„Kocha
się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko... kocha się za nic” -
ks. Twardowski
~*~*~*~
z
dedykacją
dla
Realistki.
~*~*~*~
Malfoyowi
odjęło mowę.
–
Co
robisz?!
–
Ćwiczę
zaklęcia, przed egzaminami – odparła nadal spokojnie, a Draco
ledwie się uchylił przed kolejnym zaklęciem.
–
ĆWICZYSZ?!
– ryknął Draco i podszedł do niej, nie panując nad sobą –
zrujnowałaś połowę zamku! Całe dormitorium mi się trzęsie,
połowa waszej wieży też! – wyrwał jej różdżkę z ręki i
odrzucił w kąt. – Posadzka w głównym holu popękała! –
złapał ją za ramiona i potrząsnął mocno. – Dziewczyno,
ogarnij się, bo cały zamek pójdzie z dymem! I na miłość boską,
zgaś ten ogień! – warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami,
które ledwie trzymały się na zawiasach.
Hermiona
powoli rozejrzała się po łazience i stwierdziła ze zdziwieniem,
że jest w bardzo opłakanym stanie. Gdy wyjrzała do dormitorium, aż
otworzyła usta ze zdumienia.
To
ona to wszystko zrobiła?
Dormitorium
wyglądało jak po przejściu wojska, stada słoni i po niezłej
imprezie na sto osób. Nic nie było całe. Nic, nawet piórko.
Przeszła przez dormitorium z lekkim trudem, bo chodzenie po
połamanych meblach, porwanej pościeli, książkach, pergaminach i
kawałkach kominka nie było proste. Spojrzała w stronę szafy i
zobaczyła w miarę cały kawałek materiału. Z ciekawości
przedarła się tam i podniosła interesującą ją rzecz. Okazało
się, że to marynarka Draco. Cała i tylko trochę ubrudzona sadzą.
Bezmyślnie podniosła ją do twarzy i powąchała. Nadal
przesiąknięta była słabą wonią perfum chłopaka.
Hermiona
z płaczem rzuciła się na skrawek materaca i wtuliła twarz w
marynarkę. Nie umiała o zapomnieć, nie umiała się na niego
wściekać, nie umiała go zranić ani wyrzucić z myśli choć
bardzo się starała.
Potrafiła
go za to kochać i to ją najbardziej wkurzało.
Bo
nie umiała przestać.
***
Dziewięć
dni po ich kłótni stało się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Podczas
kolacji Harry siedział sam przy stole Gryffindoru. Reszta jego
przyjaciół była w Pokoju Wspólnym i uczyła się. Tylko garstka
uczniów była w Wielkiej Sali.
Wybraniec
ponuro grzebał w swoim talerzu i myślał o tym, jak pomóc
Hermionie.
Od
tygodnia nie pojawiała się nigdzie po lekcjach. Nie było jej w
Pokoju Wspólnym, Wielkiej Sali, na korytarzach, w bibliotece.
Nigdzie.
Dzięki
Mapie wiedział, że cały czas siedzi u siebie.
Z
westchnieniem odłożył widelec i już miał odejść, gdy padł na
niego cień; ktoś usiał naprzeciwko niego.
Podniósł
głowę i zdziwił się. Przed nim siedział platynowy blondyn w
szacie z motywami Slytherinu i zaciętą miną.
–
Malfoy?
– zapytał, nie udając nawet niezaskoczonego.
Blondyn
rozchylił swoje idealnie skrojone usta, których pozazdrościłby mu
sam David Michała Anioła, ale zaraz je zamknął.
Harry
czekał w miarę cierpliwie.
–
Musisz...
musisz mi pomóc, Potter.
***
Hermiona
z westchnieniem wymknęła się na korytarz. Po trzech godzinach
ślęczenia nad książkami i wkurzania się, osiągnęła to co
chciała. Wyczarowała osobne wejście do swojego dormitorium. Choć
w uszach wciąż pobrzmiewała jej groźba Malfoya sprzed kilkunastu
dni, że doniesie o tym McGonagall, to musiała je stworzyć. Gdyby
tego nie zrobiła, byłaby zmuszona wychodzić z dormitorium przez
Pokój Wspólny, a to oznaczałoby spotkanie
z
Harrym, Parvati, czy kimkolwiek innym, kogo spotkać nie chciała. W
ostatnich dniach nie miała zresztą ochoty widzieć nikogo. Chciała
wyjść i nie wrócić już nigdy.
