Idę
przez siebie, prowadzony przez marzenia (...)
Mam
wiarę, marzenia i wyznaczony cel (...)
Wiesz
idę tam, bo to jest to o czym marzyłem (...)
Wiesz
na pewno i Ty też masz jakieś marzenia
A
może przyszedł ten czas, by coś w końcu pozmieniać...
Jeden
Osiem L - Zanim zasnę"
-No,
Granger, czyżbym widział nutę zawodu na Twojej twarz gdy
zobaczyłaś swoją ocenę? - Hermiona usłyszała ten głos w chwili
gdy szła na eliksiry.
Obróciła
się i nie zdziwiła się , że zobaczyła za sobą Malfoya.
-Źle
u Ciebie z odczytywaniem mimiki twarzy, Malfoy – odparła tylko i
poszła dalej.
-Nie
sądzę, Granger – cały czas słyszała za sobą jego głos –
jestem wyczulony na emocje innych.
-Płacą
Ci za wkurzanie ludzi czy robisz za wolontariat? - zapytała już
trochę podniesionym tonem.
-Pracuje
na pół etatu – uśmiechnął się i zrównał z nią –
większość mojego czasu zajmuje nauka i rola Twojego pocieszyciela.
-Wiedziałam,
że zdawanie się z Tobą to stąpanie po cienkim lodzie –
wymruczała pod nosem.
-Granger,
przywyknij, że jestem, bo to się szybko nie zmieni – odpowiedział
jej tylko.
Gdy
się obejrzała, zobaczyła jak znika w bocznym korytarzu.
-Jakoś
teraz Cię nie ma! - wrzasnęła za nim, na co kilka osób obejrzało
się.
On
tylko się roześmiał i pomachał jej nawet się nie obracając.
-Idiota
– mruknęła, ale na jej ustach majaczył lekki uśmiech.
-Co
tam mamroczesz? - usłyszała kolejny znajomy głos.
-No
nie – jęknęła gdy podniosła głowę.
Koła
niej szedł jakby nigdy nic Blaise Zabini.
-Jakaś
inwazja Ślizgonów czy jak?
-Skarbie,
to tylko ja – roześmiał się Blaise na co kilka mijających ich
dziewczyn westchnęło z uwielbieniem.
-Tak,
a wcześniej Malfoy – wymruczała Hermiona – wcześniej Terren i
Snape. Co jeszcze?
-Chyba
w rankingu z nimi jestem najlepszy, co?
-Ślizgoni
mają jedna wspólną cechę.
-Jaką?
- zainteresował się Terren, który pojawił się nieoczekiwanie z
drugiej strony.
-Są
zbyt pewni siebie i mają zbyt wysokie mniemanie o sobie i zbyt duże
ego – wycedziła przez zęby Hermiona.
-Czekaj,
czekaj, nas też masz na myśli? - zapytał Blaise.
-Tak,
masz drugie miejsce.
-Tylko
drugie? – zasmucił się teatralnie Diabeł.
-Tak,
Terren jest trzeci – powiedziała szatynka.
-A
pierwszy? - zapytali zgodnie Ślizgoni.
-Malfoy!
- wrzasnęła Gryfonka tracąc cierpliwość i przyspieszyła kroku.
Chłopaki
zniknęli jej z oczu. Gdy się obejrzała zobaczyła jak stają z
Draconem. Rozmawiali o czymś szybko. Potem Draco podniósł głowę
i szybko wyłowił ja z tłumu. Uśmiechnął się tak jak potrafił
tylko dawny wredny Malfoy i szepnął coś do Zabiniego i Higgsa.
Ślizgoni ruszyli w jej stronę, mieli na twarzach identyczne
uśmiechy.
I
Gryfonka wiedziała, że ma kłopoty. Rzuciła się biegiem w stronę
lochów.
-Granger!
- usłyszała za sobą głos, którego nie można było pomylić –
nie żyjesz za to pierwsze miejsce!
-I
za drugie! - dobiegł ją kolejny głos.
-I
trzecie! - wrzasnął jeszcze inny głos.
-Walcie
się! - krzyknęła wiedząc, że to ich rozjuszy i zniknęła w
następnym korytarzu.
