Witaj
w gniewie
Witaj w życiu
Napięcie jest tutaj
Pomiędzy tym kim jesteś, a tym kim możesz być
Pomiędzy tym jak jest, a tym jak powinno być
Witaj w życiu
Napięcie jest tutaj
Pomiędzy tym kim jesteś, a tym kim możesz być
Pomiędzy tym jak jest, a tym jak powinno być
Switchfoot
- i dare you to move*
Po
egzaminie wszyscy wyszli z cieplarni z niezbyt zadowolonymi minami.
Na ich nastrój najbardziej wpłynął eksces przed OWTM-em. Egzamin
składał się z toru przeszkód. Mieli do czynienia z mandragorami,
diabelskimi sidłami, tykwobulawami, tentakulami i innymi
cholerstwami, których nikt przy zdrowych zmysłach nie trzyma w
przydomowym ogródku. A więc też humory im się nie
poprawiły. Wyszli z tego bez szwanku... no prawie. Tylko
Diabeł miał rozciętą rękę, bo natrafił na rosiczkę jadowitą.
W
Sali Wejściowej bez zbędnych słów, rozdzielili się.
Pansy,
Terren i Ress, który im cały czas towarzyszył, poszli do siebie.
Zaraz za nimi powlókł się Blaise z niezadowoloną miną, bo
Parvati poszła się uczyć do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Za
Gryfonką podążył Harry. Hermiona poszła do swojego dormitorium,
ciągnąc za sobą Dracona, który dał się poprowadzić z lekkim
uśmiechem na twarzy.
Gdy
weszli na czwarte piętro, Hermiona otworzyła przejście do swoich
komnat. Weszli do jej dormitorium, gdzie Gryfonka z ulgą ściągnęła
szatę. Był środek lata, na
dworze panował nieznośny skwar, a oni w czasie egzaminów musieli
chodzić w pełnym mundurku.
Hermiona
rzuciła się na fotel i rozluźniła krawat. Draco podszedł do okna
i otworzył je.
-Granger...
-Hmm?
-Myślałaś
kiedyś o tym, co będziesz robiła po szkole?
Hermiona
ostrożnie odłożyła torbę na ziemię, zerkając na Dracona.
-Tak,
dlaczego pytasz?
-Z
ciekawości – Draco siedział na parapecie okna i patrzył na
błonia – skończyłem 19 lat i nie wiem, co chcę robić w życiu.
-Mało
kto wie, czego chce – powiedziała Hermiona, ale zaraz w jej umyśle
zapaliła się lampka – jak to skończyłeś 19 lat?
-No
tak – Draco wzruszył ramionami – w sobotę. Jak byliśmy w USA.
Hermiona
podeszła do niego.
-Dlaczego
mi nie powiedziałeś? - zapytała.
Draco
nie odpowiedział. Hermiona szybko doszukała się prawdy.
-Myślałeś,
że będę pamiętać, tak?
-Miałem
nadzieję, że ktokolwiek będzie pamiętał.
Gryfonka
z czułością przeczesała mu włosy.
-Wiedziałam,
że masz urodziny – powiedziała cicho – ale nie wiedziałam, czy
mam dobry prezent. Poza tym, ten klub... nie miałam do tego
głowy....
-Daj
spokój – Draco rozpiął koszulę i ściągnął ją – niczego
nie chcę.
Dziewczyna
odeszła od niego, żeby kilka minut później wrócić do niego,
trzymając coś w dłoni.
Ślizgon
poczuł jej palce na ramieniu, a po chwili włosy na plecach, gdy
pochyliła głowę, całując go w bark. Prefekt objął ją w talii,
nadal patrząc na błonia.
-Już
się nie boisz?
-Ciebie
nie – powiedziała cicho – Draco...
Uśmiechnął
się, gdy powiedziała jego imię, ale nie podniósł głowy.
-Draco...
skarbie... mam coś dla ciebie.
-Daj
spokój, nie chcę nic – powiedział blondyn – chcę tylko, żebyś
była.
Hermiona
uśmiechnęła się.
-Zamknij
oczy – poprosiła.
Chłopak
spojrzał na nią z miną „a tobie o co chodzi?”
-No,
proszę, zamknij oczy.
Draco
westchnął, ale jego powieki obramowane białymi rzęsami, opadły.
Poczuł delikatne dłonie Hermiony na karku. Zapięła coś na jego
szyi.
-Co
to? - zapytał, otwierając oczy.
Uśmiechnęła
się tylko.
Zobaczył
między obojczykami zawieszkę w kształcie greckiej alfy ze srebra..
Rzemyk był zrobiony z czarnego materiału splecionego z pięciu
pasm. Naszyjnik miał owinięty dwa razy wokół szyi.
-Wiesz,
Granger, ładne, ale co to? - zapytał z ironią, chcąc
dotknąć zawieszki, ale Hermiona uderzyła go po palcach.
Spojrzał
na nią, marszcząc brwi.
Patrzyła
w dół, przesuwając palcami po jego bladym lewym ramieniu.
Zaraz,
zaraz, jak to bladym ramieniu?
-Co...?
- Dracona zatkało.
