sobota, 29 marca 2014

rozdział 3 (53)

Te dni były słodsze niż miód.
Evanescence

Nox

Hogwart, dzień Balu Pożegnalnego, popołudnie

Draco leniwie bawił się włosami Hermiony. Słońce rozświetlało je, nadając im intensywniejszą barwę. Przeplatał je między palcami, pozwalał im opaść i znów unosił by przesunąć po nich palcami, i tak w kółko. Hermiona, która przyzwyczaiła się do tego, że Draco bawi się jej włosami, nawet nie zwracała na to uwagi. Wpatrywała się w lśniące jezioro, mrużąc oczy, bo słońce odbijało w nim swoje promienie i zbyt długie patrzenie na nie, powodowało ból oczu. Siedzieli na błoniach, z dala od zamku. Byli sami, jedna z nie licznych takich sytuacji.
- Draco?
-Mmm?
-Co my zrobimy?
-Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony.
-Co robimy z Balem? Ten występ.
-Boisz się?
-Raczej stresuję się.
-Ufasz mi?
Hermiona prychnęła, nieświadomie naśladując Draco.
-Wiesz, że tak.
-Próby wyszły nam idealnie, Nikki nic nam nie zarzuciła, damy radę.
-Ale...
-Skarbie – przerwał jej Draco – mam to w jednym palcu, musisz mi tylko zaufać.
Hermiona westchnęła, zdając sobie sprawę, że kłócenie się o to nie ma sensu.
Zerwała bezmyślnie źdźbło trawy i rozrywała je na kawałeczki.
-Tygrysico?
-Hmm? - uśmiechnęła się, słysząc to określenie.
-Jaki masz kolor sukienki?
-Po co ci to? - Hermiona obróciła się, żeby na niego spojrzeć.
Wczoraj jak wróciły z Londynu, schowała sukienkę na dno szafy zanim Draco do niej przyszedł.
-Chcę wiedzieć – odpowiedział blondyn, ale uciekł wzrokiem przed jej spojrzeniem.
-Ale po co? - zapytała z naciskiem Gryfonka.
-Bo chcę ci coś dać – powiedział cicho.
Uśmiechnęła się lekko.
-Nie musisz.
-Musisz mieć kwiatka do sukni – mruknął Draco – no i chcę mieć krawat w takim samym kolorze.
-To może jeszcze podwiązkę mi założysz?
Oczy Ślizgona rozbłysły.
-Wolał bym je ściągnąć...
-Też cię kocham – mruknęła Hermiona, ale jej oczy śmiały się.
Dobiegły ich głuche uderzenia dzwonu szkolnego. Pięć uderzeń.
-O Merlinie! - Gryfonka zerwała się na równe nogi – Bal!
-Co?
-Muszę się przygotować! - zebrała swoje rzeczy, pocałowała szybko Dracona i pobiegła w stronę zamku.
-Granger! - wrzasnął za nią Draco – Bal jest o 19!
Tylko mu pomachała.
-Jaki kolor?!
-Rubinowy! - krzyknęła Hermiona, okręcając się wokół własnej osi, żeby posłać mu buziaka i pobiec dalej.
-Raz Gryfonka, zawsze Gryfonka – mruknął pod nosem Draco.

~*~*~*~

Draco lekko zdenerwowany stał w łazience, czekając na Granger.
Wydobył z szafy swój najlepszy garnitur, wygrzebał swój urok osobisty, ułożył włosy, zrobił się na playboya, tylko dla Granger, która jeszcze się szykowała, z zaczęła kilka godzin przed nim!
-Granger! - zapukał do drzwi jej łazienki – mamy dziesięć minut!
-Już idę!
-Mówisz to od godziny.
-No już!
Draco westchnął cicho.
-Kochanie, no proszę, bo się spóźnimy. No i chcę w końcu zobaczyć tą suknię.
-Jeszcze chwila.
Ślizgon kręcąc głową wrócił do dormitorium i opadł na fotel, zabierając ze stolika małe zamszowe pudełeczko. Obracał je w palcach, myśląc nad tym czy spodoba się Granger. Zerknął w stronę biurka, na którym w wąskim wazoniku stała pojedyncza krwista róża, upewniając się czy tam jest.
-Draco? gdzie jesteś!
-Tutaj.
Do dormitorium weszła Hermiona.
Dobrze, że Draco siedział, bo gdyby stał... tak tylko zaniemówił.
Stała przed nim najpiękniejsza kobieta świata.
Włosy spięła w kunsztownego koka, w którego wpięła malutkie czerwone różyczki do podtrzymania fryzury. Z uszu kaskadami opadały jej prawie do ramion srebrne kolczyki. Ostry makijaż oczu, ale bez przesady. Suknia miała głęboki dekolt, tak głęboki, że Hermiona była bez stanika. Cieniutkie ramiączka były prawie niewidoczne. Suknia sięgała jej do stóp. Na prawej nodze miała rozcięcie aż do uda. Na nogach miała niesamowicie wysokie szpilki. Paznokcie miała pomalowana na czerwono.
-Podoba Ci się? - Hermiona uśmiechnęła się nerwowo.
Draco nie był w stanie odpowiedzieć przez kilka sekund.
-Jesteś piękna – powiedział w końcu.
Hermiona obróciła się wokół własnej osi, odsłaniając plecy, na których splatały się dwa paseczki pilnujące, by suknie nie odsłoniła ze wiele i pozostawiła pole do wyobraźni.
Draco stał i podszedł do Hermiony nie pewnym krokiem.
-Powiedz coś – zażądała.
-Cieszę się, że jesteś tylko moja – Draco powiedział pierwsze co przyszło mu na myśl.
Uśmiechnęła się.
-To wszystko wyjaśnia.
-Inaczej zrobiłbym wszystko, żebyś i tak była moja – dodał Draco.
-I zrobiłeś.
Draco pokręcił głową.
-Nie zrobiłem, ale zostawmy ten temat. Mam coś dla ciebie.
-Draco...
-Nie marudź.
Podszedł do biurka i wziął różę, by za chwilę podać ją Hermionę.
-Dziękuję – powiedziała cicho, dotykając delikatnych płatków – zakładam, że znasz mowę kwiatów?
-Owszem – mruknął rozbawiony Draco, nie mogąc oderwać wzroku od Hermiony – znam.
-Tym bardziej dziękuję – powiedziała Hermiona i rzuciła mu się na szyję.
-To jeszcze nie koniec prezentów – zaśmiał się Draco, przytulając ją.
-Nie chcę więcej – zapewniła Hermiona.
-Ale ja chcę – rzucił tylko Draco i wyciągnął z kieszeni zamszowe pudełeczko.
Dał je Gryfonce z enigmatycznym uśmiechem.
-Draco.... - powiedziała ostrzegawczo Hermiona, biorąc pudełko.
-Otwórz, to się przekonasz – uśmiechnął się tylko.
Hermiona pogładziła pudełeczko i z wahaniem otworzyła je. Jej oczom ukazała się kolia z rubinów i srebra. Rubinowe oczka błyszczały przytłumionym tajemniczym blaskiem, a przetykane nimi srebrne kwiatki lśniły prawie odbierając im blask.
-Boże, Draco, nie powinnam...
-Powinnaś.
-Ale...
-Tygrysico – powiedział cicho – przyjrzyj się uważnie.
-Rubiny i srebro.
-Spójrz na srebro.
-To... nie....
-Tak – zaśmiał się Draco – to własność Gryffindora, ty jak nikt inny zasługujesz na noszenie jej. Prawdziwa Gryfonka.
Hermiona nie mogła oderwać oczu od miniaturowych lwów tworzących kolię.
-Draco – poniosła głowę, a jej oczy błyszczały łzami.
-Załóż ją, proszę – powiedział Ślizgon – chciałem ci ją dać, ale skoro nie jesteś w stanie jej zatrzymać, to załóż ją tylko na ten wieczór, potem wróci do skarbca Malfoyów.
Hermiona dotknęła policzka Dracona i uśmiechnęła się.
-Jesteś niemożliwy – odwróciła się, unosząc włosy, by Draco mógł zapiąć kolię na jej karku.

