piątek, 25 stycznia 2013

rozdział 30

Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko... kocha się za nic” - ks. Twardowski 

~*~*~*~ 

z dedykacją
dla Realistki.

~*~*~*~

Malfoyowi odjęło mowę.
Co robisz?!
Ćwiczę zaklęcia, przed egzaminami – odparła nadal spokojnie, a Draco ledwie się uchylił przed kolejnym zaklęciem.
ĆWICZYSZ?! – ryknął Draco i podszedł do niej, nie panując nad sobą – zrujnowałaś połowę zamku! Całe dormitorium mi się trzęsie, połowa waszej wieży też! – wyrwał jej różdżkę z ręki i odrzucił w kąt. – Posadzka w głównym holu popękała! – złapał ją za ramiona i potrząsnął mocno. – Dziewczyno, ogarnij się, bo cały zamek pójdzie z dymem! I na miłość boską, zgaś ten ogień! – warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami, które ledwie trzymały się na zawiasach.
Hermiona powoli rozejrzała się po łazience i stwierdziła ze zdziwieniem, że jest w bardzo opłakanym stanie. Gdy wyjrzała do dormitorium, aż otworzyła usta ze zdumienia.
To ona to wszystko zrobiła?
Dormitorium wyglądało jak po przejściu wojska, stada słoni i po niezłej imprezie na sto osób. Nic nie było całe. Nic, nawet piórko. Przeszła przez dormitorium z lekkim trudem, bo chodzenie po połamanych meblach, porwanej pościeli, książkach, pergaminach i kawałkach kominka nie było proste. Spojrzała w stronę szafy i zobaczyła w miarę cały kawałek materiału. Z ciekawości przedarła się tam i podniosła interesującą ją rzecz. Okazało się, że to marynarka Draco. Cała i tylko trochę ubrudzona sadzą. Bezmyślnie podniosła ją do twarzy i powąchała. Nadal przesiąknięta była słabą wonią perfum chłopaka.
Hermiona z płaczem rzuciła się na skrawek materaca i wtuliła twarz w marynarkę. Nie umiała o zapomnieć, nie umiała się na niego wściekać, nie umiała go zranić ani wyrzucić z myśli choć bardzo się starała.
Potrafiła go za to kochać i to ją najbardziej wkurzało.
Bo nie umiała przestać.

***

Dziewięć dni po ich kłótni stało się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Podczas kolacji Harry siedział sam przy stole Gryffindoru. Reszta jego przyjaciół była w Pokoju Wspólnym i uczyła się. Tylko garstka uczniów była w Wielkiej Sali.
Wybraniec ponuro grzebał w swoim talerzu i myślał o tym, jak pomóc Hermionie.
Od tygodnia nie pojawiała się nigdzie po lekcjach. Nie było jej w Pokoju Wspólnym, Wielkiej Sali, na korytarzach, w bibliotece. Nigdzie.
Dzięki Mapie wiedział, że cały czas siedzi u siebie.
Z westchnieniem odłożył widelec i już miał odejść, gdy padł na niego cień; ktoś usiał naprzeciwko niego.
Podniósł głowę i zdziwił się. Przed nim siedział platynowy blondyn w szacie z motywami Slytherinu i zaciętą miną.
Malfoy? – zapytał, nie udając nawet niezaskoczonego.
Blondyn rozchylił swoje idealnie skrojone usta, których pozazdrościłby mu sam David Michała Anioła, ale zaraz je zamknął.
Harry czekał w miarę cierpliwie.
Musisz... musisz mi pomóc, Potter.

***

Hermiona z westchnieniem wymknęła się na korytarz. Po trzech godzinach ślęczenia nad książkami i wkurzania się, osiągnęła to co chciała. Wyczarowała osobne wejście do swojego dormitorium. Choć w uszach wciąż pobrzmiewała jej groźba Malfoya sprzed kilkunastu dni, że doniesie o tym McGonagall, to musiała je stworzyć. Gdyby tego nie zrobiła, byłaby zmuszona wychodzić z dormitorium przez Pokój Wspólny, a to oznaczałoby spotkanie
z Harrym, Parvati, czy kimkolwiek innym, kogo spotkać nie chciała. W ostatnich dniach nie miała zresztą ochoty widzieć nikogo. Chciała wyjść i nie wrócić już nigdy.
Malfoy, Harry, Parvati, Parkinson, Terrence, Blaise i każdy po kolei ją wkurzali i miała ich dość.
Nie miała z kim pogadać, chociaż i tak wiedziała, że musi się z tym uporać sama. Przemyśleć całą sytuację i zacząć działać, bo wiedziała, że nie może tego zostawić tak, jak jest. Męczyło ja to przez cały czas i nie pozwalało się skupić.
Była zakochana, nie ukrywała już tego przed sobą.
Ale nie chciała tego! Tak bardzo tego nie chciała! Ona i Malfoy, to niedorzeczne!
Przemknęła szybko przez czwarte piętro, gdzie utworzyła wyjście ze swojego dormitorium. Korytarz był pusty, bo nastała pora kolacji, którą ona zjadła u siebie. Przyniósł ją Stworek, bo go o to poprosiła. W głębi ducha dziękowała Harry'emu, że dwa lata temu rozkazał skrzatowi, żeby słuchał jej i Rona, inaczej nie miałaby co jeść w ciągu ostatniego tygodnia.
Teraz stanęła na samym końcu korytarza i przywarła plecami do ściany. Usłyszała kroki i z bijącym sercem wytężała słuch, by zlokalizować, z której strony je słyszy. Czuła się trochę jak za czasów poszukiwania horkruksów i jakby grała w drugorzędnym filmie. W jej żyłach zaczynała krążyć adrenalina i wszystkie zmysły były wyczulone. Aż do bólu wstrzymywała oddech. Kroki, tak, z pewnością idą dwie osoby.
Z lękiem czekała aż ucichną.
Nieskończenie wolno oddaliły się, po czym odetchnęła z ulgą.
Rzuciła na siebie zaklęcie zwodzące i pobiegła do wyjścia.

