego – powiedziała ze śmiechem dziewczyna.
Skrzaty
skłoniły się i odbiegły, a dwójka uczniów wyszła z kuchni.
–
Czekolada?
Bombonierki? Piwo? – zapytał Harry, gdy obraz się zatrzasnął.
–
Draco
zawsze musi się napić, żeby się uspokoić – wzruszyła
ramionami
Pansy
– a każdej dziewczynie pomaga czekolada, jak ma doła.
–
Lek
na wszystko, hę? – mruknął zjadliwie Harry
–
Żebyś
wiedział! Wy, faceci, zawsze musicie się schlać, jak coś wam nie
wyjdzie!
–
Wy,
kobiety! Zawsze zaczynacie ryczeć, jakby było o co!
–
Pieprzona
solidarność plemników – burknęła pod nosem Pansy.
***
–
Blaise!
Hej, Blaise! – zawołał Terren, dostrzegając kumpla w tłumie.
–
DIABEŁ!
– warknął, kiedy Zabini go zignorował.
Blaise
dopiero wtedy się obrócił. Niechętnie, bo niechętnie, ale
zawsze.
Terren
zrobił kilka kroków i już był koło niego.
–
Co
jest? - mruknął Blaise.
Obok
niego stała dziewczyna, w której Terren rozpoznał przyjaciółkę
Hermiony.
–
Cześć,
Parvati – powiedział odruchowo. – Blaise, widziałeś? –
zapytał zdenerwowany – możemy się pożegnać z Pucharem Domów!
Wy też – dodał w stronę Gryfonki.
–
Co?
–
Dlaczego?
–
Co
ty, Terren, jaja sobie robisz?
Blaise
i Parvati prześcigali się w pytaniach.
–
Poważnie
– powiedział wkurzony Terren. – Straciliśmy 170 punktów i nikt
nie
wie,
dlaczego! A Gryfoni 80, co daje nam czwarte i trzecie miejsce w
tabeli!
Pierwsi
są Krukoni, Gryfoni może to jeszcze jakoś odrobią, gorzej u nich
bywało, ale my za Chiny! 170 punktów w plecy!
–
O
NIE – westchnęła Parvati. – A Hermiona tyle harowała, żeby je
zdobyć!
–
I
to ona je odjęła! – rozległ się głos za plecami Blaise' a.
–
Co?!
– krzyknęła Parvati, kiedy zobaczyła, że to Pansy Parkinson i
Harry
Potter.
Chłopak
miał w ręce miotłę, a jego towarzyszka dwie papierowe torebki.
–
Tak
– wzruszyła ramionami Pansy. – Pokłóciła się z...
–
Parvati
wie o wszystkim – wtrącił szybko Harry.
–
Z
Draco – zakończyła. – Odjęła mi 170 punktów za „uporczywe
nękanie i
obrażanie
Prefekta”.
–
Zrobiłaś
to?! – zawołał oburzony Terren. – Po tym wszystkim, co się
stało?
–
Nie
obraziłam jej, Potter może to potwierdzić.
–
Serio,
Parkinson nie była dla niej wredna – zgodził się Wybraniec. –
Chociaż
ta
ostatnia uwaga...
–
Oj
daj spokój, prosiła się o to – warknęła Pansy, ale widać
było, że nie przejęła
się
utratą punktów.
–
Kosztowało
cię to sto kawałków szmaragdu w dół* – zauważył Harry.
–
Jak
Draco się ogarnie, to przyzna nam te punkty z powrotem –
powiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami. – Jak zawsze.
Jak
zawsze. Draco wszystko załatwi sam.
–
A
my?! – oburzyła się Parvati.
–
Wy
macie takie gwiazdy w domu, że poradzicie sobie bez niczyjej pomocy,
co nie?- zapytała wrednie Pansy.
–
Pan,
proszę cię – mruknął Blaise.
Wzruszyła
ramionami i nic nie powiedziała.
–
Chodźcie
– mruknął Harry – za dużo tu ludzi.
Wyszli
na słonecznie błonia.
Harry
i Pansy podzielili się z resztą słodyczami z kuchni. Może
atmosfera nie
była
idealna i nie każdy był zadowolony z reszty towarzystwa, ale
siedzieli razem
i
myśleli co zrobić, by pogodzić przyjaciół. Tylko Parkinson się
nie odzywała.
Słuchała
tylko tego, co mówią i nawet nie kręciła głową, czy nie
krzywiła się, gdy wyobraźnia zaczęła ich ponosić.
–
Nie
– powiedziała dwie godziny później, kiedy reszta omawiała
możliwość zmuszenia ich podstępem do pogodzenia się.
