wtorek, 22 stycznia 2013

rozdział 17

Idę przez siebie, prowadzony przez marzenia (...)
Mam wiarę, marzenia i wyznaczony cel (...)
Wiesz idę tam, bo to jest to o czym marzyłem (...)
Wiesz na pewno i Ty też masz jakieś marzenia
A może przyszedł ten czas, by coś w końcu pozmieniać...
Jeden Osiem L - Zanim zasnę"

-No, Granger, czyżbym widział nutę zawodu na Twojej twarz gdy zobaczyłaś swoją ocenę? - Hermiona usłyszała ten głos w chwili gdy szła na eliksiry.
Obróciła się i nie zdziwiła się , że zobaczyła za sobą Malfoya.
-Źle u Ciebie z odczytywaniem mimiki twarzy, Malfoy – odparła tylko i poszła dalej.
-Nie sądzę, Granger – cały czas słyszała za sobą jego głos – jestem wyczulony na emocje innych.
-Płacą Ci za wkurzanie ludzi czy robisz za wolontariat? - zapytała już trochę podniesionym tonem.
-Pracuje na pół etatu – uśmiechnął się i zrównał z nią – większość mojego czasu zajmuje nauka i rola Twojego pocieszyciela.
-Wiedziałam, że zdawanie się z Tobą to stąpanie po cienkim lodzie – wymruczała pod nosem.
-Granger, przywyknij, że jestem, bo to się szybko nie zmieni – odpowiedział jej tylko.
Gdy się obejrzała, zobaczyła jak znika w bocznym korytarzu.
-Jakoś teraz Cię nie ma! - wrzasnęła za nim, na co kilka osób obejrzało się.
On tylko się roześmiał i pomachał jej nawet się nie obracając.
-Idiota – mruknęła, ale na jej ustach majaczył lekki uśmiech.
-Co tam mamroczesz? - usłyszała kolejny znajomy głos.
-No nie – jęknęła gdy podniosła głowę.
Koła niej szedł jakby nigdy nic Blaise Zabini.
-Jakaś inwazja Ślizgonów czy jak?
-Skarbie, to tylko ja – roześmiał się Blaise na co kilka mijających ich dziewczyn westchnęło z uwielbieniem.
-Tak, a wcześniej Malfoy – wymruczała Hermiona – wcześniej Terren i Snape. Co jeszcze?
-Chyba w rankingu z nimi jestem najlepszy, co?
-Ślizgoni mają jedna wspólną cechę.
-Jaką? - zainteresował się Terren, który pojawił się nieoczekiwanie z drugiej strony.
-Są zbyt pewni siebie i mają zbyt wysokie mniemanie o sobie i zbyt duże ego – wycedziła przez zęby Hermiona.
-Czekaj, czekaj, nas też masz na myśli? - zapytał Blaise.
-Tak, masz drugie miejsce.
-Tylko drugie? – zasmucił się teatralnie Diabeł.
-Tak, Terren jest trzeci – powiedziała szatynka.
-A pierwszy? - zapytali zgodnie Ślizgoni.
-Malfoy! - wrzasnęła Gryfonka tracąc cierpliwość i przyspieszyła kroku.
Chłopaki zniknęli jej z oczu. Gdy się obejrzała zobaczyła jak stają z Draconem. Rozmawiali o czymś szybko. Potem Draco podniósł głowę i szybko wyłowił ja z tłumu. Uśmiechnął się tak jak potrafił tylko dawny wredny Malfoy i szepnął coś do Zabiniego i Higgsa. Ślizgoni ruszyli w jej stronę, mieli na twarzach identyczne uśmiechy.
I Gryfonka wiedziała, że ma kłopoty. Rzuciła się biegiem w stronę lochów.
-Granger! - usłyszała za sobą głos, którego nie można było pomylić – nie żyjesz za to pierwsze miejsce!
-I za drugie! - dobiegł ją kolejny głos.
-I trzecie! - wrzasnął jeszcze inny głos.
-Walcie się! - krzyknęła wiedząc, że to ich rozjuszy i zniknęła w następnym korytarzu.
Za nią z uśmiechami i iskierkami w oczach godnymi Huncwotów ruszyli Draco Malfoy, Blaise Zabini i Terrence Higgs.
Jedno jest pewne.
Gryfonka miała się czego bać.
