piątek, 31 maja 2013

rozdział 48

Witaj w gniewie
Witaj w życiu
Napięcie jest tutaj
Pomiędzy tym kim jesteś, a tym kim możesz być
Pomiędzy tym jak jest, a tym jak powinno być
Switchfoot - i dare you to move*


Po egzaminie wszyscy wyszli z cieplarni z niezbyt zadowolonymi minami. Na ich nastrój najbardziej wpłynął eksces przed OWTM-em. Egzamin składał się z toru przeszkód. Mieli do czynienia z mandragorami, diabelskimi sidłami, tykwobulawami, tentakulami i innymi cholerstwami, których nikt przy zdrowych zmysłach nie trzyma w przydomowym ogródku. A więc też humory im się nie poprawiły. Wyszli z tego bez szwanku... no prawie. Tylko Diabeł miał rozciętą rękę, bo natrafił na rosiczkę jadowitą.
W Sali Wejściowej bez zbędnych słów, rozdzielili się.
Pansy, Terren i Ress, który im cały czas towarzyszył, poszli do siebie. Zaraz za nimi powlókł się Blaise z niezadowoloną miną, bo Parvati poszła się uczyć do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Za Gryfonką podążył Harry. Hermiona poszła do swojego dormitorium, ciągnąc za sobą Dracona, który dał się poprowadzić z lekkim uśmiechem na twarzy.
Gdy weszli na czwarte piętro, Hermiona otworzyła przejście do swoich komnat. Weszli do jej dormitorium, gdzie Gryfonka z ulgą ściągnęła szatę. Był środek lata, na dworze panował nieznośny skwar, a oni w czasie egzaminów musieli chodzić w pełnym mundurku.
Hermiona rzuciła się na fotel i rozluźniła krawat. Draco podszedł do okna i otworzył je.
-Granger...
-Hmm?
-Myślałaś kiedyś o tym, co będziesz robiła po szkole?
Hermiona ostrożnie odłożyła torbę na ziemię, zerkając na Dracona.
-Tak, dlaczego pytasz?
-Z ciekawości – Draco siedział na parapecie okna i patrzył na błonia – skończyłem 19 lat i nie wiem, co chcę robić w życiu.
-Mało kto wie, czego chce – powiedziała Hermiona, ale zaraz w jej umyśle zapaliła się lampka – jak to skończyłeś 19 lat?
-No tak – Draco wzruszył ramionami – w sobotę. Jak byliśmy w USA.
Hermiona podeszła do niego.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytała.
Draco nie odpowiedział. Hermiona szybko doszukała się prawdy.
-Myślałeś, że będę pamiętać, tak?
-Miałem nadzieję, że ktokolwiek będzie pamiętał.
Gryfonka z czułością przeczesała mu włosy.
-Wiedziałam, że masz urodziny – powiedziała cicho – ale nie wiedziałam, czy mam dobry prezent. Poza tym, ten klub... nie miałam do tego głowy....
-Daj spokój – Draco rozpiął koszulę i ściągnął ją – niczego nie chcę.
Dziewczyna odeszła od niego, żeby kilka minut później wrócić do niego, trzymając coś w dłoni.
Ślizgon poczuł jej palce na ramieniu, a po chwili włosy na plecach, gdy pochyliła głowę, całując go w bark. Prefekt objął ją w talii, nadal patrząc na błonia.
-Już się nie boisz?
-Ciebie nie – powiedziała cicho – Draco...
Uśmiechnął się, gdy powiedziała jego imię, ale nie podniósł głowy.
-Draco... skarbie... mam coś dla ciebie.
-Daj spokój, nie chcę nic – powiedział blondyn – chcę tylko, żebyś była.
Hermiona uśmiechnęła się.
-Zamknij oczy – poprosiła.
Chłopak spojrzał na nią z miną „a tobie o co chodzi?”
-No, proszę, zamknij oczy.
Draco westchnął, ale jego powieki obramowane białymi rzęsami, opadły. Poczuł delikatne dłonie Hermiony na karku. Zapięła coś na jego szyi.
-Co to? - zapytał, otwierając oczy.
Uśmiechnęła się tylko.
Zobaczył między obojczykami zawieszkę w kształcie greckiej alfy ze srebra.. Rzemyk był zrobiony z czarnego materiału splecionego z pięciu pasm. Naszyjnik miał owinięty dwa razy wokół szyi.
-Wiesz, Granger, ładne, ale co to? - zapytał z ironią, chcąc dotknąć zawieszki, ale Hermiona uderzyła go po palcach.
Spojrzał na nią, marszcząc brwi.
Patrzyła w dół, przesuwając palcami po jego bladym lewym ramieniu.
Zaraz, zaraz, jak to bladym ramieniu?
-Co...? - Dracona zatkało.
Gryfonka uśmiechnęła się, ale nie podniosła głowy.
Draco zamrugał szybko, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
-Granger... - szepnął z zachwytem.
Przesunął paznokciami po swoim ramieniu, które było blade i nie było na nim żadnego tatuażu.
-Jak to zrobiłaś? - zapytał, nie odrywając wzrok do swojego ciała.
Wzruszyła ramionami.
-Pogrzebałam trochę w książkach.
-Ale jak usunęłaś Mroczny Znak? - Draco spojrzał jej w oczy.
-Posiedziałam trochę nad zaklęciami i eliksirami. Nie byłam pewna, czy się uda, ale wyszło - po minie Hermiony było widać, że jest z siebie dumna – zawieszka jest zrobiona ze srebra hartowanego w eliksirze trwałości. Rzemyk to wełna z kozicy górskiej, psa trójgłowego, sierści jednorożca, pegaza i gryfa. Na rzemyk jest rzucone zaklęcie niewidzialności i nienanoszalności. Od siebie dorzuciłam tylko zaklęcie żeby się nie zerwał. Musiałam się trochę tego naszukać, ale znalazłam. Nie wiem, jak długo będzie działał...
Nie zdążyła nic więcej powiedzieć. Draco położył jej palec na ustach. Jego szare oczy błyszczały szczęściem.
-Cicho, wiedźmo – szepnął i pocałował ją, przyciągając do siebie.
Ślizgon wiedział, że długo nie zapomni tej chwili. Siedzi na parapecie okna w dormitorium Granger, a Gryfonka obejmuje go i całuje w taki sposób, w jaki nigdy w życiu nie całowała żadnego innego faceta. Przed sekundą widział jej zakochane brązowe oczy spoglądające na niego z uśmiechem. Czego mógł chcieć więcej?
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję – wyszeptał jej we włosy, muskając płatek jej ucha ustami.
-Draco – Hermiona oswobodziła się delikatnie z jego objęć – nie skończyłam mówić.
Blondyn przygryzł wargę, powstrzymując uśmiech.
-Ta zawieszka – musnęła ją palcami – wiesz, co to jest?
-Grecka alfa. Pierwsza litera alfabetu.
Skinęła głową i obróciła ją. Litera zmieniła kształt.
-Omega – mruknął cicho.
-Jesteś Alfą i Omegą – powiedziała cicho.
-Co masz na myśli?
Hermiona uśmiechnęła się.
-Jesteś moją pierwszą i ostatnią myślą każdego dnia – pocałowała go, ale Draco odniósł wrażenie, że chciała mu powiedzieć coś ważnego.