Gryfonka
uśmiechnęła się, ale nie podniosła głowy.
Draco
zamrugał szybko, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
-Granger...
- szepnął z zachwytem.
Przesunął
paznokciami po swoim ramieniu, które było blade i nie było na nim
żadnego tatuażu.
-Jak
to zrobiłaś? - zapytał, nie odrywając wzrok do swojego ciała.
Wzruszyła
ramionami.
-Pogrzebałam
trochę w książkach.
-Ale
jak usunęłaś Mroczny Znak? - Draco spojrzał jej w oczy.
-Posiedziałam
trochę nad zaklęciami i eliksirami. Nie byłam pewna, czy się uda,
ale wyszło - po minie Hermiony było widać, że jest z siebie dumna
– zawieszka jest zrobiona ze srebra hartowanego w eliksirze
trwałości. Rzemyk to wełna z kozicy górskiej, psa trójgłowego,
sierści jednorożca, pegaza i gryfa. Na rzemyk jest rzucone zaklęcie
niewidzialności i nienanoszalności. Od siebie dorzuciłam tylko
zaklęcie żeby się nie zerwał. Musiałam się trochę tego
naszukać, ale znalazłam. Nie wiem, jak długo będzie działał...
Nie
zdążyła nic więcej powiedzieć. Draco położył jej palec na
ustach. Jego szare oczy błyszczały szczęściem.
-Cicho,
wiedźmo – szepnął i pocałował ją, przyciągając do siebie.
Ślizgon
wiedział, że długo nie zapomni tej chwili. Siedzi na parapecie
okna w dormitorium Granger, a Gryfonka obejmuje go i całuje w taki
sposób, w jaki nigdy w życiu nie całowała żadnego innego faceta.
Przed sekundą widział jej zakochane brązowe oczy spoglądające na
niego z uśmiechem. Czego mógł chcieć więcej?
-Dziękuję,
dziękuję, dziękuję – wyszeptał jej we włosy, muskając płatek
jej ucha ustami.
-Draco
– Hermiona oswobodziła się delikatnie z jego objęć – nie
skończyłam mówić.
Blondyn
przygryzł wargę, powstrzymując uśmiech.
-Ta
zawieszka – musnęła ją palcami – wiesz, co to jest?
-Grecka
alfa. Pierwsza litera alfabetu.
Skinęła
głową i obróciła ją. Litera zmieniła kształt.
-Omega
– mruknął cicho.
-Jesteś
Alfą i Omegą – powiedziała cicho.
-Co
masz na myśli?
Hermiona
uśmiechnęła się.
-Jesteś
moją pierwszą i ostatnią myślą każdego dnia – pocałowała
go, ale Draco odniósł wrażenie, że chciała mu powiedzieć coś
ważnego.
***
-Granger?
- zapytał Draco kilka godzin później.
Siedzieli
na błoniach. Hermiona leżała z głową na jego brzuchu i uczyła
się numerologii. Draco bawił się jej włosami, co jakiś czas
pomagając jej coś rozszyfrować z tłumaczeniu.
-Co?
-Nie
boisz się mnie, prawda?
-Nie,
a co?
-A
inni?
Hermiona
zamyśliła się na chwilę.
-Nie
wiem, Astorii nie chciałam dzisiaj dotknąć, nie wiem, czy to przez
zwykłą niechęć do nadętych Ślizgonów - Draco szturchnął ją
w żebra, ale ona tylko się uśmiechnęła – czy coś gorszego.
Musiałabym sprawdzić.
-Jak?
-Nie
wiem, nie chcę się przekonać.
-Ale...
-Nie
chcę, Draco.
-Uparta
małpa – mruknął pod nosem blondyn.
-I
za to mnie kochasz – Hermiona wystawiła mu język, wiedząc, że
to zobaczy.
Arystokrata
w miarę delikatnie zrzucił ją z siebie i pochylił się nad nią z
uśmiechem. Pozycja w jakiej wylądowali była jednoznaczna. Hermiona
objęła Dracona nogami i zmusiła go żeby przycisnął swoje ciało
do niej. Jej dłonie wylądowały na ramionach blondyna. Chłopak
pocałował ją w nos.
-Nie
boisz się mnie, co?
-Nie.
-Dlaczego?
Gryfonka
nakłoniła Dracona żeby pochylił się jeszcze niżej.
-Ufam
ci, Draco – szepnęła mu do ucha.
Ślizgon
otworzył usta, ale nic nie powiedział.
-Tygrysico?
- zapytał po chwili.
-Hmm?
-Zależy
mi na tobie, wiesz? - powiedział cicho Draco zaglądając jej w
oczy.
-I
vice versa – powiedziała Hermiona – nie dołuj się, nie masz
czym. Mam dla Ciebie dobrą wiadomość.
-Co?
Zawahała
się.
-Przecież
mi ufasz.
-Szukam
sposobu, żeby ominąć Klątwę.
Draco
westchnął i przewrócił się na plecy. Hermiona usiadła mu na
udach, pochylając się nad nim.
-Jak
ci idzie? - zapytał kładąc jej dłonie na biodrach.
Gryfonka
nie odpowiedziała od razu.
