Próbuję, próbuję
Ale wiem, że muszę to znieść
One day at a time – Enrique Iglesias
Hermiona
i Ron obrócili się gwałtownie i zobaczyli Draco Malfoya opartego o
ścianę z założonymi rękami i kpiącym uśmiechem na twarzy.
Hermiona
zaczęła się zastanawiać co zrobi i ile słyszał.
-Może
Tobie nie odpowiada moja osoba, Weasley ale uwierz mi na słowo,
Granger ostatnio bardzo odpowiada, prawda, skarbie? - rzucił jej
lekki uśmiech.
-Próbowałem
mu to wytłumaczyć – mruknęła nie patrząc na żadnego z nich.
-Nie
mam do Ciebie o to pretensji, Granger – powiedział Malfoy nie
spuszczając z niej oczu – a więc, Weasley, przyjmij do
wiadomości, że Granger nigdy Cię nie zdradziła, choć nie raz ją
do tego namawiałem – powiedział Ślizgon i drobnymi kroczkami
podszedł do dziewczyny, żeby objąć ją w talii.
-Jasne
– warknął Rudy odzyskując głos i patrząc na nich z pogardą –
nigdy mnie nie zdradziła, a teraz, co?
-Nie
jesteśmy razem, Ron – syknęła dziewczyna czując, że Malfoy
zaciska palce na jej biodrach.
Był
wściekły na niego, czy na nią, że musi jej pomagać?
-A
poza tym - dodał chłodnym tonem blondyn – Ty i Granger to już
przeszłość, teraz jest ze mną i to się szybko nie zmieni.
Boże,
Malfoy, nie wiem jak ja Ci się za to odwdzięczę.
Hermiona
miała wrażenie jakby Ślizgon poznał jej myśl.
Jego
dłonie na jej biodrach zacisnęły się mocno, ale tylko na chwilę.
Wiedziała, że zostaną jej po tym ślady.
Jakby
chciał powiedzieć, słono za to zapłacisz..
-To
skoro jesteście razem, to czemu mówisz do niej po nazwisku? -
zapytał Ron.
Draco
wzruszył ramionami.
-Tak
jakoś zostało od ostatniego razu jak była u mnie na noc. Dość
głośno krzyczała – uśmiechnął się wrednie i musnął ustami
włosy Gryfonki – dodam, że nie krzyczała ze strachu.
Jak
on to robi, że zawsze uderza w najsłabszy punkt? przeszło
Hermionie przez myśl, widząc wściekłą minę Rona.
-Spałaś
z nim? - Gryfon zachłysnął się powietrzem.
Wiedziała,
że jest wściekły. W końcu oni byli razem prawie dwa lata i nigdy
nie poszła z nim do łóżka. Mówiła, że chce poczekać, że nie
jest gotowa, a on jej wierzył. Czekał, a ona nawet nie była
dziewicą. A teraz dowiaduje się, że spała z jego odwiecznym
wrogiem. No cóż, niektórych to wkurza.
-I
co z tego? - zapytała tylko.
-Jak
mogłaś? To wróg! On jest...
-
Dobry w łóżku – przerwała mu ostro Hermiona mając nadzieję,
że Malfoy zachowa kamienną twarz.
Draco
zaśmiał się w duchu.
No,
Granger, nawet nie wiesz jak bardzo.
-
I to mi wystarczy. A Tobie nic do tego!
-Jesteś
zwykłą....
-Och,
daj spokój – warknął Draco – Granger jest bardzo dobra w te
klocki.
Ron
posłał im spojrzenie godne Avady.
-Jesteście
siebie warci – warknął.
-Dla
mnie to komplement – powiedzieli równocześnie Hermiona i Draco.
Gryfon
obrzucił ich wściekłym spojrzeniem i odszedł.
Gdy
zniknął za rogiem Hermiona spuściła głowę, a Draco powoli ją
puścił.
-Dzięki
za pomoc – powiedziała cicho i chciała odjeść.
-Granger!
- złapał ją za nadgarstek.
-Co?
-Ja...
- urwał bo nie widział co powiedzieć – po prostu...
-Chciałeś
przeprosić, ale nie masz tyle odwagi? - zapytała, nie patrząc na
niego.
Gdy
nie odpowiedział, wysunęła rękę z jego uścisku.
-Granger!
- zawołał gdy ją odchodziła.
-Daruj
sobie – powiedziała nawet się nie obracając.
Draco
zaklął pod nosem i ruszył w stronę Pokoju Wspólnego z jeszcze
gorszym humorem niż wcześniej.
