poniedziałek, 12 grudnia 2016

Coś

James, James chodź zobacz – wołała Lily nie odrywając oczu od jednego punktu – James, chodź!
James Potter zerwał się na równe nogi, podbiegając do żony i stając u jej boku, gdy patrzyła w stare postarzałe lustro.
Po drugiej stronie stał jedenastoletni chłopiec o zdziwionej minie. Ubrany w pasiaste spodnie od piżamy i czerwony sweter, stał w opustoszałej starej klasie. Patrzył na nich przez połamane okrągłe okulary. Uniósł drżącą rękę i wyciągnął w ich stronę.
-Mamo...? szepnął z nadzieją, nie odrywając oczu od zielonych identycznych oczu swojej matki - tato? - przeniósł wzrok na mężczyznę o tak samo rozczochranych czarnych włosach.
Przyłożył dłoń do lutra i natrafił na zimną taflę, która ich oddzielała.
Lily zalała się łzami.
-Och, Harry...
James objął ją ramieniem i uśmiechnął się do syna, który również miał łzy w oczach.
-W końcu wiem za kim tęsknię - szepnął Harry, siadając przed lustrem i wpatrując się w widok przed sobą z zachwytem.
~~~~~~~~~~
Harry powoli otworzył powoli drzwi do zapomnianej sali i wszedł do niej ostrożnie, choć już nie musiał się ukrywać. Zrobił kilka małych kroków w stronę ogromnego pokrytego kurzem lustra. Serce biło mu niespokojnie. Stanął naprzeciwko lustra i otworzył oczy.
I byli. Znów.
Jego rodzice znów stali przed nim tak jak ujrzał ich po raz pierwszy dziesiątki lat temu. Patrzyli na niego tak jak zawsze, uśmiechnięci i szczęśliwi, że go widzą.
Dorosły już Harry spoglądał w lustro ze smutkiem. Nigdy nie słyszał ich głosu, nigdy. Zawsze milczeli.
-Mamo? Tato?
A oni uśmiechali się smutno, patrząc na dorosłego już syna.
Sami nie zmienili się. Byli tacy sami.
Tylko dopiero teraz Harry ujrzał w ich oczach, to na czym zależało mu najbardziej.
Dumę.
Uniósł dłoń i dotknął lustra.

Wiedział, że trafił w końcu do domu.




~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, straciłam znów wenę i czas.
Oglądając dzisiaj pierwszą część ta scena doprowadziła mnie jak zawsze do łez i tylko tyle potrafiłam napisać, choć w głowie kłębi mi się o wiele więcej.
może przed świętami uda mi się coś napisać dla Was.
Nox

piątek, 19 sierpnia 2016

Miniaturka XXI

Samo południe.
Kościół był pusty. Przed ołtarzem stała otwarta trumna.
W jej stronę zmierzała kobieta cała ubrana na czarno. Od czarnych butów do kapelusz z woalką.
Zbliżała się powoli do trumny, a jej serce biło niespokojnie. Przestraszone i krwawiące.
Gdy stanęła tuż przed trumną zatrzymało się na chwilę, by potem mogła się załamać na pół.
To był on.
Miłość jej życia.
Choć odkąd się rozstali minęło kilka lat, rany zabliźniły się, wyblakły i nie bolały już tak bardzo, on był najważniejszy.
Byli faceci, na których widok serce biło jej dwa mocniej, ale na jego widok zawsze biło trzy razy mocniej. Zawsze.
A teraz leżał w trumnie.
Wyglądał tak samo jak kiedyś. Tak samo jak go zapamiętała. Czarne włosy opadały mu na oczy, które które teraz były już zamknięte na zawsze. Które kiedyś błyszczały tym szarym blaskiem, który rozbłyskał na jej widok, choć ostatnio jak go widziała błyszczały gniewem. Wiadomość o jego śmierci sprowadziła ją do miasta, w którym nie była od kilku lat.
Powoli uklęknęła na kolana i oparła ręce na otwartej trumnie, a na nich głowę. W kościele rozległ się głośny płacz, rozpacz, która rozdzierała jej serce.
Dlaczego Ty? Dlaczego to Ty musiałeś umrzeć? Dlaczego musiałeś odejść tak szybko? Co się z nami stało? czy od chwili kiedy się rozstaliśmy byłeś szczęśliwy tak jak tego pragnęłam? Czy mogłeś się śmiać i nie czuć z tego powodu wyrzutów sumienia? Czy kochałeś tak mocno jak kiedyś? Czy ktoś kochał Ciebie? Czy myślałeś o mnie? Zapomniałeś?
Myślała, że kiedyś się spotkają, że może porozmawiają jak normalni ludzie. Ta myśl zawsze tkwiła w jej głowie, zawsze była w podświadomości. Teraz czuła, że serce łamie się jej ostatni raz z jego powodu.
Fantomowy ból, który czuła przez cały czas, czyli brak jego. Kiedyś był, kiedyś był obok, a teraz czuła tylko ból po tym. Nie raz oglądała się za siebie, bo myślała, że jest blisko, ale zawsze była sama.
Fantomowy ból czy przywiązanie? a może miłość?
Pytania, które zadawała sobie tysiąc razy, a nie mogła znaleźć odpowiedzi.
Nagle ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Wyprostowała się, płacz ustał natychmiast.
-Nam też go brakuje, ale musimy się z tym pogodzić i żyć dalej. Mieliśmy go 25 lat. Teraz czas się pożegnać.
Wstała. Ściągnęła kapelusz, a spod niego wysypały się jasno brązowe głowy. Odwróciła się, pozwalając by zobaczyli jej rozmazany makijaż,
-Nie miałam go 25 lat. Odebraliście mi go po roku.
Dwoje ludzi, którzy stali za nią, cofnęli się o krok.
-Hermiona?
-Tak.
-Nie spodziewaliśmy się Ciebie tutaj,
-Tak, ja też się nie spodziewałam, że jeszcze was kiedykolwiek zobaczę, a tym bardziej, że on umrze przede mną.
-To był wypadek...
-Zawiść? - wpadła w słowo mężczyźnie.
Zamilkł.
Spojrzała na niego ostatni raz, pochyliła się nad martwym ciałem składając ostatni pocałunek na zimnych ustach. Z jej piersi wyrwał się szloch.