Nie
wiedziała, jak to się dzieje, ale dotyk Ślizgona przyprawiał ją
o dreszcze. Wystarczył jego dłonie na jej talii, a czuła się tak,
jakby została wybrana przez bogów. Dotyk i spojrzenie Dracona były
magiczne. Czarowały. Czuła się, jak mała dziewczynka wybrana do
czegoś wielkiego. Jakby złapała Merlina za nogi i szczęście
towarzyszyło jej z każdym dotykiem blondyna.
-Jakoś.
Mało jest informacji o takich Klątwach. Musiałabym dostać notatki
twojej rodziny.
-I
chcesz żebym napisał o tym do matki? - domyślił się Draco.
-Mam
być szczera?
-Tak
-Zależy
mi na tobie, Draco i chcę się z tobą kochać, możesz mnie wziąć
za nimfomankę, ale chcę tego.
Draco
uśmiechnął się i zacisnął
dłonie na biodrach dziewczyny.
-Zestawienie
słów „Draco”, „chcę”, „kochać się” i „z tobą”
jest najmądrzejszą myślą, jaka mogła ci przyjść do głowy.
Chcę tego samego, skarbie, ale nauczyłem się rezygnować z tego,
co nieosiągalne – ton jego głosu stał się ciężki, bo
wiedział, że rezygnuje z czegoś naprawdę wspaniałego.
-Nie
pragniesz mnie? - zarzuciła mu Hermiona.
-Owszem,
do obłędu, ale nie złamiesz Klątwy, a ja obiecałem, że nie
zrobię ci krzywdy.
-A
ja przysięgam tobie, – powiedziała Hermiona, kładąc nacisk na
ostatnim słowie – że będę się z tobą kochać, jęcząc z
radości, a nie z bólu. Obiecuję ci to, Draco.
Ślizgon
przyciągnął ją do siebie i pocałował, przygryzając delikatnie
jej dolną wargę.
-Napiszę
do matki o te notatki.
-Dziękuję
– szepnęła dziewczyna, całując go namiętnie.
Hermiona,
obejmując mocniej Dracona pomyślała „kocham cię, mój wrogu”
zdając sobie sprawę z tego, że nigdy w życiu nie będzie mogła
mu o tym powiedzieć.
Draco
nadal całował Gryfonkę, nie zdając sobie sprawy z tego, że z
okien szkoły obserwuje ich rudowłosa postać z nienawiścią w
oczach, plując sobie w brodę, że
pozwolił odejść Hermionie nie walcząc o nią dwa razy ciężej.
***
W
piątek po południu, Harry, ukrywając zmęczenie po egzaminach,
zebrał drużynę Gryfonów na boisku quidditcha na
od dawna planowany i przekładany z braku czasu trening.
W
czasie gdy drużyna przebierała się na trening, on zamknął się w
kantorku kapitana i ślęczał nad taktyką, która wcale nie była
tak idealna, jakby się mogło wydawać.
Właściwie
jego jedynym pomysłem było wyjście na boisko i oddanie meczu
walkowerem, ale nie mógł tego zrobić. Liczył na niego cały
Gryffindor. W chwilach, w których nie uczył się do egzaminów,
ślęczał nad taktyką i niczego porywającego nie wymyślił. Miał
pustkę w głowie, bo OWTM-y wyczerpały go całkowicie. Nie
miał żadnego planu, żadnej strategii na ten mecz. Nic, nie
wiedział jak jego drużyna ma wygrać ten mecz.
Cały
finał i walka o Puchar nadal były dla niego ważne, ale stracił do
tego zapał. Nie miał pomysłu, kompletnie nie wiedział, co robić,
a miał świadomość, że cała drużyna jest przekonana o tym, że
on ma jakiś genialny pomysł na wygranie tego meczu.
Nie
wiedział, czy ma wyjść i udawać, że ma jakiś plan, czy otwarcie
przyznać się do tego, że nie wie, co robić.
Z
westchnieniem wstał, wziął miotłę i mrucząc pod nosem prośbę
do Merlina o powodzenie na treningu, wyszedł z kantorka do drużyny.
-No
dobra – powiedział, zwracając na siebie uwagę wszystkich
zawodników – idziemy na boisko, zobaczymy, na co nas stać.
-Jakiś
pomysły, Harry? - zapytał z wiarą w oczach Dennis.
Złote
Dziecko zawahało się.
Odbierać
im nadzieję, czy okłamać ich tak samo, jak okłamał cały świat,
że jest Wybrańcem i nawet dobrze mu poszło?
-Jasne
– powiedział pewnie, zastanawiając się, czy kłamstwo ma we krwi
po Malfoyach.
***
Po
godzinie treningu Harry stwierdził, że ich szanse na wygranie
pucharu zmalały do zera. Drużyna radziła sobie tragicznie.
Dennis,
Demelza i Ginny zgrali się, ale nadal tracili punkty. Pałkarze
mieli problem z dogadaniem się. Z daleka było widać, że chłopcy
się nie trawią, co przekładało się na jakość gry.
Ron
na tym treningu obronił tylko jedną bramkę, przez co był
zdenerwowany i wrzeszczał na każdego, kto koło niego przeleciał.
