środa, 25 maja 2016

miniatura XIX

Natalii M.
Bo przegrałam zakład.

~*~*~*~

Dlaczego wypowiadamy życzenia do spadających gwiazd?
Przecież one upadają...

Był to jeden z ostatnich dni wakacji przed powrotem na siódmy rok do Hogwartu. Ostatni tydzień spędzali w Norze. Przyjechali tu między innymi dlatego, że chcieli podnieść panią Weasley po stracie syna. Pani Weasley doceniała ich gest i dlatego, gdy byli wszyscy razem był wesoła i pełna życia jak kiedyś. Jedynie w samotności płakała z żalu i straty. Musiała być silna. Nikt jej nie zwróci syna. Nawet najbardziej żarliwe prośby i modlitwy.

~*~*~*~

Była piękna ciepła noc. Leżała z Harrym na polach niedaleko Nory. Wpatrywali się w niebo, wypatrując spadających perseid. Milczeli przeważnie. Tylko czasami wymieniali półgłosem kilka słów. Jednak robili to rzadko. Nie chcieli zburzyć magii nocy, jej piękna i niesamowitości.
-Wiesz, Harry, nadal czuję, że jest wojna – powiedziała cicho Hermiona.
-Nie otrząsnęłaś się z tego prawda? - mruknął Harry.
-Nie. Nadal mam wrażenie, że muszę być na coś gotowa.
-To już koniec, Voldemot nie żyje. Wygraliśmy.
-Wiem, chyba po prostu za mało czasu minęło odkąd to wszystko się skończyło.
-Z pewnością. Tyle nerwów ile mieliśmy... - Harry urwał, by za jakiś czas zacząć mówić – wiesz, Hermiona, ty zawsze byłaś ze mną... zawsze.
-Co masz na myśli? - zdziwiła się Hermiona, z zachwytem spoglądając w gwieździste niebo. Nie było ani jednej chmurki. Księżyc świecił niesamowicie mocno, gwiazdy migotały w oddali, tajemnicze i niedostępne.
-Ron we mnie zwątpił – westchnął Harry – na Turnieju, jak i na poszukiwaniu horkruksów. Ty zawsze byłaś ze mną, owszem obrażałaś się na mnie, ale zawsze mi pomagałaś.
-Kocham cię Harry – powiedziała Hermiona – jesteś dla mnie jak brat, dla mnie było oczywiste, że muszę ci pomóc. Dlatego zawsze...
-Patrz! - przerwał jej Harry, wskazując dłonią niebo.
Nieboskłon przecięła właśnie spadająca gwiazda. Ciągnęła za sobą biały ogon, który znikał z każdym ruchem gwiazdy.
-Myśl życzenie – szepnął Harry.
Chcę.... chcę miłości, tej prawdziwej, która zapiera dech w piersiach.
Tak szybko jak się pojawiła i myśl Hermiony i gwiazda, tak samo szybko obie zniknęły.
-Myślisz, że te życzenia się spełnią? - zapytała Hermiona.
-Muszą – odparł z przekonaniem Harry.

~*~*~*~

Uważaj na to czego pragniesz, bo może się spełnić.

Hermiona z uśmiechem wtopiła się w tłum na korytarzach Hogwartu. Była połowa stycznia. Nigdy jeszcze nie czuła się tak szczęśliwa jak teraz.
Wojna się skończyła, w końcu to do niej dotarło. Byli wolni, młodzi i mieli całe życie przed sobą. Wróciła do Hogwatu. Razem z nią wrócił tylko Harry. Rodzeństwo Weasley'ów nie zdecydowało się na powrót do szkoły. Zaczęli karierę jako aurorzy i jako duet byli w tym na prawdę świetni. Voldemort upadł, ale na świecie nadal były niedobitki jego popleczników. Dlatego Ron i Ginny szkolili się na aurorów, aby wybić w pień złą krew jaka pozostała.
Hermiona miała z nimi częsty kontakt po przez listy, które krążyły między nimi. Harry za to w końcu odetchnął. Przestał być taki spięty jak dawniej, okazało się, że jest duszą towarzystwa. Gdzie był Harry, tam był śmiech. Oczywiście potrafił wysłuchać i porozmawiać na poważnie, ale przeważnie był roześmiany i wyluzowany. Stał się niesamowicie popularny w szkole. Na korytarzach cały czas padało "Cześć Harry!",cześć, Potter", "siema, stary". Każdy go znał, każdy chciał zdobyć jego przychylność. Harry patrzył na to z przymrużeniem oka i zadawał się głównie z ludźmi, którzy go nie zostawili w czasie wojny. Z resztą utrzymywał dobre, ale raczej luźne stosunki.
Do Hogwartu powróciło wiele osób z ich roku, w tym Ślizgoni i Hermiona dziękowała za to bogu.
Okazało się, że do Hogwartu wrócił Draco Malfoy.
Od samego początku utrzymywał luźne kontakty z Harrym, przekomarzali się, kłócili, dogryzali sobie, ale lubili się. Imprezy, które były częste na siódmym roku, były pełne Harry'ego i Dracona. Z czasem imprezy organizowane przez nich zaczęto nazywać po prostu Drrary. Charakteryzowało je jedno. Były głośne, lał się na nich alkohol i każdy chciał na nich być. Na tych właśnie imprezach Hermiona poznała bliżej Dracona. Najpierw tak samo jak Harry dogryzali sobie, potem Draco wyciągnął ją na parkiet. Przetańczyli całą imprezę. I tak się zaczęło...
Draco zaczął z nią rozmawiać, żartować na co dzień. Pod koniec października pierwszy raz zaprosił ją na randkę. Hermiona miała duże opory, żeby się z nim spotkać na tym szczeblu, ale w końcu uległa jego namowom. Harry jak się o tym dowiedział, wybuchnął śmiechem, poklepał ją po plecach i powiedział "bez ryzyka nie ma zabawy. Hermiono".
Spotykali się przez dwa miesiące, w Mikołajki Draco z enigmatycznym uśmiechem zapytał czy zgodzi się na to, żeby zostali parą. Hermiona była zaskoczona, ale bardzo szczęśliwa. Zgodziła się, rzucając Draconowi na szyję.
Na Święta zostali w Hogwarcie. Najpiękniejsze dwa tygodnie w życiu Hermiony. Pełne szczęście, spokoju i miłości. Właśnie tak zawsze wyobrażała sobie idealne święta. Te na dodatek były pełne Dracona.
Teraz, w styczniu, Hermiona nadal nie mogła uwierzyć, że są parą. Nie sądziła, że do siebie pasują, ale dogadywali się niesamowicie dobrze.
-Hej, skarbie – usłyszała głos Dracona i jego dłoń automatycznie splotła się z jej palcami.
-Cześć, kochanie.
-Zaklęcia?
-Tak, a ty? - mruknęła Hermiona.
-Siedzę z tobą – zaśmiał się cicho Draco.
Gryfonka spojrzała na niego, zastanawiając się czym zasłużyła sobie na takie szczęście. Draco był idealny. Potrafił wyczuć jej humor i potrafił jej go poprawić, potrafił z nią milczeć, rozmawiać jak starzy znajomi, żartować, ale i potrafił być romantyczny. Dopiero teraz zrozumiała co to znaczy dojrzały związek. To nie obściskiwanie się na korytarzach i patrzenie sobie w oczy. To pewność, że możesz porozmawiać z drugą osobą o wszystkim, że ona cię zrozumie. To niesamowita więź i świadomość, że chcecie tego samego.
A oni mieli to wszystko.