–
Co
nie? – zapytali razem Terren i Harry
–
Nie
zmuszajcie ich do niczego. To nic nie da. Oboje są uparci, nie
rozumiecie tego?
–
To
co proponujesz? – zapytała Parvati.
–
Nic,
zostawmy to w spokoju. Poczekajmy.
–
Na
co?
–
Aż
któreś z nich przyjdzie po pomoc.
Reszta
spojrzała po sobie. Blaise miał sceptyczną minę, Terren kiwał
głową z uznaniem, Harry był zmartwiony, ale gotowy się zgodzić,
a Parvati uśmiechała
się.
–
Jak
w tym czasie nie rozwalą zamku, to przeczytam „Historię Hogwartu”
–
obiecał
Potter.
***
Okazało
się, że Pansy miała rację.
Żadne
prośby, błagania, długie rozmowy, krzyki i kłótnie nie miały
sensu.
Hermiona
i Draco uparcie trwali przy swoim.
Nie
pogodzą się i już, a świat niech się wali i pali.
„Uparty
osioł” – mruczała pod nosem Pansy, widząc Draco miotającego
się po Pokoju Wspólnym.
Draco
zamknął się w sobie. Nie chciał rozmawiać z nikim. Nawet Blaise
nie miał
siły
przemówić mu do rozsądku. Arystokrata trwał uparcie przy swoim i
zamykał
się
w dormitorium ucząc się całymi dniami. Gdy mózg odmawiał mu
współpracy,
zaczynały go dręczyć ponure myśli.
Granger.
Granger. Granger.
Cały
czas siedziała mu w głowie. W nocy śnił o niej i to nie były
grzeczne sny,
o
nie. Budził się trawiony gorączką i za nic nie mógł jej ugasić.
Warczał na
każdego
i myślał jak podejść Granger. Najbardziej denerwowało go to, że
ona
go
ignorowała. Ot, tak. Gdy mijali się na korytarzu, traktowała go
jak powietrze,
a
na lekcjach nawet nie niego nie spojrzała. I tak od tygodnia. A on
tracił rozum.
Pragnął
jej. Zamiast skupić się na lekcjach, myślał o niej, o jej ciele,
o tym co
mógł
mieć, ale spieprzył wszystko; o tej cholernej Klątwie i musiał
się
powstrzymywać
ostatkami silnej woli, żeby nie rozpieprzyć dormitorium czy
czegoś
innego. Wiedział, że wpadł we własne sidła.
Wyznawał
praktykę, że zasłonięte ciało jest bardziej podniecające.
Rozmyślanie
o tym, co jest pod nim i rozważanie, jak będzie je ściągał,
zawsze motywowały go, by mieć wybraną dziewczynę.
A
do Granger miał zamkniętą drogę na zawsze.
Terren
próbował mu tłumaczyć, że pragnie jej dlatego, że nie może jej
mieć.
(„Draco,
przecież zawsze umiałeś to stłumić. Łamałeś po kilkanaście
serc na
tydzień,
co z tobą?”)
Zakazany
owoc to nie w jego stylu („Przecież w zamku jest tyle pięknych
dziewczyn,
idź na imprezę i zapomnij”), zresztą co na to powie jego matka?
Przecież
już dostał długaśny list, pełen oburzenia i wyrzutów („Synu,
co Ty
sobie
wyobrażasz? Wiesz, że ojciec pragnął, byś ożenił się z
kobieta czystej
krwi,
miał dziedzica rodu Malfoy. Wiesz, poznałam ostatnio pewną
dziewczynę.
Jest
czystej krwi i ma na imię Kasjopea, po swojej prababce i
wygląda...”)
Czemu
dokonuje powolnego samounicestwienia i w ogóle? Wiedział, że
Terren
był
po jego stronie. Cieszył się z tego, ale przyjaciel nie wiedział o
wszystkim.
I
tylko Pansy patrzała na niego smutno. W jej oczach widział
zrozumienie i to do
niej
uciekał, gdy tęsknota lub złość była nie do zniesienia.
Ona
zawsze znajdowała dla niego czas, nawet w środku nocy. W ciągu
tego
tygodnia
Pansy cztery razy miała nocnego gościa.
Pierwszy
raz Draco przyszedł o północy, drugi raz o czwartej, trzeci raz o
pierwszej
a czwarty o drugiej nad ranem. Za każdym razem, kiedy budziła się,
jak
prawie bezszelestnie wsuwał się do jej łóżka, przytulała go bez
słowa i
pozwalała,
by smutek lub gorączka zniknęła z jego ciała. Trzeciego razu
Draco
zaczął
przeklinać Granger, długo, jadowicie i szpetnie.