***

W czym mam ci pomóc? – zapytał spokojnie Harry.
Nie tutaj – mruknął blondyn.
Dlaczego?
Draco rozejrzał się sugestywnie. Kilka osób zerkało w ich stronę, a on nie chciał mieć świadków tej rozmowy.
Harry zrozumiał go i wstał.
Wyjdźmy – przytaknął Wybraniec.
Ślizgon spojrzał na niego krótko i skinął głową. Wyszedł za nim z Wielkiej Sali.

***

Hermiona z trudem wyhamowała tuż przed głównym holem. Z Wielkiej Sali ktoś wychodził. Szybko cofnęła się za róg. Przeczekała, aż ktoś wejdzie na schody, prowadzące do wschodniej strony zamku i wybiegła na błonia.

***
Co jest? – zapytał Harry, gdy wspinali się po schodach.
Musisz mi pomóc – powtórzył blondyn.
W czym?
Muszę się dostać do Granger – palnął prosto z mostu Draco.
Nie – odmówił spokojnie Harry.
Dlaczego?
Nie uda mi się jej przekonać, że ma z tobą pogadać – powiedział Wybraniec i zerknął na Malfoya.
Jego rozmówca zaciskał zęby i mrużył oczy. Nie cieszył się z jego odpowiedzi.
A kto ją do tego przekona jak nie ty, Potter? – zapytał – Weasley?
Malfoy, słuchaj, może i byłem z Hermioną...
BYŁEŚ Z GRANGER?! – wrzasnął Draco.
Nie powiedziała ci?- zaśmiał się Harry.
Jakoś nie wspominała – warknął wściekły arystokrata.
Byłem, nie byłem, ale ja jej do niczego nie przekonam. Jest uparta.
Potter, ja MUSZĘ z nią pogadać.
A ja CHCĘ żyć, Malfoy.
Znasz ją, byłeś z nią, kurwa, musisz mieć na nią jakiś wpływ – syknął Draco.
Nie, jeśli chodzi o twoją osobę.
Niby dlaczego?
Bo ona jest na ciebie wściekła i nic jej nie przekona, że ma z tobą pogadać, prędzej przespałaby się z twoim ojcem niż to zrobiła.
Mój ojciec nie żyje – warknął Ślizgon.
Właśnie o to mi chodzi.
Potter, do cholery, znasz ją! Co mam zrobić?!
Jedno pytanie, Malfoy. Miałeś już szansę, czemu ją spieprzyłeś?
Bo Granger przechodzi ludzkie pojęcie!
Malfoy, jak ma mam ci pomóc, kiedy ty nie mówisz mi całej prawdy?
Potter, ja ci się nie przyszedłem zwierzać z mojego życia uczuciowego i seksualnego, tylko zapytać, jak podejść Granger.
Spałeś z nią? – warknął Harry i choć był niższy od Malfoya, przycisnął go do ściany i przycisnął różdżkę do piersi.
Pojebało cię, Potter? – wychrypiał Draco, bo nie miał czym oddychać.
Tak czy nie? – wysyczał Gryfon.
Nie!
Masz szczęście – Harry puścił go, ale nadal jego różdżka wbijała się boleśnie w serce Ślizgona. – Życie seksualne?
Kurwa, Potter! – warknął Draco – możesz myśleć co chcesz, ale nie jestem gwałcicielem! Nie dotknąłem Granger!
W ogóle? – Złoty Chłopiec wbił mu różdżkę między żebra.
No dobra, święty nie jestem...
Gadaj jaśniej!
O co ci chodzi?! Nie spałem z nią!
Ale święty też nie jesteś! Twoje słowa, Malfoy. Co jej zrobiłeś?
Blondyn wywrócił oczami.
Parę siniaków, malinek i podzieliłem się z nią własną śliną, coś jeszcze? – prychnął. – Już, proszę pana?
Siniaków? – wysyczał Harry.
Potter, byłeś z nią! Wiesz jaka jest!
Jakoś po mnie nie miała siniaków!
Widać jej nie dogodziłeś...
Malfoy, nie pierdol głupot, tylko gadaj, co zrobiłeś Hermionie!
Jezu, mówiła kiedyś, że ma na biodrach siniaki po tym, jak pomogłem jej z Weasleyem.
Różdżka Pottera przestała mu się wbijać tak mocno w żebra.
Co?
Kłóciła się kiedyś z Wiewiórą. Zaraz po tym, jak zerwali. Pomogłem jej.
Jak?
Podszedłem do niej, objąłem ją, dogadałem coś Rudemu, ale to nie zmienia faktu, że mnie wkurzał. Nie panowałem na sobą i żeby się na niego nie rzucić, zaciskałem ręce na biodrach Granger. Nawet o tym nie wiedziałem. Dopiero jak u niej byłem parę dni później, zobaczyłem to i powiedziała mi. Wystarczy, tatusiu Granger? – zapytał Draco.
To wszystko?
Tak, Potter, co jak co, ale nigdy jej nie skrzywdziłem, przynajmniej świadomie.
Co?!
No, nie, Potter, czy ty wszystko musisz brać dosłownie? Była ma mnie wściekła, nie? Za to, co jej powiedziałem i tak dalej. Fizycznie nic jej nie zrobiłem.
Niech będzie, że ci wierzę, Malfoy – mruknął Harry – ale jak jej coś zrobiłeś...
Potter, chyba nie chcesz słuchać o tym, w jaki sposób się z nią całowałem i jak jej dotykałem, co?
Dobra, daruj sobie - wzdrygnął się Harry. – Nie chcę tego słuchać.
Boże, Potter, ty masz fioła na jej punkcie – powiedział lekko oburzony Draco.
Świetnie, że nie muszę ci tego tłumaczyć. Ona jest dla mnie jak siostra, Malfoy, pamiętaj.
Dobra, dobra. Kumam, wyluzuj.
Lepiej, żeby tak zostało. Czemu chcesz z nią pogadać?
Bo mam taką potrzebą duchową – zironizował Ślizgon, ale widząc minę bruneta, szybko dodał: – Ona na to zasługuje, nie sądzisz?
A czemu ma z tobą gadać? Jak mam ją do tego przekonać?
Nie wiem. Powiedz jej, że mam jej coś ważnego do powiedzenia. Ważnego dla nas obojga. Że pomoże jej to wyjść z tego co jest między nami, a raczej było.
I ona ma w to uwierzyć?
Potter, ona mi ufa. No, a raczej ufała – powiedział z goryczą Draco.
Malfoy, jeśli ją zranisz, to ci nogi z dupy powyrywam.
Nie zdążysz. Terren zrobi to pierwszy.
Dlaczego?
Granger to jego oczko w głowie – powiedział tylko Draco.
Wybraniec uniósł brew.
O chuja Ci chodzi? – westchnął Draco.
A nie wpadło ci do głowy, że on może ci ją odbić?
Terren? – prychnął Draco. – W życiu. On ją uwielbia i nie pozwoli jej zranić. Nikomu, a szczególnie mi.
Dlaczego?
Malfoy długo milczał.
Bo on i Pansy uważają, że... – zamilkł.
Że co?
Że Granger jest we mnie zakochana – powiedział w końcu cicho.
Harry zagwizdał cicho.
A ty co o tym myślisz?
Modlę się, żeby to była prawda – zaśmiał się ponuro Ślizgon.
Dlaczego?
Pansy doszła do wniosku, że ja też się zakochałem i...
I co? – zapytał Wybraniec niecierpliwie, bo Draco uparcie nie kończył.
Ma rację.

