Gabriel
García Márquez.
Vegas
Minęły
dwa lata.
Aż
dwa lata, a ona czuła się jakby trwało to już wieczność.
Wieczność bez Niego, bez przyjaciół. Skrywanie się pod maską,
pod inną postacią. I co z tego, że codziennie widziała Jego jak
wychodził z domu? Co z tego skoro nie mogła do niego podejść? Co
z tego, że była obok, a tak naprawdę dzieliła ich ogromna
przepaść? Przepaść, która z każdym dniem rosła i stawała się
coraz większa. Nie mogła z nim porozmawiać, przytulić się i znów
poczuć się bezpiecznie w Jego ramionach. Na pewno wiedział, że to
ona była na grobie jego matki, że to od niej dostał kwiaty. A
Harry? On z pewnością nie zastanawiał się od kogo dostał prezent
ślubny. Tylko co z tych prezentów skoro nie było jej przy nich w
najważniejszych momentach ich życia? Jedyne co mogła zrobić to
obserwować ich. Tak, już od 2 lat obserwowała swoich przyjaciół
i miłość swojego życia. Widziała ich codziennie, ich troski,
zmartwienia, radość. Ile już razy miała ochotę podejść do
nich, zrzucić tą fałszywą tożsamość i powiedzieć o wszystkim.
Jednak wiedziała, że nie może. Nie chodziło tu czy jej uwierzą.
Bo jak po dwóch latach miała to zrobić? Zapukać do drzwi Dracona,
a jak otworzy to co? Ma się rzucić mu na szyję? "- Cześć
kochanie, wiem że zniknęłam na dwa lata, wiem że mnie szukałeś.
Zapomnijmy o tym i żyjmy dalej. Co powiesz na sex na zgodę?"
Oczami wyobraźni widziała jego minę, kpiący uśmiech i
trzaśnięcie drzwi przed jej nosem. Nie byłaby zdziwiona, gdyby tak
zrobił. Bo jak ona zachowałaby się na jego miejscu? Nie chciała
nawet o tym myśleć. Kolejny dzień siedziała na tarasie swojego
apartamentu z winem w ręku i obserwowała Dracona. To jak chodzi po
mieszkaniu bez koszulki, jak następna dziewczyna wychodzi z jego
sypialni, a on jak zawsze odpala papierosa i siedzi na parapecie z
zamyślonym wzrokiem. Bolało ją to. Ta świadomość, że to z jej
winy on tak cierpi. A może już zapomniał o niej? Codziennie
zastanawiała się, czy oni jeszcze o niej pamiętają. Takie myśli
nachodziły ją w każdej wolnej chwili. Wyrzuty sumienia nie dawały
jej spokoju. Przez pierwsze pół roku płakała każdego wieczoru,
później nie było wcale łatwiej, każdy dzień przynosił nowe
łzy, nowe zmartwienia, wątpliwości. Pieprzony Weasley! To przez
niego musiała opuścić wszystkich. To on sprawił jej tyle bólu co
nikt inny. Przez niego musi od dwóch lat przechodzić przez każdy
krąg piekła. Sama zmagać się z cierpieniem. Pozbawił ją
wszystkiego czego miała: miłości, przyjaciół, życia, a dał jej
to co było jej największym lękiem. Podarował jej samotność.
~*~*~*~
Nox
Gdzie
teraz jest? Co robi? Z kim rozmawia? Kogo dotyka? Co widzi? Co czuje?
Uśmiecha się? Czy jest jej ciepło? Czy jest szczęśliwa?
Dochodziła
godzina dziesiąta w nocy.
Wielki
gmach był pusty, tylko w jednym pomieszczeniu paliło się światło.
Samotny kwadracik na ostatnim piętrze. W gabinecie paliła się
tylko jedna lampa przy biurku. W chwili, gdy wybiła pełna godzina,
mężczyzna przy biurku drgnął lekko, wyprostował się, by po
chwili znów pochylić się nad papierkową robota, która musiał
dokończyć. Wypełniał kolejna kartę pacjenta. Zostały mu do
wypełnienia jeszcze trzy. Chciał to dzisiaj dokończyć i iść do
domu. Był zmęczony, po całym dniu dyżuru i siedzeniem od 7 nad
papierami. Odłożył przed ostatnia kartkę i wziął się za
kolejną. Odtworzył ją i spojrzał na nowego pacjenta. Drgnął
zaskoczony, a jego serce zabiło mocniej. Na zdjęciu była
dwudziestoparoletnie kobieta, z burzą brązowych włosów na głowie.
Gdy przyjrzał się jej uważnie, stwierdził, że to nie ta osoba.
