piątek, 28 czerwca 2013

Epilog

Diabeł tkwi w szczegółach.

~*~*~*~

Rozdział z dedykacją dla Naaatuuu.
Bo jako jedyna rozwiązała Klątwę.

~*~*~*~

Hermiona siedziała na sofie w dormitorium i ledwie co ukrywała drżenie rąk. Tuż koło niej na wyciągnięcie ręki był Draco, tylko kilka centymetrów od niej. Siedział zamyślony, pogrążony w jakiejś książce. Co jakiś czas z roztargnieniem przeczesywał włosy palcami, nie zwracając uwagi na otaczający go świat. Pochłonęła go fantastyka i teraz już nic się dla niego nie liczyło, nawet ona.
Kurtyna włosów spadła jej z ramienia i zasłoniła twarz przed Draconem. O mało co nie westchnęła z ulgi. Zagryzła wargę niemal do krwi, zaciskając oczy. Nie pomogło.
Choć Draco siedział tuż koło niej, to nie pomagało. Czuła zapach jego perfum. Była pewna, że gdyby nie czuła ich nawet pięć lat, rozpoznałaby je natychmiast. I ten zapach ciała, zapach Draco, nikt nie pachniał tak słodko jak on. Mieszanka ulubionych perfum, żelu pod prysznic, szamponu i naturalnego zapachu ciała Draco. Idealny zapach. Odetchnęła głęboko kolejny raz zaciągając się nim i pragnąc więcej.
Znała go na pamięć, jego twarz, strukturę włosów i budowę ciała. Gdyby straciła wzrok, dalej wiedziałaby kiedy się uśmiecha, a kiedy jest zły. Jego głos był najlepszym lekiem na strach, ból i złość, więc dlaczego to, że siedziała tak blisko nie wystarczało?!
Czy była aż tak zachłanna i egoistyczna, że chciała go mieć na własność już na zawsze?
Czy to, że wystarczyłoby to że musnęła by jego usta swoimi, a on już by nad sobą nie panował nie było wystarczające?
Dlaczego miała wrażenie, że nie ma wszystkiego? Że to co dostaje od życia to nie wszystko, co może mieć?
Draco był jej, wiedziała o tym.
Kochał ją i szanował, nawet jeśli jej nigdy tego nie powiedział, to wiedziała o tym.
Mogła go zostawić na długie godziny sam na sam z napaloną dziewczyną i wiedziała, że by jej nie zdradził. Zdradził? Czy mógł ją zdradzić skoro oficjalnie nigdy nie byli razem? Skoro nigdy się nie kochali? Co jest związkiem, co jest zdradą?
Czym są oni?
Draco był jej.
Ale czemu to nie wystarczało?
Czy stoczyła się tak nisko, żeby uznać, że ma wszystko musi się z nim przespać?
Czy to nie objawy szaleństwa albo nimfomanii?
Czy za stan jej ducha był winny koniec roku?
Myśl, że jutro wyjadą na zawsze z miejsca, w którym spędzili osiem lat, w którym się zakochali?
Jutro czekał ich Bal Pożegnalny, na który mieli iść razem, a potem koniec roku.
Koniec młodości i szaleństw.
Zaczyna się poważne życie.
Zacisnęła dłonie w pięści, gdy Draco zmienił odrobinę pozycję i ciepłe powietrze pachnące nim doleciało do niej.
Nie.
Draco był jej, ale nie ma prawa go dotknąć.
Czy to nie ironiczne?
Przez sześć lat wzdrygała się na myśl, że mogłaby dotknąć Draco bez obrzydzenia. Wydawało się jej to nierealne i głupie.
Draco był wrogiem i nie miała prawa myśleć o tym, że jest przystojny, każdy oczekiwało do niej czegoś innego.
Draco był Ślizgonem, parszywym kłamcą, nic nie wart w jej oczach, był cyniczny, zapatrzony w siebie i zafascynowany czarną magią (co czyniło go jeszcze bardziej tajemniczym i atrakcyjnym).
Teraz o absurdzie, pragnęła tego wrednego Ślizgona. Nie mogła przeżyć jednego dnia bez spojrzenia tych szarych nieprzeniknionych oczu, czy dotyku jedwabnych włosów na policzku, gdy ją całował. Tego smutnego westchnienia, gdy się od niej odsuwał po zaledwie jednym pocałunku, bo nie mógł sobie pozwolić na więcej, też nigdy w życiu by się nie wyrzekła.
Więc czemu teraz gdy siedziała koło niego, płacz dławił ją w gardle?
Czy to strach, że nie wie co się stanie jutro? Przecież nawet o tym nie rozmawiali. Bali się tego oboje i odkładali to w nieskończoność.
Właśnie nadeszła.
Może dlatego tak się bała, była tak przerażona jak wtedy, gdy były torturowana przez Bellatriks.
Bała się stracić Draco, bo tak naprawdę nigdy nie należał do niej.
Czemu nie mogła znieść myśli, że ten bezczelny typ nigdy nie będzie jej?
Czemu czuła, że traci wszystko, gdy odchodził na kilka metrów?
Czemu czuła się bez niego bardziej zagubiona niż bez różdżki w ciemną noc w Zakazanym Lesie?
Draco westchnął cichutko i przewrócił kolejną stronę książki.
Chciała słyszeć, jak wzdychał tak dotykając jej ciała.
Draco, bezczelny chamie, czemu musiałam się w tobie zakochać?
Czy odpowiedź nie była jasna?
Bo był idealny.
Idealne były jego włosy w odcieniu platynowego blondu.
Idealne były jego szare nieprzeniknione oczy.
Idealne były jego wargi skrojone jak dla anioła.
Idealny był jego arystokratyczny nos.
Idealne było całe jego szczupłe, ale silne ciało.
Idealny był jego uśmiech.
Idealny był jego aksamitny głos.
Idealne były jego długie i zimne palce.
Idealne były jego długie, prawie białe rzęsy.
Idealne był jego dwa pieprzyki na karku.
Idealna była jego mleczna skóra.
Idealny był jego zapach, jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny.
Idealna były jego magia.
Idealne były jego pocałunki.
Idealne były jego zdolności magiczne w każdej dziedzinie.
Jej Anioł, jej Ideał.
Tylko czemu nieosiągalny?
Ale czy nie słyszała o tym, że idealne rzeczy nie są dla zwykłych śmiertelników?
Nikt, a w szczególności ona nie zasługiwała na taki idealnego Anioła jakim był Draco.
Miał wady jak każdy, ale czy nie były one wynikiem wychowania w poszanowaniu zasad jego ojca?
Czy to że uwielbiał spać nie było urocze?
Mógłby przespać wojnę, swoje urodziny, czy zamach.
Drgnęła, gdy szczupłe palce czule odgarnęły jej włosy na ramię.
-O czym myślisz? - usłyszała cichy głos, a gdy uniosła lekko głowę ujrzała szare tęczówki, za które byłaby gotowa zabić.
-O tobie – powiedziała automatycznie i całkiem szczerze.
Na jego wargach pojawił się ten firmowy pełen zadowolenia uśmieszek.
-Znowu? - zapytał nie podnosząc głosu nawet o oktawę.
-Co w tym dziwnego? - mruknęła i usiadła mu na kolanach.
Objął ją w talii, zupełnie odruchowo.
-Śnisz o mnie od dwóch miesięcy, nawet teraz musisz się tym męczyć? Aż tak cię to dręczy? - zapytał muskając powoli palcami jej biodra.
Skinęła głową, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi, tam gdzie zapach jego ciała był najintensywniejszy.
-Zwariuję jeśli tego nie złamię – mruknęła.
-Dziewczyno, nie męcz się tym - szepnął jej do ucha.
-To mnie dobija – jej głos przeszedł w jęk.
-Tylko nie jęcz, błagam – wymruczał, ale już wsuwał jej dłoń pod bluzkę.
Westchnęła czując jego dotyk.
-Chciałabym żeby tak zawsze było.
-Nie jesteś odosobniona w tym marzeniu – zaśmiał się cicho.
Delikatnie nakłonił ją żeby podniosła głowę.
Spojrzał jej prosto w oczy, jakby czegoś szukał.
Miała ochotę przymknąć oczy byle tylko uciec do tego badawczego spojrzenia, ale wiedziała, że nie byłby z tego zadowolony. Siedziała więc spokojnie i czekała.
-Kochasz mnie? - zapytał cicho.
Powstrzymała się od prychnięcia.
-Czemu zawsze zadajesz mi to pytanie, skoro wiesz jaka jest na nie odpowiedź? - zapytała i odwróciła wzrok.
Draco pytał o to do jakiegoś czasu.
Nigdy nie powiedział jej że ją kocha, ani ona jemu.
Zawsze odpowiadała mu tak jak teraz.
No bo czy to by coś zmieniło?
Oboje wiedzieli, że nie.
Nadal by się kochali tak jak teraz, nadal by się pragnęli i niczego by to nie rozwiązało.
-Bo nadal nie mogę w to uwierzyć.
Pytanie Dlaczego? po prostu wisiało w powietrzu.
-Nie wiem czemu mam takie szczęście – szepnął cicho – jak ciężka pokuta czeka mnie później za takie szczęście...
Teraz to ona zmusiła go do spojrzenia prosto w oczy.
-Wiesz jaka, to dla nas obojga ciężki orzech do zgryzienia.
-Gdybym tylko mógł...
-Wiem.
Ta rozmowa zawsze się tak kończyła.
-Chodź tu – mruknął i wtuliła się w niego jak kociak, upajając jego zapachem.
Siedzieli tak kilka minut czując, że ten czas jest dla nich święty.
Byli sami i nikt im nie przeszkadzał, mieli czas tylko dla siebie, z dala od wszystkich ciekawskich spojrzeń.
