Prezent
dla Alex
Bo
najpiękniejszy prezent to obecność...
23.03.2015
Był
to jeden z tych spokojnych dni w Hogwarcie.
Victoire
siedziała przy stole Gryffindoru i jadła śniadanie.
Długie
blond włosy spływały jej na plecy, a niebieskie oczy patrzyły
wesoło na świat, nie miała w sobie tej wyniosłości do jej matka
Fleur, dorastanie w domu Weasleyów nie pozwalało na to. Jednak tak
samo jak matka była bardzo popularna za względu na urodę jak i
rodzinę, czyli sławnych Weasleyów jak i powinowactwo z Harrym
Potterem. Przez to cała szkoła wiedziała o jej życiu prywatnym.
Ostatnio powiedziała w wielkiej tajemnicy Lily Potter, o tym, że
podoba się jej sposób ubierania Jamesa Pottera, a na drugi dzień
połowa chłopców była właśnie tak ubrana.
Victoire
szczerze tego nie znosiła.
-Hej,
Vicky! - uśmiechnął się jasny blondyn siadając koło niej.
Zmroziła
go wzrokiem, choć widziała go po raz pierwszy w życiu, on zawsze
zmieniał postać.
-Nigdy
nie mów do mnie Vicky, Edwardzie Remusie Lupinie – warknęła.
-Ależ
Victoire, co jest złego w tym skrócie? Taki śliczny, wdzięczny,
nie to co Victoire.
-Edwardzie...
Skrzywił
się, a jego włosy przybrały ciemny kolor.
-No
dobra, Victoire, nie chciałem, ale mogłabyś być dla mnie milsza.
-Z
jakiej okazji? - uniosła jasną brew.
-Moich
urodzin! - wyszczerzył się Teddy.
-Aleś
ty stary!
-No
dzięki – mruknął - wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Nikt mi od rana nie złożył życzeń.
-Oj,
Teddy – uśmiechnęła się – przecież to nie tak, że nikt nie
pamięta...
-Bo
nikt nie pamięta! - oburzył się.
-Jest
siódma rano, o tej godzinie mało kto pamięta o urodzinach –
powiedziała rozbawiona Victoire.
Teddy
zrobił minę zbitego psa.
-Ale
to siedemnaste urodziny, te wyjątkowe.
Dziewczyna
spoważniała. Teddy zawsze był smutny jak wspominał urodziny.
Zawsze brakowało mu rodziców. Choć był kochany przez babkę
Andromedę, rodzinę Potterów i całą gromadę Weasleyów, to
zawsze był sierotą i to nigdy się nie zmieniło. Owszem, Harry był
dla niego ogromnym wsparciem i poświęcał mu dużo czasu, był dla
niego prawie jak ojciec, alt to zawsze było prawie... prawie miał
rodzinę.
-Teddy
– powiedziała cicho, łapiąc go za rękę – dostaniesz furę
prezentów i życzeń, sowy są pewnie w drodze.
-Chciałbym
zobaczyć rodziców – wyszeptał Teddy – nie tylko na zdjęciach.
Victoire
przytuliła go, a raczej przytuliła się do niego, ponieważ Teddy
był od niej w wiele większy.
-Zobaczysz.
Obiecuję.
Us
cisnęła go mocno i wybiegła z Sali.
Teddy
został sam, czują, że te urodziny będę paskudne.
xxx
-Teddy!
Teddy! - usłyszał krzyk na korytarzu.
Było
już późno po kolacji.
Tak
jak przewidziała Victoire dostał mnóstwo prezentów i życzeń od
przyjaciół, znajomych i dalszej rodziny. Nawet nauczyciele byli dla
niego mili. Neville nie dał mu pracy domowej, a profesor Flitwick
dał jego domowi 50 punktów za to, że podniósł książkę, która
zupełnym przypadkiem upadła właśnie pod jego nogi z biurka
nauczyciela.
-Teddy!
- stanęła przed nim zdyszana Victoire – mam dla ciebie prezent.
Uśmiechnął
się.
-Nie
musiałaś.
-Ale
chciałam. Chodź.
xxx
-Co
my tu robimy? - zdziwił się, gdy stanęli przed gabinetem
dyrektorki.
-Dajemy
ci prezent – uśmiechnęła się podekscytowana – Dumbledore-
rzuciła do gargulca.
Weszli
po kamiennych schodach.
W
gabinecie czekał na niech Harry z McGonagall.
-Pani
profesor – skinął jej głową Teddy.
-Cześć,
Teddy – uśmiechnął się Harry.