***

Hermiona z ulgą zatrzymała się nad jeziorem. Nastał już wczesny wieczór, na błoniach nie było nikogo. Panowała niespotykana cisza. W powietrzu unosił się jedynie śpiew ptaków
z Zakazanego Lasu. Zapadał lekki zmrok, ale jeszcze wszystko było widać. Zamek, każdy kamień, każdą kępkę trawy i migotliwą postać po drugiej stronie jeziora.
Gdy Hermiona spojrzała w jej stronę, postać znikła. Zmrużyła oczy, by lepiej widzieć
i ujrzała, że postać po prostu usiadła, a że była ubrana w ciemne kolory, to w pierwszym momencie tego nie zauważyła.
Pod wpływem dziwnego impulsu zaczęła iść w stronę drugiego brzegu.
Zajęło jej to dobre pięć minut, ale chciała wiedzieć, kto to jest. Gdy znalazła się w pobliżu, zatrzymała się.
To był chłopak, ubrany w szatę szkolną z zielonymi akcentami i to dlatego nie widziała go na tle błoni. Siedział na brzegu jeziora i metodycznie co jakiś czas wrzucał do wody kamień. Czekał, aż koła rozejdą się po wodzie i wrzucał następnego.
Podeszła na tyle blisko, że poznała tą osobę.
Zaklęcie zwodzące nadal działało, więc podeszła bezszelestnie do tej postaci i usiadła kawałek za nią. Niewerbalnie ściągnęła zaklęcie i chrząknęła.
Chłopak drgnął zaskoczony i obejrzał się.
Boże, dziewczyno, nie strasz mnie – odetchnął z ulgą.
Uśmiechnęła się przepraszająco.
Cześć, Terren.