Draco w pewnej chwili odchylił się lekko do tyłu, Hermiona zdziwiona podniosła głowę.
Ostatnie co zobaczyła to determinację w jego oczach, potem zamknęła oczy, bo Draco pocałował ją powoli.
Uwielbiała to, ale Draco rzadko sobie na to pozwalał. Mówił, że nie umie się kontrolować na tyle by przestać w odpowiedniej chwili.
Teraz pogłębił pocałunek, zmieniając pozycję, tak, że praktycznie leżał na dziewczynie. Hermiona objęła go nogami w pasie, gdy powoli zsunął dłoń na jej szyję.
Pocałunek stał się bardziej namiętny i zaborczy, co oznaczało, że Draco traci nad sobą kontrolę.
Jeśli ona go teraz nie powstrzyma to nikt tego nie zrobi, a ona tego nie chciała. Z euforią pozwalała by Draco językiem pieścił jej podniebienie wywołując u niej rozkoszne dreszcze.
Do diabła z zasadami i Klątwą! Miała gdzieś, że będzie cierpieć! Czy to takie istotne? Mogła mieć Draco, teraz, zaraz, tylko dla siebie, na zawsze byłby już jej. Czy ból to naprawdę tak duże poświęcenie?
Zaczęła niecierpliwie rozpinać mu koszulę, błagając w myślach Merlina, by Draco już przegrał sam ze sobą, z własnymi pragnieniami i pożądaniem.
Rozpięła dwa ostatnie guziki i odrzuciła koszulę Draco na ziemię.
Przesunęła paznokciami po jego idealnym ciele, wzdychając, gdy na chwilę przerwał pocałunek.
Nie, Draco, błagam, nie panuj nad sobą.
Jej prośby zostały wysłuchane.
Draco zaczął całować ją po szyi, rozrywając przy okazji jej ulubioną bluzkę, ale jakie to ma znaczenie?
Żadne, bo Draco znów pocałował ją w usta, prawie brutalnie, ale namiętnie i zachłannie.
Nie przestając go całować, Hermiona sięgnęła po paska jego dżinsów. Miała ograniczone pole manewru, bo Draco leżał na niej całym ciałem i oplatała go nogami jego biodra, ale udało się jej rozpiąć tą cholerną sprzączkę.
Blondyn nie był w tyle, jej spodnie również wylądowały na ziemi, tuż koło jej rozerwanej bluzki.
Jęknęła, gdy Draco dotknął chłodnymi palcami jej rozpalonego brzucha.
-O tak – mruknął cicho zachrypniętym głosem – będziesz miała okazję by jęczeć...
Wygięła się w łuk, wyczekując niecierpliwie następnego pocałunku.
Ugryzł lekko jej obojczyk by zaraz pocałować ją w to samo miejsce.
-Proszę cię, Draco – jęknęła mu do ucha.
-Aż taka niecierpliwa? - zaśmiał się lekko – musisz trochę poczekać na najlepsze.
-Poczekać? - westchnęła – nie wystarczą dwa miesiące?
-Kawałek czasu cię nie zbawi – mruknął rozpinając jej stanik.
Krzyknęła cicho, gdy wziął jej sutek do ust.
Ugryzł go lekko jakby chciał zostawić na nim swój ślad.
Wsunęła mu dłonie we włosy i zacisnęła mocno.
Wygrałam pomyślała mam gdzieś wszystko inne. Ból, świat. Draco jest mój.
Niestety...
-Hermiona!
Walenie do drzwi.
-Hermiona, jesteś tam!
Draco drgnął, ale nie pozwoliła mu się odsunąć. Objęła go mocniej nogami.
Odetchnęła głęboko.
-Jestem! - krzyknęła starając się by jej głos brzmiał naturalnie.
-Otwórz, miałyśmy razem jechać do Londynu po sukienki, pamiętasz?
-Tak, daj mi chwilę, właśnie wyszłam z łazienki.
-Jasne, też wezmę prysznic. Zaraz będę, okej?
-Jasne, nie śpiesz się,zdążymy.
-Dobra.
Odczekali chwilę.
-Kurwa – mruknął Draco.
Hermiona przytuliła go mocniej do siebie.
-Nie odchodź – powiedziała bo wiedziała co mu chodzi po głowie.
-Wiesz, że muszę – westchnął – zaraz pojawi się tutaj Parvati. W ogóle nie powinno do tego dojść.
Nie odpowiedziała, czując w sercu ból i złość.
Nie chciał jej.
-Jasne, idź – puściła go.
Podparł się na łokciu i spojrzał jej w oczy, unosząc brew.
-Wiesz...
-Wiem.
-Pragnę cię do cholery! - syknął zły – wiesz o tym. Gdyby tak nie było, nie był by tej sytuacji!
-Oczywiście.
-Granger – westchnął – wiesz, że robię to dla ciebie.
Podniósł się i usiadł koło niej.
-A jeśli ja mam to gdzieś?! - warknęła i sięgnęła po bluzkę.
Założyła ją gwałtownie, jednym ruchem wyciągnęła długie włosy spod bluzki i wstała.
-Nie chcę ci sprawić bólu! - warknął – czy to takie trudne? Tyle razy o tym mówiliśmy! - dodał, zakładając dżinsy.
Usiadła w fotelu, ukrywając twarz w dłoniach.
-To mnie dobija – powiedziała – świadomość, że nie mogę się z tobą kochać.
Westchnął, złość mu przeszła.
-Granger – uklęknął naprzeciwko niej i odsunął jej dłonie od twarzy – wiesz, że dla mnie to też nie jest łatwe, ale chcę żebyś kochała się ze mną jęcząc z rozkoszy, a nie bólu.
Jęknęła, a jej oczach pojawiły się łzy.
-Przecież wiesz... - szepnął dręczony wyrzutami sumienia.
-Draco, mam do w dupie – jęknęła – po prostu chcę się z tobą kochać, nie obchodzi mnie, że pewnie zemdleję z bólu, chcę tego.
-A je nie chcę twojego bólu, nigdy.
-Pamiętasz? - zaczęła – jak mówiłeś, że w przeszłości dziewczyny, zabijały się bo świadomość, że nie mogą przespać się z tym z kim chcą je dobijała?
Draco słuchał jej w milczeniu, klęcząc przed nią.
- Zazwyczaj byli to inni faceci niż ci to byli obciążeni Klątwą, bo tamtych zdążyły już znienawidzić, ale ze mną jest inaczej. Draco, jak się z tobą nie prześpię, to zwariuję. To brzmi idiotycznie, ale mam tego dość, rozumiesz?
Draco milczał długą chwilę.
-Myślisz, że ze mną jest inaczej? - zapytał w końcu – że ja tego nie pragnę?
-Ale to jest chore! To robie bardziej powinno zależeć na przespaniu się ze mną niż mi!
-A skąd wiesz, że tak nie jest? - prychnął Ślizgon – umiem się kontrolować, owszem, ale nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. Jednak... sama myśli, że będziesz cierpieć... nie mogę...
Hermiona zsunęła się na ziemię koło niego. Przytuliła się do niego, wybuchając płaczem.
Draco objął ją z czułością.
-Wiesz, że cię pragnę – szepnął cicho, jakby to miało załatwić wszystko.
-Nie chcę tak – jęknęła mu do ucha, muskając jego płatek ustami.
Draco drgnął, czując to jak również jej łzy na skórze.
-Będzie dobrze – szepnął choć sam w to nie wierzył – wymyślę coś...
Nie odpowiedziała, bo wiedziała, że to niemożliwe.
Kołysał ją lekko, bo wiedział, że ją to uspokaja. Jak zawsze zadziałało, ogarnęła się powoli, ale nadal wtulała twarz w jego szyję.
-Muszę iść – szepnął jej do ucha – zaraz pojawi się tutaj Parvati. Musicie jechać.
-Poczekaj jeszcze chwilę.
Westchnął, całując ją we włosy.
-Chodź – wymruczał jej do ucha i pociągnął ją do góry.
Hermiona nie poddała się łatwo, wspięła się na palce i objęła za szyję, całując zachłannie.
Draco zaśmiał się cicho, odsuwając się.
-Wiem, że mnie kochasz.
Prychnęła.
-Śnisz.
-Owszem – szepnął.
Przechyliła głowę na bok z ciekawością.
-Chciałbyś żeby tak było?
-Czemu zawsze zadajesz mi to pytanie, skoro wiesz jaka jest na nie odpowiedź? - zapytał, nie odpowiadając tak jak ona nigdy nie odpowiadała na pytanie, czy go kocha. - Pójdę już.
Pokiwała głową.
-Pocałuj mnie – powiedziała tylko.
-A odpowiesz na moje pytanie?
-Za dużo ich zadajesz – zbyła go i sama zaczęła go całować.
Chyba nie były nic dziwnego w tym, że Draco odwzajemnił pocałunek?
-Hermiona!
-Zabiję ją, przysięgam – mruknęła Hermiona z ustami tuż przy ustach Draco.
-Diabeł Ci na to nie pozwoli – zaśmiał się Ślizgon.
-Nic nie będzie wiedział. Chodź! - dodała i wepchnęła go do łazienki.
-To jakaś propozycja? - zapytał figlarnie.
-Chciałabym, uwierz mi na słowo – mruknęła ponuro – idź. Wpadnę do ciebie jak wrócimy.
-Jasne – westchnął.
Pocałował ją tak jak tylko on potrafił.
Powoli i namiętnie, co chwilę pogłębiając pocałunek.
Zaśmiał się cicho, odsuwając się.
Hermiona wiedziała, że śmiechem maskuje smutek. On też bał się przyszłości.
-Lepiej już pójdę – powiedział, pocałował ją ostatni raz, bardzo krótko i wyszedł nie zamykając za sobą drzwi.
Hermiona szybko ściągnęła ciuchy. Wzięła rekordowo krótki prysznic, próbując nie zwracać uwagi na głos Parvati. Wytarła się szybko i założyła szlafrok. Zawiązując go poszła otworzyć drzwi, lekko wkurzonej Parvati.
-Wybacz – powiedziała od razu, starając się wyglądać przekonywająco – była pod prysznicem, nie słyszałam.
-Okej – powiedziała, wchodząc do pokoju.