-Kocham Cię - wyszeptała zostawiając na jego policzku smugę łez.
Wyprostowała się nie zakładając kapelusza.
-Będziesz na pogrzebie? - zapytała kobieta.
-Nie zniosę go - powiedziała cicho nie odrywając oczu od zmarłego.
-Kochałaś go, prawda? - mężczyzna patrzał uważnie na jej zamglone łzami oczy.
-Wiedziałeś o tym - powiedziała nie podnosząc głosu.
-Nigdy mu tego nie okazałaś - zarzuciła jej kobieta.
Brązowe oczy spoczęły na niej.
-Bo nie chciałam cudów? bo nie prosiłam o pieniądze? bo nie chciałam do niego nic? Największym szczęściem był on. I wiedział o tym dopóki się nie wtrąciliście.
Skinęła głową mężczyźnie. Jego zawsze szanowała.
-Nie uprzykrzę pogrzebu - powiedziała.
Musnęła dłonią czarne włosy zmarłego wiedząc jak bardzo tego nie lubił.
Wyszła z kościoła odprowadzana wzrokiem dwóch osób.
Widzieli jak odgarnia do tyłu włosy, co jak ją znali oznaczało zdenerwowanie i rezygnację. Wyprostowane ramiona i pewny krok ich nie zwiodły.
wyszła na zalany słońcem parking, zdając sobie sprawę z tego, że od teraz musi żyć sama.
-ona nigdy nie przestała go kochać - szepnęła kobieta.

-nie, nie przestała - przyznał cicho mężczyzna -przez te wszystkie lata on też miał tylko ją przed oczami.

~*~*~*~

Dzień dobry!
Napisałam to już dawno, dawno temu, że nawet nie pamiętam dokładnie kiedy. I dlatego wrzucam Wam do oceny :)
Tak na umilenie piątku.
Rozdział mam nadzieję, że uda mi się jeszcze w tym tygodniu.

Pozdrowienia!
Nox

ps. każdy kto chce być powiadamiany zapraszam na pocztę (monica.blog.onet.pl@onet.pl), gg (31936765), lub zakładkę (Powiadamiam)

poniedziałek, 6 czerwca 2016

miniatura XX - prezent dla Alex

Prezent dla Alex

Bo najpiękniejszy prezent to obecność...

23.03.2015

Był to jeden z tych spokojnych dni w Hogwarcie.
Victoire siedziała przy stole Gryffindoru i jadła śniadanie.
Długie blond włosy spływały jej na plecy, a niebieskie oczy patrzyły wesoło na świat, nie miała w sobie tej wyniosłości do jej matka Fleur, dorastanie w domu Weasleyów nie pozwalało na to. Jednak tak samo jak matka była bardzo popularna za względu na urodę jak i rodzinę, czyli sławnych Weasleyów jak i powinowactwo z Harrym Potterem. Przez to cała szkoła wiedziała o jej życiu prywatnym. Ostatnio powiedziała w wielkiej tajemnicy Lily Potter, o tym, że podoba się jej sposób ubierania Jamesa Pottera, a na drugi dzień połowa chłopców była właśnie tak ubrana.
Victoire szczerze tego nie znosiła.
-Hej, Vicky! - uśmiechnął się jasny blondyn siadając koło niej.
Zmroziła go wzrokiem, choć widziała go po raz pierwszy w życiu, on zawsze zmieniał postać.
-Nigdy nie mów do mnie Vicky, Edwardzie Remusie Lupinie – warknęła.
-Ależ Victoire, co jest złego w tym skrócie? Taki śliczny, wdzięczny, nie to co Victoire.
-Edwardzie...
Skrzywił się, a jego włosy przybrały ciemny kolor.
-No dobra, Victoire, nie chciałem, ale mogłabyś być dla mnie milsza.
-Z jakiej okazji? - uniosła jasną brew.
-Moich urodzin! - wyszczerzył się Teddy.
-Aleś ty stary!
-No dzięki – mruknął - wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Nikt mi od rana nie złożył życzeń.
-Oj, Teddy – uśmiechnęła się – przecież to nie tak, że nikt nie pamięta...
-Bo nikt nie pamięta! - oburzył się.
-Jest siódma rano, o tej godzinie mało kto pamięta o urodzinach – powiedziała rozbawiona Victoire.
Teddy zrobił minę zbitego psa.
-Ale to siedemnaste urodziny, te wyjątkowe.
Dziewczyna spoważniała. Teddy zawsze był smutny jak wspominał urodziny. Zawsze brakowało mu rodziców. Choć był kochany przez babkę Andromedę, rodzinę Potterów i całą gromadę Weasleyów, to zawsze był sierotą i to nigdy się nie zmieniło. Owszem, Harry był dla niego ogromnym wsparciem i poświęcał mu dużo czasu, był dla niego prawie jak ojciec, alt to zawsze było prawie... prawie miał rodzinę.
-Teddy – powiedziała cicho, łapiąc go za rękę – dostaniesz furę prezentów i życzeń, sowy są pewnie w drodze.
-Chciałbym zobaczyć rodziców – wyszeptał Teddy – nie tylko na zdjęciach.
Victoire przytuliła go, a raczej przytuliła się do niego, ponieważ Teddy był od niej w wiele większy.
-Zobaczysz. Obiecuję.
Us cisnęła go mocno i wybiegła z Sali.
Teddy został sam, czują, że te urodziny będę paskudne.

xxx

-Teddy! Teddy! - usłyszał krzyk na korytarzu.
Było już późno po kolacji.
Tak jak przewidziała Victoire dostał mnóstwo prezentów i życzeń od przyjaciół, znajomych i dalszej rodziny. Nawet nauczyciele byli dla niego mili. Neville nie dał mu pracy domowej, a profesor Flitwick dał jego domowi 50 punktów za to, że podniósł książkę, która zupełnym przypadkiem upadła właśnie pod jego nogi z biurka nauczyciela.
-Teddy! - stanęła przed nim zdyszana Victoire – mam dla ciebie prezent.
Uśmiechnął się.
-Nie musiałaś.
-Ale chciałam. Chodź.

xxx

-Co my tu robimy? - zdziwił się, gdy stanęli przed gabinetem dyrektorki.