***

Harry zakrztusił się powietrzem.
Zakochałeś się? – wychrypiał chwilę po tym, jak Draco walnął go w plecy z całej siły.
A co w tym dziwnego? – prychnął Ślizgon i ruszył w stronę siódmego piętra.
Okej, każdemu się zdarza, nawet takiemu wrednemu typowi jak ty...
Pamiętaj, Potter, że mówisz o swojej rodzinie – syknął zajadle jego rozmówca.
Nie przypominaj mi – mruknął Wybraniec – ale czemu ona? Szlama, kujonka i Gryfonka?
Zapytaj tego na górze, na chmurkach, w co on gra, bo ja nie mam pojęcia – odparował z sarkazmem Draco.
No dobra, niech będzie. Lepszy ty, niż Ron...
Co?! – wykrzyknął.
Co „co”? Ron to nie jest facet dla niej, nie utrzyma jej przy sobie. Ja też tego nie umiałem. Ona cały czas szuka, Malfoy. Potrzebuje takiego szaleńca jak ty.
Znaczy... tak jak to się mówi... dajesz nam swoje błogosławieństwo? – zapytał Draco ironicznie zerkając na niego z ukosa.
Niestety – westchnął Harry. – A jak myślisz, dlaczego pomogłem tobie i Parkinson ostatnim razem?
No, Potter, mając takich ludzi za plecami, to Granger szybko wpadanie w nasza pułapkę.
Takich ludzi, czyli kogo?
Terren, Blaise i Pansy są za mną i ze mną – powiedział Ślizgon z lekkim uśmiechem – Patil mam w szachu, też mi pomoże, a teraz ty. Granger ma pecha.
Masz w szachu Parvati?
To nie twoja sprawa.
Myślisz o tym samym, o czym ja myślę, Malfoy? – zapytał Harry, nie dając się spławić.
Czyli? – odpowiedział pytaniem na pytanie Draco.
Spojrzeli sobie na chwilę w oczy i na ich ustach pojawił się taki sam wredny uśmieszek.
Skąd wiesz? – odezwał się pierwszy Draco.
Mapa nigdy nie kłamie -wyszczerzył zęby Harry.
Kalendarz też nie – zaśmiał się Draco. – Chodź, kuzynie, wymyślimy coś – dodał z ironią.
Harry kręcąc głową poszedł za nim. Ale w duchu się cieszył. Znów coś zaczyna się dziać.