~*~*~*~

Siedziała nad stosem ksiąg i pergaminów, mrucząc coś do siebie. Miała na sobie tylko krótkie spodenki i T-shirt. Nie uczyła się już, egzaminy skończyły się, dzisiaj miał być Bal.
Pokiwała głową czytają tekst w opasłym tomie "Złośliwe zaklęcia XIX wieku", zapisała coś na pergaminie i przyciągnęła do siebie mały tom " Unieszkodliwiania zaklęć trwałych" i tam zatrzymała się na rozdziale " wyjątki w zaklęciach" a potem zajrzała do "szczegółów i niedociągnięć".
-Wiedziałam - szepnęła, gdy znalazła krótki akapit -a to oznacza, że zaklęcie nie działa...
Sięgnęła po książkę "Obalanie zaklęć i klątw imiennych oraz powiązanych krwią" i krzyknęła z radości.
-Miałam rację! - wrzasnęła.
Odrzuciła książki i pobiegła do łazienki, pchnęła uchylone drzwi otwarte od kilku tygodni, przemknęła jak wiatr przez Łazienkę Prefektów Naczelnych i wpadała do kolejnej łazienki, a potem do zielonego dormitorium.
-Draco! - wrzasnęła i rzuciła mu się na szyję.
Chłopak siedzący na łóżku, nie spodziewał się tego i oboje upadli na poduszki. Blondyn objął ją zaskoczony.
Nie mniej zaskoczonych było dwóch chłopaków siedzących w dormitorium. Blaise Zabini i Terrence Higgs nie wiedzieli co jest grane.
Dziewczyna usiadła mu na brzuchu, śmiejąc się.
-Granger? - zapytał zdziwiony blondy.
Nie odpowiedziała.
Draco zdążył zobaczyć tylko jej rozpromieniona twarz tuż przed tym jak go pocałowała.
Był bardzo zdziwiony jej zachowaniem. Nigdy, przenigdy nie pozwalali sobie na takie coś w obecności osób trzecich. Oczywiście mała grupka ich znajomych wiedziała o tym, że są razem, ale powstrzymywali się od okazywania sobie uczuć przy kimś.
Blaise, Terren, Pansy, Parvati i Potter, Astoria, Ress, i Padma wiedzieli o ich związku i w pełni go akceptowali, ale Draco nigdy nie lubił okazywać uczuć mając do tego publiczność. Czasami tylko musnął niby przypadkowo dłoń Gryfonki czy ją objął, ale naprawę sporadycznie a trzeba przyznać, że dużo czasu spędzali całą grupą. Dziewczyna była pewna jego uczuć, bo gdy byli sami to Draco nigdy nie umiał utrzymać rąk przy sobie. A jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Był zakochany.
Teraz Granger bez niczego wpadła do jego dormitorium i wprost się na niego rzuciła. Ale po chwili Draco przestał zwracać uwagę na kumpli, bo dziewczyna siedząc mu na brzuchu, wplotła mu palce we włosy i domagała się jego pełnej uwagi, mając gdzieś to, że nie są sami.
Objął ją jedną ręką, a jego druga dłoń naprawdę bezwiednie zsunęła się na jej biodro i nagie udo. Gryfonce to nie przeszkadzało, przyzwyczaiła się do jego zachowania i teraz tylko pogłębiła pocałunek.
Draco zdziwił się, bo to zazwyczaj on zaczynał ostrzejsze akcje w tym związku, a teraz to...
Terren i Blaise też nie czuli się komfortowo.
Owszem, nie raz widzieli jak Draco całuje się z jakąś dziewczyną, ale teraz to była Hermiona, a nie jakaś pusta panienka. Po za tym ta sytuacja była bardziej intymna.
-Granger - zaśmiał się Draco, gdy dziewczyna odsunęła się od niego na kilka milimetrów - co jest?
-Draco - szeptała mu do ucha a w jej głosie słyszał śmiech - Hyperion... o na ciebie nie działa, rozumiesz? Nie działa...
Spojrzał na nią zaskoczony.
-Draco - rozległ się cichy głos Blaise' a - my już pójdziemy...
-Jasne - odpowiedział automatycznie -Skąd wiesz? - dodał, gdy jego kumple wyszli.
-Mówiłam, że to rozgryzę - mówiła mu szczęśliwa prosto do ucha - Hyperion pisał, że nakłada Klątwę na każde dziecko Syriusza od Cygnusa w linii prostej, ale ty w niej nie jesteś, rozumiesz?
Draco milczał oszołomiony. Nigdy nawet nie śmiał marzyć o tym, że Klątwa go nie dotyczy. Zazwyczaj ją przeklinał. Szczególnie teraz gdy był z Granger...
-Skarbie, posłuchaj - tłumaczyła mu dalej dziewczyna.
Draco zarejestrował to, że musi być naprawdę szczęśliwa skoro mówi do niego skarbie. Zawsze mówiła do niego po imieniu i niczego innego nie oczekiwał. Skarbem był dla niej tylko wtedy, gdy była naprawdę szczęśliwa.
-Twoja linia ciągnie się od Syriusza przez Cygnusa, Polluxa, Cygnusa II i twoją matkę Narcyzę. A Klątwa idzie w linii prostej od synów Syriusza nie od matki. Jeśli twój ojciec byłby z Blacków to Klątwa przeszła by na ciebie, a tak przerywa ją twoja matka jako wnuczka Cygnusa II, nawet o tym nie wiedząc!
-Jesteś pewna? - zapytał sceptycznie.
Nie chciał sobie dawać nadziei.
-Tak, zresztą pamiętasz Cass? Spałeś z nią, prawda?
-Tak.
-No właśnie a Cass była mugolką. Nie czuła bólu, nie wzbraniała się?
-Nie - powiedział Draco oszołomiony - znaczy... my...
-Tak, Draco! - powiedziała Hermiona - do cholery, tak!
Roześmiał się.
Gryfonka pocałowała go.
Teraz to Draco był panem sytuacji. Przewrócił ją na plecy nadal całując zachłannie. Oplotła jego biodra nogami i śmiejąc się zaczęła całować.
-Cicho- śmiał się w jej usta - chcę cie pocałować, wariatko.
Wpił się w jej usta i objął mocniej.
Namiętny pocałunek trwał długo.
-Jak na to wpadłaś? - zapytał po kilku minutach.
Patrzał jej w oczy z bardzo bliska i widział w nich jedynie szczęście. Jak na to zasłużył?
-Dedukcja, skarbie, dedukcja - wymruczała i pocałowała go w ucho.
Draco westchnął zadowolony i wsunął jej dłoń pod koszulkę by dotknąć nagiego brzucha. Zaczął ją delikatnie pieścić. Zaśmiała się i pozwoliła mu na to.
-Draco - powiedziała w pewnej chwili - to, że wiemy, że Klątwa nie działa... nie chce żeby to wpłynęło na nas.
-Nie wpłynie - zapewnił tylko.
Nie miała głosy na dalsze troski bo Draco skutecznie odpędził je kolejnym namiętnym pocałunkiem.