-Dajemy ci prezent – uśmiechnęła się podekscytowana – Dumbledore- rzuciła do gargulca.
Weszli po kamiennych schodach.
W gabinecie czekał na niech Harry z McGonagall.
-Pani profesor – skinął jej głową Teddy.
-Cześć, Teddy – uśmiechnął się Harry.
-Cześć, Harry.
-Najlepszego z okazji urodzin – Harry objął na chwilę chrześniaka.
-Dzięki – mruknął zadowolony Lupin – co robisz w zamku?
-Daję ci prezent – powiedział Harry – Minerwo...
-Tak, oczywiście – mruknęła i wyszła z gabinetu.
-Chciałem, żeby przy tym nie było nikogo, ale Victoire się uparła – powiedział Wybraniec.
-Nie na sprawy – uśmiechnął się spokojnie Teddy.
Harry wyciągnął z kieszeni małą fiolkę i podszedł do myślodsiewni, która stała na biurku. Wlał zawartość do środka.
-Wpadniesz? - uniósł brew, patrząc na chrześniaka.
-Co to jest?
-Moje wspomnienie – powiedział spokojnie Harry – jest krótkie, ale...
-Nieważne – przerwał mu Lupin – chcę je zobaczyć.
Harry wskazał mu bez słowa misę.
Teddy podszedł do niej, odetchnął głęboko i pochylił się.

#wspomnienie#

Ktoś załomotał w drzwi frontowe. Wszystkie oczy zwróciły się w tym kierunku. Fleur
wybiegła z kuchni, przerażona. Bill zerwał się, celując różdżką w drzwi, Harry, Ron i
Hermiona zrobili to samo. Gryfek po cichu wśliznął się pod stół.
- Kto tam? - zawołał Bill.
- To ja, Remus John Lupin! - odpowiedział głos, przekrzykując wiatr, a Harry’ego
przeszył dreszcz strachu.
- Jestem wilkołakiem, mężem Nimfadory Tonks, a ty, Strażniku Tajemnicy Muszelki,
podałeś mi ten adres i powiedziałeś, że mogę się tu zjawić w razie nagłego wypadku!
- To Lupin - mruknął Bill, podbiegł do drzwi i otworzył je.
Lupin wpadł do środka, potykając się o próg. Otulony podróżną peleryną, był blady jak
kreda, z siwiejącymi włosami potarganymi przez wiatr. Wyprostował się, rozejrzał po pokoju,
a potem krzyknął:
- To chłopiec! Daliśmy mu na imię Ted, po ojcu Dory!
Hermiona wrzasnęła.
- Co...? Tonks... Tonks urodziła?!
- Tak, tak, urodziła ślicznego chłopaczka! - zawołał Lupin.
Rozległy się okrzyki radości i westchnienia ulgi. Hermiona i Fleur piszczały:
Gratulacje!", a Ron powiedział: „Kurczę, dziecko!", jakby po raz pierwszy w życiu o czymś
takim usłyszał.
- Tak... tak... chłopiec - powtarzał Lupin, wyraźnie wciąż oszołomiony swoim
szczęściem.
Obszedł stół i uściskał Harry’ego, jakby to, co się wydarzyło w suterenie domu przy
Grimmauld Place, nigdy nie miało miejsca.
- Zgodzisz się być ojcem chrzestnym? - zapytał.
- J-ja? - wyjąkał Harry.
- No ty, oczywiście... Dora się zgadza... a kto by był lepszy...
- Ja... tak... o kurczę...
Był wzruszony, zdumiony i uradowany, nie bardzo wiedział, jak się zachować. Bill
pobiegł po wino, a Fleur zaczęła namawiać Lupina, by spełnił z nimi toast.
- Nie mogę zostać dłużej, muszę wracać - powiedział Lupin, promieniując dumą i
radością, wyraźnie odmłodzony. - Dziękuję ci, Bill, dziękuję.
Bill napełnił już winem puchary, wszyscy wstali i wznieśli je w toaście.
- Za Teda Remusa Lupina! - powiedział Lupin. - Za wielkiego czarodzieja in spe!
- Jaki on wygląda? - zapytała Fleur.
- Ja uważam, że jest podobny do Dory, a Dora, że do mnie. Włosów wcale nie ma za
dużo. Jak się urodził, były czarne, ale przysięgam, że po godzinie zrobiły się rude. Jak wrócę,
pewnie będą już jasne. Andromeda mówi, że Tonks też włosy zaczęły się zmieniać w tym
samym dniu, w którym się urodziła. - Wypił do dna. - Och, no dobrze, jeszcze tylko jeden -
dodał, gdy Bill podszedł do niego z butelką.
Wiatr wstrząsał małym domkiem, ogień wesoło trzaskał w kominku, a Bill już otwierał
następną butelkę wina. Nowina, którą przyniósł Lupin, podniosła wszystkich na duchu,
wyrwała na chwilę ze stanu oblężenia: pojawienie się nowego życia podziałało na nich jak łyk
Ognistej Whisky. Tylko goblin nie brał udziału w ogólnej radości i po chwili bez słowa
wymknął się do sypialni, którą teraz zajmował sam jeden. Harry myślał, że tylko on to
zauważył, póki nie spojrzał na Billa odprowadzającego wzrokiem goblina, który wchodził na
schody.
- Nie... nie... naprawdę muszę już wracać - oświadczył w końcu Lupin, odmawiając
kolejnego pucharu wina. Wstał i owinął się peleryną. - Do widzenia, do widzenia... za parę
dni postaram się przynieść wam trochę zdjęć... wszyscy tak się ucieszą, jak im powiem, że z
się wami widziałem...
Wyściskał kobiety, wymienił uściski dłoni z mężczyznami i z uśmiechem na ustach
zniknął w ciemnościach nocy.
- Harry, będziesz ojcem chrzestnym! - powiedział Bill, gdy weszli do kuchni, żeby
pomóc posprzątać ze stołu. - To wielki zaszczyt! Gratuluję!*

#koniec#

Gdy Teddy odzyskał kontakt z realnym światem, nikt się nie odezwał. On sam miał w oczach łzy. Jak ślepiec i to, taki który ma problem z poruszaniem się, podszedł do Victoire i mocno ją uścisnął.
-Dziękuję, Victoire – szepnął – dziękuję, że dałaś mi rodziców.
-Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnęła się smutno.
-Harry – Teddy spojrzał na ojca chrzestnego znad ramienia Victoire i głos mu się załamał.
-Rozumiem – uśmiechnął się łagodnie – idź.
Lupin wypadł z gabinetu szybciej niż pocisk.
-Zostawię ci to wspomnienie, Victorie – powiedział Harry – daj mu je później.
-Oczywiście, wujku.

xxx

1.09.2017, peron 9 i 3/4

-Teddy, ja naprawdę nie chcę jechać – mruknęła niezadowolona Victoire.
-Mała, musisz skończyć szkołę – uśmiechnął się z czułością Teddy.
-Ale ciebie tam nie będzie – to był jej ostatni argument jaki wymyśliła, by nie jechać do Hogwartu.
-Za rok wrócisz, zobaczysz minie – pocieszał ją Lupin, burząc jej idealną fryzurę
Walnęła go w ramię.
-Wiesz, że tego nienawidzę.
-Wiem – zaśmiał się, obejmując ją w talii.
-Będę za tobą tęsknić – szepnęła w jego szyję.
-Będę pisać – obiecał.
-Nie chcę jechać – powtarzała uparcie Victoire.
Teddy pocałował ją krótko.
-Ooooch!
Odskoczyli od siebie.
Przed nimi stał James Potter.
-Co wy robicie?! - zawołał zaskoczony.
-Odprowadzam Victoire na pociąg, nie widać? - syknął Teddy.
-Ale wy...
-Zjeżdżaj, młody! - warknęła dziewczyna.
James obrócił się na pięcie i odszedł.
-To się rozniesie – zachichotał Teddy.
-I tak by się rozniosło – wzruszyła ramionami.
-Idź, mała – wymruczał Teddy, uścisnął ją i odszedł.
Nie pozostało jej nic innego jak wsiąść do pociągu i zabić Jamesa Pottera.

~*~*~*~

* - fragment HP i Insygnia Śmierci

25/05/2014

a co powiecie na coś zupełnie nowego? napisanego parę dni temu, coś co klaruje się w mojej głowie od dwóch lat?
tak zupełnie od nowa - nowa historia?

pozdrowienia,
Nox

środa, 25 maja 2016

miniatura XIX

Natalii M.
Bo przegrałam zakład.

~*~*~*~

Dlaczego wypowiadamy życzenia do spadających gwiazd?
Przecież one upadają...

Był to jeden z ostatnich dni wakacji przed powrotem na siódmy rok do Hogwartu. Ostatni tydzień spędzali w Norze. Przyjechali tu między innymi dlatego, że chcieli podnieść panią Weasley po stracie syna. Pani Weasley doceniała ich gest i dlatego, gdy byli wszyscy razem był wesoła i pełna życia jak kiedyś. Jedynie w samotności płakała z żalu i straty. Musiała być silna. Nikt jej nie zwróci syna. Nawet najbardziej żarliwe prośby i modlitwy.

~*~*~*~

Była piękna ciepła noc. Leżała z Harrym na polach niedaleko Nory. Wpatrywali się w niebo, wypatrując spadających perseid. Milczeli przeważnie. Tylko czasami wymieniali półgłosem kilka słów. Jednak robili to rzadko. Nie chcieli zburzyć magii nocy, jej piękna i niesamowitości.
-Wiesz, Harry, nadal czuję, że jest wojna – powiedziała cicho Hermiona.
-Nie otrząsnęłaś się z tego prawda? - mruknął Harry.
-Nie. Nadal mam wrażenie, że muszę być na coś gotowa.
-To już koniec, Voldemot nie żyje. Wygraliśmy.
-Wiem, chyba po prostu za mało czasu minęło odkąd to wszystko się skończyło.
-Z pewnością. Tyle nerwów ile mieliśmy... - Harry urwał, by za jakiś czas zacząć mówić – wiesz, Hermiona, ty zawsze byłaś ze mną... zawsze.
-Co masz na myśli? - zdziwiła się Hermiona, z zachwytem spoglądając w gwieździste niebo. Nie było ani jednej chmurki. Księżyc świecił niesamowicie mocno, gwiazdy migotały w oddali, tajemnicze i niedostępne.
-Ron we mnie zwątpił – westchnął Harry – na Turnieju, jak i na poszukiwaniu horkruksów. Ty zawsze byłaś ze mną, owszem obrażałaś się na mnie, ale zawsze mi pomagałaś.
-Kocham cię Harry – powiedziała Hermiona – jesteś dla mnie jak brat, dla mnie było oczywiste, że muszę ci pomóc. Dlatego zawsze...
-Patrz! - przerwał jej Harry, wskazując dłonią niebo.
Nieboskłon przecięła właśnie spadająca gwiazda. Ciągnęła za sobą biały ogon, który znikał z każdym ruchem gwiazdy.
-Myśl życzenie – szepnął Harry.
Chcę.... chcę miłości, tej prawdziwej, która zapiera dech w piersiach.
Tak szybko jak się pojawiła i myśl Hermiony i gwiazda, tak samo szybko obie zniknęły.
-Myślisz, że te życzenia się spełnią? - zapytała Hermiona.
-Muszą – odparł z przekonaniem Harry.

~*~*~*~

Uważaj na to czego pragniesz, bo może się spełnić.

Hermiona z uśmiechem wtopiła się w tłum na korytarzach Hogwartu. Była połowa stycznia. Nigdy jeszcze nie czuła się tak szczęśliwa jak teraz.
Wojna się skończyła, w końcu to do niej dotarło. Byli wolni, młodzi i mieli całe życie przed sobą. Wróciła do Hogwatu. Razem z nią wrócił tylko Harry. Rodzeństwo Weasley'ów nie zdecydowało się na powrót do szkoły. Zaczęli karierę jako aurorzy i jako duet byli w tym na prawdę świetni. Voldemort upadł, ale na świecie nadal były niedobitki jego popleczników. Dlatego Ron i Ginny szkolili się na aurorów, aby wybić w pień złą krew jaka pozostała.