***
-Muszę ich zgubić, muszę – mruczała do siebie Gryfonka przepychając się przez tłum ludzi jak najszybciej się dało.
-Granger – usłyszała za sobą na pół roześmiany, na pół rozzłoszczony głos - i tak Cię dopadnę!
O cholera pomyślała, jeśli skręcę tutaj to mnie dopadną, jeśli tu to też jest taka opcja, a tutaj to nie koniecznie...
Bez większego namyślania się wpadła w jeden z bocznych korytarzy i puściła się biegiem. W połowie zatrzymała się i z mocno bijącym sercem schowała się za jakąś zbroją. Starając się nie oddychać zaczęła nasłuchiwać.
Trzy osoby, biegną... tak, minęli ja... idioci...
Na wszelki wypadek odczekała trochę, a potem cały czas patrząc w stronę głównego korytarza, na wypadek gdyby się cofnęli myśląc, że nie pobiegła by tak szybko, zaczęła się cofać.
Powoli, jeszcze tylko kilka metrów, a ich nie ma. Pewnie pobiegli dalej, bo za nic by jej nie odpuścili.
No jeszcze dwa metry i na jakiś czas jest bezpieczna.
Trzy kroki i może się śmiać ze Ślizgonów i ich marnych zdolności do tropienia.
Ten ostatni krok i... bum!
Wpadła na kogoś.
-Mówiłem, Granger. Przede mną nie uciekniesz – usłyszała dobrze jej znany męski głos i jęknęła.
Ktoś złapał ją w talii i nie pozwalał się obrócić.
-Mogę się już bać? - zapytała chcąc się cofnąć o krok.
-Oj i tak bo masz czego – powiedział z przekonaniem i dłonie z jej bioder zniknęły.
Obróciła się by wpaść w ramiona Draco Malfoya.
Uśmiechnął się triumfalnie widząc jej minę.
-Pertraktujemy? - zapytała z nikłą nadzieją.
-Nie mam mowy – pokręcił głową z uśmiechem, ale jego oczach nie było iskierek.
-No przecież byłeś pierwszy – zaczęła spokojnie z nadzieją, że go przekona, ale w głębi duszy przeklinała go i jego manię wielkości.
-Granger, Granger, nie uciekniesz przed tym.
-No ale...
-Granger, wcale nie mam zbyt wybujałego ego, mniemania o sobie i nie jestem zbyt pewny siebie.
-Jak to nie? - zapytała oburzona bo jej przekonania były silniejsze niż lekki strach przed tym co wymyśli teraz Malfoy.
-To tylko to, że wiem kim jestem – uśmiechnął się rozbrajająco.
-I tak jestem przy swojej wersji – mruknęła pod nosem Gryfonka.
- I nie zmienisz jej? - zapytał Malfoy i zrobił krok w tył.
-Nie mam mowy.
-Szkoda – powiedział i puścił ją.
-Już? - zaskoczona – myślałam, że czeka mnie coś gorszego.
-Mam dobry dzień – powiedział tylko – lepiej idź, bo się rozmyślę.
-To do Ciebie nie podobne – powiedziała ostrożnie – Ty tak szybko nie odpuszczasz.
-Idź, Granger – uśmiechnął się przekornie – mam dobry dzień, korzystaj póki możesz.
Zrobiła krok w tył ale, on stał dalej i nic nie zrobił. Ot, tak stał i patrzał jak odchodzi, przekrzywiając głowę na bok z przekornym uśmiechem.
***
To nie normalne myślała spiesząc się na eliksiry.
Owszem, Slughorn jej nie nie zrobi za to spóźnienie, ale ona nienawidziła się spóźniać.
Pod klasę dotarła równo z dzwonkiem. Lekcja minęła szybko. Robili eliksir na Porost Włosów. Znała go więc nie musiała uważać. Co dziwne koło niej pojawił się Terren. Jakby nigdy nic usiadł koło niej i puścił jej oczko.
-Już mi odpuściliście? - zapytała z niedowierzaniem.
-Ja tak – wzruszył ramionami - nie ganiam niewinnych dziewic - uśmiechnął się – nie wiem tylko jak Diabeł i Draco.