Wtedy
Pansy powiedziała coś, co wziął sobie do serca.
„Draco,
nie mów tak, ona też cierpi i znosi to samo co ty. Nie psuj tego
tylko
dlatego,
że musisz czekać. Później będziesz tego żałował i nawet jeśli
ona nigdy
nie
będzie twoja, i Terren nie ma racji. Nawet gdybyś się z nią
przespał, nadal
byś
jej pragnął. Zakochałeś się, Draco. Nie niszcz tego.”
W
ciągu dnia też do niej przychodził; gdy się uczyła, po prostu
kładł się koło
niej
z głową na jej kolanach i leżał tak długie godziny.
„Pan,
nienawidzę, jej za to co ze mną robi, ale uwielbiam za to, co mi
dała, choć
na
to nie zasługiwałem”
Poczuł
wtedy na policzku łzę Pansy. Gdy spojrzał na nią, zaciskała
powieki,
spod
których i tak płynęły łzy. Spojrzał jej na chwilę w oczy i
pokiwał głową.
„Zgadłem,
prawda?”
Skinęła
głową i rozpłakała się. Draco przytulił ją i nic nie
powiedział. Tylko coraz
więcej
czasu spędzali razem.
Pansy
była tym szczerze zdziwiona, ale wiedziała co się stało.
Draco
dorósł.
Przestał
być tym dzieciakiem, którym był wcześniej, rozpieszczonym i
bezczelnym.
Posługa u Voldemorta zakończyła jego dzieciństwo i okres
szaleństw.
Potrzebował trochę czasu, żeby się z tego otrząsnąć i teraz
musiał
znaleźć
w życiu przystań, do której zawsze mógłby wrócić.
Świadomość,
że w jakimś miejscu na świecie będzie osoba, która będzie na
niego
niecierpliwie czekać, i że będzie miał do czego wrócić, była
mu potrzebna
jak
powietrze. Nadal dręczył go niepokój i nie pozwalał mu trwać
przy jednej dziewczynie. Nie mógł być na czyjeś rozkazy, czy
zależny od kogoś. On się dotego nie nadawał. Dziewczyna dla
niego, to równie niespokojny duch jak on.
Jego
niespokojna natura będzie go gnała tak długo, jak nie osiągnie
nieznanego
i
nie doceni tego co ma.
A
on się buntował przeciw temu. Pragnął dalej być luzakiem,
uwodzicielem i łamaczem serc. Nie chciał spokoju i monotonii, to
nie jego świat.
Jego
zależność od czegoś lub kogoś zdławi.
I
zabije.
***
Z
Hermioną było tak samo.
Na
lekcjach jak zawsze była aktywna i zbierała najlepsze oceny. I
tylko, gdy zostawała wieczorami sama w dormitorium, zrzucała maskę,
którą nosiła od
tygodnia.
Pojawiała się zraniona i przygnębiona młoda dziewczyna, smutna i
opuszczona. Zakochana, tak, bo nie miała siły już tego ukrywać,
nawet przed sobą.
Zakochała
się. W tym wrednym, perfidnym, cynicznym, ironicznym, chamskim,
bezczelnym
i doprowadzającym ją do szaleństwa arystokracie.
I
choć płakała, choć próbowała go wyrzucić z myśli i serca, nie
udało się.
Musiała
się przyznać do porażki przed samą sobą.
Gwałtowne
uczucia, jakie nią targały, kiedy była z Ronem, były niczym, przy
tym,
co teraz działo się w jej głowie. Poznała najgorszą stronę
miłości.
Ból,
złość, gniew, tłumioną gorycz i niezrozumienie. Smutek i
ukrywaną miłość. Odrzucenie. Zadręczanie się pytaniami i
wątpliwościami.
Po
wszystkich innych związkach szybko dochodziła do siebie. Ten nawet
się nie zaczął, a już tyle zniszczył.
Zrujnował
jej znajomość z Ginny, nadszarpnął przyjaźń z Harry' m,
spowodował zanik jej zapału do nauki, straciła w oczach
nauczycieli po tym artykule, o którym ludzie na szczęście
zapomnieli.
A
z drugiej strony czuła się silniejsza.
Ostatnie
wydarzenia pokazały jej kto był przyjacielem, a kto nie. Na kim
może polegać, a na kim wręcz przeciwnie. Ginny okazała się ślepą
uliczką, choć tak dobrze się zapowiadała. Parvati za to była
przy niej, choć wcześniej nie były w idealnych stosunkach. Terren
był prawdziwym aniołem, Blaise również zawsze był, jak go
potrzebowała. Harry, pomimo wielu burz, trwał przy niej, choć
wiedziała, że dużo go to kosztowało. Nawet Pansy zaczęła ją
tolerować!