~*~*~*~

dwa lata później

Draco z westchnieniem obserwował jak kolejna dziewczyna zbiera ciuchy w jego pokoju. Ubierała się nie spiesznie, w końcu i tak wszystko widział. Kolejna zabawka do kolekcji. Kolejna noc marnowana. On szukał czegoś innego i nadal błądził.
Dziewczyna pochyliła się nad nim z uśmiechem.
-Do zobaczenia, Draco – powiedziała po czym pocałowała go namiętnie.
Draco niechętnie oddał pocałunek.
-Do zobaczenia, skarbie – rzucił lekko choć wiedział, że dziewczyna nie doczeka się kolejnego spotkania.
Była tylko kolejną panienką do kolekcji i niczym więcej. Nawet nie pamiętał jej imienia. Gdy wyszła posyłając mu uśmiech, wstał leniwie z łóżka i wciągnął na nagie ciało dżinsy, które znalazł koło łóżka.
Podszedł do okna i otworzył je. Wciągnął zapach majowej nocy do płuc i usiadł na parapecie, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
Po chwili zaciągnął się nim z kolejnym ciężkim westchnieniem. Dym nikotynowy prześlizgnął się przez jego usta. Uspokajało go to, ale tylko na chwilę. Siedział, paląc powoli. Po alkohol przestał sięgać. Nie pomagał. Gdy rano budził się z ogromnym kacem, po tym jak za dużo wypił czuł tylko pulsujący ból w skroniach i nieznośnie pragnienie, które później trudno ugasić. Odrzucił alkohol. Jego narkotykiem i sposobem na życie stały się kobiety, papierosy i praca.
Kolejny raz powrócił do wspomnień.
Minęły dwa lata odkąd ukończył Hogwart z najlepszymi wynikami. Dwa lata, pięć miesięcy, dwadzieścia dni, i kilka godzin minęło odkąd ostatni raz był szczęśliwy i ją widział nie licząc zdjęć.
Cholera! Miał do tego nie wracać! Prawie półtora roku temu Pansy przyszła do niego i postawiła sprawę jasno. Albo zacznie pracować i normalnie żyć albo ona powiadomi o tym kogo trzeba. Miała na myśli jakiś szpital psychiatryczny albo odpowiedni oddział św. Munga. Miał dwa dni żeby się ogarnąć i zgłosić do
św. Munga na Mistrza Eliksirów i eksperta od przypadków niezwykłych. Przyjęli go dzięki znajomościom Pansy oraz jego zdolnościom w eliksirach i zaklęciach. Potem awansował na ordynatora, ale dopiero po tym jak dyrektor szpitala mu całkowicie zaufał. Zatrucia Eliksirami i Roślinne to była jego działka, czasami wzywano go na Urazy Pozaklęciowe, ale tylko w wyjątkowych przypadkach. Pansy dała mu propozycję nie od odrzucenia. Nie mógł jej odrzucić, ciągłe myślenie doprowadzało go do ruiny. Stał się wrakiem człowieka. Po ukończeniu Hogwartu i po tym jak zniknęła ona. Przez dziewięć miesięcy on i Potter przekonali całą Anglię, dwie Ameryki. I jak jej nie było tak nie ma. Zniknęła.
Draco zacisnął dłoń na łańcuszku, który miał na szyi. Nosił go choć sam nie wiedział po co. Dała mu go któregoś razu, gdy wymknęli się do Londynu, by odetchnąć na chwilę od szkoły. Wstąpili do jubilera, bo Granger chciała mieć nowe kolczyki. Gdy wyszli, zapięła mu na szyi złoty łańcuszek. Śmiała się, że literka „D” to od tego, że jest draniem, a nie od jego imienia. Przyznał jej rację.
A potem po dziesięciu dniach zniknęła.
Draco obudził się sam. Zastawiła mu kolię, którą jej dał, koronę Miss Hogwartu którą wygrała tuż koło jego korony Mistera i liścik z lakonicznym „ Wybacz, Draco”.
Gdy wyszedł z Hogwartu jako absolwent pierwszą rzeczą jaką zrobił, był tatuaż tuż nad obojczykiem. Słowo „wybacz” po łacinie wplecione w smoka ziejącego ogniem. Znienawidził to słowo, ale zapadło mu w pamięć. Gdy Potter pojawił się i dowiedział, że przespał się z jego przyjaciółką wpadł w szał. Ale w końcu się zamknął i gdy dotarło do niego, że zniknęła, złączyli siły. On wykorzystał swoje znajomości, a Potter swoje. I nic.
Po dziesięciu miesiącach Potter oświadczył mu, że muszą się poddać. Dostał liścik od niej.
Harry, nie szukaj mnie, bo nie znajdziesz. Kocham, H.”
Draco z bólem przyznał mu rację. Od tego czasu stał się wrakiem człowieka. Tylko Potter i Zabini wiedzieli co przeżywa. Draco szalał z tęsknoty i bólu.
Po pięciu miesiącach od jej listu Draco dostał kolejny cios od losu.
Jego matka zmarła. Z przyczyn naturalnych.
Tak sądzili lekarze.
Ale Draco poznał prawdę gdy znalazł testament i list pożegnalny matki. Wyjaśniła mu, że zrobiła to z tęsknoty za mężem, którego szczerze kochała. Błagała go, żeby nie robił tego, co ona, bo on miał po co żyć, a ona już nie. Na końcu był te same słowa, które wryły mu się w pamięć bardzo dobrze.
Kocham Cię. Wybacz, Draco”
Znienawidził te słowa jeszcze bardziej.
I choć zastosował się do ostatniej woli matki, czuł się samotny jak nigdy. Zostawiła go kolejna osoba, na której mu zależało i którą kochał.
Na pogrzeb przybyło wiele osób. Ale najbliżej trumny stał on, Blaise, Potter i Terren. Czworo przystojnych facetów w czarnych garniturach, poważnych i przybitych cierpieniem. Wspierali go od końca szkoły. Tylko Terren się od nich oddalił. Draco wiedział dlaczego. Jego również zostawiła bez słowa wyjaśnienia. On również ją kochał. Nie tak jak on czy Potter, ale kochał i również cierpiał i nie chciał by on, Draco to widział. Nie miał mu tego za złe. Rozumiał go, ale nie mia siły o tym rozmawiać. Miał tylko nadzieję, że kiedyś sobie to wyjaśnią. Co do Pottera to utrzymywał z nim kontakt do teraz.
Gdy pojawił się na grobie matki kilka dni później zobaczył wiele kwiatów. Ale jeden bukiet rzucił mu się w oczy. Był to bukiet ulubionych kwiatów jego matki. Gerbera biała. Gdzieś z zakamarków pamięci wydobył informację, że ten kwiat oznacza hołd. Ale najdziwniejsze było to, że to nie o przyniósł tam ten bukiet.
Gdy wrócił do domu w salonie znalazł bukiet. Z fiołków, fioletowego bzu, astrów czerwonych, petunii,, driakwi, różowych, białych i złocistych chryzantem, goździków różowych, złocieniu, lilii i ruty. Bukiet był duży i chaotyczny. Gdy go zobaczył bezmyślnie podniósł go i powąchał. Poczuł jak ogarnia go spokój i bezpieczeństwo z miłością jakiego nie czuł bardzo dawno temu.
Draco odruchowo spojrzał na kwiaty na komodzie. Ten sam bukiet. Rzucił na niego zaklęcie, żeby nigdy nie zwiędły kwiaty. Zapach i uczucie jakie w nim wywoływały były silniejsze od chęci poznania osoby, która je przysłała. Wiedział, że gdzieś na świcie jest ktoś kto się o niego martwi. Za każdym razem gdy wąchał kwiaty czuł miłości i ciepło. Przenoszenie uczuć, a przynajmniej ich cząstki było trudnych osiągnięciem. A ktoś trudził się właśnie dla niego. Choć dostał wiele bukietów po śmierci matki, wyrzucił wszystkie i zostawił tylko ten.
Po tym jak odczytano testament jego matki, Draco stał się właścicielem Malfoy Manor i skarbca Malfoyów jako ostatni z rodu. Był nieprzyzwoicie bogaty i był jednym z najlepszych kandydatów na męża w elicie arystokracji. Ale Draco wiedział, że już nigdy nie zmieni stanu cywilnego. Nie chciał okłamywać jakiejś kobiety mówiąc, że ją kocha.
Zostanie sam ze swoim smutkiem do końca i ci przeklęci Malfoywie znikną z tego świata razem z nim. Chyba, że stanie się cud w postaci jej powrotu, na który się szczerze mówiąc nie zanosiło.
Mimo że miał siana jak lodu to pracował. Tylko, że nie pracował dla pieniędzy. On pracował, żeby nie oszaleć.
Jego matka... żal ścisnął mu serce. Tak bardzo za nią tęsknił. Żałował, że nie został w Malfoy Manor tylko musiał się wyprowadzić. Dla własnego komfortu, nie myśląc o matce. Może gdyby został to jego matka by żyła. Nie było przy niej nikogo, gdy odbierała sobie życie. Opuścił ją mąż i syn. Nic jej nie pozostało. Czuł się winny z tego powodu, dlatego nie wrócił do Malfoy Manor. Co ważniejsze rzeczy przeniósł do Gringotta. To co było ważnie dla niego miał u siebie. Dlatego dalej mieszkał w apartamencie w Londynie, a dwór stał pusty zabezpieczony zaklęciami. Kupił samochód. Próbował żyć.
Żeby nie myśleć wypełniał swój czas pracą.
Niedawno był świadkiem na ślubie Pottera i Pansy. Był w szoku jak dostał zaproszenie, ale ucieszył się, że Pansy dobrze trafiła. Potter poprosił go by był jego drużbą. Zdziwił się, ale zgodził. Wiedział, że Potter nie ma nikogo. Wszyscy Weasleyowie odwrócili się od niego gdy zerwał z Ginny. Tylko z George 'm utrzymywał kontakt, bo on również po śmierci brata oddalił się od rodziny. A rodzina Parkinsonów wbrew oczekiwaniom przyjęła Pottera z otwartymi ramionami. Ich Wybraniec powiedział mu, że wysłał do przyjaciółki zaproszenie, ale nie odpowiedziała. Oboje w czasie ślubu i wesela rozglądali się czy nie pojawiła się, ale nie. Tylko Potter następnego dnia znalazł w kuchni piękny prezent o jakim marzył do dawna. Jajo feniksa. Nie było podpisu. Ale Potter powiedział mu, że wie kto mu jej przysłał. Tylko on, ona, i Weasley wiedzieli o jego marzeniu. Sam im o tym powiedział po tym jak zginął Dumbledore i Faweks również nie wrócił. Rudy nie dał mu jaja, więc została tylko jedna osoba.
On sam gdy wrócił nad ranem do domu na poduszce znalazł różową chryzantemę. Następnego dnia dowiedział się, że ten kwiat oznacza „jestem Twoja na wieki”.
Długo się zastanawiał kto mu go dał.
Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że to mogła być ona. Że była u niego. a jego w tym czasie nie było.
Ale jakie było inne wyjaśnienie jak nie jej krótka wizyta? Nikt inny mu go nie mógł przysłać.
Od tego czasu gdy wracał z pracy szedł do baru. Nie po to żeby topić smutki w alkoholu tylko szukał towarzystwa. I znalazł. Tańczył, bawił się i śmiał choć tak naprawdę jego serce krwawiło.
On tęsknił za inną dziewczyną. Za tą która byłą idealna ale odeszła.
Więc jak ma znaleźć swój ideał skoro go miał krótką chwilę i stracił?
Miał ją dla siebie tak krótko. Tylko dwa miesiące i to nie pełne. Razem byli tylko trzy tygodnie. Cudowne tygodnie, które już minęły. Rozpaliła jego zmysły i serce, a potem, nie żegnając się, odeszła.
Tak się nie robi” pomyślał Draco.
Nie wiedział gdy jej szukać. Nie miał pojęcia i zrezygnował. I to go dobijało. Bezczynność i bezsilność. Bawił się i wracał do życie tylko po to żeby nie oszaleć. Czas wypełnił pracą, kobietami i barem. Czasami odwiedzał Pottera. Ale rzadko. Jego szczęście go bolało. Zazdrościł mu. Draco z westchnieniem zaciągnął się ostatni raz.
Siedział patrząc w gwiazdy zastanawiając się co zrobił źle. Tak źle, że odeszła.
Wspomnienia napłynęły szybko. Kolejne wspomnienie z Hogwartu. I ze złe i to dobre. Każdy jej uśmiech i to jak się kłócili. Zacisnął dłonie i powiek,i ale to nie pomogło. Serce ścisnęło mu się boleśnie gdy we wspomnieniach zobaczył jej roześmianą twarz. Była taka piękna. Pomimo zaciśniętych dłoni i oczu na jego ustach pojawił się smutny uśmiech.
Przypomniał sobie jak się na niego wkurzała. Nie lubiła gdy ją uwodził. Jak marszczyła brwi i oddychała szybko, by nie zacząć na niego wrzeszczeć. Właśnie taka podobała mu się najbardziej. Gdy targały nią emocje. Te pozytywne jak i negatywne. Ważne, że były związane z nim. Gdy na niego krzyczała, że nie pozwalał jej się skupić, czy rozpraszał ją kolejnym pocałunkiem gdy się uczyła. Gdy później zakradała się do jego dormitorium żeby przeprosić go namiętnymi pocałunkami. Nigdy nie potrafił się na nią gniewać.
W końcu sięgnął do najpiękniejszych wspomnień. Pięknych, ale bardzo bolesnych.
Od ostatniej nocy. Gdy pierwszy i ostatni raz się z nią kochał. Gdy w końcu mu uległa. Przegrała ich układ z uniesioną głową. Uwiodła go samym spojrzeniem. Żadna inna kobieta nie potrafiła tego co ona. Żadna dziewczyna nie umiała go doprowadzić do tego takiego szaleństwa jak ona. Wystarczyło tylko jedne jej spojrzenie i uśmiech, a był jej.
Ból ścisnął mu serce gdy przypomniał sobie jeden szczegół tamtej nocy. Gdy już prawie zasypiał czując jej nagie ciało koło siebie. Przytulona wyszeptała mu w pierś ciche „kocham Cię, Draco” gdy myślała, że spał.
Czy mówiła poważnie? Czy naprawdę go kochała? Przecież mówiła, że nie chce się w nim zakochać. Czy jednak wbrew sobie straciła dla niego głowę?
Nie wierzył w to. W takim wypadku nie zniknęła by tej samej nocy. Jej cichy głos i piękny uśmiech powracał do niego we wspomnieniach.
Niech Cię cholera, Granger! To on miał ją uwieść, a nie ona jego! Wredna żmija!
Sam jej uśmiech i był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Ale po chwili jego złość przeszła.
Pokazała mu to w co nigdy nie wierzył.
Coś dlaczego warto walczyć i mógłby dlatego umrzeć.
Zmusiła go by spojrzał na świat jej oczami. Pokazała mu co to znaczy kochać.
Odeszła by docenił to co miał. By zobaczył jak boli utracona miłość.
Draco nie łudził się. Nie wierzył, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy.
Pokręcił z westchnieniem głową i podniósł się z parapetu, ale nie zamknął okna.
Podszedł do wazonu, który stał na komodzie. Zanurzy w nim twarz. Miłość, spokój i bezpieczeństwo ogarnęło go tak jak zawsze w jej obecności. Tak jak zawsze tego pragnął.
Czuł się jakby koło niego stała i zaraz miała go przytulić. Ale gdy otworzyło oczy to uczucie zniknęło. Z westchnieniem pomyślał, że musi znaleźć kolejną zabawkę.
To była najtrudniejsze.
Udawać pogodnego i zabawnego gdy tak cholernie tęsknił za inną!
Jutro w barze znajdzie kolejną dziewczynę na noc by nie męczyły go koszmary.
Położył się spać. Poczuł zapach dziewczyny z tej nocy. To nie był ten zapach, który prześladował go we wspomnieniach. Rzucił poduszkę na podłogę.
Zamknął oczy.
-Dobranoc, skarbie – wyszeptał myśląc o roześmianej brunetce.
Nie wytrzymał.
Po chwili łkał w poduszkę jak małe dziecko.
Tęsknota rozrywała mu serce.
Tak bardzo ją kochał...