***

-Granger? - zapytał Draco kilka godzin później.
Siedzieli na błoniach. Hermiona leżała z głową na jego brzuchu i uczyła się numerologii. Draco bawił się jej włosami, co jakiś czas pomagając jej coś rozszyfrować z tłumaczeniu.
-Co?
-Nie boisz się mnie, prawda?
-Nie, a co?
-A inni?
Hermiona zamyśliła się na chwilę.
-Nie wiem, Astorii nie chciałam dzisiaj dotknąć, nie wiem, czy to przez zwykłą niechęć do nadętych Ślizgonów - Draco szturchnął ją w żebra, ale ona tylko się uśmiechnęła – czy coś gorszego. Musiałabym sprawdzić.
-Jak?
-Nie wiem, nie chcę się przekonać.
-Ale...
-Nie chcę, Draco.
-Uparta małpa – mruknął pod nosem blondyn.
-I za to mnie kochasz – Hermiona wystawiła mu język, wiedząc, że to zobaczy.
Arystokrata w miarę delikatnie zrzucił ją z siebie i pochylił się nad nią z uśmiechem. Pozycja w jakiej wylądowali była jednoznaczna. Hermiona objęła Dracona nogami i zmusiła go żeby przycisnął swoje ciało do niej. Jej dłonie wylądowały na ramionach blondyna. Chłopak pocałował ją w nos.
-Nie boisz się mnie, co?
-Nie.
-Dlaczego?
Gryfonka nakłoniła Dracona żeby pochylił się jeszcze niżej.
-Ufam ci, Draco – szepnęła mu do ucha.
Ślizgon otworzył usta, ale nic nie powiedział.
-Tygrysico? - zapytał po chwili.
-Hmm?
-Zależy mi na tobie, wiesz? - powiedział cicho Draco zaglądając jej w oczy.
-I vice versa – powiedziała Hermiona – nie dołuj się, nie masz czym. Mam dla Ciebie dobrą wiadomość.
-Co?
Zawahała się.
-Przecież mi ufasz.
-Szukam sposobu, żeby ominąć Klątwę.
Draco westchnął i przewrócił się na plecy. Hermiona usiadła mu na udach, pochylając się nad nim.
-Jak ci idzie? - zapytał kładąc jej dłonie na biodrach.
Gryfonka nie odpowiedziała od razu.
Nie wiedziała, jak to się dzieje, ale dotyk Ślizgona przyprawiał ją o dreszcze. Wystarczył jego dłonie na jej talii, a czuła się tak, jakby została wybrana przez bogów. Dotyk i spojrzenie Dracona były magiczne. Czarowały. Czuła się, jak mała dziewczynka wybrana do czegoś wielkiego. Jakby złapała Merlina za nogi i szczęście towarzyszyło jej z każdym dotykiem blondyna.
-Jakoś. Mało jest informacji o takich Klątwach. Musiałabym dostać notatki twojej rodziny.
-I chcesz żebym napisał o tym do matki? - domyślił się Draco.
-Mam być szczera?
-Tak
-Zależy mi na tobie, Draco i chcę się z tobą kochać, możesz mnie wziąć za nimfomankę, ale chcę tego.
Draco uśmiechnął się i zacisnął dłonie na biodrach dziewczyny.
-Zestawienie słów „Draco”, „chcę”, „kochać się” i „z tobą” jest najmądrzejszą myślą, jaka mogła ci przyjść do głowy. Chcę tego samego, skarbie, ale nauczyłem się rezygnować z tego, co nieosiągalne – ton jego głosu stał się ciężki, bo wiedział, że rezygnuje z czegoś naprawdę wspaniałego.
-Nie pragniesz mnie? - zarzuciła mu Hermiona.
-Owszem, do obłędu, ale nie złamiesz Klątwy, a ja obiecałem, że nie zrobię ci krzywdy.
-A ja przysięgam tobie, – powiedziała Hermiona, kładąc nacisk na ostatnim słowie – że będę się z tobą kochać, jęcząc z radości, a nie z bólu. Obiecuję ci to, Draco.
Ślizgon przyciągnął ją do siebie i pocałował, przygryzając delikatnie jej dolną wargę.
-Napiszę do matki o te notatki.
-Dziękuję – szepnęła dziewczyna, całując go namiętnie.
Hermiona, obejmując mocniej Dracona pomyślała „kocham cię, mój wrogu” zdając sobie sprawę z tego, że nigdy w życiu nie będzie mogła mu o tym powiedzieć.
Draco nadal całował Gryfonkę, nie zdając sobie sprawy z tego, że z okien szkoły obserwuje ich rudowłosa postać z nienawiścią w oczach, plując sobie w brodę, że pozwolił odejść Hermionie nie walcząc o nią dwa razy ciężej.