A
Draco...
Hermiona
znów załkała w poduszkę.
Był
przy niej cały czas w okresie tego przeklętego tygodnia od ich
kłótni.
W
jej snach, myślach; nawet w codziennym życiu czuła jego obecność.
Miała
dość wszystkiego, była w kropce. Nie wiedziała co robić.
Ostatniespotkanie z nim okazało się totalną porażką. Bardzo, ale
to bardzo zabolały ją jego słowa. Potraktował ją jak najgorszą
szmatę. Jakby była kolejną panienką do kolekcji. A mówił, że
mu zależy! Że to dlatego Klątwa działa!
Kłamał!
Jak zawsze kłamał!
Jak
mogła być taka głupia i mu wierzyć?! Jak mogła spędzać z nim
tyle czasu?! Pić z nim i o ironio, całować się z nim!
Była
tak głupia. Przynajmniej tu miał rację, ale tylko raz.
Nie
zasługiwała na miano najinteligentniejszej czarownicy od czasów
Ravenclaw, ba, nawet od czasu Merlina, nie zasługiwała na czas od
Grindewalda czy Voldemorta, bo on też był cwany. Była głupia i
naiwna, bo zaufała Malfoyowi.
Czy
Fred, kiedy jeszcze żył, nie mówił, że takim nie można
ufać? Czemu go nie posłuchała?! No dlaczego?!
Zaczęła
krzyczeć w poduszkę ze złości i upokorzenia.
Przyszedł
kolejny etap; tak jak w żałobie po etapie obwiniana się,
przychodzi depresja, to u niej przyszła złość zaraz po bólu i
żalu.
Była
wściekła na wszystko.
Na
Rona, bo się nie starał.
Na
Ginny, bo ją zostawiła.
Na
Parvati, bo nie umiała jej pocieszyć.
Na
Harry' ego za jego wieczne „będzie dobrze”.
Na
Terrence' a, bo się nad nią litował.
Na
Blaise' bo był za daleko.
Na
Pansy, bo była zawsze ironiczna.
Na
rodziców, bo nie dali się odczarować i jej nie pomagali.
Na
słońce, bo jej poukładany świat się walił, a ono bezczelnie
nadal świeciło.
Na
OWTM -y, bo bała się, że nie zda.
Na
nauczycieli, bo męczyli ją wypracowaniami, a ona nie mogła się
skupić.
Na
cały świat, bo wydawał się taki sam, jak tydzień temu, a
przecież wszystko runęło jak domek z kart.
Na
swoje głupie serce, bo się zakochało bez jej woli.
Na
jej rozum, bo na to pozwolił.
Na
Draco, bo był przystojny, dopiął swego i się w nim zakochała.
Na
samą siebie, bo mu uległa.
Z
wrzaskiem zerwała się w łóżka i zaczęła demolować
dormitorium.
Porwała
wszystkie wypracowania, podarła i podpaliła wszystkie książki w
wannie. Pocięła dywan i poszarpała poduszki, wyobrażając sobie,
że to twarz Draco.
Zdarła
na nich paznokcie do krwi. Zerwała zasłony i je również zaczęła
drzeć na kawałki. Ściągnęła wszystkie obrazy, nie zważając na
nich oburzenie i krzyki; potem zaczęła drzeć ubrania i wszystko
inne, co wpadło jej w rękę.
Sięgnęła
po różdżkę i zaczęła miotać zaklęciami, dokonując
ostatecznego zniszczenia.
Rozwaliła
łóżko i potraktowała kominek zaklęciem o efekcie bomby. Buchnęło
sadzą i popiołem, zaczęła kaszleć, ale to nie powstrzymało jej
przed dalszym gniewem. Zanosząc się kaszlem rzucała każde
zaklęcie, jakie przyszło jej do głowy. Gdy uznała, że nie ma już
czego niszczyć, przeniosła się do łazienki.
Tam
rozbiła wszystkie fiolki, buteleczki i inne szklane rzeczy. Lustro
rozbiła pięścią, a płytki zaczęła rozwalać zaklęciami.
Celowała właśnie na oślep w kafelki nad ukrytymi drzwiami, kiedy
te otworzyły się i stanął w nich wściekły Draco.
–
Kurwa
mać, Granger, co ty, do chuja odpierdalasz?! – wrzasnął.
–
Ćwiczę
zaklęcia – odpowiedziała spokojnie i kolejna płytka nad jego
głową eksplodowała.
~*~*~*~
Cześć!