Malfoy,
Harry, Parvati, Parkinson, Terrence, Blaise i każdy po kolei ją
wkurzali i miała ich dość.
Nie
miała z kim pogadać, chociaż i tak wiedziała, że musi się z tym
uporać sama. Przemyśleć całą sytuację i zacząć działać, bo
wiedziała, że nie może tego zostawić tak, jak jest. Męczyło ja
to przez cały czas i nie pozwalało się skupić.
Była
zakochana, nie ukrywała już tego przed sobą.
Ale
nie chciała tego! Tak bardzo tego nie chciała! Ona i Malfoy, to
niedorzeczne!
Przemknęła
szybko przez czwarte piętro, gdzie utworzyła wyjście ze swojego
dormitorium. Korytarz był pusty, bo nastała pora kolacji, którą
ona zjadła u siebie. Przyniósł ją Stworek, bo go o to poprosiła.
W głębi ducha dziękowała Harry'emu, że dwa lata temu rozkazał
skrzatowi, żeby słuchał jej i Rona, inaczej nie miałaby co jeść
w ciągu ostatniego tygodnia.
Teraz
stanęła na samym końcu korytarza i przywarła plecami do ściany.
Usłyszała kroki i z bijącym sercem wytężała słuch, by
zlokalizować, z której strony je słyszy. Czuła się trochę jak
za czasów poszukiwania horkruksów i jakby grała w drugorzędnym
filmie. W jej żyłach zaczynała krążyć adrenalina i wszystkie
zmysły były wyczulone. Aż do bólu wstrzymywała oddech. Kroki,
tak, z pewnością idą dwie osoby.
Z
lękiem czekała aż ucichną.
Nieskończenie
wolno oddaliły się, po czym odetchnęła z ulgą.
Rzuciła
na siebie zaklęcie zwodzące i pobiegła do wyjścia.
***
–
W
czym mam ci pomóc? – zapytał spokojnie Harry.
–
Nie
tutaj – mruknął blondyn.
–
Dlaczego?
Draco
rozejrzał się sugestywnie. Kilka osób zerkało w ich stronę, a on
nie chciał mieć świadków tej rozmowy.
Harry
zrozumiał go i wstał.
–
Wyjdźmy
– przytaknął Wybraniec.
Ślizgon
spojrzał na niego krótko i skinął głową. Wyszedł za nim z
Wielkiej Sali.
***
Hermiona
z trudem wyhamowała tuż przed głównym holem. Z Wielkiej Sali ktoś
wychodził. Szybko cofnęła się za róg. Przeczekała, aż ktoś
wejdzie na schody, prowadzące do wschodniej strony zamku i wybiegła
na błonia.
***
–
Co
jest? – zapytał Harry, gdy wspinali się po schodach.
–
Musisz
mi pomóc – powtórzył blondyn.
–
W
czym?
–
Muszę
się dostać do Granger – palnął prosto z mostu Draco.
–
Nie
– odmówił spokojnie Harry.
–
Dlaczego?
–
Nie
uda mi się jej przekonać, że ma z tobą pogadać – powiedział
Wybraniec i zerknął na Malfoya.
Jego
rozmówca zaciskał zęby i mrużył oczy. Nie cieszył się z jego
odpowiedzi.
–
A
kto ją do tego przekona jak nie ty, Potter? – zapytał –
Weasley?
–
Malfoy,
słuchaj, może i byłem z Hermioną...
–
BYŁEŚ
Z GRANGER?! – wrzasnął Draco.
–
Nie
powiedziała ci?- zaśmiał się Harry.
–
Jakoś
nie wspominała – warknął wściekły arystokrata.
–
Byłem,
nie byłem, ale ja jej do niczego nie przekonam. Jest uparta.
–
Potter,
ja MUSZĘ z nią pogadać.
–
A
ja CHCĘ żyć, Malfoy.
–
Znasz
ją, byłeś z nią, kurwa, musisz mieć na nią jakiś wpływ –
syknął Draco.
–
Nie,
jeśli chodzi o twoją osobę.
–
Niby
dlaczego?
–
Bo
ona jest na ciebie wściekła i nic jej nie przekona, że ma z tobą
pogadać, prędzej przespałaby się z twoim ojcem niż to zrobiła.
–
Mój
ojciec nie żyje – warknął Ślizgon.