***

Co ty tu robisz? – zapytał zaskoczony Terrence.
O to samo mogę zapytać ciebie – zaśmiała się.
Co poniektórzy chcą się skupić przez egzaminami i nabrać sił do dalszego uczenia się – powiedział z sarkazmem chłopak.
Bingo – uśmiechnęła się, ale jej oczy nie błyszczały.
Terren przyjrzał się jej uważnie.
Przybita, co?
Westchnęła i jej maska spadła do końca.
Dziwisz się? – mruknęła ponuro.
Nie – powiedział łagodnie – jestem w szoku, że trzymasz się na lekcjach.
Gryfonka położyła mu głowę na ramieniu. Terren westchnął i objął ją.
Wiesz...
Wiem – przerwała mu.
Możliwe, że Harry myślał, iż Hermiona zamyka się w sobie i z nikim nie rozmawia. Mylił się. Dziewczyna często w ciągu tego ostatniego tygodnia pisała do Terrence'a. Najczęściej bardzo późno w nocy, ale zawsze otrzymywała pocieszenie. Pomimo, że jego pismo często było niewyraźne, to Terren zawsze odpowiadał. Był cierpliwy; choć oczy zamykały mu się ze zmęczenia, to zmuszał się, żeby naskrobać wiadomość do Hermiony po każdym liście, nawet jeśli napisała go o czwartej nad ranem. Za każdym razem, gdy obudziła go sowa pukająca w okno, wstawał z westchnieniem, na wpół śpiąc otwierał okno, czytał list, najczęściej pełen złości lub łez. Później siadał przy biurku i pisał odpowiedź. I choć dwa razy został obudzony przez ptaka, który oburzony dziobał go w palce, gdy sam zasnął nad pisaniem, to Hermiona zawsze otrzymywała odpowiedź.
Rozmawiali chwilę o wszystkim i o niczym.
Terren? – zapytała cicho, kiedy na chwilę zamilkli.
Hę? – mruknął zamyślony Ślizgon.
Co z nim? – szepnęła.
Źle, cały czas się miota i mało śpi – powiedział Terren równie cicho, tak, jakby to było nadzwyczaj tajne.
A...?
Nie, nie miał. Tylko Pansy – uprzedził jej kolejne pytania Terren.
Hermiona westchnęła.
On jest niespokojny, Miona – powiedziała cicho chłopak. – Nocami znika, chodzi przybity, nie wiem co robi.
Nie mówmy o tym...
Na chwilę zapanowała cisza.
Zdenerwowana przed egzaminami? – zapytał Terren.
Trochę, bardziej mnie wkurza, że nie mogę się skupić – mruknęła.
Przecież uczysz się od grudnia – mruknął.
Tak – rzuciła z sarkazmem – ale i tak nie jestem choćby w połowie.
Nie za dużo od siebie oczekujesz? – zasugerował łagodnie.
Nie – powiedziała i wtuliła się w jego ciało mocniej. – Robię to dla rodziców.
Terren westchnął leciutko.
Wiedział, że bardzo jej ich brakowało. Chociaż widywała ich tylko w wakacje i to nie całe, bo częściej spędzała je w Norze, to bardzo była z nimi związana.
Mama zawsze była ze mnie dumna – powiedziała cicho. – Teraz byłaby zawiedziona...
Dlaczego? Ma piękną i inteligentną córkę.
Nie umiem sobie ułożyć życia, nie skupiam się na nauce.
Życie to nie tylko nauka – powiedział Terren. – Ważniejsze jest to, co wiesz o nim bez książek.
Ale...
Miona, życia nie nauczysz się z książek, na życie nie znajdziesz teorii ani regułek.
Nic nie rozumiesz – burknęła Hermiona i odsunęła się od niego.
Rozumiem. Zgubiłaś się we własnym życiu. Straciłaś przyjaciółkę, chłopaka, którego najwyraźniej mimo wszystko kochałaś. Zawsze ważna była dla ciebie nauka, ale teraz zaczynasz zauważać, że ona już ci nie wystarcza, chcesz czegoś więcej. Życie z Potterem odbiło się na tobie. Potrzebujesz adrenaliny, żeby żyć. Teraz, gdy nie ma już na świecie zagrożenia, nie wiesz co robić. Twoi przyjaciele pewnie nic o tobie nie wiedzą. Kochasz imprezy, spontaniczność i niepewność, nie chcesz nic na stałe, bo to cię zadusi. Jesteś skomplikowaną osobą. Z jednej strony książki, nauka i przestrzeganie regulaminu, a z drugiej imprezy, alkohol i życie na krawędzi. Boisz się pokazać prawdziwą twarz. No i ostatnio zarywa do ciebie jakiś wredny Ślizgon i sama nie wiesz, co do niego czujesz. Boisz się reakcji innych i stracenia tak idealnej opinii, jaką dotąd miałaś.
Hermiona słuchała go w milczeniu.
Miał absolutna rację. Znał ją na wylot, jakby czytał z książki.
Skąd...?
Draco mówił, że to dziwne, ale pożyteczne – przerwał jej. – Zawsze przypominałem mu trochę Dumbledore'a.
To nie jest legilimencja – powiedziała cicho.
Nie – powiedział spokojnie Terren. – Nikt nie wie skąd to się bierze, ale znam ludzi na wylot.
To już się zdarzyło – zaczęła Hermiona – około 1876 roku we Włoszech był pewien czarodziej, nazywał się...
Uberto Sergio Sebastiano Penchiaro di Spirivedediale* i był moim prapradziadkiem – dokończył za nią spokojnie Terren – i podobno umiał coś takiego jak ja, tylko bardziej to rozwinął, a ja nie zamierzam.
Właśnie – mruknęła Hermiona nieprzyzwyczajona do tego, że ktoś wie więcej, niż zakres Hogwartu.
Jego imię pochodzi od germańskiego „hugu”, czyli dusza, umysł, bystrość i „beraht” - błyszczący. Czyli sławny bystrością – mówił dalej Terren. – Dalsze imiona są nieistotne.
A nazwisko można przetłumaczyć jako „jasno myślący z umysłu widzącego serce, serdeczność”. Trochę dziwne, ale jak znasz tą opowieść, to nabiera sensu.
Twój prapradziadek? – zapytała zdziwiona Hermiona.
Tak.
Ale ten ród wyginął!
Terren zaśmiał się.
Mylisz się. Moja babcia zmieniła nazwisko, kiedy przyjechała do Anglii. Wzięła pierwszą literę od angielskiej formy imienia Uberto, czyli Hubert, i mądry, czyli Saggio, i wyszło Haggis, a że miało brzmieć bardziej z angielskiego, to wyszło Higgs. Owszem, we Włoszech wyginęło, ale w Anglii przetrwało.
Byłeś we Włoszech? – zapytała z ciekawością Hermiona.
Tak. Spędzałem tam wszystkie wakacje. Mój dziadek jeszcze żyje i chce widywać wnuka.
Jesteś arystokratą – zauważyła dziewczyna.
Terren skinął lekko głowa.
Tutaj w Anglii, mało osób o tym wie.
Skoro byłeś we Włoszech, to powiedz coś po włosku! – zażądała Hermiona.
Uwielbiała słuchać obcych języków, nawet, jeśli ich nie rozumiała.
Che cosa? – zapytał Terren z idealnym akcentem.
Cokolwiek.
Ślizgon westchnął.
Ti amo e piuttosto ti voglio bene, che Draco non offeso.
Co? – zapytała ze śmiechem Gryfonka.
Certamente– mruknął Terren.
No dobra, a przetłumacz?
Tutto ciò?
Terren! – Hermiona zamachnęła się na niego.
Bebe, bene! – śmiał się. – Cara, senta!
Dziewczyna pokazała mu język.
Bambina, posłuchaj – powiedział Terren. W jego głosie słychać było rozbawienie.
Co powiedziałeś? – zapytała.
Na początku zapytałem, co mam powiedzieć. Tłumaczyć dosłownie?
Słowo w słowo.
Putto – mruknął chłopak. – Cytuję: „Kocham cię, a raczej kocham cię, żeby Draco się nie obraził.”
Bez sensu.
Właśnie, że nie. Najpierw powiedziałem „Ti amo”, co znaczy „kocham cię”. Ale tak mówi się tylko, jak jesteś zakochana, bo masz wtedy na myśli całkowite oddanie i przywiązanie,
a „Ti voglio bene” znaczy tyle, co „życzę ci dobrze”. Najczęściej mówi się tak do przyjaciół. Rozumiesz?
Skinęła głową, a Terren mówił dalej.
Później powiedziałem, że wiedziałem, że nie zrozumiesz. Zapytałem czy mam przetłumaczyć wszystko. Jak się na mnie rzuciłaś, to chciałem cię uspokoić. A potem „kochanie, posłuchaj”. Zadowolona?
Co dokładnie powiedziałeś?
Bene, bene. Cara, senta! – powtórzył wesoło Terren.
Kretyn. Jak to będzie po włosku?
Cretino– rzucił Ślizgon.
No więc, cretino, słuchaj uważnie, jak zaczniesz mnie wkurzać, mówiąc po włosku, to nie ręczę za siebie.
To nie było poprawnie złożone zdanie – zarzucił jej blondyn.
Wal się! – mruknęła Hermiona i zerwała się na równe nogi.
Cara, non andare – zawołał za nią Terren, śmiejąc się – Amor mio!
Terren! - warknęła, ale zatrzymała sie.
Wybacz, ale dawno nie używałem włoskiego – powiedział Terren, ale jego usta drżały, bo ledwie co powstrzymywał śmiech – i teraz nie mogę się powstrzymać.
Skąd znasz hiszpański?
Pozostałość po mojej matce.
To czemu jesteś blondynem? – zapytała Gryfonka i mimo woli podeszła bliżej.
Moja babcia jest ze Skandynawii.
A dokładniej? – zapytała Hermiona.
Finką.
Umiesz? – zapytała z westchnieniem.
Kochała uczyć się języków obcych, ale fiński był bardzo trudny. To tak, jakby kazać nauczyć się Anglikowi języka słowiańskiego. Prawnie niewykonalne.
Nie, ale to piękny język, bardzo śpiewny – powiedział Terren i również westchnął.
Znów usiadł na tym miejscu, co poprzednio. Hermiona przysiadła koło niego.
A twoja mama skąd pochodzi? Bo, jak podejrzewam, to ojciec jest Włochem.
Zdziwisz się, jeśli ci powiem, że z Dominikany? – zaśmiał się Terren. – Tak, moja rodzina jest pokręcona.
Moja kuzynka mówi, że Europejczycy są lepsi w łóżku.
Blondyn roześmiał się.
Tylko Hiszpanie i Francuzi.
A Włosi? – zapytała zaczepnie Hermiona.
Mówi się, że są bardzo namiętni – uśmiechnął się Ślizgon.
Malfoy mówi, że blondyni są lepsi, ty jesteś na dodatek Włochem z mieszaniną Anglii, Skandynawii i Hiszpanii. Jak jest z tobą, Terrence?
Terren skrzywił się.
Przepraszam, nie powinnam pytać... – zreflektowała się Hermiona.
Nie, daj spokój, po prostu dawno nie słyszałem swojego pełnego imienia. I co mam ci powiedzieć? – zapytał, lekko rozbawiony. – Każda dziewczyna z którą byłem, mówiła, że czuła się jak w niebie, że jestem wspaniały i że to niesamowite. Skąd mam wiedzieć, czy mówiła prawdę, czy kłamała bo była na tyle delikatna i nie chciała mnie urazić?
Hermiona mruknęła coś pod nosem.
Co? – zaśmiał się Terren. – Sama chcesz się przekonać?
Gryfonka uśmiechnęła się.
A dasz się?
Sprawdź – wymruczał uwodzicielsko Terren.
Hermiona uniosła brew.
Jestem pod wrażeniem – powiedziała z uznaniem.
Zaśmiał się.
Dzięki – mruknął z sarkazmem.
Hermiona zrobiła taki ruch, jakby chciała się do niego przytulić. Terren odruchowo wyciągnął w jej stronę ramiona. Owszem, przytuliła go, ale gdy blondyn pochylił się, by pocałować ją we włosy, dziewczyna zwinnie podniosła głowę i napotkała jego usta.