Za
nią z uśmiechami i iskierkami w oczach godnymi Huncwotów ruszyli
Draco Malfoy, Blaise Zabini i Terrence Higgs.
Jedno
jest pewne.
Gryfonka
miała się czego bać.
***
-Muszę
ich zgubić, muszę – mruczała do siebie Gryfonka przepychając
się przez tłum ludzi jak najszybciej się dało.
-Granger
– usłyszała za sobą na pół roześmiany, na pół rozzłoszczony
głos - i tak Cię dopadnę!
O
cholera pomyślała, jeśli skręcę tutaj to mnie dopadną, jeśli
tu to też jest taka opcja, a tutaj to nie koniecznie...
Bez
większego namyślania się wpadła w jeden z bocznych korytarzy i
puściła się biegiem. W połowie zatrzymała się i z mocno bijącym
sercem schowała się za jakąś zbroją. Starając się nie oddychać
zaczęła nasłuchiwać.
Trzy
osoby, biegną... tak, minęli ja... idioci...
Na
wszelki wypadek odczekała trochę, a potem cały czas patrząc w
stronę głównego korytarza, na wypadek gdyby się cofnęli myśląc,
że nie pobiegła by tak szybko, zaczęła się cofać.
Powoli,
jeszcze tylko kilka metrów, a ich nie ma. Pewnie pobiegli dalej, bo
za nic by jej nie odpuścili.
No
jeszcze dwa metry i na jakiś czas jest bezpieczna.
Trzy
kroki i może się śmiać ze Ślizgonów i ich marnych zdolności do
tropienia.
Ten
ostatni krok i... bum!
Wpadła
na kogoś.
-Mówiłem,
Granger. Przede mną nie uciekniesz – usłyszała dobrze jej znany
męski głos i jęknęła.
Ktoś
złapał ją w talii i nie pozwalał się obrócić.
-Mogę
się już bać? - zapytała chcąc się cofnąć o krok.
-Oj
i tak bo masz czego – powiedział z przekonaniem i dłonie z jej
bioder zniknęły.
Obróciła
się by wpaść w ramiona Draco Malfoya.
Uśmiechnął
się triumfalnie widząc jej minę.
-Pertraktujemy?
- zapytała z nikłą nadzieją.
-Nie
mam mowy – pokręcił głową z uśmiechem, ale jego oczach nie
było iskierek.
-No
przecież byłeś pierwszy – zaczęła spokojnie z nadzieją, że
go przekona, ale w głębi duszy przeklinała go i jego manię
wielkości.
-Granger,
Granger, nie uciekniesz przed tym.
-No
ale...
-Granger,
wcale nie mam zbyt wybujałego ego, mniemania o sobie i nie jestem
zbyt pewny siebie.
-Jak
to nie? - zapytała oburzona bo jej przekonania były silniejsze niż
lekki strach przed tym co wymyśli teraz Malfoy.
-To
tylko to, że wiem kim jestem – uśmiechnął się rozbrajająco.
-I
tak jestem przy swojej wersji – mruknęła pod nosem Gryfonka.
-
I nie zmienisz jej? - zapytał Malfoy i zrobił krok w tył.
-Nie
mam mowy.
-Szkoda
– powiedział i puścił ją.
-Już?
- zaskoczona – myślałam, że czeka mnie coś gorszego.
-Mam
dobry dzień – powiedział tylko – lepiej idź, bo się rozmyślę.
-To
do Ciebie nie podobne – powiedziała ostrożnie – Ty tak szybko
nie odpuszczasz.
-Idź,
Granger – uśmiechnął się przekornie – mam dobry dzień,
korzystaj póki możesz.
Zrobiła
krok w tył ale, on stał dalej i nic nie zrobił. Ot, tak stał i
patrzał jak odchodzi, przekrzywiając głowę na bok z przekornym
uśmiechem.
***
To
nie normalne myślała spiesząc się na eliksiry.
Owszem,
Slughorn jej nie nie zrobi za to spóźnienie, ale ona nienawidziła
się spóźniać.
Pod
klasę dotarła równo z dzwonkiem. Lekcja minęła szybko. Robili
eliksir na Porost Włosów. Znała go więc nie musiała uważać. Co
dziwne koło niej pojawił się Terren. Jakby nigdy nic usiadł koło
niej i puścił jej oczko.