~*~*~*~

Wielka Sala była niesamowicie przystrojona z okazji Balu. Zniknęły stoły, za to pojawiło się podium, na którym umieszczony był pulpit do przemówień. Cała sala była zastawiona krzesłami ustawionymi w rzędach. Sklepienie, które zazwyczaj ukazywało pogodę na zewnątrz teraz przedstawiało godło Hogwartu. W każdym kącie sali ustawione było godło jednego z domów ozdobione balonami, na których uczniowie poszczególnych domów składali swoje podpisy zgodnie z wieloletnią tradycją.
Draco i Hermiona razem z przyjaciółmi zebrali się przy godle Slytherinu, gdzie akurat Blaise składał swój podpis. Koło niego uklękła Parvati i również się podpisała, co wywołało zdziwienie u zebranych.
Gryfonka Parvati Patil
z wyrazami miłości
Ślizgonowi Blaise'owi Zabiniemu.
-Niech wiedzą - powiedziała cicho dziewczyna, stając u boku Diabła.
-Odważna jesteś – powiedział z podziwem Draco.
Parvati wzruszyła ramionami.
-Kocham Blaise'a, nie zamierzam się tego wypierać.
-Chodź, miłości mojego życia – zaśmiał się Diabeł, objął ją ramieniem i poszli usiąść.
-A ty co napiszesz? - zerknął z ukosa Draco na Hermionę.
-Nic – powiedziała – nie lubię się chwalić tym, co moje, bo ktoś będzie chciał mi to zabrać.
-Trafna uwaga – mruknął Ślizgon, zostawiając na godle tylko swoje nazwisko.

~*~*~*~

Do długim przemówieniu profesor McGonagall Bal mógł się rozpocząć na dobre.
Hermiona i Draco prawie niezauważeni zniknęli w salce obok Wielkiej Sali, gdzie czekali na nich Lucas i Nikki.
-Przebierać się – rozkazała Nikki bez powitania – natychmiast.
Hermiona tylko spojrzała na Dracona i ukryła się z Nikki za parawanem, bo jak to stwierdziła tancerka „Miona potrzebuje prywatności”

~*~*~*~

Weszli na salę, która była pusta. Pod ścianami stali uczniowie czekający na ich pokaz.
-W tym roku wypada kolejny Bal Dekady. Z tej okazji nasi Prefekci Naczelni zgodnie z tradycją zatańczą tango otwierające Bal. Uczyli się tańczyć pod okiem mistrzów w tej dziedzinie – mówiła z podium dyrektorka – zatem zacznijmy ten Bal! Hermiona Granger i Draco Malfoy w towarzystwie swoich nauczycieli, zapraszamy!
We czwórkę wyszli na środek Sali witani brawami.
-Dominique i Lucas North! - powiedziała McGonagall – absolwenci Hogwartu sprzed dziesięciu lat! Co macie do powiedzenia uczniom, którzy teraz kończą teraz szkołę?
-Tylko jedno – uśmiechnęła się Nikki – nie poddawajcie się.
-I zawsze walczcie o swoje – dodał Lucas – ale zróbmy miejsce bohaterom wieczoru. Draco i Hermiona!
Gryfonka odeszła na koniec Sali i uśmiechnęła się drapieżnie do Dracona.
Nikki puściła muzykę. [(sukienka-srebrna) musicie zejść niżej, żeby ją zobaczyć na stronie, bo nie chciała jej kopiować]
Utonęli w ogłuszających brawach.
-Udało się – szepnął jej do ucha Draco.

~*~*~*~

-Draco – wymruczała Hermiona do ucha Dracona.
Była pierwsza w nocy.
Zabawa właśnie się rozkręcała.
Hermiona znalazła Dracona w drzwiach Wielkiej Sali, który stał z kieliszkiem szampana w ręce.
-Tygrysico – uśmiechnął się i uniósł szklankę w jej stronę – za moją piękną kobietę.
Posłała mu piękny uśmiech i podeszła do niego bardzo blisko. Ich ciała prawie zlewały się w jedno.
-Ile wypiłaś? - zaśmiał się Ślizgon.
-Nie dużo – mruknęła i położyła mu dłoń na brzuchu.
Draco przekrzywił głowę.
-Mam do ciebie prośbę – powiedziała Hermiona.
-Tańczyłem już, wystarczy – powiedział szybko Draco.
Zaśmiała się i pocałowała go.
Jednak zrobiła to inaczej niż zawsze. Był w tym ogień, którego zawsze się wystrzegała. Draco zdziwiony poddał się temu, ale Hermiona przerwała pocałunek, jego zdaniem zbyt szybko.
-Ja też mam dla Ciebie prezent – wyszeptała mu do ucha Hermiona i musnęła ustami jego szyję.
-Jaki? - zapytał odruchowo Draco.
-Chodź.
Gryfonka odeszła korytarzem, a Draco bezwiednie poszedł za nią.
Kilka metrów dalej odwróciła się przez ramię i posłała mu uśmiech i zniknęła za rogiem.
Gdy weszli do dormitorium Dracona, Ślizgon był co najmniej w szoku.
-Tygrysico?
Nie odpowiedziała mu, tylko pocałowała go.
-Skarbie – wymruczał jej w usta.
Hermiona zaczęła mu odpinać marynarkę, a sama zrzuciła szpilki. Potem dobrała się do koszuli Dracona.
-Zaczyna mi się podobać ten prezent – mruknął, całując ją po szyi.
Odpowiedział mu jej śmiech, gdy pociągnęła go w stronę łóżka.