~*~*~*~

Za te marzenia, których dzisiaj brak, wypijmy do dna.

Hermiona siedziała na tarasie swojego domu. Wpatrywała się w spadające gwiazdy, przeklinając ten dzień, w którym prosiła je o miłość, tą prawdziwą, tą zapierającą dech w piersiach.
No i przecież pojawił się Książę z Bajki. Był idealny. Kochali się na zabój, byli wprost nieprzytomni, patrzyli na świat przez różowe okulary. Planowali wspólne życie, robiąc plany na przyszłość i ciesząc się, że jest tak pięknie.
Jednak bajka się skończyła.
Draco odszedł. Zostawił ją z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia. Wzruszył tylko ramionami i przeprosił, że ją zranił.
A przecież ona tak strasznie kochała.... tak strasznie chciała z nim być, mieć dom, trójkę dzieci i psa.
A on to zignorował, odszedł.
Teraz podobno był z inną kobietą,
Hermiona wiedziała jedno.
Zranił ją, strasznie ją zranił. Myślała, że nie podniesie się z tego. Jednak jak zawsze był przy niej Harry. Wspierał ją, nie pozwalał jej upaść. Walczył o nią tak samo jak ona walczyła swojego czasu o niego.
I Hermiona podniosła się, choć zajęło jej to dużo czasu.
Otrząśnięcie się z wspomnień, niespełnionych marzeń i szczęścia jakie miała.
Teraz gdy patrzyła na to z dystansu wiedziała, że nie żałuje tego czasu spędzonego z nim. Ta miłość była piękna, wspominała ją za śmiechem, ich wspólne chwile, których było przecież tak dużo.
Czasami chciała, żeby to wszystko wróciło, żeby znów byli razem, zakochani. Ale zaraz potem wracał zdrowy rozsądek, znów cierpieć jeśli by się w końcu rozstali? To było nieuniknione. Wiedziała, że nie byli sobie pisani.

Patrzyła w gwiazdy.
Spełniłyście moje życzenie. Prosiłam o miłość, o tą piękną miłość, o każdy szczegół, o to, żeby zakochać się całym sercem.
Dostałam to, nawet więcej niż mogłam chcieć, dostałam z nawiązką.
Prosiłam o miłość. Dostałam ją
Nie prosiłam o to, żeby trwała już zawsze.
I nie trwała...

Za wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej.

~*~*~*~
27/04/2014


Chcę tylko podziękować kilku osobom.
-Vegas, bo zawsze jesteś.
-Alex, bo jesteś, gdy trzeba mnie kopnąć w dupę.
-Roni, która objawiła się wczoraj i mam nadzieję, że zostanie na dłużej, żeby znów podbijać ze mną świat.
-Muscardinus vel Przecinek, bo słucha moich niesamowitych pomysłów, za które byście mnie zabili.

poniedziałek, 23 maja 2016

miniatura XVIII

ale jest gdzieś tam głęboko myśl, że przychodzi i prosi, żeby zacząć wszystko od początku?

Faza I

Dowiedziałam się, że został ojcem.
Szok.
Jak to?
Dlaczego?
Czemu akurat teraz?
Z kim?
To pytanie bolało najbardziej.
Dlaczego wybrał akurat tą kobietę na matkę swoich dzieci?
Dlaczego to nie byłam ja?

Faza II

Dowiedziałam się z kim na dziecko. Nie znam tej kobiety. Nigdy jej nie widziałam. Jest w ogóle do mnie nie podobna.
Dlaczego ją wybrał?
Nie zaprzeczę, jest ładna, ale co miała w sobie takiego, że wybrał właśnie ją?
Może miała piękny uśmiech? Może jest inteligentna? Dowcipna?
Nie wiem, jednak nie żałuje, że nie wybrał mnie.

Faza III

Dowiedziałam się kiedy. Kilka dni temu urodziła się ich córka. To tak bardzo boli. Przecież to my wybieraliśmy imiona dla trójki naszych dzieci. To my kłóciliśmy się o detale czy dostanie imię po mnie czy po nim. To ze mną planował życie.
Dziewczynka urodziła się tydzień temu. Osiemnastego grudnia. A więc kobieta, która jest jej matką zaszła w ciążę w marcu, my rozstaliśmy się dziewiętnastego grudnia. Jednak mała urodziła się trzy lata po nas. Po tym jak słówko „my” zmieniło się w dwa osobne słowa „ja” i „ty”.