***

Malfoy, ale co ty zamierzasz? – zapytał Harry, kiedy wspinali się po kolejnych schodach.
Pokój Życzeń jeszcze stoi, nie?
Tak – powiedział zdziwiony Harry – dlaczego?
Bo idę opić moje rychłe zwycięstwo.
Nie pij Ognistej, zanim nie wygrasz, słyszałeś kiedyś o tym?
A słyszałeś, że Malfoy zawsze dostaje to, czego chce? – odpowiedział pytaniem na pytanie Draco.
Nie miałem przyjemności – powiedział gładko Harry – a co, znasz jakiegoś Mafloya?
Kiedyś znałem. Wspaniały facet! Szkoda, że go nie spotkałeś! Inteligentny, czarujący, seksowny, dowcipny, szarmancki, kulturalny, oczytany, uwodzicielski, błyskotliwy, wyrafinowany, przebojowy, światowy, uprzejmy, przystojny, zachwycający, wysoki, wysportowany...
Dobra, koniec z tym samouwielbieniem – przerwał mu Harry.
I tak szkoda, że go nie znasz. Ja idę to opić, a ty rób co chcesz.
Idę z tobą.
Blondyna tak zaskoczyły jego słowa, że aż się zatrzymał.
Co proszę?
Trochę żenujące jest opijać zwycięstwo w samotności, co?
Draco przyglądał mu się równe pięć sekund.
No dobra, lepsze to niż picie do lusterka – wzruszył w końcu ramionami.
W stronę Pokoju Życzeń ruszyli ramię w ramię.
A los szykował dla nich niespodziankę...

Kocham – Bartelone
Nie było happy endu, bo życie to nie eden
~*~*~*~

* - to moja wyobraźnia, żaden polak tego nie przeczyta :)

na początku, dziękuję jeszcze raz Cammelii, za pomoc. Wspaniała z Ciebie Beta :)

Jestem z siebie dumna.
Może byc kilka niedociągnięc w tłumaczeniu na włoski, bo pomagała mi w tym Realista, jak i internet, więc jeśli ktoś zna się na włoskim lepiej niż my, to przepraszam.