~*~*~*~

Stoisz w oknie wspominasz, patrzysz na ten cmentarz,
pamiętasz nadzieja umierała Ci na rękach.
Klękasz, z oka odrywa się łza,
dłonie na kolanach, nie wygładzą kantów dnia.
Pih &Peja

Londyn, pół roku po ukończeniu Hogwartu

Draco stał w oknie w swoim dawnym pokoju w Malfoy Manor, patrząc na uśpione miasto.
Jego oczy były puste, dłonie też, jego serce było pełne żalu, niewypowiedzianego bólu i ogromnej pustki.
Co się stało?
To pytanie przebijało się przez pustkę w jego głowie.
Nie wiedział, w która stronę myśleć, żeby zrozumieć, co się stało. Co do tego doprowadziło? Jak miał to sobie tłumaczyć?
Szok i rozpacz odbierały mu siłę do działania. Był cały jak otępiały.
Zrobił wszystko, żeby...
zacisnął powieki, czując zbierające się pod nimi łzy.
Odeszła, pomyślał odeszła.
Jedynie, gdy był sam mógł zrzucić maskę, pokazać prawdziwe uczucia. Tak naprawdę serce łamało mu się milion razy dziennie, bo milion razy dziennie wracał do wspomnień i za każdym razem nadzieja umierała. Tylko jak był sam wracał do wspomnień, rozważał wszystko, katował tym sam siebie, ale nie umiał znaleźć odpowiedzi dlaczego odeszła. Szukał wszędzie gdzie przyszło mu do głowy, ale jej nie było.
Zniknęła z jego życia, zostawiając połamane, zgniecione serce, które nadal ją kochało.
Wiedział, że przyjaciele martwią się o niego i starają się go pocieszyć. Jednak on wiedział, że musi sobie z tym sam poradzić, przecierpieć to.
Czuł się jakby nie miał nic.
Miał pracę, przyjaciół, zdrowie, był przystojny, nie miał się czym martwić, a czuł, że umiera.
Nie miał motywacji do życia. Każdy dzień był taki sam, poświęcony jej i szukaniu, którego okazało się bezcelowe.
Bezsilność była straszna. Tak wiele chciał zrobić, znaleźć ją, wiedzieć, że jest z nim, że już wszystko będzie dobrze, że kiedyś tam w dalekiej przyszłości istnieje opcja „my”. Jednak brutalna rzeczywistość rujnowała jego marzenia, widział, że to nie możliwe.
Jednak głęboko w sercu, na samym dnie, gdzie były najskrytsze marzenia jakie można sobie wyobrazić, właśnie te, o których nie mówi się nikomu, była ukrywa myśl, że wraca, że przeprasza, że wszystko będzie dobrze, właśnie z nią. Nie z inną, nie samemu, tylko z nią.
Myśl, której nie potrafił zabić od pół roku. Umierała z każdym wieczorem, gdy Ona nie zasypiała wtulona jego ciało. Odchodziła łkając cicho, żegnając kolejny pusty, dzień. Następnego ranka jednak zawsze była przy nim ta myśl. A może jednak, może dzisiaj...
i każdego wieczoru była zabijana.

Bo widzisz, kochanie, jak miałeś księżniczkę, to nie chcesz już całować żab.

~*~*~*~

Było dobrze, poukładała sobie życie, uśmiechała się,
jednak w tym wszystkim czegoś brakowało.
Zawsze brakowało Jego.

Londyn, obecnie.

-Gdzieś ty się podziewała? -zapytał cicho Terren – gdzieś ty była?
-Terren, ja nie chciałam – płakała Hermiona - ja tak nie chciałam odchodzić...
Dziewczyna płakała tak strasznie, że Terren bał się, że się udusi.
-Już dobrze, słońce – mruczał blondyn, próbując ją uspokoić – już dobrze. Już będzie dobrze.

~*~*~*~

Usiedli na tarasie mieszkania Hermiony.
Dopiero tam Hermiona zdjęła z siebie czar maskujący, który Terren pokonał dzięki swojemu szóstemu zmysłowi i poznał ja na ulicy pod inną postacią.
-Co się stało, Hermiona? - zapytał cicho.
-Terren – zaczęła dziewczyna, której do teraz trzęsły się ręce – to się zaczęło w Hogwarcie. W czasie Balu. Draco i ja po pierwszej w nocy poszliśmy do dormitorium. Przełamałam Klątwę, dał mi różę czerwoną, byłam tak szczęśliwa i...
-Wiem – mruknął – co dalej?
-W czasie Balu Ron...
-Ron?! - podniósł głos Terren.
-Ron – powtórzyła Hermina – poprosił mnie o to, żebym z nim porozmawiała na dworze. Odmówiłam, bo nie chciałam z nim rozmawiać, ale nalegał. Powiedział, że mam być na błoniach po trzeciej w nocy. Wyszłam od Draco, by się z nim spotkać, miałam nadzieję, że się pogodzimy, że sobie to wyjaśnimy, nie wiem, a może byłam po prostu pijana, ale poszłam. Na błoniach czekali na mnie Ron i Ginny. Bez zbytnich wstępów rzucili na mnie Klątwy...
-Jaką? - wyszeptał Terren.
-Klątwę Zazdrości.
Blondyn zamknął oczy.
-Wiesz jak ona działa?
Terren pokiwał głowa.
-Połączyli ją z Klątwą Hery.
-Co z tego powstało?
-Nie mogę się zbliżyć do Dracona – powiedziała prawie szeptem Hermiona, kalecząc jego imię, jakby nie chciało jej przejść przez gardło – nie mogę, bo on będzie cierpiał, Klątwa Hery zadaje mu ból.
-Zazdrosna Hera – mruknał Terren – rzuciła zaklęcie na Zeusa, by ten nie mógł się zbliżyć do żadnej kobiety, bo uczyniłby ją bezpłodną, co wiązało się z utratą statusu nieśmiertelnego, a on sam czułby jakby go rozcinali na kawałki.
Hermiona pokiwała głową.
-Próbowałam to obejść, tak jak Hyperiona, ale oni rzucili Klątwy bezpośrednio na mnie. Jedynie co może je złamać jest śmierć jednego z nich.
-A Rudy nie żyje.
-Nie wiem czemu.
-Wrócisz? - zapytał Terren po długiej chwili milczenia.
Zaśmiała się gorzko.
-Chciałabym – powiedziała – ale wątpię, że Draco przyjmie mnie z otwartymi rękami.
-On cierpi.
-Proszę, nic mi o tym nie mów! - powiedziała Hermiona – mam to na co dzień. Muszę to przemyśleć, muszę mieć argumenty...
Terren pokiwał powoli głową.
-Nie będzie łatwo go przekonać, fakt.
-Ja tak strasznie za nim tęsknie....
Blondyn spojrzał na nią.
Patrzyła przed siebie, niewidzącymi oczami.
To dlatego, pomyślał, Rudy nie żyję, więc dlatego czar osłabł i poznałem ją. Już wcześniej miałem wrażenie, że ona jest blisko, ale nie widziałem jej, a Blaise tylko się wkurzył jak mu o tym powiedziałem.
-Pomogę ci wrócić – powiedział cicho Ślizgon.
Skinęła głową, a po jej policzku spłynęła jedna łza.