***

W piątek po południu, Harry, ukrywając zmęczenie po egzaminach, zebrał drużynę Gryfonów na boisku quidditcha na od dawna planowany i przekładany z braku czasu trening.
W czasie gdy drużyna przebierała się na trening, on zamknął się w kantorku kapitana i ślęczał nad taktyką, która wcale nie była tak idealna, jakby się mogło wydawać.
Właściwie jego jedynym pomysłem było wyjście na boisko i oddanie meczu walkowerem, ale nie mógł tego zrobić. Liczył na niego cały Gryffindor. W chwilach, w których nie uczył się do egzaminów, ślęczał nad taktyką i niczego porywającego nie wymyślił. Miał pustkę w głowie, bo OWTM-y wyczerpały go całkowicie. Nie miał żadnego planu, żadnej strategii na ten mecz. Nic, nie wiedział jak jego drużyna ma wygrać ten mecz.
Cały finał i walka o Puchar nadal były dla niego ważne, ale stracił do tego zapał. Nie miał pomysłu, kompletnie nie wiedział, co robić, a miał świadomość, że cała drużyna jest przekonana o tym, że on ma jakiś genialny pomysł na wygranie tego meczu.
Nie wiedział, czy ma wyjść i udawać, że ma jakiś plan, czy otwarcie przyznać się do tego, że nie wie, co robić.
Z westchnieniem wstał, wziął miotłę i mrucząc pod nosem prośbę do Merlina o powodzenie na treningu, wyszedł z kantorka do drużyny.
-No dobra – powiedział, zwracając na siebie uwagę wszystkich zawodników – idziemy na boisko, zobaczymy, na co nas stać.
-Jakiś pomysły, Harry? - zapytał z wiarą w oczach Dennis.
Złote Dziecko zawahało się.
Odbierać im nadzieję, czy okłamać ich tak samo, jak okłamał cały świat, że jest Wybrańcem i nawet dobrze mu poszło?
-Jasne – powiedział pewnie, zastanawiając się, czy kłamstwo ma we krwi po Malfoyach.