Rozmawiali półgłosem przez całe eliksiry. Widziała zdziwione spojrzenia Harry' ego i Parvati choć ta do niej mrugnęła, że rozmawia ze Ślizgonem. Ron za to ją ignorował choć był wściekły, poznawała to po jego ruchach. Ale Ron był już przeszłością. Nie będzie po nim płakać czy wzdychać. Nie ma za czym.
Po lekcji, na której zdobyli 20 punktów dla swoich domów udała się w stronę klasy transmutacji w towarzystwie Terrence' a i Blaise' a.
-A gdzie dopełnienie waszej trójcy? -zapytała z sarkazmem, gdy przepychali się przez tłum.
-Szlaja się gdzieś – uśmiechnął się Blaise i puścił oczko do mijającej ich Krukonki z szóstej klasy.
-Nie przejmuj się, nie zgubi się – dodał Terren.
-Nie przejmuję się – mruknęła cicho, ale Ślizgoni albo jej nie usłyszeli albo nie chcieli słyszeć.
***
-Spokój – rozległ się ostry głos profesor McGonagall – lekcja już się zaczęła. Panno Granger, proszę zebrać wypracowania.
Hermiona przeszła po klasie zbierając rulony pergaminów i gdy podeszła do swojej torby zamarła.
Nie miała wypracowania. A mogłaby przysiąc, że wkładała je dzisiaj rano do torby. Była tego pewna. Więc na gacie Merlina gdzie jest to cholerne wypracowanie?!
Przeszukała torbę jeszcze raz i nic.
A potem coś w jej umyśle zaskoczyło.
Malfoy, korytarz.
Podeszła po biurka nauczycielki i położyła na nim wypracowania.
-Pani profesor, ja nie mam tej pracy – powiedziała cicho spuszczając głowę.
Profesor McGonagall spojrzała na nią uważnie.
- Panno Granger, co się z panią dzieje? Najpierw ta gwałtowna odmowa na pilnowanie szlabanu, nigdy nie odmawiała pani zadań Prefektów Naczelnych.
Hermiona słuchała tego w milczeniu, ze spuszczoną głową.
-Masz na to jakieś wyjaśnienie? - zapytała.
Pokręciła głową.
-Nie, pani profesor – powiedziała cicho.
-A na brak pracy domowej?
-Zostawiłam ją w bibliotece – powiedziała szeptem.
-To ją przynieś – powiedziała dyrektorka.
Gryfonka nie była głupia. Wiedziała, że to test. Jeśli ma wypracowanie to je przyniesie, a jak nie to zacznie kręcić.
-Naprawdę ją napisałam, pani dyrektor – powiedziała zrozpaczona.
Profesor McGonagall patrzała na nią w milczeniu przez chwilę, a potem zabrała głos:
-Wierzę Ci, Granger. Przynieś je – dodała.
-Tak, jest, proszę pani – powiedziała szybko i wyszła.
Za drzwiami oparła się o ścianę, załamana.
Nie chciała zawieść nauczycielki. Teraz nic nie zdąży napisać. Ma co najwyższej kilka minut.
Malfoy, gdzie jesteś? jęknęła w duchu.
Puściła się biegiem w stronę lochów z zarysem planu w głowie.
Zapukała do jednych z dziesiątek drzwi.
-Proszę – odpowiedział dziarski głos.
Otworzyła drzwi i wpadła do sali eliksirów gdzie lekcje mieli pierwszoroczniacy.
-Profesorze Slughorn – wydyszała Hermiona odpierając się o biurko nauczyciela - gdzie znajdę teraz pana Malfoya? - zapytała przeklinając go w myślach za wszystkie czasy.
-Pana Malfoya? - dziwił się staruszek – a na cóż on pani potrzebny?
-To sprawy prefektów – zmyślała na poczekaniu – polecenie pani dyrektor. Tajne.
-Och, oczywiście – zrozumiał Mistrz Eliksirów - pan Malfoy – powtórzył pod nosem przeglądając papiery na biurku - pan Malfoy, o jest! Draco Malfoy, wróżbiarstwo, Wieża Północna.
-Dziękuję panu – powiedziała i już jej nie było.
***
Zabiję go, naprawdę zrobię mu krzywdę. Przysięgała w myślach, obiecuję, przysięgam na Merlina i moich rodziców, że zrobię mu krzywdę.