Hermiona miała z nimi częsty kontakt po przez listy, które krążyły między nimi. Harry za to w końcu odetchnął. Przestał być taki spięty jak dawniej, okazało się, że jest duszą towarzystwa. Gdzie był Harry, tam był śmiech. Oczywiście potrafił wysłuchać i porozmawiać na poważnie, ale przeważnie był roześmiany i wyluzowany. Stał się niesamowicie popularny w szkole. Na korytarzach cały czas padało "Cześć Harry!",cześć, Potter", "siema, stary". Każdy go znał, każdy chciał zdobyć jego przychylność. Harry patrzył na to z przymrużeniem oka i zadawał się głównie z ludźmi, którzy go nie zostawili w czasie wojny. Z resztą utrzymywał dobre, ale raczej luźne stosunki.
Do Hogwartu powróciło wiele osób z ich roku, w tym Ślizgoni i Hermiona dziękowała za to bogu.
Okazało się, że do Hogwartu wrócił Draco Malfoy.
Od samego początku utrzymywał luźne kontakty z Harrym, przekomarzali się, kłócili, dogryzali sobie, ale lubili się. Imprezy, które były częste na siódmym roku, były pełne Harry'ego i Dracona. Z czasem imprezy organizowane przez nich zaczęto nazywać po prostu Drrary. Charakteryzowało je jedno. Były głośne, lał się na nich alkohol i każdy chciał na nich być. Na tych właśnie imprezach Hermiona poznała bliżej Dracona. Najpierw tak samo jak Harry dogryzali sobie, potem Draco wyciągnął ją na parkiet. Przetańczyli całą imprezę. I tak się zaczęło...
Draco zaczął z nią rozmawiać, żartować na co dzień. Pod koniec października pierwszy raz zaprosił ją na randkę. Hermiona miała duże opory, żeby się z nim spotkać na tym szczeblu, ale w końcu uległa jego namowom. Harry jak się o tym dowiedział, wybuchnął śmiechem, poklepał ją po plecach i powiedział "bez ryzyka nie ma zabawy. Hermiono".
Spotykali się przez dwa miesiące, w Mikołajki Draco z enigmatycznym uśmiechem zapytał czy zgodzi się na to, żeby zostali parą. Hermiona była zaskoczona, ale bardzo szczęśliwa. Zgodziła się, rzucając Draconowi na szyję.
Na Święta zostali w Hogwarcie. Najpiękniejsze dwa tygodnie w życiu Hermiony. Pełne szczęście, spokoju i miłości. Właśnie tak zawsze wyobrażała sobie idealne święta. Te na dodatek były pełne Dracona.
Teraz, w styczniu, Hermiona nadal nie mogła uwierzyć, że są parą. Nie sądziła, że do siebie pasują, ale dogadywali się niesamowicie dobrze.
-Hej, skarbie – usłyszała głos Dracona i jego dłoń automatycznie splotła się z jej palcami.
-Cześć, kochanie.
-Zaklęcia?
-Tak, a ty? - mruknęła Hermiona.
-Siedzę z tobą – zaśmiał się cicho Draco.
Gryfonka spojrzała na niego, zastanawiając się czym zasłużyła sobie na takie szczęście. Draco był idealny. Potrafił wyczuć jej humor i potrafił jej go poprawić, potrafił z nią milczeć, rozmawiać jak starzy znajomi, żartować, ale i potrafił być romantyczny. Dopiero teraz zrozumiała co to znaczy dojrzały związek. To nie obściskiwanie się na korytarzach i patrzenie sobie w oczy. To pewność, że możesz porozmawiać z drugą osobą o wszystkim, że ona cię zrozumie. To niesamowita więź i świadomość, że chcecie tego samego.
A oni mieli to wszystko.

~*~*~*~

Za te marzenia, których dzisiaj brak, wypijmy do dna.

Hermiona siedziała na tarasie swojego domu. Wpatrywała się w spadające gwiazdy, przeklinając ten dzień, w którym prosiła je o miłość, tą prawdziwą, tą zapierającą dech w piersiach.
No i przecież pojawił się Książę z Bajki. Był idealny. Kochali się na zabój, byli wprost nieprzytomni, patrzyli na świat przez różowe okulary. Planowali wspólne życie, robiąc plany na przyszłość i ciesząc się, że jest tak pięknie.
Jednak bajka się skończyła.
Draco odszedł. Zostawił ją z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia. Wzruszył tylko ramionami i przeprosił, że ją zranił.
A przecież ona tak strasznie kochała.... tak strasznie chciała z nim być, mieć dom, trójkę dzieci i psa.
A on to zignorował, odszedł.
Teraz podobno był z inną kobietą,
Hermiona wiedziała jedno.
Zranił ją, strasznie ją zranił. Myślała, że nie podniesie się z tego. Jednak jak zawsze był przy niej Harry. Wspierał ją, nie pozwalał jej upaść. Walczył o nią tak samo jak ona walczyła swojego czasu o niego.
I Hermiona podniosła się, choć zajęło jej to dużo czasu.
Otrząśnięcie się z wspomnień, niespełnionych marzeń i szczęścia jakie miała.
Teraz gdy patrzyła na to z dystansu wiedziała, że nie żałuje tego czasu spędzonego z nim. Ta miłość była piękna, wspominała ją za śmiechem, ich wspólne chwile, których było przecież tak dużo.
Czasami chciała, żeby to wszystko wróciło, żeby znów byli razem, zakochani. Ale zaraz potem wracał zdrowy rozsądek, znów cierpieć jeśli by się w końcu rozstali? To było nieuniknione. Wiedziała, że nie byli sobie pisani.

Patrzyła w gwiazdy.
Spełniłyście moje życzenie. Prosiłam o miłość, o tą piękną miłość, o każdy szczegół, o to, żeby zakochać się całym sercem.
Dostałam to, nawet więcej niż mogłam chcieć, dostałam z nawiązką.
Prosiłam o miłość. Dostałam ją
Nie prosiłam o to, żeby trwała już zawsze.
I nie trwała...

Za wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej.

~*~*~*~
27/04/2014


Chcę tylko podziękować kilku osobom.
-Vegas, bo zawsze jesteś.
-Alex, bo jesteś, gdy trzeba mnie kopnąć w dupę.
-Roni, która objawiła się wczoraj i mam nadzieję, że zostanie na dłużej, żeby znów podbijać ze mną świat.
-Muscardinus vel Przecinek, bo słucha moich niesamowitych pomysłów, za które byście mnie zabili.