***

Po godzinie treningu Harry stwierdził, że ich szanse na wygranie pucharu zmalały do zera. Drużyna radziła sobie tragicznie.
Dennis, Demelza i Ginny zgrali się, ale nadal tracili punkty. Pałkarze mieli problem z dogadaniem się. Z daleka było widać, że chłopcy się nie trawią, co przekładało się na jakość gry.
Ron na tym treningu obronił tylko jedną bramkę, przez co był zdenerwowany i wrzeszczał na każdego, kto koło niego przeleciał.
W końcu Harry nie wytrzymał.
-Ron! - wrzasnął, zatrzymując się w miejscu, chwile po tym, jak chłopak krzyknął na Dennisa. – Zamknij się i graj!
Ron zrobił oburzoną minę, ale nic nie powiedział.
Wybraniec kątem oka zobaczył, że Ginny łypie na niego nieprzyjaźnie.
Znów wznowili trening.
Harry wzniósł się ponad zawodników i obserwował ich podczas gry.
Ginny właśnie przejęła piłkę od Dennisa i, zgrabnie omijając pałkarza, poleciała w stronę pętli. Ron, na swoje nieszczęście nie obronił. Kafel przeleciała mu przez palce.
-Przegramy – usłyszał ponury głos w swoich uchu Harry – na bank przegramy.
Spojrzał w bok, tuż koło niego w powietrzu zawisła Demelza.
-Nie możemy się zgrać.
-Wracaj na pozycję, Demelzo – powiedział spokojnie Harry.
-Którą? Przecież nie masz żadnego planu – powiedziała dziewczyna, ale odleciała.
Harry zaklął pod nosem, miała stuprocentową rację.
Przez następne półgodziny było jeszcze gorzej, niż na początku.
Wszyscy tracili cierpliwość i chcieli, żeby ten trening skończył się jak najszybciej. Nic im nie wychodziło, nie mieli żadnego planu.
-Harry!
Gryfon rozejrzał się.
-Złote Dziecię!!
Potter wykonał salto do tyłu na miotle i zobaczył, że ktoś stoi na skraju boiska i macha do niego.
-Chodź!
-Grajcie dalej – rzucił do drużyny i poleciał w dół.
Niedaleko trybun stała dwójka Ślizgonów. Pansy i Blaise.
-Cześć – uśmiechnął się Harry, gdy koło niech wylądował.
-No siema! - powiedziała wesoło Pansy i rzuciła mu się na szyję.
Diabeł zachichotał cicho, widząc zaskoczoną minę Wybrańca, który odruchowo objął dziewczynę w talii.
-Cześć, Pansy – powiedział lekko zduszonym głosem.
Dziewczyna puściła go, ale tylko na chwilę, potem pocałowała go w policzek i stanęła blisko niego.
Blaise dopiero wtedy podał dłoń Gryfonowi, który uścisnął ją.
-Diabeł.
-Wybrańcze.
-Co jest? Po co przyszliście? - zapytał Harry – chcecie podpatrzeć naszą wspaniałą taktykę?
-Nie – zaśmiał się Blaise – jest tragiczna.
Harry westchnął.
-Nie mam siły, nie wiem, jak im przekazać to, co mam w głowie.
-Nie łam się, to ta drużyna jest słaba, a nie ty – powiedział cicho Blaise.
-No wiem, ale nie oddam wam meczu walkowerem, właściwie, to nie powinienem z tobą w ogóle o tym rozmawiać – powiedział Harry, wywracając oczami.
-Tak, tak, jasne. Mam dla ciebie propozycję, Harry.
Gryfon zmarszczył czoło. Blaise po raz pierwszy w życiu powiedział mu po imieniu. Co się dzieje na tym świecie? Kilka tygodni temu nawet się nie witali na korytarzach.
-Jaką?
-Zakończ tę szopkę, którą nazywasz treningiem – rzuciła Pansy – i zagraj z nami.
-W co?
-Mecz.
Harry uniósł brew.
-Wezmę moich ludzi – powiedział Blaise – bez szukających, bo Dracona nie wyciągniesz od Hermiony, ale reszta przyjdzie. Zagramy mecz, treningowy, może coś wpadnie ci do głowy.
-A Ress? - zapytał Potter – Nie przyjdzie.
-Dlatego powiedziałam Z NAMI – powiedziała z naciskiem Pansy – stanę na bramce.
-Ty? Na bramce? - Harry prychnął.