–
Właśnie
o to mi chodzi.
–
Potter,
do cholery, znasz ją! Co mam zrobić?!
–
Jedno
pytanie, Malfoy. Miałeś już szansę, czemu ją spieprzyłeś?
–
Bo
Granger przechodzi ludzkie pojęcie!
–
Malfoy,
jak ma mam ci pomóc, kiedy ty nie mówisz mi całej prawdy?
–
Potter,
ja ci się nie przyszedłem zwierzać z mojego życia uczuciowego i
seksualnego, tylko zapytać, jak podejść Granger.
–
Spałeś
z nią? – warknął Harry i choć był niższy od Malfoya,
przycisnął go do ściany i przycisnął różdżkę do piersi.
–
Pojebało
cię, Potter? – wychrypiał Draco, bo nie miał czym oddychać.
–
Tak
czy nie? – wysyczał Gryfon.
–
Nie!
–
Masz
szczęście – Harry puścił go, ale nadal jego różdżka wbijała
się boleśnie w serce Ślizgona. – Życie seksualne?
–
Kurwa,
Potter! – warknął Draco – możesz myśleć co chcesz, ale nie
jestem gwałcicielem! Nie dotknąłem Granger!
–
W
ogóle? – Złoty Chłopiec wbił mu różdżkę między żebra.
–
No
dobra, święty nie jestem...
–
Gadaj
jaśniej!
–
O
co ci chodzi?! Nie spałem z nią!
–
Ale
święty też nie jesteś! Twoje słowa, Malfoy. Co jej zrobiłeś?
Blondyn
wywrócił oczami.
–
Parę
siniaków, malinek i podzieliłem się z nią własną śliną, coś
jeszcze? – prychnął. – Już, proszę pana?
–
Siniaków?
– wysyczał Harry.
–
Potter,
byłeś z nią! Wiesz jaka jest!
–
Jakoś
po mnie nie miała siniaków!
–
Widać
jej nie dogodziłeś...
–
Malfoy,
nie pierdol głupot, tylko gadaj, co zrobiłeś Hermionie!
–
Jezu,
mówiła kiedyś, że ma na biodrach siniaki po tym, jak pomogłem
jej z Weasleyem.
Różdżka
Pottera przestała mu się wbijać tak mocno w żebra.
–
Co?
–
Kłóciła
się kiedyś z Wiewiórą. Zaraz po tym, jak zerwali. Pomogłem jej.
–
Jak?
–
Podszedłem
do niej, objąłem ją, dogadałem coś Rudemu, ale to nie zmienia
faktu, że mnie wkurzał. Nie panowałem na sobą i żeby się na
niego nie rzucić, zaciskałem ręce na biodrach Granger. Nawet o tym
nie wiedziałem. Dopiero jak u niej byłem parę dni później,
zobaczyłem to i powiedziała mi. Wystarczy, tatusiu Granger? –
zapytał Draco.
–
To
wszystko?
–
Tak,
Potter, co jak co, ale nigdy jej nie skrzywdziłem, przynajmniej
świadomie.
–
Co?!
–
No,
nie, Potter, czy ty wszystko musisz brać dosłownie? Była ma mnie
wściekła, nie? Za to, co jej powiedziałem i tak dalej. Fizycznie
nic jej nie zrobiłem.
–
Niech
będzie, że ci wierzę, Malfoy – mruknął Harry – ale jak jej
coś zrobiłeś...
–
Potter,
chyba nie chcesz słuchać o tym, w jaki sposób się z nią
całowałem i jak jej dotykałem, co?
–
Dobra,
daruj sobie - wzdrygnął się Harry. – Nie chcę tego słuchać.
–
Boże,
Potter, ty masz fioła na jej punkcie – powiedział lekko oburzony
Draco.
–
Świetnie,
że nie muszę ci tego tłumaczyć. Ona jest dla mnie jak siostra,
Malfoy, pamiętaj.
–
Dobra,
dobra. Kumam, wyluzuj.
–
Lepiej,
żeby tak zostało. Czemu chcesz z nią pogadać?
–
Bo
mam taką potrzebą duchową – zironizował Ślizgon, ale widząc
minę bruneta, szybko dodał: – Ona na to zasługuje, nie sądzisz?
–
A
czemu ma z tobą gadać? Jak mam ją do tego przekonać?