Faza IV

Dowiedziała się jak wygląda mała. Pół naszego świata, (o przepraszam, już nie naszego świata, nas nie ma) obiegło zdjęcie, które ktoś wykonał kilka godzin po narodzinach.
Leżał bokiem z małą na łóżku. Jego blond włosy opadały na poduszkę i na becik. Jego piękne blond włosy, które kiedyś mogłam dotykać godzinami, dotykały niebieskiego becika. Mała zaciskała swoją piąstkę na jego kciuku. Na jego lewej ręce, na której na serdecznym palcu, tkwiła platynowa obrączka.
W tym momencie spojrzałam na swoją dłoń. Na mojej też tkwiła obrączka, jednak ona była na palcu wskazującym. Ta sama, która kiedyś mi podarował. Ta sama, którą on miał na palcu, jej wierną kopię, jej duplikat.
Dziś jej nie nosi. Dziś na jego palcu błyszczy obrączka symbolizująca, że związał się z inną kobietą, ślubując jej miłość do końca życia.
Tą kobietą nie byłam ja.

Faza V

Wyszłam z domu. Nocne powietrze owiewało moją twarz pokrytą łzami. Dowiedziałam się, że ma dziecko. Ułożył sobie życie z inną kobietą, miał z nią dziecko, był jej mężem. Na jego palcu była inna obrączka, nie ta sama co kiedyś.
Ułożył sobie życie beze mnie.
I teraz, gdy dowiedziałam się, że ma dziecko, zrozumiałam jedno.
Koniec nadziei, koniec niespełnionych marzeń, koniec snów na jawie, że kiedyś wróci ze słowami „proszę, spróbujmy jeszcze raz”. Koniec wymyślania pięknych happy endów dla naszej dwójki. Koniec złudzeń. Koniec.
Minęło.
Nie ma między nami nic.
Ułożył sobie życie beze mnie.
I ja musiałam porzucić nadzieję.
Ułożyć sobie życie bez niego, tak jak on ułożył sobie życie beze mnie.
Zrozumieć, że słowo „,my” straciło ważność...

~~~~

Na koniec gdy to pisałam przyszły mi do głowy słowa.

A kiedyś byliśmy tak bardzo zakochani.
Gdzie teraz jesteśmy?

~~~~

14/04/2014

piątek, 20 maja 2016

miniatura XVII

Dla A.Z.
Byłeś i jesteś moją Alfą i Omegą.

~*~*~*~
+18. czytacie na własną odpowiedzialność.

Hermiona przechadzała się nerwowo po swoim mieszkaniu. Od zakończenia wojny minęły dwa lata. Dwa lata. Długie. Samotne. Męczące. Wypełnione tęsknotą dwa lata. Codziennie myślała o tym samym. Co by było gdyby zmieniła zdanie w Dzień Bitwy? Czy teraz miałaby szczęśliwa rodzinę? Czy wtedy miałaby przy swoim boku, tego którego pragnęła, za którym tęskniła każdego dnia? Który płacił za błędy wojenne odsiadując wyrok w Azkabanie.
Zostały mu jeszcze dwa lata. Dwa lata samotności.
Nagle zatrzymała się gwałtownie.
Dłużej już tego nie wytrzyma. czekała już dwa lata. Pierwszy miesiąc był koszmarny, błądziła po domu obijając się o meble, nie wiedząc jak się nazywa i gdzie jest. Opamiętanie przyszło z jego wyrokiem. Cztery lata. Bez możliwości odwołania się. To wtedy zaczęła żyć na nowo. Codziennie odliczała dni do jego wyjścia. Upłynęła połowa czasu. Była silna dwa lata. Teraz go potrzebowała jak nigdy wcześniej.
-Bez ryzyka nie ma zabawy, skarbie – szepnęła do siebie i deportowała się z własnego mieszkania z cichym trzaskiem.

~*~*~*~

Pojawiła się w Ministerstwie Magii na samym środku Artium, które o tej godzinie było zapełnione ludźmi. Wjechała windą na najwyższe piętro, przytupując nerwowo i odpowiadając na liczne uśmiechy kierowane w jej stronę. Wiedziała, że nie wygląda na osobę pracującą w Ministerstwie. Była ubrana w czarną szatę, ale bez emblematów żadnego departamentu, no i miała na sobie niesamowicie wysokie szpilki. Gdy winda stanęła, skierowała swe kroki do gabinetu na samym końcu długiego korytarza. Stanęła przed biurkiem sekretarki Ministra Magii.
-Słucham? - zapytała chłodno kobieta.
-Hermiona Granger do Ministra Magii – odpowiedziała lodowatym tonem Hermiona.
-Minister jest zajęty – wypowiedziała standardową formułkę sekretarka, przewracając zielonymi oczami.
-Mnie z pewnością chętnie przyjmie.
Blondynka spojrzała na nią niechętnie.
-Każdy tak mówi.
-Proszę powiadomić ministra, że tu przyszłam, na tym polega pani praca – wysyczała Hermiona.
Sekretarka spojrzała na nią pogardliwie, ale nacisnęłam magiczny interkom.
-Panie ministrze, jakaś kobieta do pana, nie była umówiona, ale twierdzi, że pan ją chętnie zobaczy - blondynka uśmiechnęła się złośliwie.
-Nazwisko, Helen – odparł mocny głos.
-Granger. Hermiona Granger.
-Wpuść pannę Granger, Helen.
Hermiona uśmiechnęła się z wyższością i nie czekając na słowa sekretarki pchnęła drzwi do gabinetu ministra.
-Hermiono – uśmiechnął się mężczyzna siedzący za biurkiem w otoczeniu masy dokumentów – witaj.
-Cześć, King – uśmiechnęła się Hermiona.
-Usiądź – powiedział serdecznie Kingsley machnięciem różdżki pozbywając się papierów z biurka – napijesz się czegoś?
-Nie, ja tylko na chwilkę.
-No, ale znajdziesz czas, żeby pogadać? - King zrobił srogą minę.
Kobieta roześmiała się.
-Wpadnij jutro do Nory, Molly planuje małe przyjęcie, to porozmawiamy na spokojnie – powiedziała Hermiona.
King skinął głową.
-Masz rację. Chyba tak zrobię, ale czego potrzebujesz? nie zjawiłabyś się tu bez powodu.
Gryfonka spoważniała.
-Potrzebuję zezwolenia.
-Na co? - Minister zmarszczył czoło.
-Na odwiedziny w Azkabanie.
-Na to nie potrzebujesz mojego pozwolenia.
-Potrzebuje. Chce odwiedzić jednego z najbardziej strzeżonych.
-Jednego z Piątki? - zdziwił się King.
-Tak.
-No dobrze – westchnął – tobie nie mogę tego zabronić.
Wyciągnął z szuflady kartkę i napisał na niej kilka linijek.
-Dzięki – powiedziała z wdzięcznością, gdy dał jej zwitek – to widzimy się jutro?
-Tak, chyba tak – uśmiechnął się King, wiedząc, że Hermiona i tak nie powie mu nic więcej na temat odwiedzin w Azkabanie.
-W takim razie do zobaczenie, King,
Minister uśmiechnął się smutno, gdy dziewczyna podeszła do drzwi.
-Hermiona?
-Tak? - zapytała, obracając się z wdziękiem.
-Pozdrów go – powiedział cicho King – czekamy na niego.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowała i tylko skinęła głową, wychodząc bez słowa.