***
W
Pokoju Wspólnym Ślizgonów było niewiele osób. Siedziało kilka
pierwszoroczniaków, troje czwartoklasistów i parę osób z szóstego
roku. Reszta była jeszcze na lekcjach. Ale w kącie siedział ktoś
jeszcze. Draco zmrużyło oczy, żeby lepiej widzieć. Czarne włosy,
jasne cera, krótka spódniczka. Te nogi to on skądś zna...
Podszedł
kilka kroków i rozpoznał osobę.
Pansy
Parkinson.
Ostatnio
nie rozmawiał z nią dużo. Był czas gdy Pansy i on spędzali razem
dużo czasu. Była jedyną dziewczyną, z którą wytrzymał dłużej
niż dwa tygodnie. Czasem go irytowała, ale w sumie była niezłą
dziewczyną.
-Jak
leci, Parkinson? - zapytał siadając koło niej.
-Och,
to Ty, Draco – uśmiechnęła się z trudem.
-Stało
się coś? - zapytał Draco spoglądając na nią.
Pokręciła
głową i objęła się ramionami. Draco znał to zachowanie. Była
smutna i przybita.
Przeklinając
wszystkie kobiety świata zajrzał jej w oczy.
-Ej,
Parkinson, co jest?
-Draco,
nic mi nie jest. Fantastycznie, koniec roku, koniec budy –
powiedziała Pansy.
-Daj
spokój – wywrócił oczami zniecierpliwiony – znam Cię, stało
się coś i chce wiedzieć co.
-No
tak, Wielki Draco Malfoy zawsze dostaje to co chce. Skoro tak Ci
zależy. - mruknęła – mam dość.
-A
konkretniej czego?
-Tego
cholernego zamku i... - urwała i odwróciła wzrok.
-Pansy,
co jest? - zapytał obejmując ją ramieniem – byliśmy razem i
wiem, że coś jest nie tak.
Dziewczyna
westchnęła cichutko.
-Zakochałam
się .
-Ałł
– jęknął Draco – podejrzewam, że nie we mnie?
-Nie
– roześmiał się szczerze – już mi przeszło – dodała i
poczochrała mu włosy.
-Parkinson
– westchnął Draco – układałem je.
-Wiem
– uśmiechnęła się z satysfakcją.
-W
kim?
-Co
w kim?
-No
w kim się zakochałaś? - zapytał Draco.
-Nie
ważne, nic z tego nie wyjdzie – powiedziała, pochmurniejąc.
-Głupia
– mruknął – jesteś ładna, wielu facetów na Ciebie leci,
byłaś ze mną jakiś czas. Każdy Ślizgon wie co to znaczy. Każdy
będzie Twój jeśli tylko się trochę postarasz.
-Draco,
to nie jest Ślizgon – powiedziała Pansy i spojrzała mu w oczy.
-O
cholera, Parkinson, to w kim się zabujałaś? - wyszeptał Draco
blednąc.
Znał
Pansy i rodzinę Parkinsonów. Wiedział, że jeśli Pansy poważnie
się w kimś zakochała to jej rodzina i tak rozwali ten związek.
Pansy miała wyjść za kogoś czystej krwi. To nawet po wojnie się
nie zmieniło. Pansy do tego stopnia miała związane ręce. On też,
miał przedłużyć ród i zachować czystą krew. Pieprzony
obowiązek.
-To...
nie ważne Draco. I tak nic z tego nie wyjdzie.
-Ravenclaw?
- zapytał z nadzieją.
Wtedy
jeszcze związek miał by jakieś szanse, tam byli ludzie szanowni
przez elitę czystej krwi.
-Nie.
No
to kaplica.
-Parkinson...
-Nie
pytaj kto, bo i tak Ci nie powiem.
-No
to wpadłaś – powiedział ciężko.
-Nie
dobijaj mnie – westchnęła.
Draco
przyjrzał się jej uważnie. Wyglądała gorzej niż zawsze, gdy
była przybita jak byłą z nim.
-Pansy,
poważnie, mogę kogoś uruchomić, coś zrobić – powiedział.
Nazwisko
Malfoy wciąż wzbudza szacunek. On sam miał trochę znajomości,
których nie pochwaliłby żaden Gryfon, a nawet jego ojciec gdyby
żył. Sprzymierzeńców potrzebował na wojnie na gwałt i nie
patrzał na nich rodowód.
A
Pansy była jedną z niewielu osób, na której mu w jakiś sposób
zależało.