Pędziła korytarzami najszybciej jak mogła. Schody na Wieżę Północą były stanowczo za długie dla kogoś kto się spieszy. Odetchnęła parę razy głęboko przed klasą wróżbiarstwa.
-Pani profesor? - zapytała modulując głos w taki sposób, żeby obecni w stali jej nie poznali.
-O co chodzi? - profesor Trelawney spojrzała na nią nieprzytomnym wzrokiem.
-Pani dyrektor prosi do siebie Dracona Malfoya – odpowiedziała nadal stojąc w drzwiach tak, że była niewidoczna dala klasy.
-Tak, tak, jasne – nauczycielka sprawiała wrażenie nieprzytomnej. - panie Malfoy – skinęła na ucznia.
Zdziwiony blondyn wyszedł z klasy i gdy zobaczył Gryfonkę uśmiechnął się lekko.
-O co chodzi, pani dyrektor? - powiedział i na jego przystojnej twarzy pojawił się bezczelny uśmiech gdy oparł się ścianę.
-Dawaj moje wypracowanie – wycedziła od razu szatynka.
-Jakie wypracowanie? - zdziwił się uprzejmie Ślizgon.
-Nie udawaj, że nie wiesz, Malfoy – to ostatnie słowo prawie wypluła.
-O co Ci chodzi, Granger? - zapytał spokojnie.
-Zabrałeś mi zadanie dla McGonagall – warknęła robiąc krok w jego stronę.
Podniósł jedną brew, wciąż irytująco spokojny.
-Nie wyspałaś się Granger, że wygadujesz takie badziewia czy co? - zapytał.
-To Ty pieprzysz głupoty – warknęła dziewczyna i stanęła z nim nos w nos -zabrałeś mi wypracowanie na tym korytarzu. Byłam głupia myśląc, że tak łatwo odpuścisz – wysyczała.
-Czyżbyś mówiła o tym? - zapytał wyciągając z kieszeni szat zwój pergaminu.
Rozpoznała swoje pismo. Wyciągnęła w jego stronę rękę, ale Draco był szybszy. Pergamin zniknął.
-Oddawaj to, Malfoy – syknęła cicho.
-Ani mi się śni, skarbie – pokręcił głową z bezczelnym uśmiechem – coś za coś.
Tym razem była szybsza. Trzasnęła go w twarz zanim zdążył mrugnąć.
-Dawaj – powtórzyła.
-Nie mam mowy – syknął cicho.
Teraz to i o był zły.
-Oddaj to, bo do cholery nie ręczę za siebie, Malfoy! - warknęła.
Milczał chwilę, a potem wyciągnął w jej stronę rękę. Dziewczyna zmrużyła oczy. Delikatnie pogłaskał ją po policzku, ale jego oczy były zimne. Nie przeniknione jak stal.
Nadal dotykając jej twarzy, dał jej pergamin.
-Nie wiesz co straciłaś, Granger – powiedział cicho zimnym tonem i obrócił się.
-Malfoy!
Zatrzymał się, ale nie obrócił w jej stronę. Nawet nie spojrzał na nią.
-Ślizgoni się zmieniają, ale nie Ty. Zawsze będziesz wredny i bezczelny ignorantem. Jak Twój ojciec.
Poznała go na tyle, że wiedziała iż tą ostatnią uwagą go zrani.
-Bo ja się nie zmieniam. Dla nikogo - powiedział chłodno – a już na pewno nie dla Ciebie – dodał jeszcze zimniej i trzasnął drzwiami.
Prychnęła oburzona.
Więc czemu gdy zbiegała po schodach pędząc do klasy transmutacji czuła jakby straciła coś naprawdę ważnego?
***
Lekcje minęły jak z bicza strzelił. Jakby ktoś rzucił zaklęcie przyspieszające czas. Ani się obejrzała, a już szła z Harry' m do Wielkiej Sali na obiad nawet nie odpowiadając na jego pytania, pogrążona w myślach.
Kolejne mrugnięcie okiem i siedziała w bibliotece nad lekcjami. Pisała właśnie zadanie na zaklęcia gdy przed nią pojawił się liścik. Ot, tak niespodziewanie. Wiedziała od kogo. Tylko jedna osoba mogła to zrobić. Szybko rozłożyła karteczkę i zobaczyła znajome pismo.