Dziewczyna tupnęła nogą, wbijając obcas w ziemię i skrzyżowała ramiona na piersi, mrużąc oczy.
-Blaise, powiedz temu Gryfonowi, żeby się do mnie nie odzywał, jeśli chce mnie obrażać.
-Słyszałeś – mruknął Diabeł, wznosząc oczy ku niebu – nie będę powtarzał.
-No dobra – odpuścił Harry – niech będzie, w końcu gorzej niż Ron nie zagrasz...
-To ja idę po ludzi, a wy zostańcie – powiedział Diabeł i odbiegł w stronę zamku.
-Chcesz strój? - zapytał Wybraniec, mierząc Pansy wzrokiem.
Ubrana była w sandałki na pięciocentymetrowym obcasie, spódniczkę od szkolnych szat i białą bluzkę z krawatem Slytherinu.
Ślizgonka prychnęła.
-Nie rozmawiam z tobą – powiedziała, dumnie unosząc głowę.
Harry uśmiechnął się rozbawiony.
Ta dziewczyna zachowywała się czasem jak dziecko.
-Dobra, chłopaki z obu drużyn będą mieli zabawę, jak ta mini ci się rozwali.
-Nie rozmawiam z plebsem.
Chłopak wzruszył ramionami.
-Gryfoni na dół! - wrzasnął – a ty, księżniczko, wybacz mi moje wcześniejsze grubiańskie zachowanie poprawię się, obiecuję – rzucił w stronę Pansy, pocałował ją w policzek, uśmiechnął się lekko i podszedł do drużyny, która wylądowała koło szatni.
Trzy ścigające stanęły koło siebie, mierząc Harry' ego zdziwionym spojrzeniem. Jack i Ritchie stanęli po obu stronach Rona.
-Co jest? - zaytał Ron – I co ONA tu robi? - wskazał brodą Pansy, która podeszła właśnie do Harry'ego.
-Ona ma imię – warknął Harry – i jest tu, bo JA tego chcę.
-Harry – szepnęła mu cichutko do ucha Ślizgonka.
-Co? - zdziwił się Harry, pochylając się w jej stronę.
W oczach dziewczyny pojawił się złośliwy błysk, który zobaczył tylko kapitan Gryfonów.
-Wybaczam – powiedziała na tyle głośno Pansy żeby usłyszała to cała drużyna.
Gdy Harry otworzył usta, żeby zapytać, co mu wybacza, dziewczyna stanęła na palcach, bo nadal była od niego niższa, pomimo swoich obcasów i pocałowała go lekko w usta.
Harry usłyszał od strony swojej drużyny okrzyk oburzenia Rona i głośne „och” Demelzy pomieszane z przekleństwem Ginny.
-Pójdę się przebrać – powiedziała spokojnie Pansy i odeszła.
-Co to kurwa ma, znaczyć? - syknął Ron.
Harry wzruszył ramionami, zachowując kamienną twarz, jakby to, co się stało, było czymś normalnym, choć w myślach zadawał sobie to samo pytanie „co to kurwa, miało być?!”.
-Nie wasz interes – powiedział tylko – zagramy mecz treningowy ze Ślizgonami, żeby zobaczyć, jak sobie radzimy.
-A gdzie Ślizgoni? - zapytał Jack, lekko zmieszany tym, co zaszło.
-Zaraz będą – powiedział Harry – zróbcie sobie przerwę, a ja z nim pogadam.
Drużyna odeszła, komentując cicho ostatnie zdarzenie.
-Z nimi? - rozległ się lodowaty głos.
Harry obejrzał się.
Ginny nie ruszyła się z miejsca. Stała ze skrzyżowanymi ramionami, cała brudna od treningu, trzęsąc się ze złości. W jej oczach błyszczały łzy. Harry nie był pewien, czy był to gniew, czy rozpacz.
-Tak, z nimi, a co? - zapytał chłodno.
-A może z NIĄ? - warknęła Ginny.
-Nawet jeśli z NIĄ – odwarknął Harry – to chyba nie twój interes, co Ginny?
-Widzę, że wybrałeś – powiedziała Gryfonka z furią.
-Wybrałem – zgodził się Harry.
-Właśnie widzę, sukę, którą miało pół zamku.
Jeśli miała nadzieję, że jej był chłopak podniesie głos, myliła się.
-Nie, Ginny. Wybrałem spokój. Lepiej ochłoń, jeśli chcesz grać dalej.
-Grozisz mi? - wysyczała rudowłosa, robiąc krok w jego stronę.
-Nie – powiedział łagodnie Harry – jestem kapitanem i zrobię to, co będzie najlepsze dla drużyny.