~*~*~*~

Deportowała się na wyspę, nie której mieścił się Azkaban. Miała szczęście, bo punkt aportacji na wprost wejścia do więzienia.
Na ogromną bramą z żelaza wyryto słowa „Porzućcie wszelką nadzieje, wy którzy tu wchodzicie”
Jakie to ironiczne – pomyślała pogardliwie.
Przecież co cytat z „Boskiej Komedii” Dantego.
Podeszła do bramy i zastukała ogromna kołatka w kształcie jak kajdan.
Brama otworzyła się do po długiej chwili. Zobaczyła kraty zabezpieczone magią,a za nimi stał strażnik. Zmierzył ja z góry na dół, zatrzymując wzrok na jej piersiach, a potem na twarzy.
-W jakiej sprawie? - warknął.
-Chcę odwiedzić więźnia.
-Numer?
-Nie mam pojęcia, mam pozwolenie Ministra- powiedziała cierpliwie Hermiona, mają w głowie ostrzeżenie Harry'ego, żeby nie drażnić strażników.
-Pokaż.
Podała mu pergamin, na którym widniał motyw Ministra Magii. Strażnik rzucił na nie okiem, stuknął w nie różdżką, by zobaczyć, czy to nie podróbka i otworzył bramę.
-Musze panią przeszukać – mruknął, gdy Hermiona weszła do środka- proszę rozpiąć szatę.
Hermiona wykonała polecenie, pod spodem miała tylko krótkie dżinsowe szorty i bluzkę z ogromnym dekoltem. Facetowi oczy rozszerzyły się na jej widok, zamarł na sekundę i dopiero wtedy ją przeszukał. Chciał zabrać jej kolczyki i inna biżuterię, ale Hermiona stawiła opór. Ugiął się pod jej słowami, że jest tutaj na polecenie Ministra Magii.
-Kogo chce pani zobaczyć?
-Jest jednym z najbardziej strzeżonych więźniów.
-Nazwisko.
-Malfoy – powiedziała krótko Hermiona.
-Mamy dwóch więźniów o tym nazwisku – warknął niezadowolony strażnik.
-Stary Lucjusz jeszcze żyje? - zapytała zaskoczona.
-Tak i po tym wnioskuję, że idzie pani do młodego Malfoya.
-Owszem.
-Minister Magii na do niego interes? - zapytał strażnik, prowadząc ją długimi zawiłymi korytarzami.
-To tajne.
-Pieprzeni Malfoyowie- mruknął.
-Chcę żeby zostawiono nas samych – powiedziała stanowczo Hermiona.
-Jest niebezpieczny.
Hermiona uśmiechnęła się ponuro.
-Jest związany magicznie, nic mi nie zrobi. Chce go zobaczyć sam na sam.
-Ma pani do niego uraz?
-Zabił mi przyjaciółkę – skłamała chłodno – więc, tak, mam do niego uraz.
Dalej szli w milczeniu,
Gdy dotarli na samą górę i stanęli przed ostatnia celą, strażnik sięgnął do klucze i otworzył drzwi.
-Malfoy, wizyta! - podniósł głos – tylko pani może otworzyć drzwi jak będzie pani chciała wyjść.
Skinęła głową i z bijącym sercem weszła do ciemnej celi. Drzwi zatrzasnęły się za nią. Panowały nieprzeniknione ciemności. Słyszała tylko cichy oddech. Następnie zapaliło się światło.
Mężczyzna siedzący na pryczy zmrużył oczy, oślepiony.
Hermiona wykorzystała tą okazję, żeby mu się przyjrzeć. Jego blond włosy nie straciły nic ze swojej świetności. Blada cera nie stała się ziemista, nawet pomimo braku słońca, nadal była mleczna. Był ubrany w prostą czarną szatę. Nawet pomimo luźnych szat, było widać wszystkie mięśnie, ponieważ bardzo schudł, jednak nie był zagłodzony.
Cela była spartańska. Miał tu łóżko, stolik i parę osobistych rzeczy. Książki, pergamin, pióro i parę innych drobiazgów.
Otworzył powoli oczy i znów je zmrużył, gdy zobaczył kto go odwiedził. Jego usta ułożył się w pogardliwy grymas zadowolenia.
-Hermiona Granger. Witaj w moim świecie.
Nie odpowiedziała.
Wstał zwinnie z łóżka. Górował nad nią wzrostem.
-Co cie do mnie sprowadza?
Gdy znów nie odpowiedziała. westchnął i rozłożył ręce, a jego twarz wyrażała spokój i cierpliwość.
-Draco – wykrztusiła cicho robiąc krok w jego stronę.
-Wróciłaś – powiedział bezgłośnie.
Pokonała całą długość celi jednym susem i wpadła prosto w jego objęcia.
Zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i wtulił twarz w jej włosy. Przymknęła oczy i rozkoszowała się jego mocnym uściskiem. Wdychając ten niesamowity zapach, zapach Dracona.
Po naprawdę długiej chwili, rozluźnił uścisk i spojrzał jej w oczy. Jednak jej błyszczące od łez oczy wiedział tylko przez chwilę, bo zaraz poczuł jej usta na swoich. Pocałowała go zachłannie.
Zrozumiał.
Dał się popchnąć na łóżko, przejmując władzę nad jej ciałem. Pogłębił pocałunek, prawie miażdżąc jej wargi, ale Hermiona tylko westchnęła mu w usta.
Nie bawił się w czułości i delikatność. Nie mieli na to czasu
Prawie w ogóle nie odrywając się od jej warg, położył ją na plecach na pryczy i zdjął jej szatę, odrzucając ją na ziemię. Spojrzał na jej ciało i zamruczał z zadowolenia. Wpił się w jej naga szyję. Wplotła mu palce we włosy, ciesząc się jego ustami na ciele. Draco całując jej szyję, rozerwał jej bluzkę, by zaraz zejść niżej z pocałunkami i zająć się jej nagimi piersiami. Gdy pocałował ją w lewą pierś, ssąc jej sutek, jęknęła cicho. Próbowała mu rozpiąć szatę, jednak gdy to nie przyniosło efektu, rozerwała ją i został w samych spodniach.
Gdy pocałował jej wrażliwe podbrzusze, objęła go nogami i przewróciła na plecy. Usiadła mu na udach i pocałowała go. Draco podniósł się do pozycji siedzącej , trzymając obie dłonie na jej nagich plecach, by zaraz potem znów nad nią górować. Draco nie chciał czekać. Szybko pozbył się resztek ich ubrań. Sunąc ustami po jej ciele dotarł do jej bioder. Jęknęła, zaciskając palce na jego włosach.
-Przyjdź do mnie, Draco – wyszeptała – teraz.
Podciągnął się do góry i spojrzał jej w oczy. Potem omiótł spojrzeniem jej twarz, malinki na szyi, ślady zębów. Uśmiechnął się.
-Hermiona?
-Mhm?
-Kocham cię – z tymi słowami wszedł w nią.
Krzyknęła cicho, obejmując go udami i przyciągając bliżej. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, czując jak przeczesuje jego włosy palcami. Kochali się szybko i gwałtownie. Prawie od razu znaleźli wspólny rytm. Spełnienie nadeszło szybko. Hermiona rozorała plecy Dracona paznokciami. Blondyn pocałował ją w usta, tłumiąc jej krzyk, gdy doszła. Czuł jej mięśnie zaciskające się, jednak nie przestał się poruszać. Hermiona przerwała pocałunek i wyszeptała mu do ucha z trudem powietrze :
-Daj mi siebie.
Jak gdyby czekał na jej słowa, krzyknął cicho, zamykając oczy, a Hermiona uśmiechnęła się zadowolona. Draco opadł na nią. Gryfonka gładziła go po plecach, czekając aż jego oddech się uspokoi.
Draco ocknął się po kilki minutach i zsunął się z Hermiony, ale ona chciała go mieć przy sobie. Usiadła mu na udach, pochylając się nad nim. Pocałowała go powoli. Draco przesunął leniwie dłońmi po jej ciele, wywołując u niej dreszcze.
Spojrzał jej w oczy, nie udało mu się ukryć niepewności.
-Czekam na Ciebie, Draco – szepnęła mu do ucha.
Zacisnął dłonie na jej pośladkach, zastawiając na nich siniaki.
-Będę czekać – dodał, pocałowała go długo i wstała.
Pozbierała szybko swoje rzeczy, naprawiając je i zakładając.
Uśmiechnęła się uroczo do Dracona, który leżał na łóżku, rozłożony jak młody bóg, obserwując ją.
Naprawiła rzeczy blondyna.
Draco skinął na nią, podeszła i pochyliła się nad nim.
-Dam Ci więcej niż dzisiaj – wyszeptał jej do ucha - obiecuję.
-Kocham cię, Draco – szepnęła, całując go ostatni raz.
Zniknęła chwilę później, zostawiając Draconowi tylko swoją łzę na policzku.
Zostawiła również nadzieję, że za dwa lata mogą liczyć na szczęśliwe zakończenie.