poniedziałek, 23 maja 2016

miniatura XVIII

ale jest gdzieś tam głęboko myśl, że przychodzi i prosi, żeby zacząć wszystko od początku?

Faza I

Dowiedziałam się, że został ojcem.
Szok.
Jak to?
Dlaczego?
Czemu akurat teraz?
Z kim?
To pytanie bolało najbardziej.
Dlaczego wybrał akurat tą kobietę na matkę swoich dzieci?
Dlaczego to nie byłam ja?

Faza II

Dowiedziałam się z kim na dziecko. Nie znam tej kobiety. Nigdy jej nie widziałam. Jest w ogóle do mnie nie podobna.
Dlaczego ją wybrał?
Nie zaprzeczę, jest ładna, ale co miała w sobie takiego, że wybrał właśnie ją?
Może miała piękny uśmiech? Może jest inteligentna? Dowcipna?
Nie wiem, jednak nie żałuje, że nie wybrał mnie.

Faza III

Dowiedziałam się kiedy. Kilka dni temu urodziła się ich córka. To tak bardzo boli. Przecież to my wybieraliśmy imiona dla trójki naszych dzieci. To my kłóciliśmy się o detale czy dostanie imię po mnie czy po nim. To ze mną planował życie.
Dziewczynka urodziła się tydzień temu. Osiemnastego grudnia. A więc kobieta, która jest jej matką zaszła w ciążę w marcu, my rozstaliśmy się dziewiętnastego grudnia. Jednak mała urodziła się trzy lata po nas. Po tym jak słówko „my” zmieniło się w dwa osobne słowa „ja” i „ty”.

Faza IV

Dowiedziała się jak wygląda mała. Pół naszego świata, (o przepraszam, już nie naszego świata, nas nie ma) obiegło zdjęcie, które ktoś wykonał kilka godzin po narodzinach.
Leżał bokiem z małą na łóżku. Jego blond włosy opadały na poduszkę i na becik. Jego piękne blond włosy, które kiedyś mogłam dotykać godzinami, dotykały niebieskiego becika. Mała zaciskała swoją piąstkę na jego kciuku. Na jego lewej ręce, na której na serdecznym palcu, tkwiła platynowa obrączka.
W tym momencie spojrzałam na swoją dłoń. Na mojej też tkwiła obrączka, jednak ona była na palcu wskazującym. Ta sama, która kiedyś mi podarował. Ta sama, którą on miał na palcu, jej wierną kopię, jej duplikat.
Dziś jej nie nosi. Dziś na jego palcu błyszczy obrączka symbolizująca, że związał się z inną kobietą, ślubując jej miłość do końca życia.
Tą kobietą nie byłam ja.

Faza V

Wyszłam z domu. Nocne powietrze owiewało moją twarz pokrytą łzami. Dowiedziałam się, że ma dziecko. Ułożył sobie życie z inną kobietą, miał z nią dziecko, był jej mężem. Na jego palcu była inna obrączka, nie ta sama co kiedyś.
Ułożył sobie życie beze mnie.
I teraz, gdy dowiedziałam się, że ma dziecko, zrozumiałam jedno.
Koniec nadziei, koniec niespełnionych marzeń, koniec snów na jawie, że kiedyś wróci ze słowami „proszę, spróbujmy jeszcze raz”. Koniec wymyślania pięknych happy endów dla naszej dwójki. Koniec złudzeń. Koniec.
Minęło.
Nie ma między nami nic.
Ułożył sobie życie beze mnie.
I ja musiałam porzucić nadzieję.
Ułożyć sobie życie bez niego, tak jak on ułożył sobie życie beze mnie.
Zrozumieć, że słowo „,my” straciło ważność...

~~~~

Na koniec gdy to pisałam przyszły mi do głowy słowa.

A kiedyś byliśmy tak bardzo zakochani.
Gdzie teraz jesteśmy?

~~~~

14/04/2014

piątek, 20 maja 2016

miniatura XVII

Dla A.Z.
Byłeś i jesteś moją Alfą i Omegą.

~*~*~*~
+18. czytacie na własną odpowiedzialność.

Hermiona przechadzała się nerwowo po swoim mieszkaniu. Od zakończenia wojny minęły dwa lata. Dwa lata. Długie. Samotne. Męczące. Wypełnione tęsknotą dwa lata. Codziennie myślała o tym samym. Co by było gdyby zmieniła zdanie w Dzień Bitwy? Czy teraz miałaby szczęśliwa rodzinę? Czy wtedy miałaby przy swoim boku, tego którego pragnęła, za którym tęskniła każdego dnia? Który płacił za błędy wojenne odsiadując wyrok w Azkabanie.
Zostały mu jeszcze dwa lata. Dwa lata samotności.
Nagle zatrzymała się gwałtownie.
Dłużej już tego nie wytrzyma. czekała już dwa lata. Pierwszy miesiąc był koszmarny, błądziła po domu obijając się o meble, nie wiedząc jak się nazywa i gdzie jest. Opamiętanie przyszło z jego wyrokiem. Cztery lata. Bez możliwości odwołania się. To wtedy zaczęła żyć na nowo. Codziennie odliczała dni do jego wyjścia. Upłynęła połowa czasu. Była silna dwa lata. Teraz go potrzebowała jak nigdy wcześniej.
-Bez ryzyka nie ma zabawy, skarbie – szepnęła do siebie i deportowała się z własnego mieszkania z cichym trzaskiem.

~*~*~*~

Pojawiła się w Ministerstwie Magii na samym środku Artium, które o tej godzinie było zapełnione ludźmi. Wjechała windą na najwyższe piętro, przytupując nerwowo i odpowiadając na liczne uśmiechy kierowane w jej stronę. Wiedziała, że nie wygląda na osobę pracującą w Ministerstwie. Była ubrana w czarną szatę, ale bez emblematów żadnego departamentu, no i miała na sobie niesamowicie wysokie szpilki. Gdy winda stanęła, skierowała swe kroki do gabinetu na samym końcu długiego korytarza. Stanęła przed biurkiem sekretarki Ministra Magii.
-Słucham? - zapytała chłodno kobieta.
-Hermiona Granger do Ministra Magii – odpowiedziała lodowatym tonem Hermiona.