W
końcu Harry nie wytrzymał.
-Ron!
- wrzasnął, zatrzymując się w miejscu, chwile po tym, jak chłopak
krzyknął na Dennisa. – Zamknij się i graj!
Ron
zrobił oburzoną minę, ale nic nie powiedział.
Wybraniec
kątem oka zobaczył, że Ginny łypie na niego nieprzyjaźnie.
Znów
wznowili trening.
Harry
wzniósł się ponad zawodników i obserwował ich podczas gry.
Ginny
właśnie przejęła piłkę od Dennisa i, zgrabnie omijając
pałkarza, poleciała w stronę pętli. Ron, na swoje nieszczęście
nie obronił. Kafel przeleciała mu przez palce.
-Przegramy
– usłyszał ponury głos w swoich uchu Harry – na bank
przegramy.
Spojrzał
w bok, tuż koło niego w powietrzu zawisła Demelza.
-Nie
możemy się zgrać.
-Wracaj
na pozycję, Demelzo – powiedział spokojnie Harry.
-Którą?
Przecież nie masz żadnego planu – powiedziała dziewczyna, ale
odleciała.
Harry
zaklął pod nosem, miała stuprocentową rację.
Przez
następne półgodziny było jeszcze gorzej, niż na początku.
Wszyscy
tracili cierpliwość i chcieli, żeby ten trening skończył się
jak najszybciej. Nic im nie wychodziło, nie mieli żadnego planu.
-Harry!
Gryfon
rozejrzał się.
-Złote
Dziecię!!
Potter
wykonał salto do tyłu na miotle i zobaczył, że ktoś stoi na
skraju boiska i macha do niego.
-Chodź!
-Grajcie
dalej – rzucił do drużyny i poleciał w dół.
Niedaleko
trybun stała dwójka Ślizgonów. Pansy i Blaise.
-Cześć
– uśmiechnął się Harry, gdy koło niech wylądował.
-No
siema! - powiedziała wesoło Pansy i rzuciła mu się na szyję.
Diabeł
zachichotał cicho, widząc zaskoczoną minę Wybrańca, który
odruchowo objął dziewczynę w talii.
-Cześć,
Pansy – powiedział lekko zduszonym głosem.
Dziewczyna
puściła go, ale tylko na chwilę, potem pocałowała go w policzek
i stanęła blisko niego.
Blaise
dopiero wtedy podał dłoń Gryfonowi, który uścisnął ją.
-Diabeł.
-Wybrańcze.
-Co
jest? Po co przyszliście? - zapytał Harry – chcecie podpatrzeć
naszą wspaniałą taktykę?
-Nie
– zaśmiał się Blaise – jest tragiczna.
Harry
westchnął.
-Nie
mam siły, nie wiem, jak im przekazać to, co mam w głowie.
-Nie
łam się, to ta drużyna jest słaba, a nie ty – powiedział cicho
Blaise.
-No
wiem, ale nie oddam wam meczu walkowerem, właściwie, to nie
powinienem z tobą w ogóle o tym rozmawiać – powiedział Harry,
wywracając oczami.
-Tak,
tak, jasne. Mam dla ciebie propozycję, Harry.
Gryfon
zmarszczył czoło. Blaise po raz pierwszy w życiu powiedział mu po
imieniu. Co się dzieje na tym świecie? Kilka tygodni temu nawet się
nie witali na korytarzach.
-Jaką?
-Zakończ
tę szopkę, którą nazywasz treningiem – rzuciła Pansy – i
zagraj z nami.
-W
co?
-Mecz.
Harry
uniósł brew.
-Wezmę
moich ludzi – powiedział Blaise – bez szukających, bo Dracona
nie wyciągniesz od Hermiony, ale reszta przyjdzie. Zagramy mecz,
treningowy, może coś wpadnie ci do głowy.
-A
Ress? - zapytał Potter – Nie przyjdzie.
-Dlatego
powiedziałam Z NAMI – powiedziała z naciskiem Pansy – stanę na
bramce.
-Ty?
Na bramce? - Harry prychnął.
Dziewczyna
tupnęła nogą, wbijając obcas w ziemię i skrzyżowała ramiona na
piersi, mrużąc oczy.
-Blaise,
powiedz temu Gryfonowi, żeby się do mnie nie odzywał, jeśli chce
mnie obrażać.
-Słyszałeś
– mruknął Diabeł, wznosząc oczy ku niebu – nie będę
powtarzał.
-No
dobra – odpuścił Harry – niech będzie, w końcu gorzej niż
Ron nie zagrasz...
-To
ja idę po ludzi, a wy zostańcie – powiedział Diabeł i odbiegł
w stronę zamku.
-Chcesz
strój? - zapytał Wybraniec, mierząc Pansy wzrokiem.
Ubrana
była w sandałki na pięciocentymetrowym obcasie, spódniczkę od
szkolnych szat i białą bluzkę z krawatem Slytherinu.
Ślizgonka
prychnęła.
-Nie
rozmawiam z tobą – powiedziała, dumnie unosząc głowę.
Harry
uśmiechnął się rozbawiony.
Ta
dziewczyna zachowywała się czasem jak dziecko.