Te dni nie były dobre, ale dawały nadzieje.

~*~*~*~*~

Wybaczcie, że tak późno, ale pisałam ten rozdział sama i trochę mi to zajęło. Vegas nadal jest ze mną, jednak porwał ją na razie realny świat. Wróci w następnym rozdziale.
Od dzisiaj działa ask do bloga, którego ma pod opieką Vegas.
Ask.fm/NoxVegas
pytania są mile widziane :)
rozdział bez Bety. Właśnie, chce ktoś się tego podjąć?
przypominam tylko, że jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowych rozdziałach, niech się odezwie do mnie obojętnie gdzie, a zacznę powiadamiać.

Czekam na Wasze opinie, bo bardzo ciekawi mnie jak ocenicie ten rozdział.
Nie wiem kiedy będzie następny, bo chociaż na razie wena mnie nie opuszcza, nie mam czasu, ale za jakiś czas pojawi się coś nowego :)

Dobranoc,
Nox.

p.s. miałam Was powiadomić na poczcie, ale Onet ma przerwę techniczną. 


sobota, 22 marca 2014

Rozdział 2 (52)

Jesteś moim najsłodszym upadkiem i najbardziej gorzkim powstaniem...

Vegas

Wchodzili do jego mieszkania nie spoglądając na nic. Całowali się zachłannie i jedynym ich celem w tej chwili było znalezienie się w sypialni. A zresztą pal licho łóżko! W tej chwili może zaspokoić ich wspólne żądze gdziekolwiek! Zdejmował z niej czarną sukienkę z taką pasją, że nie miała wątpliwości, że go pociąga. Ona urwała wszystkie guziki z jego koszuli pragnąc dorwać się do jego umięśnionego ciała. Gdy młoda kobieta o długich brązowych lokach miała na sobie jedynie czarna bieliznę i szpilki wziął ją na ręce i całował z pasją jej usta. Tak dotarli do sypialni, gdzie runęli wspólnie na łóżko. Leżąc pod nim rozpinała mu pasek, rozporek i już miała dobrać się do jego bokserek, gdy drzwi jego pokoju się otworzyły i stanął w nich Blaise.
- Witam. Nie chciałbym przeszkadzać w intymnych doznaniach, ale chyba mój przyjaciel zapomniał, że ma wieczorne badania potwierdzające jego chorobę weneryczną. - powiedział spokojnym głosem brunet nadal stojąc w drzwiach.
Młoda kobieta odepchnęła od siebie Dracona i wybiegła z pokoju zabierając po drodze swoje rzeczy.
- Diable, przypomnij mi czemu ja się z tobą nadal przyjaźnię i jakim cudem ty jeszcze żyjesz? - odezwał się blondyn podchodząc do małego stolika i odpalając papierosa.
- Bo mnie kochasz, przyjacielu. - Blaise miał świetny humor i zamierzał się nim podzielić.
- Przyszedłeś tu, żeby sobie zapalić i posiedzieć ze mną?! Wyobraź sobie, że miałem inne plany na dzisiejszy wieczór.
- Smoku i tak nie znałeś jej imienia. A poza tym mam sprawę do ciebie.
- Módl się, żeby to było coś ważnego w moim mniemaniu. - westchnął zirytowany Malfoy.
Jak ten dureń śmiał mu przeszkodzić w integracji z piękną kobietą. Wprawdzie tylko na jedną noc, bo w końcu jutro w jego łóżku pojawi się jeszcze piękniejsza i jeszcze bardziej napalona.
-Musisz jechać ze mną w jedno miejsce.
-I to jest ta pilna i niecierpiąca zwłoki sprawa? - Draco spojrzał na kolegę jak na idiotę pozbawionego możliwości myślenia - Przysięgam, że się przeprowadzę i nie podam ci adresu.
- Dobra nie marudź. Zbieraj swoje arystokratyczne cztery litery i lecimy. - Zabini nigdy nie tracił swojego poczucia humoru i to właśnie przerażało czasem jego znajomych.
Blaise i powaga? To tak jakby prosić Granger, aby przestała czytać. Draco potrząsnął nieznacznie głową. Miał przecież o niej nie myśleć.
- To idziesz?
Malfoy wyciągnął z szafy świeżą koszulę, poprawił spodnie i skierował swe kroki do wyjścia, gdzie przy samochodzie czekał na niego Blaise.

-*~*~*~

Od pół godziny mężczyźni byli u Terrena. Draco obserwował całą sytuację na początku z rozbawieniem, jednak teraz zachowanie jego kolegów irytowało go. Blaise mierzył Higsa wymownym spojrzeniem, jakby chciał na nim coś wymusić, a Terren gdy tylko czuł na sobie spojrzenie Zabiniego obserwował z zainteresowaniem sufit w salonie.
- Zrobię kawy. - gospodarz wstał i udał się do kuchni, nawet się nie oglądając za siebie.
Zostali w pokoju we dwóch, gdy Draco spojrzał na przyjaciela i już otwierał usta, aby zadać mu pytanie, ten podniósł się oddalił się w stronę kuchni.

~*~*~*~

- Powiedz mu do cholery!
- Rozumiesz, że nie mogę? Obiecałem, że nie powiem mu tego!
- Od kiedy ty tak słowa dotrzymujesz, co? - zakpił Blaise. - Chociaż jak sobie dobrze przypominam to jej zawsze dotrzymałeś słowa. Nie to co nam.
- Co ty pieprzysz człowieku? Rusz trochę głową zanim coś powiesz! - Terren również podniósł głos.
Atmosfera w kuchni robiła się coraz bardziej napięta.
- A może teraz, gdy już tyle czasu minęło, masz zamiar się do niej zbliżyć? Nie masz konkurencji.
- Ty kurwa słyszysz co ty mówisz? Wszystko ci się w tej główce popierdoliło? - Higgs w tej chwili był wściekły. - Nie mógłbym Draconowi zrobić czegoś takiego!
- A przypomnieć ci kilka faktów?
- Mógłbyś przypomnieć, Diable. A ty, Terren czego nie mógłbyś mi zrobić? - Draco stał w progu kuchni i od dłuższego czasu przysłuchiwał się wymianie zdań.
Obaj byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli jego obecności.
- Długo tu stoisz? - obaj mężczyźni patrzyli na Malfoya jakby widzieli go pierwszy raz w życiu.
- Wystarczająco. To dowiem się o co kurwa chodzi?
Blaise spojrzał na Terrena, jednak ten nie uległ jemu wściekłemu spojrzeniu. Draco natomiast patrzył na obu i gdy po chwili kompletnej ciszy nie doczekał się odpowiedzi od żadnego z nich odwrócił się i skierował w stronę drzwi, aby już będąc na zewnątrz teleportować się do swojego mieszkania.