-Cześć,
Harry.
-Najlepszego
z okazji urodzin – Harry objął na chwilę chrześniaka.
-Dzięki
– mruknął zadowolony Lupin – co robisz w zamku?
-Daję
ci prezent – powiedział Harry – Minerwo...
-Tak,
oczywiście – mruknęła i wyszła z gabinetu.
-Chciałem,
żeby przy tym nie było nikogo, ale Victoire się uparła –
powiedział Wybraniec.
-Nie
na sprawy – uśmiechnął się spokojnie Teddy.
Harry
wyciągnął z kieszeni małą fiolkę i podszedł do myślodsiewni,
która stała na biurku. Wlał zawartość do środka.
-Wpadniesz?
- uniósł brew, patrząc na chrześniaka.
-Co
to jest?
-Moje
wspomnienie – powiedział spokojnie Harry – jest krótkie, ale...
-Nieważne
– przerwał mu Lupin – chcę je zobaczyć.
Harry
wskazał mu bez słowa misę.
Teddy
podszedł do niej, odetchnął głęboko i pochylił się.
#wspomnienie#
Ktoś
załomotał w drzwi frontowe. Wszystkie oczy zwróciły się w tym
kierunku. Fleur
wybiegła
z kuchni, przerażona. Bill zerwał się, celując różdżką w
drzwi, Harry, Ron i
Hermiona
zrobili to samo. Gryfek po cichu wśliznął się pod stół.
-
Kto tam? - zawołał Bill.
-
To ja, Remus John Lupin! - odpowiedział głos, przekrzykując wiatr,
a Harry’ego
przeszył
dreszcz strachu.
-
Jestem wilkołakiem, mężem Nimfadory Tonks, a ty, Strażniku
Tajemnicy Muszelki,
podałeś
mi ten adres i powiedziałeś, że mogę się tu zjawić w razie
nagłego wypadku!
-
To Lupin - mruknął Bill, podbiegł do drzwi i otworzył je.
Lupin
wpadł do środka, potykając się o próg. Otulony podróżną
peleryną, był blady jak
kreda,
z siwiejącymi włosami potarganymi przez wiatr. Wyprostował się,
rozejrzał po pokoju,
a
potem krzyknął:
-
To chłopiec! Daliśmy mu na imię Ted, po ojcu Dory!
Hermiona
wrzasnęła.
-
Co...? Tonks... Tonks urodziła?!
-
Tak, tak, urodziła ślicznego chłopaczka! - zawołał Lupin.
Rozległy
się okrzyki radości i westchnienia ulgi. Hermiona i Fleur
piszczały:
„Gratulacje!",
a Ron powiedział: „Kurczę, dziecko!", jakby po raz pierwszy
w życiu o czymś
takim
usłyszał.
-
Tak... tak... chłopiec - powtarzał Lupin, wyraźnie wciąż
oszołomiony swoim
szczęściem.
Obszedł
stół i uściskał Harry’ego, jakby to, co się wydarzyło w
suterenie domu przy
Grimmauld
Place, nigdy nie miało miejsca.
-
Zgodzisz się być ojcem chrzestnym? - zapytał.
-
J-ja? - wyjąkał Harry.
-
No ty, oczywiście... Dora się zgadza... a kto by był lepszy...
-
Ja... tak... o kurczę...
Był
wzruszony, zdumiony i uradowany, nie bardzo wiedział, jak się
zachować. Bill
pobiegł
po wino, a Fleur zaczęła namawiać Lupina, by spełnił z nimi
toast.
-
Nie mogę zostać dłużej, muszę wracać - powiedział Lupin,
promieniując dumą i
radością,
wyraźnie odmłodzony. - Dziękuję ci, Bill, dziękuję.
Bill
napełnił już winem puchary, wszyscy wstali i wznieśli je w
toaście.
-
Za Teda Remusa Lupina! - powiedział Lupin. - Za wielkiego
czarodzieja in spe!
-
Jaki on wygląda? - zapytała Fleur.
-
Ja uważam, że jest podobny do Dory, a Dora, że do mnie. Włosów
wcale nie ma za
dużo.
Jak się urodził, były czarne, ale przysięgam, że po godzinie
zrobiły się rude. Jak wrócę,
pewnie
będą już jasne. Andromeda mówi, że Tonks też włosy zaczęły
się zmieniać w tym
samym
dniu, w którym się urodziła. - Wypił do dna. - Och, no dobrze,
jeszcze tylko jeden -
dodał,
gdy Bill podszedł do niego z butelką.