Pansy
bardzo mu pomagała w szóstej klasie, gdy wypełniał zadanie dla
Czarnego Pana i w końcu byli razem pół roku, a to rekord Draco co
do związku.
-Nie
– powiedziała Pansy ostro – nie chcę. Zostawmy ten temat. Ty
też nie wyglądasz najlepiej.
Draco
wzmocnił czujność. Nawet jeśli Granger ufał, to Pansy znała go
lepiej i potrafiła rozszyfrować.
-Wiesz,
że dużo się uczę – powiedział.
-Wiem
– pokiwała głową – tylko, że ostatnio nie widziałem koło
Ciebie żadnej dziewczyny.
-Zazdrosna?
- zapytał natychmiast Draco.
Zaczynał
grę, która jest przeznaczona dla osób, które się dobrze znają i
znają zasady. Na szczęście Pandy była w niej dobra. W końcu sam
był jej nauczycielem.
-Oczywiście
- zironizowała nie podejmując wyzwania – nie – dodała już
poważnie – zawsze dużo się uczyłeś, ale dziewczyny Ci w tym
nie przeszkadzały. Czyżbyś zmienił orientację, Draco? - zapytała
złośliwie.
-Jak
śmiesz? - prychnął oburzony - od urodzenia wielbię Merlina za
piękne kobiety tego świata. I one mi wystarczają w zupełności.
Zaśmiała
się.
To
co mówił było prawdą.
Od
dawna było wiadome, że Draco Malfoy był wielkim Casanovą i nie
wie co to złamane serce.
Przynajmniej
tak sądzono. Wieczny luzak, bogaty, któremu los nie poskąpił
urody i wdzięku. Dziewczyny poszeptywały między sobą, że w łóżku
jest nie do zdarcia. To Pansy wiedziała osobiście.
Tylko
niewielkie grono osób przejrzało jego fasadę.
Do
tych nielicznych osób zaliczali się Blaise i Terren. W pewnym
stopniu Narcyza Malfoy i Cass Meverell, no i jak się okazywało od
paru dni pewna Gryfonka. Ale najwięcej o sercu i naturze Draco jak
na razie wiedziała Pansy. To ona była jego przyjaciółką od
pierwszej klasy, a potem dostąpiła tego zaszczytu, że była z nim
przez pół roku w szóstej klasie i kilka tygodni w piątej. O jego
zadaniu dla Czarnego Pana wiedzieli w zamku tylko on i ona. Nawet
Crabbe i Goyle, którzy byli jego czujkami nie wiedzieli o co chodzi.
Terren i Blaise też zostali odsunięci na boczny tor, bo Draco nie
chciał ich narażać. Co jak co, ale jeśli ktoś zdobył zaufanie
Dracona Malfoya co nie było łatwe, to mógł na niego zawsze
liczyć.
Tak
więc teraz, gdy Pansy uważnie mu się przyjrzała dostrzegła, że
Draco jest zirytowany i to od kilku dni. Nie zachowywał się tak jak
wtedy gdy wykonywał zadanie dla Czarnego Pana. Wtedy był niepewny i
przepełniony strachem. Zastraszony. Teraz coś go denerwowało. Nie
pozwalało spokojnie wrócić do egzystencji dawnego Draco Malfoya,
którym w głębi duszy zawsze był. Człowiek zmienia twarze, a nie
duszę.
-Co
Cię gryzie, Draco? - zapytała.
-Mnie?
- zdziwił się – wiesz, nie wiem. Ostatnio eksperymentowałem z
eliksirami i może coś mi gdzieś skapnęło na skórę. Nie wiem
dokładnie co to było...
-Skończ
i zacznij od nowa tylko bez tej szurniętej gadki.
-Nie
mi nie jest, Pansy – powiedział nieprzekonująco.
-Draconie...
-Nic.
-Draco...
-Nie.
-Draconcu...
-Nie!
- skrzywił się - przestań!
-Dracusiu
– zaczęła słodko wiedząc jak go to wkurza.
-Parkinson,
przestań! - warknął na nią zimno – i przestań z tym Dracusiem,
na Merlina!
Pansy
nie przejęła się. Nie raz się tak zachowywał.
-Od
kiedy wszywasz imię Merlina? - zapytała cicho.
-Od
dzisiaj.
-Draco
– powiedziała łagodnie – nie jesteś sobą od jakiegoś
czasu...
Urwała,
bo w tym wszystkim brakowało jej jakiegoś elementu.
-Zgadłaś.
Zmieniłem się z Potterem ciałami – zadrwił.