~*~*~*~

Tak, wiem, jesteście w szoku. w końcu zapowiadałam jeszcze siedem rozdziałów, ale musicie mi wybaczyć i zrozumieć (a przynajmniej ci co piszą własne blogi). Nie napisałam nic od półtora miesiąca, ostatni (50) rozdział był pisany teraz w czerwcu i nie podoba mi się on ani trochę. Przez ostatni czas pisanie nie sprawiało mi przyjemności, ani, wręcz przeciwnie. Zaczęło mi przeszkadzać. Dlatego zakończyłam bloga, zakończeniem, które napisałam rok temu, gdy miałam wenę, chęć i serce do bloga. Mówiąc prostym językiem, wypaliłam się doszczętnie. Nadal kocham Dracona, ale nie umiem już o tym pisać. Przepraszam tych, których uradziło to zakończenie, ale innego nie będzie. Po rozmowie z Ciastkiem, BlueCherryNice i Alex, oraz żaleniu się Realistce podjęłam decyzję o zakończeniu bloga. Lepiej żebym zakończyła go teraz, a nie męczyła Was żałosnymi rozdziałami. Mam nadzieję, że uszanujecie chociaż moją decyzję, bo pewnie nie wszyscy są z niej zadowoleni. Nie jestem zadowolona z takiego zakończenia, ale wolałam zrobić to niż zawieszać, odwieszać bloga na czas nie określony. Decyzja o zakończeniu bloga nie była łatwa ani impulsywna, bo naprawdę przywiązałam się do niego. To był mój kawałek świata, w którym tylko ja rozdawałam karty i gdzie była przeważnie szczęśliwa.

Na pewno padną pytania czy wrócę do blogosfery. Od razu mówię, że jest to wręcz niemożliwe. Wycofuję się ze świata blogosfery. Straciłam chęć do pisania bloga. Mam tylko na dysku miniaturki, ale są one ostro +18, więc kto by chciał zapraszam na moją pocztę (monica.blog.onet.pl@onet.pl)  tam dowiecie się wszystkiego. Oczywiście Wasze będę nadal czytać i komentować.

Dziękuję każdemu kto był ze mną przy pisaniu i tworzeniu tego bloga.

Szczególne podziękowania ślę dla :
-Camme – za jej betowanie i trud włożony w pracę nad blogiem, jaki i wiele „spamu” na poczcie. Kochana, dziękuję.
-Alex – mojej becie kryzysowej, jak i czytelniczce, która ujawniła się stosunkowo niedawno, ale wspierała mnie bardziej niż mogłam sobie życzyć
-Nox, Mia – moje półetatowe bety, które również włożyły czas i poświęcenie w mojego bloga.
-Muscardinus – która czepiała się o każdy przecinek jak i udzielała naprawdę dobrych rad i odpowiedzi na najdziwniejsze pytania
-Realistce – tylko Ty wiesz jak bardzo mi pomogłaś w moim zamotanym życiu, słuchając mojego ględzenia przez tyle czasu. Kocham Cię za to, ale to już wiesz.
-Angusa – za jej rady jeszcze na Onecie i wytykanie błędów. Jesteś wspaniała.
-Roni – za muzykę, która pomogła mi w pisaniu tego bloga
-Każdemu kto nominował mnie do Liebster Awrad jak i The Versatile Blogger.


Kolejne podziękowania za rozmowy na gg dla :
-Sherieen
-Ciastka (wybacz, ale przyzwyczaiłam się)
-Alex
-BlueCherryNice
-Roni (kochanie, Miniaturka jest tylko i wyłącznie Twoja :*)
-Leksi
-Lilyan Scarlett

Dziękuje również osobom, których komentarze pojawiały się pod prawie każdym rozdziałem.
Roni, Camme, Bellatriks, Angusa, Pisarka-Mel, Sherieen, Hermiona Riddle, Diament, Kedavra Malfoy, Karollciia, Zuzu, BlueCherryNice,Alicia*, Anna, Alex, Alexandra, Ann;*, Wiklara, Lilee Kab, Kanore Subaru, Nett, oraz wszystkim anonimom.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim, że byliście. Bez Was nie byłabym tym kim teraz jestem, nie poznałabym tylu zajebistych ludzi. Mam nadzieję, że kontakty, które nawiązałam nie urwą się razem z końcem bloga.
Powtarzam to już, ale napiszę jeszcze raz.
Bez Was byłabym nikim w blogosferze. A podobno coś osiągnęłam.

Proszę Was tylko o to, żeby każdy kto tu był kiedykolwiek, zostawił po sobie jakiś ślad w komentarzu. Może to być opowieść na dwie strony albo tylko imię czy nick. Będę Wam bardzo wdzięczna, bo chciałabym wiedzieć ile nas było :)

Kocham Was,

Nox.

Żegnam was, już wiem
Nie załatwię wszystkich pilnych spraw
Idę sam, właśnie tam
Gdzie czekają mnie
Tam przyjaciół kilku mam, od lat
Dla nich zawsze śpiewam, dla nich gram
Jeszcze raz żegnam was
Nie spotkamy się

nie mogłam sobie odmówić tej dramaturgii...

niedziela, 23 czerwca 2013

Rocznica

Kochani!

Czy wiecie, że to już rok minął odkąd w internecie pojawiła się Nox ze swoimi poronionym pomysłem na Dramione? Te czasy jeszcze na Onecie. Kto pamięta ten jadowity żółty kolor i niebieską czcionkę? No kto? :D
Oj, robię się sentymentalna.
Do rzeczy.