-Minister jest zajęty – wypowiedziała standardową formułkę sekretarka, przewracając zielonymi oczami.
-Mnie z pewnością chętnie przyjmie.
Blondynka spojrzała na nią niechętnie.
-Każdy tak mówi.
-Proszę powiadomić ministra, że tu przyszłam, na tym polega pani praca – wysyczała Hermiona.
Sekretarka spojrzała na nią pogardliwie, ale nacisnęłam magiczny interkom.
-Panie ministrze, jakaś kobieta do pana, nie była umówiona, ale twierdzi, że pan ją chętnie zobaczy - blondynka uśmiechnęła się złośliwie.
-Nazwisko, Helen – odparł mocny głos.
-Granger. Hermiona Granger.
-Wpuść pannę Granger, Helen.
Hermiona uśmiechnęła się z wyższością i nie czekając na słowa sekretarki pchnęła drzwi do gabinetu ministra.
-Hermiono – uśmiechnął się mężczyzna siedzący za biurkiem w otoczeniu masy dokumentów – witaj.
-Cześć, King – uśmiechnęła się Hermiona.
-Usiądź – powiedział serdecznie Kingsley machnięciem różdżki pozbywając się papierów z biurka – napijesz się czegoś?
-Nie, ja tylko na chwilkę.
-No, ale znajdziesz czas, żeby pogadać? - King zrobił srogą minę.
Kobieta roześmiała się.
-Wpadnij jutro do Nory, Molly planuje małe przyjęcie, to porozmawiamy na spokojnie – powiedziała Hermiona.
King skinął głową.
-Masz rację. Chyba tak zrobię, ale czego potrzebujesz? nie zjawiłabyś się tu bez powodu.
Gryfonka spoważniała.
-Potrzebuję zezwolenia.
-Na co? - Minister zmarszczył czoło.
-Na odwiedziny w Azkabanie.
-Na to nie potrzebujesz mojego pozwolenia.
-Potrzebuje. Chce odwiedzić jednego z najbardziej strzeżonych.
-Jednego z Piątki? - zdziwił się King.
-Tak.
-No dobrze – westchnął – tobie nie mogę tego zabronić.
Wyciągnął z szuflady kartkę i napisał na niej kilka linijek.
-Dzięki – powiedziała z wdzięcznością, gdy dał jej zwitek – to widzimy się jutro?
-Tak, chyba tak – uśmiechnął się King, wiedząc, że Hermiona i tak nie powie mu nic więcej na temat odwiedzin w Azkabanie.
-W takim razie do zobaczenie, King,
Minister uśmiechnął się smutno, gdy dziewczyna podeszła do drzwi.
-Hermiona?
-Tak? - zapytała, obracając się z wdziękiem.
-Pozdrów go – powiedział cicho King – czekamy na niego.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowała i tylko skinęła głową, wychodząc bez słowa.

~*~*~*~

Deportowała się na wyspę, nie której mieścił się Azkaban. Miała szczęście, bo punkt aportacji na wprost wejścia do więzienia.
Na ogromną bramą z żelaza wyryto słowa „Porzućcie wszelką nadzieje, wy którzy tu wchodzicie”
Jakie to ironiczne – pomyślała pogardliwie.
Przecież co cytat z „Boskiej Komedii” Dantego.
Podeszła do bramy i zastukała ogromna kołatka w kształcie jak kajdan.
Brama otworzyła się do po długiej chwili. Zobaczyła kraty zabezpieczone magią,a za nimi stał strażnik. Zmierzył ja z góry na dół, zatrzymując wzrok na jej piersiach, a potem na twarzy.
-W jakiej sprawie? - warknął.
-Chcę odwiedzić więźnia.
-Numer?
-Nie mam pojęcia, mam pozwolenie Ministra- powiedziała cierpliwie Hermiona, mają w głowie ostrzeżenie Harry'ego, żeby nie drażnić strażników.
-Pokaż.
Podała mu pergamin, na którym widniał motyw Ministra Magii. Strażnik rzucił na nie okiem, stuknął w nie różdżką, by zobaczyć, czy to nie podróbka i otworzył bramę.
-Musze panią przeszukać – mruknął, gdy Hermiona weszła do środka- proszę rozpiąć szatę.
Hermiona wykonała polecenie, pod spodem miała tylko krótkie dżinsowe szorty i bluzkę z ogromnym dekoltem. Facetowi oczy rozszerzyły się na jej widok, zamarł na sekundę i dopiero wtedy ją przeszukał. Chciał zabrać jej kolczyki i inna biżuterię, ale Hermiona stawiła opór. Ugiął się pod jej słowami, że jest tutaj na polecenie Ministra Magii.
-Kogo chce pani zobaczyć?
-Jest jednym z najbardziej strzeżonych więźniów.
-Nazwisko.
-Malfoy – powiedziała krótko Hermiona.
-Mamy dwóch więźniów o tym nazwisku – warknął niezadowolony strażnik.
-Stary Lucjusz jeszcze żyje? - zapytała zaskoczona.
-Tak i po tym wnioskuję, że idzie pani do młodego Malfoya.
-Owszem.
-Minister Magii na do niego interes? - zapytał strażnik, prowadząc ją długimi zawiłymi korytarzami.
-To tajne.
-Pieprzeni Malfoyowie- mruknął.
-Chcę żeby zostawiono nas samych – powiedziała stanowczo Hermiona.
-Jest niebezpieczny.
Hermiona uśmiechnęła się ponuro.
-Jest związany magicznie, nic mi nie zrobi. Chce go zobaczyć sam na sam.
-Ma pani do niego uraz?
-Zabił mi przyjaciółkę – skłamała chłodno – więc, tak, mam do niego uraz.
Dalej szli w milczeniu,
Gdy dotarli na samą górę i stanęli przed ostatnia celą, strażnik sięgnął do klucze i otworzył drzwi.
-Malfoy, wizyta! - podniósł głos – tylko pani może otworzyć drzwi jak będzie pani chciała wyjść.
Skinęła głową i z bijącym sercem weszła do ciemnej celi. Drzwi zatrzasnęły się za nią. Panowały nieprzeniknione ciemności. Słyszała tylko cichy oddech. Następnie zapaliło się światło.
Mężczyzna siedzący na pryczy zmrużył oczy, oślepiony.