Dodam tylko, że każdy kto chce być informowany, niech wpisze sie w zakładce "Powiadamiam"

Czekam na komentarze.

Pozdrawiam,

Nox

czwartek, 24 stycznia 2013

Miniaturka nr 3

 Hermiona wracała z biblioteki do dormitorium niosąc wielki stos książek, które chciała przejrzeć. Było już późno, po ciszy nocnej, na korytarzach mogli przebywać tylko Prefekci, więc w chwili gdy usłyszała cichy śmiech w bocznym korytarzu, z trudem wciągnęła różdżkę z kieszeni i użyła zaklęcia by książki posłusznie sunęły za nią w powietrzu. Skręciła w bok, przygotowując się na to, żeby wlepić szlaban albo odjąć punkty. Jednak to co zobaczyła przed sobą pozbawiło ją zdolności logicznego myślenia.

To był Draco.

Jej Draco.

Przyciskał do ściany jakąś blondynę i całował ją po szyi, jedną ręką gładził jej biodro, a drugą rozpinał jej bluzkę. Dziewczyna śmiała się zadowolona, wzdychając co jakiś czas.

Hermiona zachłysnęła się powietrzem, a w jej oczach zabłyszczały łzy.

Zdradził mnie, zdradził.

Nie wiedziała co zrobić.

Stała jak skamieniała patrząc na rozgrywającą się przed nią sytuację, nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu.

W końcu opanowała się, widywała gorsze sytuacje.

Odetchnęła głęboko i założyła ręce na piersi. Uderzyła obcasem w podłogę, ale to nie dało efektu.

-Malfoy! - warknęła.

Chłopak błyskawicznie odsunął się od dziewczyny, która drgnęła zaskoczona.

-Myślałam, że wolisz szatynki – dodała Hermiona z pogardą.

Zobaczyła w jego oczach strach.

-Granger? - zapytał niepewnie – co Ty tu robisz?

-Mogę zadać to samo pytanie Tobie, Malfoy – powiedziała lodowato Hermiona.

-Chodź, skarbie – powiedziała cicho dziewczyna – ta szlama jest zazdrosna.

Gryfonka zobaczyła jak oczy Draco błysnęły lekko, ale ogniki szybko zniknęły, zastąpione przez przygnębienie i niepewność.

No cóż pomyślała ponuro Hermiona chyba mam prawo być zazdrosna i wściekła skoro całujesz mojego faceta.

-Nigdzie nie pójdzie, Cross – powiedziała obojętnie Hermiona – jest po ciszy nocnej...

-Granger, nie rób tego – zaczął Draco robiąc krok w jej stronę – wytłumaczę Ci to...

Dziewczyna zmroziła go wzrokiem.

-Cross, szlaban – powiedziała nie spuszczając wzroku z Draco – tydzień. Zgłoś się do opiekuna jutro rano, a jeśli tego nie zrobisz, ja do niego pójdę i dostaniesz szlaban na miesiąc.

Dziewczyna krzyknęła oburzona.

-Misiu, zrób coś! Ja nie mogę dostać szlabanu!

-Z teoretycznego punktu widzenia każdy może dostać szlaban – mruknął Draco.

Hermiona widziała, że chce się pozbyć dziewczyny jak najszybciej i zacząć jej wszystko tłumaczyć.

-Skarbie, nie będę miała dla Ciebie czasu – jęknęła przymilnie blondynka.

-Cross, szlaban – warknęła Hermiona – i minus 20 punktów dla Twojego domu, a teraz idź do dormitorium! Natychmiast!

Dziewczyna zaczęła mruczeć coś pod nosem, ale odeszła w przelocie całując Draco w usta.

Gryfonka i Ślizgon stali w milczeniu patrząc na siebie, dopóki kroki Cross nie ucichły. Wtedy Draco otworzył usta, ale Hermiona była szybsza.

-Jeśli chcesz powiedzieć, że to nie tak jak myślę to możesz sobie darować – warknęła i zniknęła za rogiem.

-Granger! - usłyszała za sobą zrezygnowany głos – przestań!

Nawet się nie obróciła, miała dość.

Draco nawet nie był skruszony tym co zrobił.

W jej oczach pojawiły się łzy.

Marzyła tylko o tym, żeby dojść do dormitorium, walnąć się na łóżko i zapomnieć o wszystkim.

Jednak ten wieczór nie był dla niej łaskawy.

Usłyszała za sobą stanowcze kroki i chwilę później została obrócona gwałtownie o 180 stopni.

Zobaczyła wściekłego Draco.

Potem poczuła chłód na plecach gdy przycisnął ją do ściany i pocałował.

Jego usta nie miały swojego zwykłego słodkiego smaku, smakowały jak truskawki, widocznie Cross uwielbiała czerwone błyszczyki.

Hermiona rozjuszona do granic możliwości pozwoliła mu pogłębić pocałunek i ugryzła go.

Ślizgon natychmiast się odsunął.

-Granger, do cholery co Ty robisz?!

-Co ja robię?! - wrzasnęła Hermiona – chyba zgłupiałeś! Nienawidzę Cię!