-Dobra,
chłopaki z obu drużyn będą mieli zabawę, jak
ta mini ci się rozwali.
-Nie
rozmawiam z plebsem.
Chłopak
wzruszył ramionami.
-Gryfoni
na dół! - wrzasnął – a ty, księżniczko, wybacz mi moje
wcześniejsze grubiańskie zachowanie poprawię się, obiecuję –
rzucił w stronę Pansy, pocałował ją w policzek, uśmiechnął
się lekko i podszedł do drużyny, która wylądowała koło szatni.
Trzy
ścigające stanęły koło siebie, mierząc Harry' ego zdziwionym
spojrzeniem. Jack i Ritchie stanęli po obu stronach Rona.
-Co
jest? - zaytał Ron – I co ONA tu robi? - wskazał brodą Pansy,
która podeszła właśnie do Harry'ego.
-Ona
ma imię – warknął Harry – i jest tu, bo JA tego chcę.
-Harry
– szepnęła mu cichutko do ucha Ślizgonka.
-Co?
- zdziwił się Harry, pochylając się w jej stronę.
W
oczach dziewczyny pojawił się złośliwy błysk, który zobaczył
tylko kapitan Gryfonów.
-Wybaczam
– powiedziała na tyle głośno Pansy żeby usłyszała to cała
drużyna.
Gdy
Harry otworzył usta, żeby zapytać, co mu wybacza, dziewczyna
stanęła na palcach, bo nadal była od niego niższa, pomimo swoich
obcasów i pocałowała go lekko w usta.
Harry
usłyszał od strony swojej drużyny okrzyk oburzenia Rona i głośne
„och” Demelzy pomieszane z przekleństwem Ginny.
-Pójdę
się przebrać – powiedziała spokojnie Pansy i odeszła.
-Co
to kurwa ma, znaczyć? - syknął Ron.
Harry
wzruszył ramionami, zachowując kamienną twarz, jakby to, co się
stało, było czymś normalnym, choć w myślach zadawał sobie to
samo pytanie „co to kurwa, miało być?!”.
-Nie
wasz interes – powiedział tylko – zagramy mecz treningowy ze
Ślizgonami, żeby zobaczyć, jak sobie radzimy.
-A
gdzie Ślizgoni? - zapytał Jack, lekko zmieszany tym, co zaszło.
-Zaraz
będą – powiedział Harry – zróbcie sobie przerwę, a ja z nim
pogadam.
Drużyna
odeszła, komentując cicho ostatnie zdarzenie.
-Z
nimi? - rozległ się lodowaty głos.
Harry
obejrzał się.
Ginny
nie ruszyła się z miejsca. Stała ze skrzyżowanymi ramionami, cała
brudna od treningu, trzęsąc się ze złości. W jej oczach
błyszczały łzy. Harry nie był pewien, czy był to gniew, czy
rozpacz.
-Tak,
z nimi, a co? - zapytał chłodno.
-A
może z NIĄ? - warknęła Ginny.
-Nawet
jeśli z NIĄ – odwarknął Harry – to chyba nie twój interes,
co Ginny?
-Widzę,
że wybrałeś – powiedziała Gryfonka z furią.
-Wybrałem
– zgodził się Harry.
-Właśnie
widzę, sukę, którą miało pół zamku.
Jeśli
miała nadzieję, że jej był chłopak podniesie głos, myliła się.
-Nie,
Ginny. Wybrałem spokój. Lepiej ochłoń, jeśli chcesz grać dalej.
-Grozisz
mi? - wysyczała rudowłosa, robiąc krok w jego stronę.
-Nie
– powiedział łagodnie Harry – jestem kapitanem i zrobię to, co
będzie najlepsze dla drużyny.
***
Harry
podszedł do drzwi szatni.
-Pansy?
- zapukał – mogę?
-To
ty, Potter? - usłyszał cichy głos.
-Tak
– powiedział, przewracając oczami.
Drzwi
otworzyły się i zobaczył Pansy, nadal w szkolnych szatach, ale z
rozpuszczonymi włosami.
-Chcesz
szatę? - zapytał Harry, czując się niezręcznie.
Dziewczyna
uśmiechnęła się.
-Daj
mi tylko jakieś spodnie i będzie dobrze.
-Będziesz
grała w szpilkach?
-Tak,
spokojnie poradzę sobie.
-A
miotła? -zapytał Harry, szperając w szafce z zapasowymi ciuchami.
-Draco
mi da.
-Zapomniałem,
że Draco jest święty – mruknął Wybraniec.
-Jest
moim kuzynem ze strony matki w szóstym pokoleniu. Jesteśmy rodziną,
a rodzina sobie pomaga – powiedziała rozbawiona Ślizgonka.
-Niech
ci będzie – westchnął Gryfon – masz, niczego innego nie znajdę
– podał jej czarne dresowe spodnie.
-Kogo?
- zapytała Pansy.
-Demelzy,
spokojnie, nic nie powie.
-No
dobra, obróć się – powiedziała.
Wybraniec
wykonał polecenie.
-Harry?
- zapytała czarnowłosa minutę później.
-Co?
- odpowiedział, nie obracając się.