~*~*~*~

Dni mijały tak jak do tej pory: praca, bar, dom. Schemat zawsze był ten sam, tylko teraz doszło jeszcze rozmyślanie co jego koledzy mieli na myśli. Miał w sobie za dużo dumy, aby płaszczyć się o prawdę. Nie chcą? Niech nie mówią. Jemu te informacje do szczęścia potrzebne nie były. Od 4 dni wmawiał sobie to. Nie przyznał się nawet przed samym sobą, że zżera go ciekawość. A do tego ten sen o Granger. Ostatniej nocy śniła mu się, tak bliska, a jednak tak odległa. Nigdy nic mu się nie śniło, a teraz nawet w snach go nawiedza. Co za baba!
Odstawił szklankę z bursztynowym napojem na blat mahoniowego biurka. Skończył swój dyżur pół godziny temu i od tamtej pory siedział w gabinecie popijając whisky i rozmyślając.
- Siema blondasie. Co tak siedzisz? - jego święty spokój został przerwany przez wtargnięcie Blaisa. - Cześć czarnuchu. Bo nie leżę. - warknął tylko w odpowiedzi Draco.
- Uuuu.... Ktoś tu nie w humorku. - Zabini rozsiadł się naprzeciw kolegi i poczęstował się trunkiem. - A żebyś wiedział. Więc zbieraj się i spadaj.
- Spadam, ale z tobą. I nie rób takiej miny, bo wyglądasz jak obrażona księżniczka. - dodał z uśmiechem Diabeł, widząc wzrok swojego kolegi.
- Na imprezę lecimy.
- A co na to twoja narzeczona?
- Też będzie, razem z Potterami. Tylko ja zostałem wysłany do jaskini Smoka i przekazania ci tej dobrej nowiny.
Draco pokręcił tylko z rezygnacją głową. Wiedział, że nie ma co się sprzeczać, bo i tak nie wygra. A poza tym, był świadom tego, że takie wyjście z przyjaciółmi dobrze mu zrobi.
- Daj mi pół godziny i będę tam gdzie zawsze.
- To spotykamy się na miejscu. - krzyknął tylko Blaise i wyszedł z gabinetu.
Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły Malfoy teleportował się z cichym trzaskiem do swojego mieszkania.

~*~*~*~

A może przyszedł czas, żeby wyjaśnić sobie wszystko?

Nox

Hermiona wypadła z mieszkania, gdy tylko do jej umysłu dotarła wiadomość, która przeczytała w gazecie. Nie zwróciła uwagi na to, że zostawiła na stole niedopitą kawę i nie zamknęła mieszkania na klucz ani nie zabezpieczyła zaklęciami. Wybiegła zabierając tylko z wieszaka w przedpokoju czarną kopertówkę.
Zbiegła krętymi czarnymi marmurowymi schodami i wypadła prosto na zatłoczoną ulicę Londynu. Miasto tętniło życiem, a ona przepychała się przez tłum w stronę swojego ukochanego miejsca w Londynie. Swojego azylu odkąd w jej życiu zabrakło Dracona. Chodziła tam zawsze, gdy myślenie o Draconie i tęsknota za nim stawała się nieznośna i uciążliwa jak kamyk w bucie. Wychodziła, a raczej wybiegała zawsze z domu trawiona gorączką, złością, nienawiścią lub smutkiem pomieszanym z tęsknotą i udawała się nad brzeg Tamizy. Stała tam wiele godzin i patrzyła na ogromny Diabelski Młyn kręcący się leniwie pod drugiej stronie rzeki. Po jej policzkach płynęły nieprzerwanie łzy tęsknoty, a przed oczami miała wtedy zawsze Dracona i ich wspólne wspomnienia. A także ich niemożliwą przyszłość razem, ich nie spełnione marzenia. Zazwyczaj wtedy paliła. Nie była uzależniona, paliła, bo mogła. Siadała na brzegu, odpalała papierosa, a każdy buch był z dedykacją dla Dracona. Może on właśnie też palił i ta chwila ich łączyła, bo robili to samo. Choć w Hogwarcie wściekała się na Dracona, że palił, to teraz oddałaby wszystko by był z nią, nawet jeśli by palił.
Teraz też udała się nad Tamizę. Znała tą drogę na pamięć i przebyła ją tyle razy, że teraz szła właściwie na czuja. Szybko odnalazła swoje ulubione miejsce i usiadła, już automatycznie wyciągnęła papierosa i odpaliła go. Zaciągnęła się głęboko i powoli, a jej oddech uspokajał się powoli.
Draco.
Jej anioł, jej miłość.
Myślała, że już nigdy go nie zobaczy, że wszystko jest skreślone i nie ma dla niej ratunku, że plan o nazwie Życie z Draconem został skreślony raz na zawsze i musi o nim zapomnieć i nigdy do niego nie wracać.
A teraz...
Śmierć Rona otwierała jej furtkę do marzeń, tych najbardziej zakazach, ale też najbardziej upragnionych. Zaskakująca śmierć Rona mało ją obeszła, znienawidziła go w chwili, gdy rzucił na nią urok i nie czuła nawet smutku po jego śmierci. Przepełniała ją ulga, ale i strach, została jeszcze Ginny, a po prawdzie to właśnie ona była mądrzejsza od Rona i bardziej przebiegła i mogła znów pogrzebać marzenia Hermiony.
Gryfonka zaciągnęła się kolejny raz i zamknęła oczy. Jak na zawołanie pod powiekami pojawił się obraz Dracona. Z jej oczu popłynęły łzy.
-Nigdy więcej – szepnęła cicho – nigdy więcej nie pozwolę na to by ktoś mi Cię zabrał. Nigdy.
Wypuściła dym z płuc i odetchnęła. Spojrzała na drugą stronę Tamizy. Ludzie przechadzali się wzdłuż rzeki grupkami, parami, czasami samotnie. Obserwowała ich, a w jej głowie klarował się plan.