***

Harry podszedł do drzwi szatni.
-Pansy? - zapukał – mogę?
-To ty, Potter? - usłyszał cichy głos.
-Tak – powiedział, przewracając oczami.
Drzwi otworzyły się i zobaczył Pansy, nadal w szkolnych szatach, ale z rozpuszczonymi włosami.
-Chcesz szatę? - zapytał Harry, czując się niezręcznie.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
-Daj mi tylko jakieś spodnie i będzie dobrze.
-Będziesz grała w szpilkach?
-Tak, spokojnie poradzę sobie.
-A miotła? -zapytał Harry, szperając w szafce z zapasowymi ciuchami.
-Draco mi da.
-Zapomniałem, że Draco jest święty – mruknął Wybraniec.
-Jest moim kuzynem ze strony matki w szóstym pokoleniu. Jesteśmy rodziną, a rodzina sobie pomaga – powiedziała rozbawiona Ślizgonka.
-Niech ci będzie – westchnął Gryfon – masz, niczego innego nie znajdę – podał jej czarne dresowe spodnie.
-Kogo? - zapytała Pansy.
-Demelzy, spokojnie, nic nie powie.
-No dobra, obróć się – powiedziała.
Wybraniec wykonał polecenie.
-Harry? - zapytała czarnowłosa minutę później.
-Co? - odpowiedział, nie obracając się.
-Mam nadzieję, że się nie gniewasz... wiesz, że cię pocałowałam.
-Nie gniewam się – wymamrotał Harry – jestem zaskoczony.
Usłyszał, że dziewczyna śmieje się cicho.
-Wiem, ale chyba dałeś radę.
-Z czym?
-Nie mogę ci powiedzieć. Już.
Harry obrócił się, gdy Pansy ściągała właśnie krawat.
-Włosy zwiąż, a do tych szpilek nadal nie jestem przekonany. Wyglądasz jak nie z tej bajki – mruknął.
-Kilka zaklęć i gotowe.
Machnęła różdżką kilka razy.
Spodnie zrobiły się bardziej obcisłe, sandałki przemieniła w czarne botki, a białą bluzkę w bokserkę. Ciemne włosy związała w kucyka.
-Parkinson?
-Hmm?
-Czy ty zawsze musisz prowokować wyglądem?
Parsknęła śmiechem.
-Zawsze.
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Harry? Pansy? - usłyszeli głos Ress' a.
-Nie przeszkadzaj im, może są zajęci – obsztorcował go Blaise.
Gryfon ze Ślizgonka wymienili rozbawione spojrzenia.
-Myślisz o tym samym co ja? - zapytał szeptem Harry.
Pansy zagryzła wargę, uśmiechając się, ale skinęła głową.