–
Nie
wiem. Powiedz jej, że mam jej coś ważnego do powiedzenia. Ważnego
dla nas obojga. Że pomoże jej to wyjść z tego co jest między
nami, a raczej było.
–
I
ona ma w to uwierzyć?
–
Potter,
ona mi ufa. No, a raczej ufała – powiedział z goryczą Draco.
–
Malfoy,
jeśli ją zranisz, to ci nogi z dupy powyrywam.
–
Nie
zdążysz. Terren zrobi to pierwszy.
–
Dlaczego?
–
Granger
to jego oczko w głowie – powiedział tylko Draco.
Wybraniec
uniósł brew.
–
O
chuja Ci chodzi? – westchnął Draco.
–
A
nie wpadło ci do głowy, że on może ci ją odbić?
–
Terren?
– prychnął Draco. – W życiu. On ją uwielbia i nie pozwoli jej
zranić. Nikomu, a szczególnie mi.
–
Dlaczego?
Malfoy
długo milczał.
–
Bo
on i Pansy uważają, że... – zamilkł.
–
Że
co?
–
Że
Granger jest we mnie zakochana – powiedział w końcu cicho.
Harry
zagwizdał cicho.
–
A
ty co o tym myślisz?
–
Modlę
się, żeby to była prawda – zaśmiał się ponuro Ślizgon.
–
Dlaczego?
–
Pansy
doszła do wniosku, że ja też się zakochałem i...
–
I
co? – zapytał Wybraniec niecierpliwie, bo Draco uparcie nie
kończył.
–
Ma
rację.
***
Hermiona
z ulgą zatrzymała się nad jeziorem. Nastał już wczesny wieczór,
na błoniach nie było nikogo. Panowała niespotykana cisza. W
powietrzu unosił się jedynie śpiew ptaków
z
Zakazanego Lasu. Zapadał lekki zmrok, ale jeszcze wszystko było
widać. Zamek, każdy kamień, każdą kępkę trawy i migotliwą
postać po drugiej stronie jeziora.
Gdy
Hermiona spojrzała w jej stronę, postać znikła. Zmrużyła oczy,
by lepiej widzieć
i
ujrzała, że postać po prostu usiadła, a że była ubrana w ciemne
kolory, to w pierwszym momencie tego nie zauważyła.
Pod
wpływem dziwnego impulsu zaczęła iść w stronę drugiego brzegu.
Zajęło
jej to dobre pięć minut, ale chciała wiedzieć, kto to jest. Gdy
znalazła się w pobliżu, zatrzymała się.
To
był chłopak, ubrany w szatę szkolną z zielonymi akcentami i to
dlatego nie widziała go na tle błoni. Siedział na brzegu jeziora i
metodycznie co jakiś czas wrzucał do wody kamień. Czekał, aż
koła rozejdą się po wodzie i wrzucał następnego.
Podeszła
na tyle blisko, że poznała tą osobę.
Zaklęcie
zwodzące nadal działało, więc podeszła bezszelestnie do tej
postaci i usiadła kawałek za nią. Niewerbalnie ściągnęła
zaklęcie i chrząknęła.
Chłopak
drgnął zaskoczony i obejrzał się.
–
Boże,
dziewczyno, nie strasz mnie – odetchnął z ulgą.
Uśmiechnęła
się przepraszająco.
–
Cześć,
Terren.
***
Harry
zakrztusił się powietrzem.
–
Zakochałeś
się? – wychrypiał chwilę po tym, jak Draco walnął go w plecy z
całej siły.
–
A
co w tym dziwnego? – prychnął Ślizgon i ruszył w stronę
siódmego piętra.
–
Okej,
każdemu się zdarza, nawet takiemu wrednemu typowi jak ty...
–
Pamiętaj,
Potter, że mówisz o swojej rodzinie – syknął zajadle jego
rozmówca.
–
Nie
przypominaj mi – mruknął Wybraniec – ale czemu ona? Szlama,
kujonka i Gryfonka?
–
Zapytaj
tego na górze, na chmurkach, w co on gra, bo ja nie mam pojęcia –
odparował z sarkazmem Draco.
–
No
dobra, niech będzie. Lepszy ty, niż Ron...
–
Co?!
– wykrzyknął.
–
Co
„co”? Ron to nie jest facet dla niej, nie utrzyma jej przy sobie.
Ja też tego nie umiałem. Ona cały czas szuka, Malfoy. Potrzebuje
takiego szaleńca jak ty.