Wiatr
wstrząsał małym domkiem, ogień wesoło trzaskał w kominku, a
Bill już otwierał
następną
butelkę wina. Nowina, którą przyniósł Lupin, podniosła
wszystkich na duchu,
wyrwała
na chwilę ze stanu oblężenia: pojawienie się nowego życia
podziałało na nich jak łyk
Ognistej
Whisky. Tylko goblin nie brał udziału w ogólnej radości i po
chwili bez słowa
wymknął
się do sypialni, którą teraz zajmował sam jeden. Harry myślał,
że tylko on to
zauważył,
póki nie spojrzał na Billa odprowadzającego wzrokiem goblina,
który wchodził na
schody.
-
Nie... nie... naprawdę muszę już wracać - oświadczył w końcu
Lupin, odmawiając
kolejnego
pucharu wina. Wstał i owinął się peleryną. - Do widzenia, do
widzenia... za parę
dni
postaram się przynieść wam trochę zdjęć... wszyscy tak się
ucieszą, jak im powiem, że z
się
wami widziałem...
Wyściskał
kobiety, wymienił uściski dłoni z mężczyznami i z uśmiechem na
ustach
zniknął
w ciemnościach nocy.
-
Harry, będziesz ojcem chrzestnym! - powiedział Bill, gdy weszli do
kuchni, żeby
pomóc
posprzątać ze stołu. - To wielki zaszczyt! Gratuluję!*
#koniec#
Gdy
Teddy odzyskał kontakt z realnym światem, nikt się nie odezwał.
On sam miał w oczach łzy. Jak ślepiec i to, taki który ma problem
z poruszaniem się, podszedł do Victoire i mocno ją uścisnął.
-Dziękuję,
Victoire – szepnął – dziękuję, że dałaś mi rodziców.
-Cała
przyjemność po mojej stronie – uśmiechnęła się smutno.
-Harry
– Teddy spojrzał na ojca chrzestnego znad ramienia Victoire i głos
mu się załamał.
-Rozumiem
– uśmiechnął się łagodnie – idź.
Lupin
wypadł z gabinetu szybciej niż pocisk.
-Zostawię
ci to wspomnienie, Victorie – powiedział Harry – daj mu je
później.
-Oczywiście,
wujku.
xxx
1.09.2017,
peron 9 i 3/4
-Teddy,
ja naprawdę nie chcę jechać – mruknęła niezadowolona Victoire.
-Mała,
musisz skończyć szkołę – uśmiechnął się z czułością
Teddy.
-Ale
ciebie tam nie będzie – to był jej ostatni argument jaki
wymyśliła, by nie jechać do Hogwartu.
-Za
rok wrócisz, zobaczysz minie – pocieszał ją Lupin, burząc jej
idealną fryzurę
Walnęła
go w ramię.
-Wiesz,
że tego nienawidzę.
-Wiem
– zaśmiał się, obejmując ją w talii.
-Będę
za tobą tęsknić – szepnęła w jego szyję.
-Będę
pisać – obiecał.
-Nie
chcę jechać – powtarzała uparcie Victoire.
Teddy
pocałował ją krótko.
-Ooooch!
Odskoczyli
od siebie.
Przed
nimi stał James Potter.
-Co
wy robicie?! - zawołał zaskoczony.
-Odprowadzam
Victoire na pociąg, nie widać? - syknął Teddy.
-Ale
wy...
-Zjeżdżaj,
młody! - warknęła dziewczyna.
James
obrócił się na pięcie i odszedł.
-To
się rozniesie – zachichotał Teddy.
-I
tak by się rozniosło – wzruszyła ramionami.
-Idź,
mała – wymruczał Teddy, uścisnął ją i odszedł.
Nie
pozostało jej nic innego jak wsiąść do pociągu i zabić Jamesa
Pottera.
~*~*~*~
*
- fragment HP i Insygnia Śmierci
25/05/2014
a
co powiecie na coś zupełnie nowego? napisanego parę dni temu, coś
co klaruje się w mojej głowie od dwóch lat?
tak
zupełnie od nowa - nowa historia?
pozdrowienia,
Nox
Kocham! TO zruszające było :'(
OdpowiedzUsuńCudowana miniaturka! Wzruszyłam się :)
OdpowiedzUsuńjak najbardziej jestem za nową historią! Przeczytam wszystko co napiszesz bo masz do tego talent!
OdpowiedzUsuńZa krótka, brakuje tu czegoś :P
OdpowiedzUsuń