-Myślałem, że mamy ten etap już za sobą – mruknął Draco.

-To źle myślałeś – warknęła i odeszła, a w ślad za nią poszybował książki.

-Wytłumaczę Ci to! - jęknął Draco i poszedł za nią – No, Granger, no! Nie bądź taka!

Odpowiedział mu tylko stukot jej obcasów.

Z westchnieniem i duszą na ramieniu blondyn pobiegł za nią.

Zdążył na moment w którym zamykało się wejście do jej dormitorium. Wślizgnął się do środka.

-Granger, posłuchaj mnie! Musiałem...

-Wynoś się, Malfoy!

-No przestań i posłuchaj! Ta dziewczyna nic dla mnie nie znaczy! Mogę Ci wszystko wyjaśnić!

-A ja nie chcę słuchać! Nienawidzę Cię! Mam Cię dość, jesteś taki sam jak wszyscy! Wynoś się stąd i z mojego życia! Wystarczająco mi je zepsułeś! Nie chcę Cię więcej widzieć!

Po każdym słowie następował cios w pierś.

Draco nie bronił się, próbował jedynie złapać szarpiącą się dziewczynę i uspokoić.

-Tygrysico...

-Zamknij się! - wrzasnęła.

Draco przeraził się.

Zobaczył w jej oczach łzy.

Gdy zaczynali ten pokręcony, ale głównie szczęśliwy związek to obiecał sobie, że Granger nigdy nie będzie przez niego płakać. A teraz była tego bliska.

-Granger, proszę Cię – wyszeptał błagalnie – daj mi wytłumaczyć...

-Nie! Jak mogłeś?! Do cholery, mogłeś powiedzieć, że masz mnie w dupie!

Draco uklęknął przed nią.

-Proszę – powiedział zrezygnowany i zrozpaczony – Granger, błagam, a wiesz, że nigdy tego nie robię. Błagam, wysłuchaj mnie. Zaklinam Cię na wszystkie świętości, wysłuchaj mnie. Potem możesz zrobić co chcesz ze mną i naszym związkiem, nie będę się sprzeciwiał niczemu.

Hermiona słuchała go z opuszczoną głową, a potem opadła na kolana koło niego. Spojrzała mu w oczy. Na jej policzkach były ślady łez.

-Dlaczego? - szepnęła tylko – dlaczego mi to zrobiłeś, Draco?

Słuchanie tego smutnego i rozgoryczonego głosu było gorsze niż jej krzyk i łzy.

Nigdy nie chciał żeby się na nim zawiodła tak jak na reszcie swoich byłych, a teraz tak się stało.

-Mogłeś powiedzieć, że masz dość tego wszystkiego. Wiesz, że pozwoliłabym Ci odejść...

-Granger, nigdy nie chciałem odchodzić ani niczego kończyć. Miałaś o niczym nie wiedzieć. To był pomysł Pansy. Nie, nie przerywaj mi. Poprosiła mnie żebym zbadał jedną sprawę, nie mogłem się tego dowiedzieć od żadnego faceta, a możesz mi wierzyć chciałbym. Tylko dziewczyna mogła wiedzieć to czego pragnęła Pansy. Tak znalazłem Cross. Wiedziała i zgodziła się o wszystkim mi powiedzieć, ale chciała dostać swoje pięć minut. A wiesz, że dla Pansy zrobię wszystko.

-Co chciała Pansy?

-Nie mogę Ci powiedzieć, prosiła mnie żebyś nic nie wiedziała.

-I tak wiem, mogę wiedzieć wszystko – powiedziała cicho Hermiona, a na jej rzęsach błyszczały łzy.

-Mówiłem Ci, że Pansy jest zakochana, pamiętasz? - gdy skinęła głową mówił dalej – chciała wiedzieć jakie dziewczyny lubi obiekt jej westchnień. Cross była z nim przez jakiś czas i mogła mi powiedzieć parę istotnych rzeczy.

-O kogo chodziło?

-O Pottera – powiedział z ciężkim westchnieniem Draco.

-To czemu nie przyszyłeś z tym do mnie? - zapytała z goryczą Hermiona – byłam z nim, mogłam Ci powiedzieć to samo.

Draco spojrzał na nią zdziwiony.

-Boże – wyszeptał w końcu – Słodki Jezu, nie pomyślałem o tym... tak mnie wkurzało to, że z nim byłaś, że nie chciałem o tym nawet myśleć...

Hermiona spojrzała w jego szare oczy pełne bólu jakby czegoś szukała. Trwało to dłuższą chwilę. W pewnej chwili jej oczy znów się zaszkliły i po jej policzku popłynęła łza. Draco zacisnął zęby i przymknął oczy by tego nie widzieć. Zobaczył jedynie, że Hermiona zagryza wargę.

Potem wstała i podeszła do okna.

-Już późno – powiedziała obojętnie – idź.

Draco klęczał jeszcze chwilę, patrząc na nią z niedowierzaniem, a potem wstał i wyszedł.

Nie zapytał co dalej z nimi, bo wiedział jaka będzie odpowiedź.

Wolał mamić się nadzieją przez dzisiejszą noc, że ich związek jeszcze istnieje.

Bo potem w jego życiu będzie już tylko pustka.

~*~*~*~


Zapraszam w piątek na kontynuację głównego opowiadania.

Pozdrawiam,

Nox



After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...