-Mam
nadzieję, że się nie gniewasz... wiesz, że cię pocałowałam.
-Nie
gniewam się – wymamrotał Harry – jestem zaskoczony.
Usłyszał,
że dziewczyna śmieje się cicho.
-Wiem,
ale chyba dałeś radę.
-Z
czym?
-Nie
mogę ci powiedzieć. Już.
Harry
obrócił się, gdy Pansy ściągała właśnie krawat.
-Włosy
zwiąż, a do tych szpilek nadal nie jestem przekonany. Wyglądasz
jak nie z tej bajki – mruknął.
-Kilka
zaklęć i gotowe.
Machnęła
różdżką kilka razy.
Spodnie
zrobiły się bardziej obcisłe, sandałki przemieniła w czarne
botki, a białą bluzkę w bokserkę. Ciemne włosy związała w
kucyka.
-Parkinson?
-Hmm?
-Czy
ty zawsze musisz prowokować wyglądem?
Parsknęła
śmiechem.
-Zawsze.
Rozległo
się pukanie do drzwi.
-Harry?
Pansy? - usłyszeli głos Ress' a.
-Nie
przeszkadzaj im, może są zajęci – obsztorcował go Blaise.
Gryfon
ze Ślizgonka wymienili rozbawione spojrzenia.
-Myślisz
o tym samym co ja? - zapytał szeptem Harry.
Pansy
zagryzła wargę, uśmiechając się, ale skinęła głową.
***
Blaise
razem Terren' em, Adrianem, Joshem i Astorią weszli na boisko. Każde
z nich miało miotłę, byli przebrani w stroje do quidditcha. Blaise
niósł Numbusa Dracona dla Pansy. Rozejrzeli się, ale nigdzie nie
było ani Pansy ani Pottera.
-Ej,
Gryfoni, gdzie wasz kapitan? - zawołał Terren.
-W
szatni - odkrzyknęła Demelza.
-Idziemy
– mruknął Blaise.
Ress
zapukał do drzwi.
-Harry?
Pansy?
Odpowiedziała
mu cisza.
-Nie
przeszkadzaj im, może są zajęci – syknął na niego Diabeł.
-Pansy,
nie wygłupiaj się! - Astoria podeszła do drzwi i zapukała mocno.
Odpowiedział
im cichy śmiech, a potem westchnienie.
-Da...
dajcie nam chwilę! - dało się słyszeć zdyszany głos Harry' ego.
-Co
tam się dzieje? - zaśmiał się Flint.
-Harry
nie wykorzystuj Pansy! - krzyknął teatralnie Terren.
Drużyna
Ślizgonów parsknęła śmiechem, gdy głowy Gryfonów natychmiast
obróciły się w ich stronę.
Po
chwili drzwi otworzyły się i wyszła zarumieniona Pansy,
poprawiając koszulkę, nieudolnie zasłaniając malinkę na
dekolcie. Zaraz na nią pojawił się Harry, zapinając koszulę, z
jeszcze bardziej niż zawsze rozczochranymi włosami.
-Harry
– westchnął głośno Terren – a był zakład – dodał
puszczając oczko do Wybrańca.
-Oj,
spójrz na nią, powstrzymałbyś się? - zapytał tylko Harry.
Uważny
obserwator, którym na pewno był Blaise, zobaczyłby, że Pansy
łapie na chwilę Gryfona za rękę, a on zupełnie naturalnie
pochyla głowę, by usłyszeć, co mówi do niego dziewczyna, kładąc
dłoń na jej biodrze.
-Gramy
czy nie? - rozległ się zdenerwowany głos.
Gryfoni
podeszli do nich i spoglądali na swojego kapitana z mieszanymi
uczuciami.
-Tak,
gramy – powiedział Wybraniec, nie odrywając oczu od Pansy, która
szeptała coś do niego cicho.
Stali
bardzo blisko siebie, patrzyli sobie w oczy, a ich twarze dzieliło
tylko kilka centymetrów.
-Dobra,
Pansy -powiedział półgłosem Harry, przeczesując włosy –
pogadamy o tym wieczorem.
-Okej
– dziewczyna wzruszyła ramionami.
Harry,
jakby robił to do zawsze, pocałował ją w policzek i spojrzał na
obie drużyny.
Dla
kogoś z boku, wyglądało to dziwnie. Czternaścioro uczniów stało
w grupce, dzieląc się na Ślizgonów i Gryfonów, którzy nie
lubili się z zasady. A mimo to Wybraniec stał bardzo blisko Pansy i
właśnie puszczał jej dłoń, żeby przenieść własną na talię
dziewczyny.
-Gramy
teraz. Składy obu drużyn...
-A
gdzie Malfoy? - przerwał swojemu kapitanowi Ritchie.
-Gramy
bez szukających – powiedział Blaise.
-Skład
naszej drużyny jest taki sam. U Ślizgonów na bramce stanie Pansy.
Rodzeństwo
Weasleyów prychnęło pogardliwie.
-To
oni ustalają skład, Ron, nie my – powiedział Harry, starając
się trzymać nerwy na wodzy – Diable, kto jest u was tymczasowym
kapitanem?