–
Znaczy...
tak jak to się mówi... dajesz nam swoje błogosławieństwo? –
zapytał Draco ironicznie zerkając na niego z ukosa.
–
Niestety
– westchnął Harry. – A jak myślisz, dlaczego pomogłem tobie i
Parkinson ostatnim razem?
–
No,
Potter, mając takich ludzi za plecami, to Granger szybko wpadanie w
nasza pułapkę.
–
Takich
ludzi, czyli kogo?
–
Terren,
Blaise i Pansy są za mną i ze mną – powiedział Ślizgon z
lekkim uśmiechem – Patil mam w szachu, też mi pomoże, a teraz
ty. Granger ma pecha.
–
Masz
w szachu Parvati?
–
To
nie twoja sprawa.
–
Myślisz
o tym samym, o czym ja myślę, Malfoy? – zapytał Harry, nie dając
się spławić.
–
Czyli?
– odpowiedział pytaniem na pytanie Draco.
Spojrzeli
sobie na chwilę w oczy i na ich ustach pojawił się taki sam wredny
uśmieszek.
–
Skąd
wiesz? – odezwał się pierwszy Draco.
–
Mapa
nigdy nie kłamie -wyszczerzył zęby Harry.
–
Kalendarz
też nie – zaśmiał się Draco. – Chodź, kuzynie, wymyślimy
coś – dodał z ironią.
Harry
kręcąc głową poszedł za nim. Ale w duchu się cieszył. Znów
coś zaczyna się dziać.
***
–
Co
ty tu robisz? – zapytał zaskoczony Terrence.
–
O
to samo mogę zapytać ciebie – zaśmiała się.
–
Co
poniektórzy chcą się skupić przez egzaminami i nabrać sił do
dalszego uczenia się – powiedział z sarkazmem chłopak.
–
Bingo
– uśmiechnęła się, ale jej oczy nie błyszczały.
Terren
przyjrzał się jej uważnie.
–
Przybita,
co?
Westchnęła
i jej maska spadła do końca.
–
Dziwisz
się? – mruknęła ponuro.
–
Nie
– powiedział łagodnie – jestem w szoku, że trzymasz się na
lekcjach.
Gryfonka
położyła mu głowę na ramieniu. Terren westchnął i objął ją.
–
Wiesz...
–
Wiem
– przerwała mu.
Możliwe,
że Harry myślał, iż Hermiona zamyka się w sobie i z nikim nie
rozmawia. Mylił się. Dziewczyna często w ciągu tego ostatniego
tygodnia pisała do Terrence'a. Najczęściej bardzo późno w nocy,
ale zawsze otrzymywała pocieszenie. Pomimo, że jego pismo często
było niewyraźne, to Terren zawsze odpowiadał. Był cierpliwy; choć
oczy zamykały mu się ze zmęczenia, to zmuszał się, żeby
naskrobać wiadomość do Hermiony po każdym liście, nawet jeśli
napisała go o czwartej nad ranem. Za każdym razem, gdy obudziła go
sowa pukająca w okno, wstawał z westchnieniem, na wpół śpiąc
otwierał okno, czytał list, najczęściej pełen złości lub łez.
Później siadał przy biurku i pisał odpowiedź. I choć dwa razy
został obudzony przez ptaka, który oburzony dziobał go w palce,
gdy sam zasnął nad pisaniem, to Hermiona zawsze otrzymywała
odpowiedź.
Rozmawiali
chwilę o wszystkim i o niczym.
–
Terren?
– zapytała cicho, kiedy na chwilę zamilkli.
–
Hę?
– mruknął zamyślony Ślizgon.
–
Co
z nim? – szepnęła.
–
Źle,
cały czas się miota i mało śpi – powiedział Terren równie
cicho, tak, jakby to było nadzwyczaj tajne.
–
A...?
–
Nie,
nie miał. Tylko Pansy – uprzedził jej kolejne pytania Terren.
Hermiona
westchnęła.
–
On
jest niespokojny, Miona – powiedziała cicho chłopak. – Nocami
znika, chodzi przybity, nie wiem co robi.
–
Nie
mówmy o tym...
Na
chwilę zapanowała cisza.
–
Zdenerwowana
przed egzaminami? – zapytał Terren.
–
Trochę,
bardziej mnie wkurza, że nie mogę się skupić – mruknęła.