-Wal
się – mruknęła i...
KLIK!
Coś
zaskoczyło.
W
jej umyśle pojawiły się sceny z ostatnich kilku dni.
Uśmiechnęła
się i poczochrała mu włosy.
Wiedziała
co zrobić.
-Wiesz
dlaczego nie jesteśmy razem? - zapytała.
Pytanie
to gdyby padło z ust innej dziewczyny wydało by mu się śmieszne,
ale co do Pansy było inaczej.
-Zabrakło
chemii – powiedział.
-Właśnie.
Oddaliliśmy się od siebie. Ty wykonywałeś zadanie dla Czarnego
Pana, potem nie wróciłeś na siódmy rok, a jak tak.
-No
dobra, ale po co Ci to teraz?
-Wiesz,
że była w Tobie zakochana?
-No
wiem.
-To
nie tyko brak chemii.
-A
czego?
-Widzisz,
Draco, naprawdę Cię kochałam – zaczęła mu tłumaczyć Pansy –
dalej jesteś facetem z którym zawsze mogę pogadać, ale mi serce
już nie bije mocniej na Twój widok, nie uginają się nogi.
-Oj
– powiedział Draco – straciłem wierną fankę.
-Cicho
– skarciła go – byłam głupia i zakochana. Miałam szczęście,
że byłam z Tobą tak długo. Zrozumiałam coś ważnego. Dzięki
temu, gdy nie wróciłeś na siódmy rok nie zaczęłam rozpaczać i
histeryzować.
-Co
zrozumiałaś? - zapytał teraz już zaciekawiony Draco spoglądając
w jej stronę.
-Że
nie jesteś facetem dla mnie – uśmiechnęła się widząc jego
zdziwioną minę – owszem bałam się o Ciebie gdy byłeś w Malfoy
Manor. Twój Pan był nieobliczalny. Ale gdy wróciłeś na ta
cholerną Bitwę i Astoria Greengrass rzuciła Ci się na szyję
szlochając i płacząc, że tak bardzo za Tobą tęskniła...
-Nie
przypominaj mi – wymamrotał Draco.
-Nie
byłam zazdrosna – kontynuowała Pansy jakby jej nie przerwał –
cieszyłam się, że żyjesz i odetchnęłam z ulgą, ale byłeś dla
mnie tylko dobrym przyjacielem. A facetem żadnym.
-Ej!
-Nie
chodzi o to, że czegoś Ci zabrakło – uspokoiła go – po prostu
ja nie tego szukałam w facecie.
-A
czego szuka piękna i mądra dziewczyna w facecie jak nie wyglądu i
kasy? - zapytał Draco wzruszając ramionami.
-Jesteś
ignorantem – powiedziała mu prosto w oczy.
-Dlaczego?
- zapytał spokojnie.
Niezbyt
się tym przejął. Choć ostatnio coś podobnego usłyszał od
Blaise' a, więc może coś w tym jest.
-Bo
ja szukam czego innego. Spokojniejszego charakteru, czegoś bardziej
przewidywalnego. Życie z Tobą to wysokie obroty przez długi czas.
Nie wiem czy bym wytrzymała.
-Znaczy...
masz na myśli to, że jestem nieobliczalny?
-W
pewnym sensie. Nie do końca w tym najgorszym sensie. Ty w każdej
chwili jesteś gotowy zacząć coś od nowa. Wstać i wyjść jak Ci
coś nie pasuje i już nigdy nie wrócić. Walczysz do końca gdy
wiesz, że walczysz za kogoś na kim Ci zależy. Choć lubisz luksus
to szybko Ci się nudzi. Zawsze możesz zacząć nowy eliksir, zerwać
kontakty z kimś ot tak, bo wiesz, że zagraża Twojej osobie. Nie
wytrzymasz długo robią to samo. A ja chcę czegoś stabilnego.
Z
początku Draco żałował, że dał się wciągnąć w tę rozmowę,
ale teraz pomyślał, że mu się przyda. Poznanie punktu widzenia
kobiety w jakiś sposób bezstronnej. A on uwielbiał poznawać
sposoby myślenia ludzi. Ciekawe doznanie.
-Potrzebujesz
dziewczyny o wybuchowym charakterze - powiedziała Pansy.
-O
tak, bo Ty byłaś ostoją spokoju – mruknął tylko.