-Już
mi odpuściliście? - zapytała z niedowierzaniem.
-Ja
tak – wzruszył ramionami - nie ganiam niewinnych dziewic -
uśmiechnął się – nie wiem tylko jak Diabeł i Draco.
Rozmawiali
półgłosem przez całe eliksiry. Widziała zdziwione spojrzenia
Harry' ego i Parvati choć ta do niej mrugnęła, że rozmawia ze
Ślizgonem. Ron za to ją ignorował choć był wściekły, poznawała
to po jego ruchach. Ale Ron był już przeszłością. Nie będzie po
nim płakać czy wzdychać. Nie ma za czym.
Po
lekcji, na której zdobyli 20 punktów dla swoich domów udała się
w stronę klasy transmutacji w towarzystwie Terrence' a i Blaise' a.
-A
gdzie dopełnienie waszej trójcy? -zapytała z sarkazmem, gdy
przepychali się przez tłum.
-Szlaja
się gdzieś – uśmiechnął się Blaise i puścił oczko do
mijającej ich Krukonki z szóstej klasy.
-Nie
przejmuj się, nie zgubi się – dodał Terren.
-Nie
przejmuję się – mruknęła cicho, ale Ślizgoni albo jej nie
usłyszeli albo nie chcieli słyszeć.
***
-Spokój
– rozległ się ostry głos profesor McGonagall – lekcja już się
zaczęła. Panno Granger, proszę zebrać wypracowania.
Hermiona
przeszła po klasie zbierając rulony pergaminów i gdy podeszła do
swojej torby zamarła.
Nie
miała wypracowania. A mogłaby przysiąc, że wkładała je dzisiaj
rano do torby. Była tego pewna. Więc na gacie Merlina gdzie jest to
cholerne wypracowanie?!
Przeszukała
torbę jeszcze raz i nic.
A
potem coś w jej umyśle zaskoczyło.
Malfoy,
korytarz.
Podeszła
po biurka nauczycielki i położyła na nim wypracowania.
-Pani
profesor, ja nie mam tej pracy – powiedziała cicho spuszczając
głowę.
Profesor
McGonagall spojrzała na nią uważnie.
-
Panno Granger, co się z panią dzieje? Najpierw ta gwałtowna odmowa
na pilnowanie szlabanu, nigdy nie odmawiała pani zadań Prefektów
Naczelnych.
Hermiona
słuchała tego w milczeniu, ze spuszczoną głową.
-Masz
na to jakieś wyjaśnienie? - zapytała.
Pokręciła
głową.
-Nie,
pani profesor – powiedziała cicho.
-A
na brak pracy domowej?
-Zostawiłam
ją w bibliotece – powiedziała szeptem.
-To
ją przynieś – powiedziała dyrektorka.
Gryfonka
nie była głupia. Wiedziała, że to test. Jeśli ma wypracowanie to
je przyniesie, a jak nie to zacznie kręcić.
-Naprawdę
ją napisałam, pani dyrektor – powiedziała zrozpaczona.
Profesor
McGonagall patrzała na nią w milczeniu przez chwilę, a potem
zabrała głos:
-Wierzę
Ci, Granger. Przynieś je – dodała.
-Tak,
jest, proszę pani – powiedziała szybko i wyszła.
Za
drzwiami oparła się o ścianę, załamana.
Nie
chciała zawieść nauczycielki. Teraz nic nie zdąży napisać. Ma
co najwyższej kilka minut.
Malfoy,
gdzie jesteś? jęknęła w duchu.
Puściła
się biegiem w stronę lochów z zarysem planu w głowie.
Zapukała
do jednych z dziesiątek drzwi.
-Proszę
– odpowiedział dziarski głos.
Otworzyła
drzwi i wpadła do sali eliksirów gdzie lekcje mieli
pierwszoroczniacy.
-Profesorze
Slughorn – wydyszała Hermiona odpierając się o biurko
nauczyciela - gdzie znajdę teraz pana Malfoya? - zapytała
przeklinając go w myślach za wszystkie czasy.
-Pana
Malfoya? - dziwił się staruszek – a na cóż on pani potrzebny?