Odwołuję rewanż. Nie powiem
nic Weasleyowi. Jesteśmy
kwita. Nie jesteś mi nic winna,
a ja Tobie, Granger. I niech tak
zostanie. Na zawsze.
D.
Trzęsącymi się rekami wrzuciła kartkę do torby ale nie umiała o niej zapomnieć. Pisała wypracowanie, ale przed oczami miała twarz Malfoya z Londynu i ze szkoły dzisiejszego dnia. Nie mogła go wyrzucić z myśli. Męczyła się godzinę nad zadaniem, zanim się poddała. Wiedziała, że nic już nie napisze. Wyszła z biblioteki.
Chciała pogadać z kimś kto ją zrozumie. Harry odpada, Ginny też. Chciała pogadać z Parvati. Pragnęła się komuś wyżalić. Ponarzekać. Nie być tą co zawsze obowiązkową i regulaminowa panią Prefekt. Chciała być tą dziewczyną co wczoraj na imprezie, wolną i wesołą. Wiedziała, że Malfoy obudził w niej coś, co chciało się wyrwać od jakiegoś czasu, ale sama nie miała odwagi tego zrobić. I to nie była tylko tęsknota za nim...
Potrząsnęła głową by odgonić natrętne myśli.
-Hej, Miona! - usłyszała za sobą.
Obejrzała się w stronę wołającej jej osoby. W jej stronę biegł Terren.
-Cześć – wydyszał uśmiechając się.
-Hej – powiedziała niemrawo.
-Stało się coś? - zapytał.
-Nie, nic – pokręciła głową.
-Jasne – powiedział widząc, że kłamie - miałem Ci to dać – dodał podając jej rulonik i zerknął na zegarek – cholera, jestem spóźniony. W takim razie jutro, na lekcjach - powiedział i zniknął w następnym korytarzu.
-Ale, Terren! - krzyknęła za nim.
Odpowiedziała jej cisza.
-Cholera – zaklęła.
Poszła w stronę Pokoju Wspólnego rozwijając rulonik.

Panno Granger,
dzisiaj sama pilnuje pani szlabanu.
Pan Malfoy jest niedysponowany.
Jutro wszystko wraca do normy.
M. McGonagall

-A więc o to Ci chodzi – szepnęła do siebie i pognała do Pokoju Wspólnego marząc tylko o jednym. O wielkim kuflu piwa kremowego i rozmowie z Parvati.



6 komentarzy:

  1. OMG ale pogodzą się prawda?? *_______*

    OdpowiedzUsuń
  2. MAm nadzeje, że się pogodzą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra wiem że się pogodzą ;)
    Liczę że znajdę w twoim opowiadaniu wyciskacz łez
    Jak ją lubię sobie przy jakiś scenach popłakać ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. troche za impulsywnie Hermiona postąpiła. Kurczę spoliczkować Malfoy'a ?

    OdpowiedzUsuń
  5. No moim zdaniem też zbyt impulsowe ale w sumie to normalne,że się wkurzyła obyś prace dla Mcgonagal
    ~S~

    OdpowiedzUsuń

After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...