~*~*~*~

Siedziała tam bardzo długo myśląc nad swoją sytuacja, nad tym co powinna zrobić.
Wiedziała, że musi być ostrożna i dokładnie wszystko przemyśleć. Musi ubiec Ginny. Chociaż Ruda będzie teraz osłabiona po stracie brata. Weasleyowie zawsze byli bardzo ze sobą związani i dlatego Hermiona wiedziała, że ma szansę wygrać z nią. Musiała wykorzystać swoją przewagę i zbliżyć się do Dracona póki Ginny jest w szoku.
Wiedziała, że Draco nie przyjmie jej z otwartymi ramionami. O nie! Nigdy w życiu. Może i ją kochał, może i cierpiał po jej odejściu, ale nadepnęła mu na ambicję, honor i zgniotła jego serce, następnie wyrzuciła do kosza, znikając z jego życia tak po prostu, bez żadnego słowa wyjaśnienia. Lakoniczny liścik nikogo by nie zadowolił w takiej sytuacji, a szczególnie Dracona. Zawsze był wymagający.
Musi się przygotować na jego złość, a nawet niechęć.
To nie komedia romantyczna, że stanie w jego drzwiach cała przemoczona ze łzami w oczach i powie mu jak bardzo go kocha i jak wielki błąd popełniła odchodząc, a Draco przyjmie ją bez żadnych wyjaśnień i będą żyli jak w bajce.
Draco będzie naciskał na wyjaśnienia i dowody, że nie odeszła z własnej woli.
Gdy zrobiło się zupełnie ciemno ocknęła się ze swoich myśli. Zrobiło się zimno, a ona zaczęła drżeć na całym ciele. Wstała, prostując się z trudem, bo zastygła w jednej pozycji. Przeciągnęła się i stała przez chwilę patrząc na nadal tętniące życiem miasto.
Nagle wiatr rozwiał jej długie włosy i rzucił nimi do tyłu, bawiąc się i splatając je.
Znów poczuła się jak wtedy, gdy szukali z Harrym horkruksów. Była młoda, silna, miała cel w życiu i gotowy plan, a gdyby coś nie wyszło jeszcze plan awaryjny.

No, ale czy ktoś powiedział, że życie układa się tak jak sobie to zaplanujemy?

~*~*~*~

Odeszła już spory kawałek od Tamizy i przestało już ciągnąc zimnem od rzeki, jednak nadal szła pogrążona w myślach. Jej głowa była pełna Dracona i nieśmiałych marzeń, że może... że kiedyś będzie mogła znów być z nim, szczęśliwa tak jak przez ten krótki czas w Hgowarcie.
Nie zwracała uwagi na barwne wystawy sklepów, salonów piękności, kin i innych lokali. Szła przed siebie, zwinnie unikając zderzenia z kimś innym.
Obejrzała się tylko raz za samochodem i uśmiechnęła się. Czerwone lamborghini aventador.   
Aha, pomyślała, Pansy jedzie do pracy.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jej planem to już niedługo będzie z nimi.
Skręciła w kolejną ulicę, kierując się w stronę domu, gdy włosy przesłoniły jej widok, porwane wiatrem. Podniosła dłonie i szybko je zabrała z twarzy, obrzuciła głowę do tyłu, nie patrząc gdzie idzie. I właśnie wtedy na kogoś wpadła.
Zderzenie nie było bolesne. Ktoś złapał ją za ramiona i przytrzymał, by nie upadła.
Podniosła głowę i spojrzała prosto w zielone oczy.
Jej serce zabiło mocniej.
Hermiona uspokój się mówiła sobie w duchu, on widzi tylko powłokę, nie widzi twojej prawdziwej twarzy. Nie pozna cię.
-Przepraszam – mruknęła, spuszczając wzrok.
-Nic się nie stało – powiedział powoli mężczyzna – nic się pani nie stało?
-Nie, dziękuję. Nie patrzylam gdzie idę.
-Zauważyłem – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Jeszcze raz przepraszam – mruknęła, uwalniając się z jego uścisku.
-Nie odchodź – powiedział cicho odgarniając jasne włosy z twarzy – potrzebujemy cię.
-Wybaczy pan, ale nie wiem o czym pan mówi – powiedziała stanowczo Hermiona.
-Doskonale wiesz...
Wyrwała się i odeszła.
-Hermiono! -zawołał za nią cicho – znów odchodzisz?
Zamarła.
-Tak, poznałem cię, choć inaczej wyglądasz. Nie odchodź, nie rób tego.
Odwróciła się powoli i spojrzała na mężczyznę.
Znała go tak krótko, ale zdążyła pokochać jak brata.
Patrzyła na jego wysoką sylwetkę, jasne włosy potargane przez wiatr i zielone spokojne oczy. Czekał na jej ruch, jak zawsze zostawiając jej decyzję, dając jej wybór nawet jeśli wybierała źle, ale zawsze był z nią i za to go kochała.
-Nie rób mu tego znów. On tego nie zniesie.
Zrobiła jeden krok w jego stronę z wielkim wahaniem. Potem następny, a potem już rzuciła mu się na szyję, a on objął ją mocno, tak jakby od czasu Hogwartu widywali się codziennie. Jakby te dwa lata nie miały znaczenia.
-Tęskniłem za tobą – powiedział cicho.
-Och, Terren – szepnęła tylko i rozpłakała się.


~*~*~*~*~*~

Witam wszystkich. Rozdział pojawia się teraz, ze względu na to, że w moim życiu było kilka spraw, które nie pozwalały na pisanie rozdziału. Mam nadzieję, że to rozumiecie.
Pozdrawiam Vegas

Ja tak samo przepraszam za tak długa nieobecność, ale przez ostatnie sprawy w życiu mózg mi wybuchał i nie wiedziałam nawet jak się nazywam.

Nie wiemy kiedy znów pojawi się rozdział, wszystko zależy od weny.

Chcę tylko przypomnieć, że informuję osoby, które tego chcą, a mało kto się przypomniał, więc żeby nie było informuję dzisiaj tylko tych co wiem, że powinnam i tych, którzy pisali o tym pod ostatnią notką.

Pozdrawiam,
Nox


sobota, 1 marca 2014

Rozdział 1 (albo 51..)

Najgorsze są ten noce, gdy nie możesz zasnąć. Leżysz skulona w łóżku, poduszka jest mokra od łez i wspomnień. Masz nadzieje, że ktoś przyjdzie, przytuli, pocałuje. Ale nikt nie przychodzi.
Nigdy.

Nox

Obudził się, gdy na dworze robiło się jasno. Przez chwilę nie wiedział gdzie się znajduje ani co robi w tym miejscu. Miał wrażenie, że zna to miejsce, jednak szarość, która go otaczała nie pozwalała mu rozpoznać szczegółów pomieszczenia. Sięgnął koło siebie, by chwycić różdżkę i nie znalazł jej. Zaalarmowany tym obrócił się na bok i na chybił trafił zaczął przeszukiwać szafkę nocną, W końcu po tym jak zrzucił budzik, uderzył się o kant szafki i przesunął o kilka cali lampkę nocną jego ręka natrafiła na podłużny przedmiot, w którym rozpoznał swoją różdżkę. Machnął nią lekko, mrucząc pod nosem "Lumos". Z różdżki wydobyło się niebieskawe światło. Oświetliło pokój i po chwili konsternacji rozpoznał go. Sypialnie gościnna Potterów. Przez ostatni rok spędził w niej dobry miesiąc. Zawsze, gdy czuł się podle przychodził po Potterów. Gdy zastawał w domu Pansy, tak jak za dawnych czasów kład jej głowę na kolanach. Mówił o niej aż nie usnął, a Pansy po prostu słuchała. A gdy w domu był Potter, to pił do nieprzytomności.
Opadł na poduszki i spojrzał w sufit. Po raz trylionowy zadał sobie to samo pytanie.
Dlaczego odeszła?
I nie dostał odpowiedzi.
Był od niej uzależniony, nie umiał bez niej żyć.
I po raz kolejny wrócił do wspomnień.