–
Przecież
uczysz się od grudnia – mruknął.
–
Tak
– rzuciła z sarkazmem – ale i tak nie jestem choćby w połowie.
–
Nie
za dużo od siebie oczekujesz? – zasugerował łagodnie.
–
Nie
– powiedziała i wtuliła się w jego ciało mocniej. – Robię to
dla rodziców.
Terren
westchnął leciutko.
Wiedział,
że bardzo jej ich brakowało. Chociaż widywała ich tylko w wakacje
i to nie całe, bo częściej spędzała je w Norze, to bardzo była
z nimi związana.
–
Mama
zawsze była ze mnie dumna – powiedziała cicho. – Teraz byłaby
zawiedziona...
–
Dlaczego?
Ma piękną i inteligentną córkę.
–
Nie
umiem sobie ułożyć życia, nie skupiam się na nauce.
–
Życie
to nie tylko nauka – powiedział Terren. – Ważniejsze jest to,
co wiesz o nim bez książek.
–
Ale...
–
Miona,
życia nie nauczysz się z książek, na życie nie znajdziesz teorii
ani regułek.
–
Nic
nie rozumiesz – burknęła Hermiona i odsunęła się od niego.
–
Rozumiem.
Zgubiłaś się we własnym życiu. Straciłaś przyjaciółkę,
chłopaka, którego najwyraźniej mimo wszystko kochałaś. Zawsze
ważna była dla ciebie nauka, ale teraz zaczynasz zauważać, że
ona już ci nie wystarcza, chcesz czegoś więcej. Życie z Potterem
odbiło się na tobie. Potrzebujesz adrenaliny, żeby żyć. Teraz,
gdy nie ma już na świecie zagrożenia, nie wiesz co robić. Twoi
przyjaciele pewnie nic o tobie nie wiedzą. Kochasz imprezy,
spontaniczność i niepewność, nie chcesz nic na stałe, bo to cię
zadusi. Jesteś skomplikowaną osobą. Z jednej strony książki,
nauka i przestrzeganie regulaminu, a z drugiej imprezy, alkohol i
życie na krawędzi. Boisz się pokazać prawdziwą twarz. No i
ostatnio zarywa do ciebie jakiś wredny Ślizgon i sama nie wiesz, co
do niego czujesz. Boisz się reakcji innych i stracenia tak idealnej
opinii, jaką dotąd miałaś.
Hermiona
słuchała go w milczeniu.
Miał
absolutna rację. Znał ją na wylot, jakby czytał z książki.
–
Skąd...?
–
Draco
mówił, że to dziwne, ale pożyteczne – przerwał jej. – Zawsze
przypominałem mu trochę Dumbledore'a.
–
To
nie jest legilimencja – powiedziała cicho.
–
Nie
– powiedział spokojnie Terren. – Nikt nie wie skąd to się
bierze, ale znam ludzi na wylot.
–
To
już się zdarzyło – zaczęła Hermiona – około 1876 roku we
Włoszech był pewien czarodziej, nazywał się...
–
Uberto
Sergio Sebastiano Penchiaro di Spirivedediale* i był moim
prapradziadkiem – dokończył za nią spokojnie Terren – i
podobno umiał coś takiego jak ja, tylko bardziej to rozwinął, a
ja nie zamierzam.
–
Właśnie
– mruknęła Hermiona nieprzyzwyczajona do tego, że ktoś wie
więcej, niż zakres Hogwartu.
–
Jego
imię pochodzi od germańskiego „hugu”,
czyli dusza, umysł, bystrość i „beraht”
- błyszczący. Czyli sławny bystrością – mówił dalej Terren.
– Dalsze imiona są nieistotne.
A
nazwisko można przetłumaczyć jako „jasno myślący z umysłu
widzącego serce, serdeczność”. Trochę dziwne, ale jak znasz tą
opowieść, to nabiera sensu.
–
Twój
prapradziadek? – zapytała zdziwiona Hermiona.
–
Tak.
–
Ale
ten ród wyginął!
Terren
zaśmiał się.
–
Mylisz
się. Moja babcia zmieniła nazwisko, kiedy przyjechała do Anglii.
Wzięła pierwszą literę od angielskiej formy imienia Uberto, czyli
Hubert, i mądry, czyli Saggio, i wyszło Haggis, a że miało
brzmieć bardziej z angielskiego, to wyszło Higgs. Owszem, we
Włoszech wyginęło, ale w Anglii przetrwało.