3/08/2013.


wiesz co mnie prześladuje do teraz?
Twój pierwszy uśmiech i zaciekawiony wzrok.”

~*~*~*~

z podziękowaniami dla :
-Vegas, bo zawsze jesteś jak Cię potrzebuję.
-Alex, bo znów zaczęłam lubić Dramione.
 __________

pragnę przypomnieć, że miniaturki publikowane w najbliższym czasie są moje, przeniesione z drugiego bloga (powrot-nox-dramione,blogspot.com), którego wczoraj (19.05.2016) usunęłam. Proszę, nie oskarżajcie mnie o plagiat własnych miniaturek...

środa, 18 maja 2016

miniaturek XVI - niespodzianek

Fugit hora*


Dla Vegas.
za wszystko co dla mnie zrobiła.
za to, że byłaś jak nie było nikogo.
dziękuję.

~*~*~*~

Hermiona klęczała przed grobową płytą. jej długie brązowe włosy opadały jej na kolana i spływały na zimny marmur. Sięgały jej do ud, przysięgła sobie, że ich nie zetnie. W jej oczach była pustka, nie miała już siły na łzy. wylała je cztery lata temu.
cztery długie lata temu wszystko miało swój koniec, w chwili gdy właśnie miało się na nowo rozpocząć.
to tak jakby dać komuś w ręce wszystkie jego spełnione marzenia, a potem brutalnie podciąć skrzydła, bo właśnie taki kaprys miał los jeśli chodzi o jej życie.
Hermiona przesunęła długimi paznokciami po jasnym marmurze, muskając palcami litery układające się w napis:

Dracon Lucjusz
Malfoy.
06.05.1980 – 21.02.2002
śpij, kochanie
~~~~
upragniony**

Ostatnie słowo był zagadką dla wszystkich ludzi, którzy odwiedzali grób byłego Ślizgona, kapitana drużyny, Prefekta Naczelnego i byłego śmiercożercy. Tylko dwie osoby wiedziały co to oznacza, z czego jedna już nie żyła.
Hermiona położyła na grobie bukiet chryzantem złocistych***.
-Cześć, kochanie – powiedziała cicho unikając spoglądania na małe zdjęcie blondyna uśmiechającego się do niej z przeszłości.
-Wszystko się układa, wiesz? - mówiła dalej cicho, siadając na ziemi, nie zwracając uwagi na to, że ziemię pokrywa piasek – prawie wszystko jest tak jak było. Terren jest koło Pokątnej, mam nadzieję, że pogodzi się w końcu z tym, że musi pracować. Pansy jest z Harrym szczęśliwa, chyba tego dla niej chciałeś, prawda? Oczekują pierwszego dziecka. Chcą mu dać na imię Draco, jak to będzie chłopiec, innej wersji nie chcę nawet przyjąć. Blaise jest załamany, stracił cię, udaje, że wszystko jest dobrze, ale ja widzą jak patrzy na mnie, na przeszłość... on tęskni, Draco. Parvati jest przy nim, chyba przez to nie załamał się do końca. Padma i Ress wyjechali do Grecji, studiują transmutację. Wracają za trzy lata. Dafne została przyjęta do Ministerstwa, Astoria do Zjednoczonych. Tylko ja stoję w miejscu. Zrobiłam dla ciebie wszystko, wszystko, ale ty nie poczekałeś, choć prosiłam o to.
Umilkła.
Wróciła do wspomnień, do czasu, gdy wszystko było dobrze, by potem prześledzić jeszcze raz jak wszystko spada na łeb na szyję, zmieniając życie w ruinę, namiastkę tego co było kiedyś.
Dwa lata po skończeniu Hogwartu zniknęła na dwa lata z kraju. Spędziła czas w bezkresnej Rosji, studiując dla Ministerstwa życie tamtejszych wilkołaków. Była to tajna misja. Nikomu nie mogła nic powiedzieć. Nawet Draconowi.
Wściekał się, że wyjeżdża nie mówiąc gdzie i po co, ale przystał na to, by wróciła za dwa lata. Obiecała mu, że wróci za dwa lata, pełne dwa lata i będzie z powrotem.
Spędziła dwa lata w pieprzonym mrozie, uganiając się za wilkołakami, które świetnie się ukrywały. I 730 nocy bez Dracona...
Samotnych, wypełnionych pustką i płaczem nocy bez Dracona... jego śmiechu, zapachu, głosu i jego miłości.
Dwa lata ciągnęły się w nieskończoność. Jednak ostatni miesiąc był najgorszy, twarz Dracona jak i ton jego głosu rozmazywały się jej w pamięci. Była niecierpliwa, niedokładna, niedoniesienia, rozdrażniona. Ludzie z projektu mieli jej dość.
Aż w końcu powrót do domu....
Była tak cholernie zmęczona i szczęśliwa.
Wraca.
Wraca do Draco.
Godziny w samolocie były męczarnią, nie mogła usiedzieć na miejscu.
Ta przesiadka w Berlinie. Pierdolona przesiadka w Berlinie.
Spóźniła się.
O pół doby się spóźniła.
Wróciła akurat, by wyciągnąć z kufra czarne ciuchy, wziąć prysznic i pędzić na pogrzeb.
Pogrzeb jej miłości, nadziei, światełka w tunelu, jej życia, jej Dracona.
Harry i Terren nie mogli jej utrzymać tak zanosiła się płaczem.
Draco zabił się.
Gdy nie wróciła tak jak obiecała, zabił się.
Gdy wróciła po pogrzebie do ich wspólnego mieszkania, znalazła list.

Hermiona,
jeśli to czytasz to znaczy, że się spóźniłaś i nie dotrzymałaś obietnicy. Pewnie nie chciałaś wrócić. Czekałam, czekałem dwa lata tak jak prosiłaś. Ciągnęły się w nieskończoność, minuty zmieniały się w dni, miesiące, lata, ale czekałem. Nie wróciłaś.
Nie mam już siły, nie daję rady bez Ciebie, każdy dzień jest taki sam, tak samo zły, paskudny i szary, bo nie ma Ciebie obok mnie. Nie umiem bez Ciebie żyć, jednak Ty nauczyłaś się żyć beze mnie.
Nie umiem tego znieść, przepraszam.
Kocham Cię, kochanie.
Wybacz mi,
Draco

Ten list doprowadził ją do ruiny.
Przeklinała samą siebie za te 12 godzin spóźnienia.
Wypruwała sobie z tego powodu żyły, nie umiała przejść z tym do życia codziennego.
Przyjaciele tłumaczyli jej, że nie mogła nic zrobić, ale ona czuła się winna.
Zawiodła go.
A on miał jej nigdy nie wybaczyć.
-Kocham cie, Draco. Przepraszam, że się spóźniłam.
Położyła głowę na grobie, obejmując się, by spędzić tam kolejny dzień.
Przed oczami miała cały czas Draco, gdy się do niej uśmiechał.
Nie pozwolili jej zobaczyć go w trumnie, obawiali się wstrząsu.
Hermiona zamknęła oczy i znów odpłynęła w marzenia.

~~~~

Położyła głowę na grobie po raz kolejny.
-Draco, to już tyle lat... przestałam liczyć.
Jej siwe włosy rozwiewał wiatr.
-Kocham cię, dlaczego nigdy nie mogłeś w to uwierzyć – wyszlochała, przyciskając pomarszczoną dłoń do pooranego zmarszczkami policzka – wróć do mnie...

spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...
Jan Twardowski.

*- łac. czas ucieka
** - nawiązanie do książki Margit Sandemo. Trudno to wyjaśnić, ma to dla mnie znaczenie.
*** - chryzantemy złociste – śnij o mnie skarbie

21/08/2013
~*~*~*~

pragnę przypomnieć, że miniaturki publikowane w najbliższym czasie są moje, przeniesione z drugiego bloga (powrot-nox-dramione,blogspot.com), którego wczoraj (19.05.2016) usunęłam. Proszę, nie oskarżajcie mnie o plagiat własnych miniaturek...

Miniaturka XV - Rocznica

Rocznica.

2 maja 1999r.
Hogwart, błonia.