***
Było kilka dni po egzaminach i wygranym przez nich meczu z Gryfonami. Od tego czasu Draco chodził niezadowolony, choć wiedział, że Granger jest zadowolona z takiego obrotu spraw. W końcu jakby nie było musiała się czuć rozdarta, gdy trwał mecz. Po jednej stronie jej dom od siedmiu lat jak i przyjaciele, a po drugiej stronie jej chłopak. Na pewno nie było jej łatwo wybrać. Dlatego teraz Draco chciał z nią spędzać jak najwięcej czasu, nie długo miał się skończyć rok szkolny. Chciał korzystać z wolnego czasu w Hogwarcie ile wlezie.
Draco szedł waśnie na błonia. Gdzieś tam czekała na niego cała ekipa, Dopiero teraz dotarło do niego, że uważa tych ludzi za swoich przyjaciół. Oczywiście, Diabłu i Terren' owi ufał jak nikomu. Astorię znał do dawna, nawet jeszcze przed Hogwartem. Pansy była w jego eks, ale  nadal uwielbiał ta dziewczynę. Ress, Potter, bliźniaczki Patil. Myślał, że nigdy nie dogada się z ludźmi z Gryffindoru, a tu proszę jaka zmiana. No i na końcu Granger... ta najważniejsza. Wiedział, że nigdy w życiu nikomu o tym nie powie, ale to była kobieta jego życia.
Otrząsnął się z myśli i skierował się w stronę jeziora gdzie siedzieli wszyscy. Już z daleka widział co robią. Siedzieli w zbitej grupce na wielkim wyczarowanym kocu. Parvati siedziała w objęciach Blaise'a z uśmiechem na ustach, rozmawiając o czymś żywo ze swoja siostrą i Hermioną. Diabeł nad jej głową tłumaczył coś Potterowi, czego z tej odległości nie mógł dosłyszeć. Terren i Astoria grali w karty, śmiejąc się co chwilę, bo odkrywali swoje oszustwa, a Pansy siedziała w lekkim oddaleniu i przyglądała się im z lekkim uśmiechem. Draco wiedział co to oznacza. Pansy miała gdzieś przy sobie aparat.
Podszedł do grupki przyjaciół, która przywitała go zgodnym :
-Cześć, Draco!
Uśmiechnął się do nich, siadając na kocu koło Granger.
-Cześć, ludzie.
Przyciągnął do siebie Gryfonkę tak, że siedziała oparta o jego klatkę piersiową.
-Cześć, kochanie – wymruczał jej do ucha i musnął ustami jej szyję.
-Cześć, Draco – uśmiechnęła się, mrużąc oczy – gdzie byłeś?
-Tęskniłaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Trochę.
-Byłem u McGonagall...
-Draco, oddaj mi Hermionę – przerwała mu Padma o pociągnęła dziewczynę w swoją stronę.
Blondyn, który nie był na to przygotowany, nie puścił Hermiony, poddał się sile Padmy. W wyniku czego na brzuchu pod nogami Blaise'a, a Granger na kolanach Ressa.
-Patil – syknął wypluwając trawę z ust – ta kobieta jest moja.
Przewrócił się na plecy i usiadł, ale Hermiona miała inny plan. Ze śmiechem przepraszając Ressa, położyła Draconowi głowę na kolanach i nie miała zamiaru jej stamtąd ruszyć.
-Nie gniewaj się, Draco – uśmiechnęła się Gryfonka – oni wszyscy mnie po prostu kochają.
Draco pokręcił głową i pochylił się, żeby pocałować Gryfonke Wtedy coś go oślepiło.
-Pansy!-jęknął.
-Piękne ujęcie – uśmiechnęła się Pansy – miłość.
-Nie kocham jej – burknął Draco z miną oburzonego dziecka.
-A co robisz?
-Malfoyowie miłują – odparł z godnością, ignorując śmiech przyjaciół.
Poczuł, że Hermiona splata swoje palce z jego palcami. Jej oczy śmiały się, były pełne szczęścia.
-Po co byłeś u McGonagall?
-Powiedziała mu, że będzie rozprawa w sądzie odnoście Rudego – mruknął półgłosem.
Uśmiech zamarł na jej ustach.
-I co?
-Musisz się na niej stawić.
-Ale Draco..
-Skarbie – powiedział muskając jej policzek ustami – jesteś bezpieczna...
-Nie chcę go widzieć.
-Nie zobaczysz...
-Ale...
-Obiecuję – powiedział stanowczo Draco.
-Ufam ci – powiedziała cicho Hermiona.
-Będę tam z tobą, nie zostawię cię.
-Dziękuję.
***

Draco westchnął, wracając do rzeczywistości.
Nie było jej.
Teraz, gdy był sam i całe miasto spało i czuł się tak bardzo samotny, nie było jej tuż obok. Nie było jej na wyciągnięcie ręki.
Zniknęła.
Był sam.
W chwili, gdy potrzebował przyjaciół i swojej kobiety, nie było przy nim nikogo....

~*~*~*~

Miałeś przyjaciela przez tyle długich lat
Z przyjaźnią tak serdeczna, że mogliście konie kraść
O przyjaźni można dużo powiedzieć ciepłych słów
Lecz kiedy sprawi zawód może zwalić cię z nóg
Krzysztof Krawczyk

Vegas

Kolejny dzień zaczęty jak zawsze. Poranna toaleta, czarna kawa z cukrem i obserwacja codzienności Dracona. To wpędzało ją w jeszcze większe załamanie. Nie mogła opanować swojej łzy spadającej po policzku. Minęło już tyle czasu, a ona nadal nie umiała pohamować emocji. Obserwacja mężczyzny, którego kocha wpędzała ją w jeszcze większą depresję, ale nie mogła już uciekać. Gdy postanowiła przenieść się znów do Anglii wiedziała, że widok Dracona będzie dla niej jeszcze większym cierpieniem, ale nie umiała żyć w tym samym mieście i unikać przeznaczenia. Patrząc w okno i widząc blondyna przechodzącego się po mieszkaniu kolejny raz przeklinała swojego byłego przyjaciela i swoją głupotę. Czemu wtedy postanowiła się z nim spotkać? Odpowiedź była prosta. Jej dziecinna naiwność w pogodzenie z Ronem i jego szczere intencje ją do tego przekonały. Bo skąd niby mogła wiedzieć, że wtedy zrani ją jak nikt inny? Chciała zażegnać dawne żale, a wyszło tak, że jedno spotkanie przekreśliło jej szanse na szczęście.