Dziękować Wam będę wszystkim przy zakończeniu bloga, które wbrew pozorom jest bardzo blisko.
Teraz dziękuję za te 159 396 wejść oraz za te 1391 komentarzy. Jak i również nieznaną mi już ilość na Onecie.

W zamian za rok wytrzymania ze mną, mam dla Was miniaturkę, którą przypomniała mi Roni, bo kompletnie zapominałam, że ją mam.
To pierwsza część i nie wiem kiedy będzie kolejna.

Dziękuję za to, że ze mną byliście, gdyby nie Wy, to w świecie blogosfery, jak i onetu, byłabym nikim.


~*~*~*~

Wiesz... gdy się jest bardzo smutnym, lubi się zachody słońca...”

Antoine de Saint-Exupéry – Mały Książę

Od zakończenia Hogwartu minęło pięć. Pięć długich lat, odkąd zobaczył w swojej ręce dyplom ukończenia szkoły z wyróżnieniem. Sześć lat minęło od końca koszmaru jakim był czas spędzony pod dowództwem Voldemorta i jego dyktatury. Sześć cholernie długich, ciężkich i bolesnych lat. Przez sześć lat budził się z krzykiem po kolejnym koszmarze z taką samą scenerią. Powinien się już przyzwyczaić, ale to nadal go prześladowało. Twarz człowieka, którego zgładził. Idola wczesnego dzieciństwa. Człowieka, który miał go za nic, za zero. Miał wyrzuty sumienia, że podniósł na niego różdżkę. W nocy krzyczał i zanosił się dręczony poczuciem winy, gdy otworzył oczy wytchnienie trwało tylko chwilę.
Zaczynał się kolejny koszmar, tym razem na jawie. Perspektywa pozbawienia go możliwości decydowania tylko o sobie stała się obsesją. Nie chciał do tego dopuścić. Nie mógł. To by oznaczało kolejną porażkę w życiu, parszywym życiu bez przyszłości.
-Panie? - jego rozmyślanie przerwał głos służącego.
-Tak? - zapytał lodowatym tonem.
-Ktoś dopytuję się o pana od dwóch godzin, panie. Nie da się spławić.
-Odeślij go, ma przyjść jutro.
-Tak, panie.
Westchnął, gdy służący odszedł.
Wolnym, ale zmysłowym ruchem, wyćwiczonym do perfekcji sięgnął po kieliszek z winem. Zakołysał nim i upił mały łyk rozkoszując się smakiem.
-Greg – powiedział łagodnie, ale stanowczo.
-Tak, panie? - w mgnieniu oka pojawił się sługa ubrany od stóp do głów w czerń.
-Zamów kilka butelek tego wina.
-Przykro mi, panie. Nie ma na świecie już ani jednego człowieka kto by je miał w winnicy.
-Znajdź je – nakazał.
-Oczywiście, panie, zrobię co w mojej mocy.
-Odejdź.
-Tak, panie.
Służący znów zniknął w mroku korytarza.
Rozsiadł się wygodniej w swoim ulubionym fotelu przy kominku. Ognień trzaskał spokojnymi płonieniami do komina. Barw zmieniały się szybciej niż w kalejdoskopie. Obserwował to ze średnim zainteresowaniem. Jego myśli znów pochłonęło coś innego.
Zerwał kontakty z każdym kto go znał. Nikt nie widział go od czterech lat. Wyszedł z ukrycia tylko raz. Jeden jedyny raz, na prośbę swojego dawnego wroga. Miał dla niego układ nie do odrzucenia by się wydawało. Miał znaleźć jedną osobę, bo pomimo, że on zerwał kontakty to ludzie nadal go szanowali i bali się jego nazwiska. Nadal było potęgą choć nikt nie wiedział, gdzie znajduje się osoba o tym nazwisku, a szukał nie jeden. Sztukę rozpływania się w powietrzu - i nie chodzi tu o teleportację – opanował w kołysce.
Jego dawny wróg wyciągnął go z ukrycia. Wyszedł na kilka godzin pod wodzą ciekawości. Co miał do zaoferowania jego wróg. I przeliczył się, Nie było to nic warte. Roześmiał mu się w twarz i znów zniknął, tak jak tylko on potrafił. W końcu tak jak to mówią, nazwisko zobowiązuje.
Potem wrócił do spokojnego życia w cieniu. Po terrorze zwanym Voldemort wyjechał z kraju nie zważając na prośby matki, ani surowe słowa ojca. Zaczął mu się palić grunt pod nogami. Perspektywa małżeństwa nie pociągała go, a wręcz przerażała. Zawsze był niezależny od nikogo i wolny, teraz jakaś kobieta chciała ograniczyć jego wolność! Niedoczekanie!
Fakt, że jeśli się nie ożeni i jego ród wygaśnie razem z nim - zignorował. Miał poważniejsze sprawy na głowie niż przedłużenie linii dziedzicznej lub koniec znakomitego rodu.
Doszły go słuchy, że ktoś zna miejsce jego pobytu.
Nie miał pojęcia jak do tego doszło. Dobrze się krył, tylko nieliczna służba wiedziała kim jest. Jego zaufani mieszkali w jego dworze i załatwiali wszystkie sprawy jakie im polecił. Choć ich pracodawca był surowy i lodowaty to był również sprawiedliwy. Ludzie choć trudno w to uwierzyć, mówili o nim przyjaźnie i z szacunkiem. Miał zaufaną służbę, cieszył się ich szacunkiem, choć nikt nie znał jego prawdziwego nazwiska.
On sam musiał zniknąć z ojczyzny. Zbyt wielu ludziom się naradził. Jego ojciec również się ukrywał, ale większość oskarżeń spłynęła na niego. Zbyt wiele szkód wyrządził by mógł bezkarnie przebywać w ojczyźnie.
Choć tęsknił do niej i odczuwał brak jakiegokolwiek kontaktu z przeszłością cieszył się, że żył. Ogromna liczba jego znajomych z dawnego życia już nie żyła lub została skazana na dożywocie w Azkabanie. On tego uniknął tylko dlatego, że w porę zniknął z kraju.
Wyjechał do zimnej Skandynawii i tam zaczął nowe życie. Nie zatrzymał się w Norwegii tuż przy pięknych i surowych fiordach, o nie, on pojechał w głąb lądu. Długo szukał, aż osiadł w Szwecji w okolicach Luleii tuż przy zatoce Botnickiej. Wybrał Skandynawię specjalnie, ponieważ Ministerstwo nie szukało by go tu. Z tego co się dowiedział to wysyłali ludzi w stronę ciepłych krajów, Hiszpanii, Włoch i Grecji, ale nic nie znaleźli. Jakiś czas szukali go we Francji, bo podobno mieli jakiś ślad. Szukano go nawet w Algierii i Turcji! Doprawdy musiało im zależeć na jego głowie! A teraz ktoś podobno wiedział gdzie on się znajduje...
Nie były to potwierdzone informacje tylko jakieś plotki z drugiej ręki, ale bardzo go zaniepokoiły.
Jego zaufany człowiek, Dominik, który często na jego polecenie jeździł do Anglii i załatwiał najważniejsze sprawy jaki i zawsze miał na uwadze czy nikt nie słyszał o jego pracodawcy, doniósł mu, że owszem są pogłoski. Wypytywany, przyznał, że to nic konkretnego tylko jakieś poszepty, że podobno ktoś napomknął o nim w jakiejś spelunie, że ktoś go szukał. Jakaś wysoka i zakapturzona postać....
Nie znano jego imienia jaki i wyglądu. To bardzo go niepokoiło. Tutaj w Skandynawii tylko jedna osoba znała jego imię! Jedna, jedyna osoba.
Dominik.
Człowiek inteligenty i umiejący zadbać o nieprzyjemne sprawy jak i o ludzi, którzy gadali za dużo.
Był stosunkowo młody, zbliżał się do trzydziestki. Czarne włosy, ciemna karnacja, piwne oczy i niechęć do zimna wskazywały na to, że nie pochodzi ze Szwecji, i tak w istocie było. Jego korzenie były w Hiszpanii. Jego pan bardzo dokładnie wypytał o jego przeszłość pod wpływem Veritaserum. Okazało się, że Dominik został oskarżony o zabójstwo swojego brata. Z jego opowieści wynikało, że jest niewinny. Zrobił to ktoś inny.
Zbiegł, ostrzeżony przez siostrę i ukrywał się daleko od ojczyzny. Nie miał odwagi wrócić do kraju. I tak dostał prace u człowieka, który zjawił się w Szwecji całkiem niedawno.
Cztery i pół rok temu pojawił się znikąd z małym bagażem. Wypytywał o ziemię do kupienia i za rozsądną cenę kupił kilka hektarów nad Zatoką Botnicką. W pół roku wybudowano niemały dwór. Damostrand. Pojawi się bogaty pan na włościach.
Damien Maderville.
Ludzie, którzy go widzieli mówili, że wygląda jakby był ze Skandynawii. Platynowe włosy przetykane jasnymi blond naturalnymi pasemkami, ciemnoniebieskie oczy lodowate, jak morze nad którym mieszkał. Wysoki o szerokich barach, zbudowany jak wiking, rysy miały w sobie szlachetnego. Kobiety mówiły, że takiego mężczyzny się nie zapomina. Coś było w tych niebieskich oczach, jakaś twarda nuta, która sprawiła, że każda kobieta chciała o niego walczyć. Zmysłowe wargi i pogardliwy uśmiech sprawiał, że młode kobiety chciały, żeby właśnie na ich widok stalowy błysk z oczu znikał i pojawiał się czuły uśmiech. Każda chciałaby go mieć, ale jak widać pan na Damonstrand nie zamierzał się ustatkować.
Swój dwór urządzał w różnych stylach. Stare dębowe meble, lekko rzeźbione i dobrze utrzymane były tylko na parterze, który był utrzymany ze smakiem, choć w ciemnych barwach. Brąz i heban, z akcentami złota, ale dzięki staraniom pokojówek i służby dom był przytulny. Pierwsze piętro było utrzymane w stylu klasycznym. Łukowate sufity, podłogi wykładane prawdziwym sezonowanym drewnem, nigdy nie tkniętym odrobinom farby czy impregnatów. Tutaj dominował mahoń i miedź i tylko kilka dodatków miało kolor złoty. Bo trzeba przyznać, że Damien Maderville znał się na sztuce. Na drugim piętrze, które służba uważała za najpiękniejsze i najprzytulniejsze był styl dość dziwny jak na mężczyznę. Rococo. Meble rzeźbione w różyczki, muszelki i inne małe szczegóły, utrzymane w kolorach olchy i orzecha. Tylko sypialnia właściciela była w kolorach srebra i zieleni. Nikt nie wiedział dlaczego. Te kolory nie występowały w żadnym innym pomieszczeniu we dworze. W całym domu było wiele obrazów, które na pewno chciałby mieć niejeden kolekcjoner. Sekretarzyk na pierwszym piętrze pochodził z XV wieku i pytał o niego nie jeden historyk i człowiek, który fascynował się tamtymi czasami. Poszeptywano, że pochodził od znakomitej szlachty znanej na cały świat, Habsburgów. Podobno król Karol, władca zjednoczonej Hiszpanii wraz z Sycylią, Neapolem i imperium kolonialnym, bardzo był do niego przywiązany. Widać było, że Damien Maderville lubił bogactwo i naukę. Jego prywatna biblioteka na drugim piętrze zajmowała połowę piętra i liczyła ponad trzy tysiące pozycji. W tym kilka białych kruków. Jego majątek wyceniano na kilkadziesiąt tysięcy dolarów. A nikt nie wiedział ile zostawił w Anglii.
Ocknął się z zamyślań słysząc kroki na korytarzu. Usiadł prosto, ale nie odwrócił się w stronę drzwi. Tutaj mogła wchodzić jedynie pokojówka, Greg i Dominik.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Na ustach Damiena Maderwille pojawił się lekki uśmiech, ale odpowiedział chłodno i obojętnie.
-Proszę.
Uchyliły się drzwi i wpadła smuga światła.
-Panie – powiedziała cicho pokojówka – pan Dominik do pana.
-Oczywiście, Ingo – powiedział łagodnie – poproś go.
-Tak, panie – pokojówka zamknęła cicho drzwi.
Po chwili rozległy się odgłosy kroków cięższych niż wcześniej. Kolejne pukanie.
-Wejść – powiedział ostro.
-Dzień dobry, panie Maderville.
-Witam, Dominiku. - skinął mu głową – usiądź. Czego się dowiedziałeś?
-Nie jest dobrze, panie Maderville – powiedział poważnie Dominik.
-Mów – powiedział ostro Damien Maderville.
-Ktoś – zaczął Dominik – jakaś kobieta, rozpytywała o pana, panie Maderville. Twierdzi, że pana dobrze zna i, że ma pewne dowody na to, że nie jest pan w żadnym z ciepłych krajów Europy. Przynajmniej tak mówiła w pewnych pubach – Dominik rzucił kilka nazw i ciągnął dalej – Z tego co się dowiedziałem, kobieta jest bardzo inteligentna i łatwo nie odpuszcza. Z moich ustaleń wynika, że nie będzie łatwo się jej pozbyć, ma potężnych przyjaciół, przynajmniej tak słyszałem.
-Wiesz co to oznacza, Dominiku, prawda? - zapytał lodowato Damien
-Oczywiście, panie – skinął głową Hiszpan – to co zawsze.
-W innej wersji.
-Nie rozumiem panie...
-Potrzebuję tej kobiety żywej – powiedział spokojnie Damien – i żeby była w stanie mówić do rzeczy.
-Tak, panie. Zrobię jak każesz – powiedział Dominik, a w jego głośnie tylko przez ułamek sekundy brzmiało zdziwienie.
-A teraz odejdź – dodał Damien Maderville – wróć z lepszymi informacjami.
-Tak, panie – Dominik poderwał się do wyjścia.
-Dominik.
-Tak, panie? - zapytał już przy drzwiach Hiszpan.
-Chcę ją mieć tylko dla siebie.
-Tak, panie.
Dominik wyszedł, a na ustach Damiena Maderwille' a pojawił się pogardliwy uśmiech.
-No tajemnicza kobieto, to spotkanie będzie ciekawe.