Jednak pracy mu się odechciało na dzisiaj. Wrzucił niezapisaną
kartę do szuflady biurka, a resztę wziął w rękę i wyszedł z
gabinetu zamykając za sobą drzwi. Zbiegł po schodach na parter.
Poszedł ciemnym holem do recepcji i uśmiechnął się do kobiety,
która tam siedziała.
Gdy
usłyszała ciche kroki, podniosła głowę i uśmiechnęła się.
-Znów
siedzisz do późna? - zganiła go.
-Nikt
tego za mnie nie zrobi – powiedział tylko i podał jej stertę
kart – przekaż to Bastianowi.
-Dla
niego to robiłeś? - oburzyła się.
-Musiałem
– powiedział krótko mężczyzna.
-Ale...
-Do
jutra – uciął i wyszedł z miejsca pracy.
~*~*~*~
Szedł
piechotą do domu, nie tracąc rytmu, wyciągnął z kieszeni portfel
i przeliczył szybko pieniądze. Chciał skoczyć do baru, ale był
na to za mocno zmęczony. Coś nie dawało mu spokoju. Szedł przed
siebie zatłoczonymi ulicami, nie zwracając uwagi na spojrzenia
kobiet posyłane w jego stronę. Wsunął ręce głębiej do kieszeni
spodni od garnituru i skierował się w kolejną ciemną uliczkę.
Doskonale wiedział gdzie trafi tą droga.
Odetchnął
letnim powietrzem i szybkim krokiem ruszył przed siebie.
~*~*~*~
Ciemnowłosa
kobieta skończyła właśnie myć naczynie i wycierała dłonie, gdy
zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworze!
- usłyszała głos swojego męża z pokoju obok.
Uśmiechnęła
się lekko i usiadła przy stole, sięgając po zostawioną tam
wcześniej butelkę czerwonego półwytrawnego wina. Otworzyła
butelkę i nalała sobie lampkę wina do kieliszka. Wytężyła
słuch, gdy jej mąż otworzył drzwi. Przez chwilę panował cisza,
potem cicha wymiana zdań i szczek zamykanych drzwi. Wzruszyła
ramionami uznając, że to nic ważnego.
-Kochanie,
przyjdź tu, proszę! - zawołał jej mąż.
Kobieta
wzięła kieliszek wina i przeszła przez korytarz by stanąć w
drzwiach salonu. Przy szklanej ławie siedziało dwóch mężczyzn na
przeciwko siebie. Jeden był ubrany w garnitur. Miał jasną karnację
i blond włosy, jednak coś w jego rysach zdradzał jego charakter
buntownika, zmęczonego, smutnego, ale nadal buntownika.
Drugi
mężczyzna miał czarne włosy i był ubrany w zwykłe dżinsy i
koszulkę , które nadawały mu wygląd chłopca z liceum.
-Co
się stało? -zapytała siadając w fotelu.
Czarnowłosy
pokręcił głową.
-Wydawało
mi się, że ją widziałem – powiedział ponuro blondyn.
Kobieta
spojrzała na niego ze współczuciem.
-Draco,
przecież tylko razy wracaliśmy do tego tematu...
-Wiem,
ale to nadal mnie męczy.
-Zrobiliśmy
wszystko - powiedział z naciskiem szatyn – wszystko co się dało.
Wiesz, że gdyby chciała...
-To
by wróciła, albo w ogóle nie znikała. Gdy zrozumie, że to był
błąd, to wróci. Znam tą gadkę na pamięć, Chłopcze, Który
Przeżyłeś.
Kobieta
skinęła głową na męża, który bez słowa wyszedł z salonu.
Usiadła koło blondyna, który po krótkim wahaniu położył jej
głowę na kolanach.
-Tęsknię
za nią, Pansy – powiedział cicho.
Nie
odpowiedziała tylko zaczęła głaskać go po włosach, czekając aż
Draco znów zaśnie jej na kolanach. Przeklęła po raz kolejny
kobieta, która go tak zraniła.
~*~*~*~
Tak,
tak, wróciłam.
Zdecydowałam
się, że napiszę do tego happy end. Będzie to kilka rozdziałów,
które będą kontynuacją bloga.
Jednak
teraz mam motywacje do pisania, ponieważ nie będę tworzyć sama.
Towarzyszy mi Vegas. Jej dziełem jest cześć prologu (jeśli mogę
go tak nazwać) z perspektywy Hermiony. Draco jest moją działką.
Nie
wiem kiedy pojawi się kolejna cześć. Może za tydzień, może za
miesiąc, ale skończę tego bloga happy endem.
No
to tyle.
Znów
czekam na Wasze opinie :)
Wracająca
na łamy blogosfery,
Nox