-Ja
– rozległ się ironiczny głos – i nie tymczasowym, tylko
kapitanem na pełny etat.
Wszyscy
obrócili się.
Niedaleko
stał Draco Malfoy.
-Myślałem,
że nie przyjdziesz – powiedział Adrian.
-Jednak
jestem. Nie będę grał, bo Potter też nie gra. Popatrzę tylko.
-Kogo
wystawiasz na chwilowego kapitana?
-Nikogo,
popatrzę z góry, jak gracie, choć wkurza mnie, że nie ma Ress'a.
-Jak
chcesz grać, Pansy bierze twoją miotłę... - mruknął Josh.
-Mogę
nie grać – powiedziała cicho Pansy.
-Graj,
Pan – uśmiechnął się Draco – Mój kuzyn na pewno skombinuję
mi jakąś miotłę.
-Dobra,
koniec gadania, drużyna w górę – powiedział Harry.
Gryfoni
natychmiast wzbili sę w powietrze.
-Na
miotły – mruknął Draco.
Kapitanowie
zostali sami.
-Co
tu robisz? - zapytał Harry, ściskając jego dłoń.
-Czuję
kłopoty, – mruknął Draco – masz jakąś miotłę?
-Kłopoty?
-Twoja
była nie odpuści Pansy tego przedstawienia – zaśmiał się
arystokrata – a tak na marginesie, świetnie wam to wyszło, dobra
końcówka. Co ci powiedziała?
-Powtarzała
astronomię – zachichotał Harry.
Blondyn
parsknął śmiechem.
-Oj,
Potter pilnuj swojej byłej, bo nie chcę, żeby Pansy wylądowała w
szpitalu.
-Jasne,
jasne, gdzie Hermiona?
-Siedzi
w książkach, sądzi, że jej przeszkadzam – Draco zrobił
oburzoną minę
-Chodź,
kuzynie. Dam ci miotłę. Accio Błyskawice!
-Dajesz
mi swoja Błyskawicę? - zapytał Ślizgon.
Wybraniec
pokręcił głową.
-Dostałem
drugą, kilka tygodni po pokonaniu Voldemorta. Nie mam co z nią
zrobić.
-Nie
masz co z nią zrobić?! - wrzasnął Draco – ile za nią chcesz? -
zapytał spokojniej, sunąc palcami na rącze jeszcze nieużywanej
miotły.
Przeklinał
w duchu swoją matkę, która zabroniła mu kupić Błyskawicę
dopóki miał Nimbusa.
-Nie
sprzedam jej, – zaśmiał się Wybraniec – mogę się o nią
założyć.
-O
co?
-Jeśli
wygracie finał, jest twoja.
-Obojętnie
jak?
-Obojętnie
– zgodził się Harry.
-Stoi
– uścisnęli sobie ręce – a teraz na Błyskawice.
Wzbili
się w powietrze wysoko ponad drużyny. Wszyscy byli już na
pozycjach.
-Zaczynamy
na trzy – wrzasnął Harry – raz...
-...dwa...
- rozległ się głos drugiego kapitana.
-TRZY!!!
- wrzasnęli obaj i drużyny zaczęły grać.
Ginny
natychmiast przejęła kafla i pomknęła w stronę pętli Ślizgonów,
koło niej znikąd pojawił się Dennis, któremu rzuciła kafla, ale
zaraz pojawił się Terren przejął go i rzucił do Astorii na drugi
koniec boiska. Astoria podała do Blaise, a Blaise oddał kafla
Terren' owi, który pomknął do pętli. Takie akcje powtórzyły się
kilka razy, drużyny grał naprawdę ostro, chcąc za wszelka cenę
pokonać przeciwnika.
Pierwszy
gol padł po kilku minutach. Strzelił go Blaise.
Grali
półgodziny.
Strzelono
9 goli Gryfonom, a Pansy puściła tylko dwa.
-Ress
będzie dumny – mruknął Draco, nie spuszczając oczu ze swojej
drużyny.
Ginny
tak jak przewidział Draco, grała ostro i za wszelką cenę chciała
strzelić gola Pansy. Czarnowłosa za każdym razem, gdy złapała
piłkę, rzuconą przez Rudą, uśmiechała się wrednie,
doprowadzając Gryfonką do szewskiej pasji.
-W
co gra Pansy? - zapytał, w którymś momencie Harry.
-Co
masz na myśli?
-Pocałowała
mnie.
Draco
zaśmiał się.
-Nie
lubi twojej byłej.
-I
tylko tyle?
-Więcej
nie wiem - powiedział szczerze.
Po
godzinie wszyscy byli zmęczeni, ale najbardziej wkurzony był Ron.
Astoria wbiła mu kolejne trzy gole i nie panował nad nerwami.
Blaise nadal miał na ustach lekki uśmiech. Gra była dla niego
przyjemnością, a Gryfoni byli w bardzo słabej formie. Mecz wygrają
bez problemu.
Pansy
i Astoria śmiały się w duchu z Weasleyów. Każde z nich chowało
uraz do kapitanów drużyn i przez to nie mogli się skupić na grze.