~*~*~*~

Od jego spotkania z Dominikiem minął tydzień.
A w ciągu tygodnia dużo się wydarzyło.
Wybuchł pożar w Damostrand. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Zaklęciami szybko wszystko naprawiono.
Ale to nie koniec.
Ktoś zabił ulubionego psa pana Damiena. Czarny owczarek collie. Znaleziono go na polach należących do Damostrand. Krwią nieszczęsnego zwierzęcia napisano na tyłach dworu «Zdrajca».
Po dwóch dniach zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Służba zaczęła się bać. Widziano wysoką zakapturzoną postać na granicach Damostrand. Ktoś ukradł całe pożywienie z dworu. Gdy przywieziono nowe, okazało się, że jest zatrute. Dobrze, że kucharka miała dobry węch i za w czasu zdążyła wyrzucić wszystko. Oczywiście poinformowano o tym pana Maderville.
Uspokoił służbę, powiedział, że każdy kto się obawia o swoje życie może odejść z dworu. Dostanie sowite wynagrodzenie za uczciwą służbę i dobre preferencje. Nikt jednak nie odszedł, lubili i szanowali właściciela Damostrand.
Damien Maderville podziękował im za lojalność i poprosił by z każdą sprawą, która wydawała by się im dziwa lub niespotykana mają przyjść bezzwłocznie do niego, nie obawiając się gniewu.
I tak się stało.

~*~*~*~

Dziesięć dni po rozmowie z Dominikiem przyszła do niego młoda pokojówka. Została przyjęta trzy lata temu i nigdy nie miała zastrzeżeń do swojej pracy, dobrze się czuła na Damostrand.
Zapukała cicho do gabinetu swojego pana.
-Proszę – odpowiedział chłodny głos.
Z lękiem uchyliła drzwi i zajrzała do środka.
Damien Maderville siedział za dużym biurkiem zatopiony w papierach. Włosy zawsze idealnie ułożone był rozwichrzone, koszula pod szyja była rozpięta, ukazując cienką, podłużną bliznę pod obojczykiem. Koło jego prawej ręki stał kieliszek z winem.
-Wybacz, panie, że przeszkadzam... - zaczęła niespokojnie dziewczyna – nie chciałam...
-Nie, Cecylio – uśmiechnął się Damien - wejdź, proszę.
Dziewczyna pełna lęku weszła do gabinetu.
-Usiądź – powiedział lekko Damien – nie bój się – dodał gdy Cecylia usiadła na brzegu fotela.
Skinęła głową i przymknęła oczy.
Maderville przyglądał się jej spokojnie.
Cecylia była młoda i niepewna tego co robiła. Długie włosy zawsze splatała w warkocz. Odcień niewypolerowanej miedź zawsze fascynował Damiena. Zielone oczy były duże i piękne. Była niska, ale poruszała się z wdziękiem.
Damien wiedział, że dziewczyna się go boi.
Pamiętał, że jej przygody z mężczyznami zawsze kończyły się siniakami, strachem i nadszarpaną dumą. Cecylia została wygnana z domu przez apodyktycznych rodziców, gdy okazało się, że jest w ciąży. Damien gdy przyszła do niego prosić o pracę, przyjął ją od ręki. Była w szóstym miesiącu ciąży. Maderville dał jej pokój tuż obok swojego i zakazał pracować do chwili rozwiązania.
Cecylia została pod opieką starszych kobiet i wkrótce urodziła ślicznego chłopca, niestety bardzo słabego. Wszyscy załamywali ręce nad stanem zdrowie dziecka, ale nic nie mogli zrobić. Mały nie chciał jeść i umierał na ich oczach. Cecylia nie spała całymi dniami, czuwając nad dzieckiem, które oddychało ciężko i patrzało na nią nierozumiejącymi zapłakanymi oczkami.
Damien Maderville wrócił z podróży cztery dni po narodzinach. Gdy usłyszał o chłopcu, poszedł pogratulować Cecylii. Zastał ją łkającą nad kołyską. Mały ledwie oddychał i pluł krwią. Damien tylko na niego spojrzał i wyszedł. W ciągu godziny sprowadził najlepszego lekarza w Europie. Młody mężczyzna zbadał małego i pokiwał głową.
Wyszedł by naradzić się z Damienem Maderville.
Jak dziś pamiętał tą rozmowę.
-Damien, on nie przeżyje – powiedział cicho.
-Co mu jest?
-To ciężka choroba i rzadko się zdarza. Mały na niewydolność lewej komory płucnej. Prawa w ogóle nie funkcjonuje. Kobieta prawdopodobnie była bita jak była w ciąży.
-Owszem, ojciec dziecka ją pobił – przyznał Damien – przez ostatni trymestr właściwie nie wstawała. Można coś zrobić?
-Tak – skinął głową lekarz – ale matka nie jest w stanie za to zapłacić.
-Uratuj go – powiedział twardo Damien – Jaskari, uratuj go.
-Nie mam na to pieniędzy. Matka nie wypłaci się do końca życia! - podniósł głos Jaskari.
-Cecylia u mnie pracuje i to ja zapłacę za leczenie małego. Cena nie gra roli.
-Damien, jesteś pewnie co robisz? To ogromna cena.
-Przeżyje jeśli mu pomożesz?
-Tak, na sto procent.
-To pomóż mu.
Jaskari spędził u małego całą noc.
O świcie mały przezwyciężył chorobę. Cecylii pozwolono do niego wejść i nakarmić go, a Jaskari poszedł do Damiena.
-Przeżyje. Damien, dlaczego?
-Mały powinien żyć – mruknął tylko Maderville.
-Tobie nigdy nie zależało na nikim, czemu ten mały to zmienił?
-Zamknij się, Jaskari. Masz siano i koniec tematu – syknął Damien.
Cecylia nie wiedziała jak mu dziękować za syna.
Maderville roześmiał się tylko i powiedział „Zaopiekuj się nim, Cecylio i zostań na Damostrand.”
I tak się stało.
Damien otrząsnął się z myśli i spojrzał na młodą kobietę przed nim.
-Panie – zaczęła niepewnie.
-Cecylio, proszę, jestem starszy od Ciebie o dwa lata – powiedział łagodnie – mów mi po imieniu.
To go irytowało od początku. Oczywiście jego pracownicy powinni go szanować, ale nigdy nie chciał być dla nikogo panem. Niestety takie były w Skandynawii zwyczaje. Pracodawcy należy się szacunek i jest dla podwładnych panem.
-Panie, to nie wypada, to brak szacunku.
-Cecylio, szanujesz mnie?
-Tak, panie.
-To mów mi po imieniu. Oczekuję szacunku i lojalność, więc to zrób – powiedział Damien, ale w jego głosie był śmiech.
-Oczywiście, pa.. Damien.
-No, a skoro to wyjaśniliśmy, to powiedz o co chodzi?
-Damien... - zaczęła Cecylia i spojrzała na niego onieśmielona – kazałeś nam przychodzić do Ciebie, gdy coś wyda nam się niepokojące.
-Tak, czy zauważyłaś coś takiego?
-Ja nie, ale Damon tak.
Damien uśmiechnął się.
Cecylia długo zastanawiała się jak dać małemu na imię. Chciała jakoś uczcić Damiena za to co dla niego zrobił i w końcu wmyśliła. Nadała mu angielską formę imienia Damien. Mały nazywał się Damon i stał się oczkiem w głowie Damiena. Tylko wtedy jak mały zakradał mu się do gabinetu i wdrapywał na kolana, bo miał ogromny problem, którego nie umiał sam pokonać na twarzy Damiena pojawiał się czuły uśmiech. Mały wierzył, że Damien umie wszystko. Podziwiał go i jako jedyny nie bał się surowego pana na Damostrand.
-Co z nim? Jak się trzyma?
-Dobrze, urwis nie umie usiedzieć na miejscu. Ale Damien... - w oczach Cecylii pojawił się lęk – wczoraj był z Matthiasem nad morzem. Matthias łowił, a mały bawił się niedaleko, cały czas pod jego okiem, wszyscy go uwielbiają. Jak wrócili to Damon powiedział mi, że nad zatoką była łódź. To nie była żadna z naszych łodzi. A w zaroślach widział krew.
W oczach Damiena pojawił się lodowaty błysk. Cecylia zadrżała widząc go.
-Przyprowadź Damona.