Na zielonych zalanych promieniami słońca błoniach stał czarny tłum. Nikt nic nie mówił. Zamilkły nawet ptaki. Tylko potężne drzewa Zakazanego Lasu szumiały niespokojnie. Na łagodnie opadających pagórkach, parę metrów od jeziora, które obijało słońce, mieścił się biały grobowiec. Nadal błyszczał, choć do postawienia go minęły dwa lata.
Napis na nim głosił.

Albus Persival Wulfryk Brian Dumbledore
ur. 7 lipca 1881 zm . 30 czerwca 1997

W około niego zgromadził się czarny tłum. Wiele osób trzymało w dłoniach białe lilie lub róże. Koło białego grobowca była płyta wykonana z czarnego marmuru z grawerowanymi tysiącami liter układającymi się w słowa:

OFIRAOM I WOJNY Z LODREM VOLDEMORTEM

A pod tym wiele nazwisk z tą samą datą.
30 czerwiec 1997 lub 2 maja 1998.

W tłumie było wiele osób, które zjawiły się tu dwa lata temu jak i rok.
W czarnym tłumie mimo piekącego słońca byli Shacklebolt, wszyscy Weasleyowie z nowym pokoleniem Billa, Teddy Lupin, madame Maxime ze swoimi uczniami, Tom, barman z Dziurawego Kotła, Arabella Figg, tak samo siwa jak zawsze, cały zespół Fatalnych Jędz, Ernie Prang, kierowca Błędnego Rycerza, madame Malkin, byli wszyscy nauczyciele z Hogwartu, wszyscy uczniowie, członkowie GD, byli nawet ci, którzy dopiero jakiegoś czasu zrozumieli swoje błędy. Były wszystkie szychy z Ministerstwa, byli zwykli ludzie, którzy nie wiedzieli co tak naprawdę się stało na tych błoniach. Byli ludzie, którzy choć zajmowali ważne stanowiska zostali tymi samymi ludzi, którymi byli zawsze. Kingsley, choć był Ministrem Magii stał z ludźmi, którzy kiedyś nazywali się Zakonem Feniksa. Teraz cała organizacja była nie potrzebna.
Ale w tym milczącym tłumie brakowało wiele osób. Za to ich nazwiska widniały na tej marmurowej płycie.
Syriusz Black, Nimfadora Tonks, Remus Lupin, Fred Weasley, Moody, Lavender Brown, Severus Snape czy Colin Creevey nigdy mieli nie uczestniczyć w tej smutnej uroczystości.
Z tłumu wyszedł Kingsley i podszedł do grobowca. Musnął go lekko palcami, przymykając oczy. Jego wargi poruszył się w cichym pozdrowieniu dla zmarłego. Potem wolnym krokiem podszedł do marmurowej płyty. Tam zgrabnie ukląkł na sekundę chyląc głowę. Jego czarna dłoń dotknęła kilku nazwisk, których najbardziej mu brakowało. Potem wstał i obrócił się w stronę milczącego tłumu.
-Wiecie czemu tu jesteśmy – zaczął – to dla nas, dla mnie dzień bardzo dziwny i niespokojny. Każdy kto był tu rok temu wie co mam na myśli. Ten, któremu zostało to oszczędzone nawet nie wie jakie ma szczęście. Dla naszego świata to wielka ulga stać tutaj dzisiaj, ale też wielka strata. Bohaterem uważam tych, którzy oddali życie za nas, a było ich wielu, wymienianie ich nazwisk jest dla mnie ujmą na honorze. Każdy powinien je znać. Każdy zna choć jedno, bo każdy kogoś stracił. Nie będę się rozwodził nad tym co było. To ciemny okres w naszej historii, czas wielkich błędów i strat. Materialnych jak i wśród ludności. Wśród tych co przeżyli mamy ludzi co dostali miano Bohatera. Wiele osób z którymi rozmawiałem po wydarzeniach sprzed roku, mówi, że nie poczuwa się do tego. Cytuję : „Robiłem co musiałem, Kingsley. To żadne bohaterstwo, podejrzewam, że każdy bał się panicznie o siebie i tych, których kochał. Chciał przeżyć i zobaczyć bliskich. Żałuje, że im to się nie udało.” Zgadzam się z tym. Każdemu teraz doskwiera brak jakiejś osoby. Wiecie to na pewno Czujecie to. Ja również. Zginęło wieli moich przyjaciół i jestem dumny, że nimi byli. Kto nie znał młodego Blacka czy jednego z rudzielców - skinął głową w stronę pani Weasley i George' a, którzy mieli łzy w oczach – Molly, mi też go brakuje. Kto nie miał osób takich jak oni to miał pecha. Jest to dzień bardzo przygnębiający nas wszystkich jak i jest w nim radość. Nie wszystkie rany się zagoiły. Blizny w naszej pamięci pozostaną na zawsze. Radość to coś czego nie do się zobaczyć. Ale my ją czujemy. To ulga. Ulgę, że te wszystkie okropieństwa się skończyły. Wśród nas jest teraz wiele osób, które nigdy się nie pozbierają po śmierci bliskich. Nie będę wymieniał ich imion i nazwisk przez zwykły szacunek do nich. Każdy, absolutnie każdy odczuwa teraz kogoś brak. Cierpi każda matka, ojciec, syn, córka, każda siostra i brat, przyjaciel, żona, kochanka, kumpel z klasy czy dziewczyna zmarłego. Jestem wśród nich. Pogrążony w żałobie razem z wami. Tak, tak już słyszę te głosy, krytyków. „Jasne, ktoś mu ułożył tą mówkę, żeby wywołać łzy u zebranych.” To nie prawda. Wśród zmarłych są moim przyjaciele. Cieszę się tylko, że nie straciłem matki czy syna, bo ci odeszli już dawno. Rozumiem, więc ból jaki teraz czujecie. Na pewno są tacy co przyszli tu z czystej ciekawości albo uważali, że tak trzeba. Teraz przeszkadza im słońce i myślą tylko o tym, żeby iść do domu i odpocząć. Zastanawiają się kiedy on na Merlina skończy?! Więc patrzcie.
Kingsley wyciągnął różdżkę, machnął nią i jego idealnie skrojony garnitur od Armaniego zniknął. Był w szortach i zwykłej koszulce.
-Nie sądzę żeby to przeszkadzało Albusowi czy Remusowi – powiedział głośno – mógłbym mówić o tych ludziach aż zdarł bym gardło, bo nie ma takich słów, które oddadzą to co czuję. Dlatego teraz, gdy skończyłem tę mówkę, która może was denerwować usiądę koło tej płyty i zamknę oczy.
Kingsley naprawdę usiadł.
-I będę myślał o tych, których mi brakuje. Kto chce nich idzie, kto chce nich zostanie za mną. Nikogo za nic nie potępię, bo to wolny kraj. Nie ma stron. Proszę tylko siadajcie w większej odległości od grobowca by reszta mogła składać kwiaty.
Kingsley zamilkł. Spuścił głowę i zamknął oczy. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.
Ludzie patrzeli na niego jak na wariata. A on dalej siedział i myślał.
Nagle ten tłum liczący tysiące osób zaczął się rozrzedzać.
Połowa oburzanych czarownic i czarodziejów odeszło w stronę zamku, by deportować się do domów i tam narzekać na ministra. A reszta została. Nastoletnie dzieci kłóciły się szeptem z rodzicami, że chcą zostać.
-Niepełnoletnim zapewnimy bezpieczny powrót do domu siecią Fiuu – zagrzmiał głos Kingsleya.
Rozległo się kilka oburzanych głosów.
-Nie wolno podważać słów Ministra, głupcze! - warknął głos, w którym Kingsley rozpoznał George' a
-Proszę państwa! - rozległ się magicznie wzmocniony głos Harry' ego Pottera – przysięgam, że każdy kto chce zostać i jest niepełnoletni zostanie odstawiony do domu pod opieką moją lub moich zaufanych przyjaciół. Żaden budynek nie jest bardziej chroniony niż Hogwart. Zaufajmy przyszłemu pokoleniu! Dziękuję!
Harry jakby dla przykładu zmienił swój strój na wygodniejszy i usiadł za Kingsleyem. Walnął go w plecy z uśmiechem, a potem również pochylił głowę i nie odzywał się. Zaraz po nim usiadł Ron, Hermiona, Ginny, George w końcu z uśmiechem na ustach i spokojem w oczach. Bill z Fleur i małą Victorią. Teddy Lupin w skupieniu wspominając rodziców znanych mu tylko z opowiadań dorosłych, siedział tuż koło ojca chrzestnego, Harry' ego Pottera. Charlie Weasley siadający koło Hagrida i Graupa. Percy muskający dłonią nazwisko zmarłego brata, a w jego okularach odbijały się słone łzy. Luna jak zawsze blada i poważna siedziała koło Parvati Patil, która płakała nad swoją przyjaciółką, Lavender. Padma, jak zawsze dumna tuż koło siostry, ale z jej oczu płynęły łzy. Neville, siedzący po drugiej stronie Harry' ego jako trzeci, który stracił rodziców przez Voldemorta. Pani Figg siedząca w zamyśleniu. Członkowie GD siedzieli w grupie po cichu wspominając ofiary. Uczniowie, którzy uczestniczyli w II Bitwie siadali w grupkach lub sami by pomyśleć o zmarłych. Pan Weasley obejmujący żonę. Cichy siedzący tłum był ogromny. Z czasem milkł i tylko był. Tylko łzy płynęły z oczu o różnorakich kolorach. Coraz więcej osób pochylało głowy w zadumie nad ofiarami. Co jakiś czas ktoś wstawał by położyć kwiaty pod pomnikiem lub koło marmurowej płyty. Gdy zaczęło zmierzchać, zapłonęły pochodnie. Ustawiono krąg wokół milczącego tłumu. W tłumie był nawet Draco Malfoy. Zignorował prośby matki i został. Na początku siedział sam. Potem dołączyli do niego przyjaciele i znajomi, a także dawni wrogowie. Blaise Zabini, Pansy Parkinson. Nott i parę innych osób. Przez jakiś czas siedział koło niego bliźniak Weasleyów, by pokazać, że mu wybaczył. Potem odszedł w milczeniu do rodziny. Wiktor Krum siedział z całą drużyną Bułgarii, koło niego siedzieli Irlandczycy, równie milczący. Ostatnie Mistrzostwa poszły w zapomnienie.
Słońce zaszło i nastały ciemności rozjarzone tylko pochodniami.
I wtedy, gdy zegar wskazywał godzinę drugą z groszami Harry Potter zaczął śpiewać. Najpierw cicho sam, a potem dołączyły do niego inne osoby. I po błoniach zamku niosły się słowa, które ktoś napisał dawno temu. Których autor nie żył już dawno.