Ron, bo Draco był z Hermioną, a Ginny, bo Harry, według niej, był
z Pansy.
Czy
oni nie rozumieli, że takie coś zostawia się na dole, w quidditchu
chodzi tylko o wygraną?
-Masz
niezłą drużynę – rzucił Harry.
-Wiem
– powiedział skromnie Draco – twoi łatwo się łamią.
-Dadzą
radę.
-Mam
nadzieję, wygrać mecz walkowerem to żadna sztuka.
-Jak
na razie to mój jedyny pomysł – mruknął Wybraniec.
-Wymyślisz
coś – powiedział przekonany o tym Draco.
-Oby
Merlin mi dopomógł.
-KONIEC!!
- wrzasnął po godzinie Draco – Ślizgoni na dół.
-Gryfoni
do mnie! - zwołał drużynę Harry.
-Jak
do psa – zaśmiał się Draco.
-Wypieprzaj,
Malfoy – warknął Gryfon, bo blondyn zaczął działać mu na
nerwy.
-Weasley
jest naszym królem – zanucił Draco pikując ku ziemi – i da nam
wygrać mecz...
Gryfon
zaśmiał się, przypominając sobie tą piosenkę.
Wylądowali
razem, śmiejąc się z przyśpiewki Ślizgonów.
-Okej,
Gryfoni, idźcie się przebrać – powiedział Harry, nadal się
śmiejąc.
Koło
Wybrańca i blondyna wylądował Terren i Blaise.
-I
jak, kapitanie? - zapytał zmęczony, ale uśmiechnięty Terren.
-Pogadamy
w zamku.
Nie
wiadomo skąd, pojawiła się Pansy i wcisnęła się między
kapitanów. Harry z uśmiechem objął ja w talii.
-Harry,
musimy jeszcze pogadać – powiedział Jack.
-Tak,
idźcie, zaraz do was przyjdę.
Drużyna
odeszła, rozmawiając w kółko o treningu.
Gdy
tylko za ostatnim zawodnikiem zamknęły się drzwi. Ślizgoni i
Harry zaczęli się śmiać.
-Myślałem,
że nie wyrobię na miotle – śmiał się Blaise – Ruda ledwo się
powstrzymywała przed tym
żeby nie przyłożyć ci pałką, Pansy.
-Jakoś
nie jest mi przykro – powiedziała uśmiechnięta Pansy, odsuwając
się o krok od Harry'ego.
-Dzięki,
Pansy – powiedział szczerze Gryfon – naprawdę dobrze ci to
wyszło.
-Chłopaki,
idzie się ogarnąć, później pogadamy na temat treningu –
powiedział Draco – jutro rano trening, każdego na nim widzę,
jasne?
Drużyna
Ślizgonów mruczała pod nosem i kiwała głowami na znak zgody i
rozchodzili się.
Został
Harry, Pansy, Astoria, Terren, Draco i Blaise.
-Muszę
iść do swoich – powiedział Harry, tłumiąc ziewnięcie –
widzimy się później?
-Pogadamy
na kolacji – zgodził się Terren.
-Do
zobaczenie, kapitanie – powiedziała Pansy do Harry' ego, wywołując
kolejny wybuch śmiechu.
Potter
pokręcił głową i poszedł do swojej drużyny.
***
-Dobra
– powiedział do progu Harry – poszło nam nieźle.
-Nieźle?
- prychnął Jack – przegraliśmy.
-To
nie był mecz, tylko trening. Wygramy ten mecz, widząc was i
Ślizgonów w powietrzu wpadłem na pewien pomysł, przemyślę to do
końca i pokaże wam dzień przed meczem. Wszystko jest na razie w
fazie planów, ale czuję, że jesteśmy na dobrej drodze –
wygłosił małe przemówienie Harry – Skoncentrujcie się na
meczu, przypomnijcie sobie wszystkie nasze dobre momenty, bo było
ich dużo, wygramy. Kolejny trening w piątek po południu, a w
sobotę finał, który jest nasz. Odpocznijcie. Do zobaczenia.
~*~*~*~
*
- piosenka pochodzi z filmu „szkoła uczuć”
cześć.
na
początku dziękuje Lali99-99, Greenie i Zielonooej jaki i Smily,
która przed chwila złapała mnie na gg, za życzenia powrotu do
zdrowia. Wiem, dziewczyny, że chciałyście jak najlepiej, ale nadal
jestem chora :)
Odpowiadając
na pytanie Bloom – nie mam pojęcia ile jeszcze będzie dokładnie
rozdziałów, ale mniej niż 10.
W
tym rozdziale betowała mi Alex, za co bardzo, ale to bardzo jej
dziękuję, bo wiem ile ma teraz na głowie.
jeśli
komuś nie podobały się zdjęcia w zakładce „Oni” to
zajrzyjcie tam, bo zmieniłam zdjęcia Pansy, Diabła i Harry' ego.
To
na tyle dzisiaj, podejrzewam, że skrobnę coś jeszcze na drugim
blogu, więc zapraszam i tam.
Czekam
na komentarze i pozdrawiam.
Nox
- z bolącymi migdałkami.
Edit
- Kilka literówek wyłapała Sherieen, które zostały poprawione.