-Nie
byłam i nigdy nie będę, ale i tak nie dorównuje Tobie. Dziewczyna
dla Ciebie to typowy wolny strzelec. Niezależna i nieuchwytna. Taka,
z którą mógłbyś się kłócić godzinami żeby potem błagać ją
o wybaczenia tak jak tylko Ty potrafisz. Albo żeby ona wróciła do
Ciebie pokorna i smutna, ale zawsze nieuchwytna. Musi Ci się zawsze
wymykać z rąk, żebyś wiedział co stracisz jak odjedzie. Ja nigdy
taka nie byłam, Draco – uśmiechnęła się Pansy – i nie chcę
być.
-Zmieniłaś
się, Pan – powiedział ze zdziwieniem Draco – na lepsze –
dodał bezwiednie.
Dziewczyna
roześmiała się głośno.
Wiele
osób spojrzało w ich stronę. Wiele dziewczyn z zazdrością.
Chciałyby być na teraz na miejscu Pansy Parkinson.
Dziewczyną,
która przez tak długi czas była z Draco Malfoyem. Dziewczyną,
którą wielbił Draco Malfoy i z jedyną, z którą po zerwaniu
rozmawiał i flirtował. Dziewczyną, która była w jego oczach
kimś. Choć w tej chwili dostał dość gorzką lekcję to wiedział,
że musi ją przemyśleć na spokojnie. Teraz wiedział jedno. Pansy
zawężała grono dziewczyn, w których mógł wybierać, ale długo
by błądził gdyby nie otworzyłaby mu oczu na coś oczywistego. Coś
co mogła zobaczyć tylko kobieta, która go znała, która z nim
była i która już nie była w nim zakochana. Pansy Parkinson.
Ta
właśnie dziewczyna przechyliła głowę i spojrzała na niego
figlarnie.
-Zakochanie
to głupi stan, nie? - zapytała lekko.
-Co?
-Namieszałam
Ci.
-Nie
– zaprotestował – wiele wyjaśniłaś.
W
jego oczach, płoną blask, który dobrze znała.
-Idź
– powiedziała wskazując jego dormitorium, do którego nie miała
wstępu żadna dziewczyna. Tylko ona, ale rezygnowała z tego
dobrowolnie na rzeczy innego faceta.
-Nie
mogę nadwyrężać mojej opinii, więc... - Draco zwiesił głos i
pocałował Pansy.
Krótko,
ale namiętnie.
-Jesteś
draniem, wiesz? - zapytała cicho, gdy się od niej odsunął.
-Wiem,
ostatnio słyszę to aż za często - powiedział
-Ktoś
ma święta rację.
-Możliwe
– zgodził się Draco i odszedł bez pożegnania.
Pansy
obserwowała go jak szedł w stronę swojego dormitorium.
Wyprostowany
i dumny.
Nie
spojrzał na żadną dziewczynę chociaż wiele chciało pochwycić
jego spojrzenie.
Coś
się zmieniło.
Nie
tylko pomiędzy nią, a Draco. Sam przystojny blondyn się zmienił.
I choć Pansy nie wiedziała co dokładnie się zmieniło to
wiedziała, że Draco pocałował ją ostatni raz w jej życiu.
Gdy
zatrzasnął drzwi dormitorium w Pokoju Wspólnym rozległo się
kilka pełnych zawodu westchnień. Pansy uśmiechnęła się lekko.
-Dobra
robota, Granger.
Genialne! <3 Jejku, zazdroszcze! Też bym chciała potrafić tak pisać :)
OdpowiedzUsuńJezu to jest cudowne kilka nast roz i bede gotowa stwierdzic ze piszesz lepiej niz Rowling :D
OdpowiedzUsuńOj, piękny rozdział :) Bardzo podoba mi się to, jak tutaj pokazałaś Pansy. We wszystkich Dramione jest głupia, a Ty pokazałaś jej drugą stronę ;) Doroślejszą i mądrzejszą Pansy :) Ach, szkoda mi tej Hermiony, bo niby ma Draco, a jednak nie. No i ten Ron... Jest BARDZO podły :C
OdpowiedzUsuń"-Wiem – pokiwała głową – tylko, że ostatnio nie widziałEm koło Ciebie żadnej dziewczyny." - wiem, że to zwykła literówka, ale nie wiem czemu wywołała u mnie salwę śmiechu ;)
no Dracze jest pomysłowy. jakoś wymyśli jak przeprosić MionęSuper rozdzialik
OdpowiedzUsuńcudowna cudowność! zazdroszcze talentu
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział ;)
OdpowiedzUsuń~S~
Takie *-*
OdpowiedzUsuńUwielbiam taką Pan ♥
OdpowiedzUsuń