Za
betowanie dziękuję Cammelii. Wywiązujesz się z tego naprawdę
sumiennie.
Jeśli
ktoś ma do mnie jakieś pytania lub wątpliwości co do całego
bloga, to piszcie na moją pocztę (monica.blog.onet.pl@onet.pl) lub
na gg 31936765, na wszystkie pytania na pewno odpowiem.
Naaatuuu,
gratuluję inteligencji i wnikliwego myślenia.
A
po za tym po konsultacji z jedną osobą, dochodzę do wniosku, że
ktoś ściąga
z
mojego bloga. Na razie są to nieznaczne podobieństwa, które mogę
się zdarzyć każdemu, ale jak jeszcze raz coś takiego zobaczę to
naprawdę się wkurzę.
Na
razie nic z tym nie zrobię, bo to jest śmieszne, że ktoś mnie
kopiuje, w ten sposób nie rozwija swojego talentu, tylko go marnuje.
Nie wzorujcie się na mnie, bo to nie ma sensu.
Teraz
tylko ostrzegam.
Pozdrawiam,
Nox
Weszłam na twego bloga na onecie, żeby skomentować ten rozdział, (bo ostatnio jak czytałam nie miałam warunków - telefon) i szczerze się ucieszyłam, że przeniosłaś. Choć to nie dla mnie - dziękuję! :D
OdpowiedzUsuńA teraz przejdę do skomentowania rozdziału. Podoba mi się współpraca Potter-Parkinson, i podoba mi się jak przedstawiasz tu Pansy, bo w większości opowiadań jest ona wytapetowanym, klejącym się do Dracusia pustakiem, a ty ją ''odmieniłaś'' - całkiem fajnie to wypadło ;) No i Granger się wkurzyła, hahah, podoba mi się to XD Biedny Malfoy, mam nadzieję, że go nie uszkodziła, masakrując łazienkę, chociaż z drugiej strony, jakby dostał lekko w główkę.. :D Sumując, rozdział bardzo fajny, przyjemnie się czytało. Czekam na kolejny, życzę weny i pozdrawiam! :*
nareszcie da sie to CZYTAĆ!!! i nie mówię o treści ale o wyglądzie bloga. Oczy bolały od tego żółtego tła i niebieskiej czcionki. W imieniu moich (i podejrzewam nie tylko moich) oczu dziękuję :)
OdpowiedzUsuńGosha
Gratuluję nowego imidżu. :D
OdpowiedzUsuńFajny szablon. Tamten może i był... ekhm... wyrazisty... ale po krótkim czasie się przyzwyczaiłam - zaznaczałam tekst kursorem, hehe :) Do Oneta mam ogromny sentyment, na nim znajdował się pierwszy fanfik, jaki czytałam (z Severusem w roli głównej, autorstwa Anne, teraz już emilyanne), niestety usunięty. Anyway, bardzo kochałam Oneta, dopóki parę miesięcy temu nie zaczął robić brzydkich żartów, takich niegodnych Weasleyów. Ale mówi się trudno.
Do Oneta:
"Znów się zepsułeś i wiem co zrobię,
Wymienię Ciebie na lepszy model." ----> Kasia Klich
Cammelia
Hermiona pokazała pazurki ^^
OdpowiedzUsuńJestem baardzo ciekawa kolejnej notki.
Generalnie fajny pomysł ze współpracą Harry'ego z Pansy.
Pozdrawiam
Joni <3
To jest świetne ! :3 Czekam na nowy rozdział i nienawidzę Cię za urwanie w takim momencie nooo ! Co do kolorów to czyta się o wiele lepiej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
haha boskie ! proszę cię zlikwiduj te kody przy obrazkach <3
OdpowiedzUsuńCuuudooo ... Dopiero wczoraj wyczaiłam twojego bloga i do dzisiaj przeczytałam wszystkie rozdziały.Bardzo podoba mi sie fabuła opowiadania i to ze sie tak wyróżnia od wszystkich innych.Dodałaś w ich histori ( Draco i Hermiony ) coś nowego , niespodziewanego przez co jestem naprawde miło zaskoczona i z niecierpliwością czekam na kolejną mam nadzieje równie porywającą notkę
OdpowiedzUsuńzakochałam się w twoim blogu *o*
OdpowiedzUsuńja także:)
UsuńHaha zaczyna się niezła akcja :)
OdpowiedzUsuńNie no błagam niech się już pogodzą
OdpowiedzUsuńmasakra była po prostu cudowna...
OdpowiedzUsuńsuper masakra!
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńCo robisz?
OdpowiedzUsuńĆwiczę zaklęcia!
Tajfun Hermiona :D
OdpowiedzUsuń