-To
sprawy prefektów – zmyślała na poczekaniu – polecenie pani
dyrektor. Tajne.
-Och,
oczywiście – zrozumiał Mistrz Eliksirów - pan Malfoy –
powtórzył pod nosem przeglądając papiery na biurku - pan Malfoy,
o jest! Draco Malfoy, wróżbiarstwo, Wieża Północna.
-Dziękuję
panu – powiedziała i już jej nie było.
***
Zabiję
go, naprawdę zrobię mu krzywdę. Przysięgała w myślach,
obiecuję, przysięgam na Merlina i moich rodziców, że zrobię mu
krzywdę.
Pędziła
korytarzami najszybciej jak mogła. Schody na Wieżę Północą były
stanowczo za długie dla kogoś kto się spieszy. Odetchnęła parę
razy głęboko przed klasą wróżbiarstwa.
-Pani
profesor? - zapytała modulując głos w taki sposób, żeby obecni w
stali jej nie poznali.
-O
co chodzi? - profesor Trelawney spojrzała na nią nieprzytomnym
wzrokiem.
-Pani
dyrektor prosi do siebie Dracona Malfoya – odpowiedziała nadal
stojąc w drzwiach tak, że była niewidoczna dala klasy.
-Tak,
tak, jasne – nauczycielka sprawiała wrażenie nieprzytomnej. -
panie Malfoy – skinęła na ucznia.
Zdziwiony
blondyn wyszedł z klasy i gdy zobaczył Gryfonkę uśmiechnął się
lekko.
-O
co chodzi, pani dyrektor? - powiedział i na jego przystojnej twarzy
pojawił się bezczelny uśmiech gdy oparł się ścianę.
-Dawaj
moje wypracowanie – wycedziła od razu szatynka.
-Jakie
wypracowanie? - zdziwił się uprzejmie Ślizgon.
-Nie
udawaj, że nie wiesz, Malfoy – to ostatnie słowo prawie wypluła.
-O
co Ci chodzi, Granger? - zapytał spokojnie.
-Zabrałeś
mi zadanie dla McGonagall – warknęła robiąc krok w jego stronę.
Podniósł
jedną brew, wciąż irytująco spokojny.
-Nie
wyspałaś się Granger, że wygadujesz takie badziewia czy co? -
zapytał.
-To
Ty pieprzysz głupoty – warknęła dziewczyna i stanęła z nim nos
w nos -zabrałeś mi wypracowanie na tym korytarzu. Byłam głupia
myśląc, że tak łatwo odpuścisz – wysyczała.
-Czyżbyś
mówiła o tym? - zapytał wyciągając z kieszeni szat zwój
pergaminu.
Rozpoznała
swoje pismo. Wyciągnęła w jego stronę rękę, ale Draco był
szybszy. Pergamin zniknął.
-Oddawaj
to, Malfoy – syknęła cicho.
-Ani
mi się śni, skarbie – pokręcił głową z bezczelnym uśmiechem
– coś za coś.
Tym
razem była szybsza. Trzasnęła go w twarz zanim zdążył mrugnąć.
-Dawaj
– powtórzyła.
-Nie
mam mowy – syknął cicho.
Teraz
to i o był zły.
-Oddaj
to, bo do cholery nie ręczę za siebie, Malfoy! - warknęła.
Milczał
chwilę, a potem wyciągnął w jej stronę rękę. Dziewczyna
zmrużyła oczy. Delikatnie pogłaskał ją po policzku, ale jego
oczy były zimne. Nie przeniknione jak stal.
Nadal
dotykając jej twarzy, dał jej pergamin.
-Nie
wiesz co straciłaś, Granger – powiedział cicho zimnym tonem i
obrócił się.
-Malfoy!
Zatrzymał
się, ale nie obrócił w jej stronę. Nawet nie spojrzał na nią.
-Ślizgoni
się zmieniają, ale nie Ty. Zawsze będziesz wredny i bezczelny
ignorantem. Jak Twój ojciec.
Poznała
go na tyle, że wiedziała iż tą ostatnią uwagą go zrani.
-Bo
ja się nie zmieniam. Dla nikogo - powiedział chłodno – a już na
pewno nie dla Ciebie – dodał jeszcze zimniej i trzasnął
drzwiami.