–
Byłeś
we Włoszech? – zapytała z ciekawością Hermiona.
–
Tak.
Spędzałem tam wszystkie wakacje. Mój dziadek jeszcze żyje i chce
widywać wnuka.
–
Jesteś
arystokratą – zauważyła dziewczyna.
Terren
skinął lekko głowa.
–
Tutaj
w Anglii, mało osób o tym wie.
–
Skoro
byłeś we Włoszech, to powiedz coś po włosku! – zażądała
Hermiona.
Uwielbiała
słuchać obcych języków, nawet, jeśli ich nie rozumiała.
–
Che
cosa? – zapytał Terren z idealnym akcentem.
–
Cokolwiek.
Ślizgon
westchnął.
–
Ti
amo e piuttosto ti voglio bene, che Draco non offeso.
–
Co?
– zapytała ze śmiechem Gryfonka.
–Certamente–
mruknął Terren.
–
No
dobra, a przetłumacz?
–
Tutto
ciò?
–
Terren!
– Hermiona zamachnęła się na niego.
–
Bebe,
bene! – śmiał się. – Cara, senta!
Dziewczyna
pokazała mu język.
–
Bambina,
posłuchaj – powiedział Terren. W jego głosie słychać było
rozbawienie.
–
Co
powiedziałeś? – zapytała.
–
Na
początku zapytałem, co mam powiedzieć. Tłumaczyć dosłownie?
–
Słowo
w słowo.
–Putto
– mruknął chłopak. – Cytuję: „Kocham cię, a raczej kocham
cię, żeby Draco się nie obraził.”
–
Bez
sensu.
–
Właśnie,
że nie. Najpierw powiedziałem „Ti amo”, co znaczy „kocham
cię”. Ale tak mówi się tylko, jak jesteś zakochana, bo masz
wtedy na myśli całkowite oddanie i przywiązanie,
a
„Ti voglio bene” znaczy tyle, co „życzę ci dobrze”.
Najczęściej mówi się tak do przyjaciół. Rozumiesz?
Skinęła
głową, a Terren mówił dalej.
–
Później
powiedziałem, że wiedziałem, że nie zrozumiesz. Zapytałem czy
mam przetłumaczyć wszystko. Jak się na mnie rzuciłaś, to
chciałem cię uspokoić. A potem „kochanie, posłuchaj”.
Zadowolona?
–
Co
dokładnie powiedziałeś?
–
Bene,
bene. Cara, senta! – powtórzył wesoło Terren.
–
Kretyn.
Jak to będzie po włosku?
–
Cretino–
rzucił Ślizgon.
–
No
więc, cretino, słuchaj uważnie, jak zaczniesz mnie wkurzać,
mówiąc po włosku, to nie ręczę za siebie.
–
To
nie było poprawnie złożone zdanie – zarzucił jej blondyn.
–
Wal
się! – mruknęła Hermiona i zerwała się na równe nogi.
–Cara,
non andare – zawołał za nią Terren, śmiejąc się – Amor mio!
–
Terren!
- warknęła, ale zatrzymała sie.
–
Wybacz,
ale dawno nie używałem włoskiego – powiedział Terren, ale jego
usta drżały, bo ledwie co powstrzymywał śmiech – i teraz nie
mogę się powstrzymać.
–
Skąd
znasz hiszpański?
–
Pozostałość
po mojej matce.
–
To
czemu jesteś blondynem? – zapytała Gryfonka i mimo woli podeszła
bliżej.
–
Moja
babcia jest ze Skandynawii.
–
A
dokładniej? – zapytała Hermiona.
–
Finką.
–
Umiesz?
– zapytała z westchnieniem.
Kochała
uczyć się języków obcych, ale fiński był bardzo trudny. To tak,
jakby kazać nauczyć się Anglikowi języka słowiańskiego. Prawnie
niewykonalne.
–
Nie,
ale to piękny język, bardzo śpiewny – powiedział Terren i
również westchnął.
Znów
usiadł na tym miejscu, co poprzednio. Hermiona przysiadła koło
niego.
–
A
twoja mama skąd pochodzi? Bo, jak podejrzewam, to ojciec jest
Włochem.
–
Zdziwisz
się, jeśli ci powiem, że z Dominikany? – zaśmiał się Terren.
– Tak, moja rodzina jest pokręcona.