Hermiona wykorzystała tą okazję, żeby mu się przyjrzeć. Jego blond włosy nie straciły nic ze swojej świetności. Blada cera nie stała się ziemista, nawet pomimo braku słońca, nadal była mleczna. Był ubrany w prostą czarną szatę. Nawet pomimo luźnych szat, było widać wszystkie mięśnie, ponieważ bardzo schudł, jednak nie był zagłodzony.
Cela była spartańska. Miał tu łóżko, stolik i parę osobistych rzeczy. Książki, pergamin, pióro i parę innych drobiazgów.
Otworzył powoli oczy i znów je zmrużył, gdy zobaczył kto go odwiedził. Jego usta ułożył się w pogardliwy grymas zadowolenia.
-Hermiona Granger. Witaj w moim świecie.
Nie odpowiedziała.
Wstał zwinnie z łóżka. Górował nad nią wzrostem.
-Co cie do mnie sprowadza?
Gdy znów nie odpowiedziała. westchnął i rozłożył ręce, a jego twarz wyrażała spokój i cierpliwość.
-Draco – wykrztusiła cicho robiąc krok w jego stronę.
-Wróciłaś – powiedział bezgłośnie.
Pokonała całą długość celi jednym susem i wpadła prosto w jego objęcia.
Zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i wtulił twarz w jej włosy. Przymknęła oczy i rozkoszowała się jego mocnym uściskiem. Wdychając ten niesamowity zapach, zapach Dracona.
Po naprawdę długiej chwili, rozluźnił uścisk i spojrzał jej w oczy. Jednak jej błyszczące od łez oczy wiedział tylko przez chwilę, bo zaraz poczuł jej usta na swoich. Pocałowała go zachłannie.
Zrozumiał.
Dał się popchnąć na łóżko, przejmując władzę nad jej ciałem. Pogłębił pocałunek, prawie miażdżąc jej wargi, ale Hermiona tylko westchnęła mu w usta.
Nie bawił się w czułości i delikatność. Nie mieli na to czasu
Prawie w ogóle nie odrywając się od jej warg, położył ją na plecach na pryczy i zdjął jej szatę, odrzucając ją na ziemię. Spojrzał na jej ciało i zamruczał z zadowolenia. Wpił się w jej naga szyję. Wplotła mu palce we włosy, ciesząc się jego ustami na ciele. Draco całując jej szyję, rozerwał jej bluzkę, by zaraz zejść niżej z pocałunkami i zająć się jej nagimi piersiami. Gdy pocałował ją w lewą pierś, ssąc jej sutek, jęknęła cicho. Próbowała mu rozpiąć szatę, jednak gdy to nie przyniosło efektu, rozerwała ją i został w samych spodniach.
Gdy pocałował jej wrażliwe podbrzusze, objęła go nogami i przewróciła na plecy. Usiadła mu na udach i pocałowała go. Draco podniósł się do pozycji siedzącej , trzymając obie dłonie na jej nagich plecach, by zaraz potem znów nad nią górować. Draco nie chciał czekać. Szybko pozbył się resztek ich ubrań. Sunąc ustami po jej ciele dotarł do jej bioder. Jęknęła, zaciskając palce na jego włosach.
-Przyjdź do mnie, Draco – wyszeptała – teraz.
Podciągnął się do góry i spojrzał jej w oczy. Potem omiótł spojrzeniem jej twarz, malinki na szyi, ślady zębów. Uśmiechnął się.
-Hermiona?
-Mhm?
-Kocham cię – z tymi słowami wszedł w nią.
Krzyknęła cicho, obejmując go udami i przyciągając bliżej. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, czując jak przeczesuje jego włosy palcami. Kochali się szybko i gwałtownie. Prawie od razu znaleźli wspólny rytm. Spełnienie nadeszło szybko. Hermiona rozorała plecy Dracona paznokciami. Blondyn pocałował ją w usta, tłumiąc jej krzyk, gdy doszła. Czuł jej mięśnie zaciskające się, jednak nie przestał się poruszać. Hermiona przerwała pocałunek i wyszeptała mu do ucha z trudem powietrze :
-Daj mi siebie.
Jak gdyby czekał na jej słowa, krzyknął cicho, zamykając oczy, a Hermiona uśmiechnęła się zadowolona. Draco opadł na nią. Gryfonka gładziła go po plecach, czekając aż jego oddech się uspokoi.
Draco ocknął się po kilki minutach i zsunął się z Hermiony, ale ona chciała go mieć przy sobie. Usiadła mu na udach, pochylając się nad nim. Pocałowała go powoli. Draco przesunął leniwie dłońmi po jej ciele, wywołując u niej dreszcze.
Spojrzał jej w oczy, nie udało mu się ukryć niepewności.
-Czekam na Ciebie, Draco – szepnęła mu do ucha.
Zacisnął dłonie na jej pośladkach, zastawiając na nich siniaki.
-Będę czekać – dodał, pocałowała go długo i wstała.
Pozbierała szybko swoje rzeczy, naprawiając je i zakładając.
Uśmiechnęła się uroczo do Dracona, który leżał na łóżku, rozłożony jak młody bóg, obserwując ją.
Naprawiła rzeczy blondyna.
Draco skinął na nią, podeszła i pochyliła się nad nim.
-Dam Ci więcej niż dzisiaj – wyszeptał jej do ucha - obiecuję.
-Kocham cię, Draco – szepnęła, całując go ostatni raz.
Zniknęła chwilę później, zostawiając Draconowi tylko swoją łzę na policzku.
Zostawiła również nadzieję, że za dwa lata mogą liczyć na szczęśliwe zakończenie.

3/08/2013.


wiesz co mnie prześladuje do teraz?
Twój pierwszy uśmiech i zaciekawiony wzrok.”

~*~*~*~

z podziękowaniami dla :
-Vegas, bo zawsze jesteś jak Cię potrzebuję.
-Alex, bo znów zaczęłam lubić Dramione.
 __________

pragnę przypomnieć, że miniaturki publikowane w najbliższym czasie są moje, przeniesione z drugiego bloga (powrot-nox-dramione,blogspot.com), którego wczoraj (19.05.2016) usunęłam. Proszę, nie oskarżajcie mnie o plagiat własnych miniaturek...

After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...