Prychnęła
oburzona.
Więc
czemu gdy zbiegała po schodach pędząc do klasy transmutacji czuła
jakby straciła coś naprawdę ważnego?
***
Lekcje
minęły jak z bicza strzelił. Jakby ktoś rzucił zaklęcie
przyspieszające czas. Ani się obejrzała, a już szła z Harry' m
do Wielkiej Sali na obiad nawet nie odpowiadając na jego pytania,
pogrążona w myślach.
Kolejne
mrugnięcie okiem i siedziała w bibliotece nad lekcjami. Pisała
właśnie zadanie na zaklęcia gdy przed nią pojawił się liścik.
Ot, tak niespodziewanie. Wiedziała od kogo. Tylko jedna osoba mogła
to zrobić. Szybko rozłożyła karteczkę i zobaczyła znajome
pismo.
Odwołuję rewanż. Nie powiem
nic Weasleyowi. Jesteśmy
kwita. Nie jesteś mi nic winna,
a ja Tobie, Granger. I niech tak
zostanie. Na zawsze.
D.
Trzęsącymi
się rekami wrzuciła kartkę do torby ale nie umiała o niej
zapomnieć. Pisała wypracowanie, ale przed oczami miała twarz
Malfoya z Londynu i ze szkoły dzisiejszego dnia. Nie mogła go
wyrzucić z myśli. Męczyła się godzinę nad zadaniem, zanim się
poddała. Wiedziała, że nic już nie napisze. Wyszła z biblioteki.
Chciała
pogadać z kimś kto ją zrozumie. Harry odpada, Ginny też. Chciała
pogadać z Parvati. Pragnęła się komuś wyżalić. Ponarzekać.
Nie być tą co zawsze obowiązkową i regulaminowa panią Prefekt.
Chciała być tą dziewczyną co wczoraj na imprezie, wolną i
wesołą. Wiedziała, że Malfoy obudził w niej coś, co chciało
się wyrwać od jakiegoś czasu, ale sama nie miała odwagi tego
zrobić. I to nie była tylko tęsknota za nim...
Potrząsnęła
głową by odgonić natrętne myśli.
-Hej,
Miona! - usłyszała za sobą.
Obejrzała
się w stronę wołającej jej osoby. W jej stronę biegł Terren.
-Cześć
– wydyszał uśmiechając się.
-Hej
– powiedziała niemrawo.
-Stało
się coś? - zapytał.
-Nie,
nic – pokręciła głową.
-Jasne
– powiedział widząc, że kłamie - miałem Ci to dać – dodał
podając jej rulonik i zerknął na zegarek – cholera, jestem
spóźniony. W takim razie jutro, na lekcjach - powiedział i zniknął
w następnym korytarzu.
-Ale,
Terren! - krzyknęła za nim.
Odpowiedziała
jej cisza.
-Cholera
– zaklęła.
Poszła
w stronę Pokoju Wspólnego rozwijając rulonik.
Panno
Granger,
dzisiaj sama pilnuje pani szlabanu.
Pan Malfoy jest niedysponowany.
Jutro wszystko wraca do normy.
M. McGonagall
dzisiaj sama pilnuje pani szlabanu.
Pan Malfoy jest niedysponowany.
Jutro wszystko wraca do normy.
M. McGonagall
-A
więc o to Ci chodzi – szepnęła do siebie i pognała do Pokoju
Wspólnego marząc tylko o jednym. O wielkim kuflu piwa kremowego i
rozmowie z Parvati.
OMG ale pogodzą się prawda?? *_______*
OdpowiedzUsuńMAm nadzeje, że się pogodzą :)
OdpowiedzUsuńDobra wiem że się pogodzą ;)
OdpowiedzUsuńLiczę że znajdę w twoim opowiadaniu wyciskacz łez
Jak ją lubię sobie przy jakiś scenach popłakać ^^
troche za impulsywnie Hermiona postąpiła. Kurczę spoliczkować Malfoy'a ?
OdpowiedzUsuńNo moim zdaniem też zbyt impulsowe ale w sumie to normalne,że się wkurzyła obyś prace dla Mcgonagal
OdpowiedzUsuń~S~
Kurde... Porypało się :/
OdpowiedzUsuń