***
Szła szybko spóźniona na spotkanie z dawnym przyjacielem. Pełna nadziei na koniec konfliktu. Była zdziwiona, że na miejsce spotkania wybrał polanę niedaleko Wrzeszczącej Chaty i to o tak późnej godzinie. W końcu nie wiele osób proponuje godzinę 2 w nocy na pogawędki. Jak wychodziła z balu Ron zaczepił ją przy drzwiach i poprosił o spotkanie. Zgodziła się, chociaż nie powiedziała nic Draconowi. Jak wyszła spod prysznica jej chłopak już spał, więc ucałowała go w policzek i ubrała się szybko. Gdy doszła na miejsce, była zdziwiona, że Rona jeszcze nie ma. Usiadła na pobliskim kamieniu i czekała na niego cierpliwie. Po kilku minutach usłyszała kroki.
- Witaj Granger. - ton jego głosu był przesiąknięty jadem.
- Witaj Ronaldzie. Co to za pilna sprawa? - spytała patrząc mu w oczy.
- A taka dawna koleżanko, że popełniłaś kilka błędów w tym roku. - dźwięk dochodził zza drzew a po chwili jej oczom ukazała się... - Ginny?!
- Co Ty tu robisz? - spytała zmieszana Hermiona, tego się nie spodziewała.
- Przyszłam wyjaśnić sobie kilka spraw z Tobą.
- Ron! Możesz mi to wyjaśnić? Mieliśmy się spotkać, aby porozmawiać o naprawieniu naszych relacji! - brązowowłosa była zdumiona tym co się wokół niej dzieje.
Takiego obrotu spraw się nie spodziewała.
- Uwierzyłaś w to? - śmiech Rona rozniósł się echem. - Sprawiłaś, że i ja i Ginny nie możemy być szczęśliwi więc i Ty nie będziesz.
- Wy jesteście chorzy! To jest jakaś paranoja! Myślałam, że poszedłeś po rozum do głowy i zrozumiałeś swoje błędy. Widocznie się kolejny raz pomyliłam w stosunku do Ciebie. Nie mam zamiaru dłużej w tym uczestniczyć. - Hermiona była zła i wystraszona całą tą sytuacją.
To nie było normalne. Odwróciła się z zamiarem powrotu to ciepłego łóżka, jednak nie było jej to dane. Poczuła krępujące więzy na dłoniach i stopach. Nieunikniony w tej sytuacji był upadek.
- Nie skończyliśmy jeszcze rozmowy. - głos Rona był dla niej taki odległy, to nie była ta sama osoba, którą znała przed laty. Kolejny raz się zawiodła na nim.
- Jesteś tchórzem, żeby rzucać zaklęcia komuś w plecy. Jesteś tak słaby, że nie potrafisz zrobić tego, gdy ktoś stoi przodem? - w sytuacji kryzysowej Hermiona zaczęła pokazywać pazurki.
- Zobaczymy czy będziesz taka wyszczekana jak nie będziesz mogła się zbliżyć do swojego ukochanego. - na widok zdziwionej miny brunetki mężczyzna zaśmiał się. - Nic mu nie zrobimy, nie bój się o to.
- Bardziej będzie bolała Cię świadomość, że on używa życia z innymi, a Ty będziesz bezradnie na to patrzeć. - Ginny również była nie do poznania, chociaż ostatni czas pokazał jej kto jest prawdziwym przyjacielem. Dwójka rudzielców od dawna nie zaliczała się do tego grona.
- Jednak Wam i leczenie nie pomoże! Czy wy macie jakąś obsesję? - spytała Hermiona, która nie wiedziała już czego ma się spodziewać.
- Nie kochana koleżanko. Po prostu wyrównamy rachunki. Za każdym razem jak będziesz chciała się zbliżyć do swojego chłoptasia on będzie czuł ból, tak jakby coś rozrywało go od środka. A przecież nasza cudowna przyjaciółka nie pozwoli na to, aby ktoś cierpiał. I nie główkuj się. Nie złamiesz tego zaklęcia. - rzekła panna Weasley i zanim Granger zorientowała się o co chodzi Ron już rzucił zaklęcie. Potem była tylko pustka.
Do tej pory pamiętała uczucie z jakim się ocknęła. Leżała na mokrej trawie, a słońce dopiero zaczynało wstawać. Musiała udać się do Dracona. Zobaczyć go ostatni raz. To wtedy napisała tą przeklętą karteczką bez żadnych wyjaśnień, bo nie wiedziała co napisać. Gdy wychodziła z jego sypialni łzy leciały po jej policzkach. Wtedy obiecała sobie, że nie podda się i znajdzie rozwiązanie. I chociaż szukała tyle czasu nie udało jej się. Jedynym rozwiązaniem było zabicie tego, kto rzucił zaklęcie. To nie było wyjście bo nikt nie wiedział gdzie tak naprawdę jest Ron po tym wydarzeniu a poza tym ona nie byłaby w stanie zrobić czegoś tak okrutnego. Został jej tylko ból i samotność.
***

Odpaliła papierosa i rzuciła paczkę na stół. Gdy odeszła zaczęła palić. Zawsze była przeciwna temu nałogowi, jednak dla niej teraz była to chwila ulga w jej własnym i cichym piekle. Zaciągnęła się mocno i w chwili, gdy wypuszczała dym z płuc do jej mieszkania wleciała sowa z najnowszym Prorokiem. Gdy tylko zobaczyła nagłówek pierwszej strony, gazeta wypadła jej z dłoni, a ona siedziała nie wiedząc co ma myśleć. A na podłodze leżało codzienne wydanie prasy z wielkim napisem głoszącym:
"Ronald Weasley nie żyje! Okoliczności jego śmierci".

~*~*~*~


Witam :)

Na wstępie muszę Wam powiedzieć, że jestem lekko zawiedziona, że tak mało osób zwróciło uwagę na to, że jest ze mną Vegas.
Chcę tylko przypomnieć, że jest ona poniekąd nowa na blogsferze i każda opinia jest dla niej ważna jak dla każdego nowego blogera, więc proszę skomentujcie jej pracę. Jej działką jest przede wszystkim Hemiona jak i praca nad głównym wątkiem bloga. Przyczyniła się do tego, że blog ruszył z powrotem, więc podziękujcie jej jakimś komentarzem :)

Rozdział krótki, ale chyba treściwy. Coś mi się wydaje, że polecą psy na Rona, ale to nic nowego...

No i pokornie proszę o to, żebyście powiedzieli mi kto chce być powiadamiany, bo już się pogubiłam. Preferuję gg, ale na pocztę też informuję.
Dzisiaj powiadamiam tylko na gg.

To tyle ode mnie.
Do zobaczenia za jakiś czas

Nox



After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...