Hogwart, Hogwart, Pieprzo – Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego.
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwo zipie,
My zaś będziemy wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!”

Potem rozległ się zbiorowy śmiech.
W końcu to również dzień radości.
Zaczęły się wspomnienia.
Wiele łez popłynęło, ale było też wiele śmiechu.
Potem, gdy zaczął wstawać świt ludzie znów umilkli patrząc na niego z zachwytem, że mogą go oglądać.
I właśnie wtedy pojawiła się ma myśl.
My jeszcze żyjemy – wykorzystajmy to życie.
Nie wiadomo co nas jutro spotka.
Bo oni by tego nie chcieli.
A my będziemy żyć również za nich.
Bo my nie zapomnimy.

Potem wszyscy wstali i poszli w stronę zamku na śniadanie czekające na nich w Wielkiej Sali.
Zostawili za sobą grobowiec i marmurową płytę zasypaną białym kwieciem. Zostawili za sobą wygniecioną trawę i dogasające pochodnie. Zostawili za sobą czarne dni i wspomnienia złego.
Wiedzieli, że wrócą tu za rok by znów tu usiąść, żeby nie zapomnieć. Żeby znów wspominać to co złe by mieli siłę, przez cały rok na lepsze uczynki i życie.
Odchodzili zostawiając za sobą echo dawno wypowiedzianych słów.
A nad nie wybijał się jeden głos.
Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody”*

* - Cytat zaczerpnięty z „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” , słowa Albusa

After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...