–
Moja
kuzynka mówi, że Europejczycy są lepsi w łóżku.
Blondyn
roześmiał się.
–
Tylko
Hiszpanie i Francuzi.
–
A
Włosi? – zapytała zaczepnie Hermiona.
–
Mówi
się, że są bardzo namiętni – uśmiechnął się Ślizgon.
–
Malfoy
mówi, że blondyni są lepsi, ty jesteś na dodatek Włochem z
mieszaniną Anglii, Skandynawii i Hiszpanii. Jak jest z tobą,
Terrence?
Terren
skrzywił się.
–
Przepraszam,
nie powinnam pytać... – zreflektowała się Hermiona.
–
Nie,
daj spokój, po prostu dawno nie słyszałem swojego pełnego
imienia. I co mam ci powiedzieć? – zapytał, lekko rozbawiony. –
Każda dziewczyna z którą byłem, mówiła, że czuła się jak w
niebie, że jestem wspaniały i że to niesamowite. Skąd mam
wiedzieć, czy mówiła prawdę, czy kłamała bo była na tyle
delikatna i nie chciała mnie urazić?
Hermiona
mruknęła coś pod nosem.
–
Co?
– zaśmiał się Terren. – Sama chcesz się przekonać?
Gryfonka
uśmiechnęła się.
–
A
dasz się?
–
Sprawdź
– wymruczał uwodzicielsko Terren.
Hermiona
uniosła brew.
–
Jestem
pod wrażeniem – powiedziała z uznaniem.
Zaśmiał
się.
–
Dzięki
– mruknął z sarkazmem.
Hermiona
zrobiła taki ruch, jakby chciała się do niego przytulić. Terren
odruchowo wyciągnął w jej stronę ramiona. Owszem, przytuliła go,
ale gdy blondyn pochylił się, by pocałować ją we włosy,
dziewczyna zwinnie podniosła głowę i napotkała jego usta.
***
–
Malfoy,
ale co ty zamierzasz? – zapytał Harry, kiedy wspinali się po
kolejnych schodach.
–
Pokój
Życzeń jeszcze stoi, nie?
–
Tak
– powiedział zdziwiony Harry – dlaczego?
–
Bo
idę opić moje rychłe zwycięstwo.
–
Nie
pij Ognistej, zanim nie wygrasz, słyszałeś kiedyś o tym?
–
A
słyszałeś, że Malfoy zawsze dostaje to, czego chce? –
odpowiedział pytaniem na pytanie Draco.
–
Nie
miałem przyjemności – powiedział gładko Harry – a co, znasz
jakiegoś Mafloya?
–
Kiedyś
znałem. Wspaniały facet! Szkoda, że go nie spotkałeś!
Inteligentny, czarujący, seksowny, dowcipny, szarmancki, kulturalny,
oczytany, uwodzicielski, błyskotliwy, wyrafinowany, przebojowy,
światowy, uprzejmy, przystojny, zachwycający, wysoki,
wysportowany...
–
Dobra,
koniec z tym samouwielbieniem – przerwał mu Harry.
–
I
tak szkoda, że go nie znasz. Ja idę to opić, a ty rób co chcesz.
–
Idę
z tobą.
Blondyna
tak zaskoczyły jego słowa, że aż się zatrzymał.
–
Co
proszę?
–
Trochę
żenujące jest opijać zwycięstwo w samotności, co?
Draco
przyglądał mu się równe pięć sekund.
–
No
dobra, lepsze to niż picie do lusterka – wzruszył w końcu
ramionami.
W
stronę Pokoju Życzeń ruszyli ramię w ramię.
A
los szykował dla nich niespodziankę...
Kocham
– Bartelone
Nie
było happy endu, bo życie to nie eden
~*~*~*~
*
- to moja wyobraźnia, żaden polak tego nie przeczyta :)
na
początku, dziękuję jeszcze raz Cammelii, za pomoc. Wspaniała z
Ciebie Beta :)
Jestem
z siebie dumna.
Może
byc kilka niedociągnięc w tłumaczeniu na włoski, bo pomagała mi
w tym Realista, jak i internet, więc jeśli ktoś zna się na
włoskim lepiej niż my, to przepraszam.
Dodam
tylko, że każdy kto chce być informowany, niech wpisze sie w
zakładce "Powiadamiam"
Czekam
na komentarze.
Pozdrawiam,
Nox