~*~*~*~

Kilka minut później mały już siedział mu na kolanach i domagał się uwagi.
Miał jasne włosy i zielone oczy Cecylii z domieszką szarości. Był bardzo blady, pamiątka po chorobie zaraz po urodzeniu.
-Damon, mama mówi, że wczoraj byłeś nad zatoką z Matthiasem.
-Tak! - zawołał radośnie mały – Matthias dał mi muszelki, które wyłowił!
-To świetnie, masz je w pokoju? Dołożyłeś do reszty?
-Tak, ale mama mówi, że mam ich za dużo – Damon wygiął usta w podkówkę.
-Mama na pewno Ci ich nie zabierze. Ale słyszałem, że widziałeś łódź. Chciałbyś mieć taką?
-Tak, ale ta łódka była brzydka, inna niż nasze – Damon wykrzywił usta w podkuwkę.
-Czemu były brzydka? - zapytał Damien.
-Jakaś tak ciemna, nasze są jaśniejsze - mały pokręcił głową.
-Damon, a widziałeś jakąś flagę? - włączyła się do rozmowy Cecylia.
-No, miał na burcie dwie.
-Dwie? - podchwycił Damien.
-Jedna była z takimi gwiazdkami, czerwona i niebieska, a druga biała z zielonym paskiem i była mała i krótka. Ta flaga miała jakieś szlaczki.
-Narysuj mi je, dobrze? - powiedziała Cecylia.
Damien podał małemu pergamin i długopis.
Damon pomyślał chwilę i narysował niepewną dłonią "szlaczki".
Ułożyły się one w cztery chwiejne litery. "DHMG'
-Dziękuje Ci, Damon - powiedział pobladłymi wargami Damien - idź do Matthiasa, niech zrobi Ci jakąś półkę na muszelki, a Ingę poproś o coś słodkiego, powiedz, że masz moje pozwolenie. Ja muszę jeszcze chwilę porozmawiać z Twoją mamą. Przyjdę do Ciebie wieczorem.
Mały zeskoczył mu z kolan i podbiegł do drzwi. Pomachał rączką mamie i już miał wyjść, gdy coś mu się przypomniało.
-Damien?
-Tak, Damonie?
-Lubisz moją mamę? - zapytał cicho malec.
Damien uśmiechnął się.
-Tak, lubię Twoją mamę, a teraz zmykaj.
Poczekał aż usłyszą jego kroki na schodach i dopiero wtedy się odezwał.
-Cecylio, wiesz, gdzie dokładnie Damon widział tą łódź?
-Tak. Matthias był na drugiej przystani, a mały bawił się na plaży po lewej stronie.
-Dziękuję Ci - powiedział szczerze Damien i wyciągnął kolejny pergamin - nie, zostań - dodał gdy Cecylia chciała wstać - mam do Ciebie jeszcze kilka pytań.
-Słucham, panie?
-Na pewno słyszałaś o tych wszystkich napadach i innych okropnościach.
-Tak.
-Wiem kto za tym stoi i mam do Ciebie ogromną prośbę - powiedział cicho gdy skończył pisać.
-Jesteś zaniepokojony...
-Tak, to może mi zagrozić.
-Zrobię wszystko, gdyby nie Ty...
-Damon jest dla mnie bardzo ważny - przerwał jej łagodnie Damien - to należy od teraz do Ciebie - dodał podając jej pergamin.
-Co to jest? - zapytała czytając pobieżnie tekst.
-Od teraz połowa mojego majątku w Szwecji i w Anglii należy do Damona. Jest moim jedynym spadkobiercą.
-Ale, Damien! - wybuchnęła Cecylia - nie możesz mu dać tego!
-Mogę - uśmiechnął się delikatnie Damien - mogę z tym zrobić co chcę i chcę dać to jemu. Nie sadze, żebym sam miał dzieci, a ktoś musi o to potem zadbać. A kto jak nie on?
-Damien... - Cecylia zająknęła się - co się dzieje? Dlaczego? Boisz się czegoś?
Maderville spoważniał.
-Nie wiem. Muszę Cię o coś prosić.
Dziewczyna odwróciła wzrok.
-Tak, panie? - wróciła do oficjalnej nazwy.
-Uraziłem Cię, Cecylio? - zapytał cicho.
-Wiesz, panie, jak zareaguje służba gdy dowiedzą się, że to Damon dostanie Damostrand?
Pomyślą, że...
-Jeśli tak pomyślą to będą w błędzie - przerwał jej łagodnie Damien.
Dziewczyna jeszcze bardziej pochyliła głowę.
-Cecylio, co Cię gryzie?
-Panie... to... nie, to nie powinno do pana dojść. To bezczelność.
-Prosiłem o coś - powiedział chłodniej Damien.
Nie znosił gdy mu odmawiano.
-Każda kobieta w Luelii o tym marzy. - powiedziała tylko Cecylia.
-O czym?
-O tym żeby być panią na Damostrand. O tym żeby pan im się oświadczył. Każda. Więc czemu, panie Maderville, zapisujecie mu tą posiadłość? Czy nie wystarczająco ludzie obrzucają mnie błotem? Teraz będą myśleć, że Damon to pański syn, i zdobył Damostrand postępem uknutym przeze mnie.
-Cecylio, sprowadziłaś się tutaj i szanuję Cię jako pracownika, a przed wszystkim jako kobietę. Nie spoufalam się ze służbą. Nie dla tego, że do niższy stan ode mnie, ale dlatego, że nie mieszam pracy z przyjemnością. Jeśli chciałbym Cię zobaczyć w mojej sypialni to już byś tam była.
Dziewczyna spuściła głowę, upokorzona i zraniona.
-Nie chcę Cię ranić, Cecylio - powiedziała cicho Damien - ale muszę zabezpieczyć Damostrand. Jest Damona i nie zamierzam tego zmienić. Nikt nie dowie się o tym przez kilka ładnych lat.
-Dlaczego uratowaliście Damona? - zapytała cicho Cecylia, zmieniając temat.
-Cecylio, prosiłem żebyś mówiła mi po imieniu. Chciałabyś żebym zwracał się do Ciebie, panno Nilsdatter?
-Nie - wzdrygnęła się Cecylia - przepraszam jeśli pana uraziłam - powiedziała i wstała - ale skoro nie spoufala się pan ze służbą, to dlaczego wymaga tego pan ode mnie?
Odwróciła się i podeszła do drzwi.
-Cecylio, Cecylio, poczekaj.
-Po południu przyjdę po ostatnią wypłatę - dodała chłodno i wyszła.
Damien westchnął cicho.

~*~*~*~

Mam nadzieję, że się podobało. Nie wiem kiedy kolejna część.
Zapraszam również na 50 rozdział, który pojawił się w piątek.

Kocham Was, za to, że jesteście ze mną.
Roczna,
Nox

P.s nowy rozdział powinien pojawić się w piątek.

After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...