***

Blaise razem Terren' em, Adrianem, Joshem i Astorią weszli na boisko. Każde z nich miało miotłę, byli przebrani w stroje do quidditcha. Blaise niósł Numbusa Dracona dla Pansy. Rozejrzeli się, ale nigdzie nie było ani Pansy ani Pottera.
-Ej, Gryfoni, gdzie wasz kapitan? - zawołał Terren.
-W szatni - odkrzyknęła Demelza.
-Idziemy – mruknął Blaise.
Ress zapukał do drzwi.
-Harry? Pansy?
Odpowiedziała mu cisza.
-Nie przeszkadzaj im, może są zajęci – syknął na niego Diabeł.
-Pansy, nie wygłupiaj się! - Astoria podeszła do drzwi i zapukała mocno.
Odpowiedział im cichy śmiech, a potem westchnienie.
-Da... dajcie nam chwilę! - dało się słyszeć zdyszany głos Harry' ego.
-Co tam się dzieje? - zaśmiał się Flint.
-Harry nie wykorzystuj Pansy! - krzyknął teatralnie Terren.
Drużyna Ślizgonów parsknęła śmiechem, gdy głowy Gryfonów natychmiast obróciły się w ich stronę.
Po chwili drzwi otworzyły się i wyszła zarumieniona Pansy, poprawiając koszulkę, nieudolnie zasłaniając malinkę na dekolcie. Zaraz na nią pojawił się Harry, zapinając koszulę, z jeszcze bardziej niż zawsze rozczochranymi włosami.
-Harry – westchnął głośno Terren – a był zakład – dodał puszczając oczko do Wybrańca.
-Oj, spójrz na nią, powstrzymałbyś się? - zapytał tylko Harry.
Uważny obserwator, którym na pewno był Blaise, zobaczyłby, że Pansy łapie na chwilę Gryfona za rękę, a on zupełnie naturalnie pochyla głowę, by usłyszeć, co mówi do niego dziewczyna, kładąc dłoń na jej biodrze.
-Gramy czy nie? - rozległ się zdenerwowany głos.
Gryfoni podeszli do nich i spoglądali na swojego kapitana z mieszanymi uczuciami.
-Tak, gramy – powiedział Wybraniec, nie odrywając oczu od Pansy, która szeptała coś do niego cicho.
Stali bardzo blisko siebie, patrzyli sobie w oczy, a ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
-Dobra, Pansy -powiedział półgłosem Harry, przeczesując włosy – pogadamy o tym wieczorem.
-Okej – dziewczyna wzruszyła ramionami.
Harry, jakby robił to do zawsze, pocałował ją w policzek i spojrzał na obie drużyny.
Dla kogoś z boku, wyglądało to dziwnie. Czternaścioro uczniów stało w grupce, dzieląc się na Ślizgonów i Gryfonów, którzy nie lubili się z zasady. A mimo to Wybraniec stał bardzo blisko Pansy i właśnie puszczał jej dłoń, żeby przenieść własną na talię dziewczyny.
-Gramy teraz. Składy obu drużyn...
-A gdzie Malfoy? - przerwał swojemu kapitanowi Ritchie.
-Gramy bez szukających – powiedział Blaise.
-Skład naszej drużyny jest taki sam. U Ślizgonów na bramce stanie Pansy.
Rodzeństwo Weasleyów prychnęło pogardliwie.
-To oni ustalają skład, Ron, nie my – powiedział Harry, starając się trzymać nerwy na wodzy – Diable, kto jest u was tymczasowym kapitanem?
-Ja – rozległ się ironiczny głos – i nie tymczasowym, tylko kapitanem na pełny etat.
Wszyscy obrócili się.
Niedaleko stał Draco Malfoy.
-Myślałem, że nie przyjdziesz – powiedział Adrian.
-Jednak jestem. Nie będę grał, bo Potter też nie gra. Popatrzę tylko.
-Kogo wystawiasz na chwilowego kapitana?
-Nikogo, popatrzę z góry, jak gracie, choć wkurza mnie, że nie ma Ress'a.
-Jak chcesz grać, Pansy bierze twoją miotłę... - mruknął Josh.
-Mogę nie grać – powiedziała cicho Pansy.
-Graj, Pan – uśmiechnął się Draco – Mój kuzyn na pewno skombinuję mi jakąś miotłę.
-Dobra, koniec gadania, drużyna w górę – powiedział Harry.
Gryfoni natychmiast wzbili sę w powietrze.
-Na miotły – mruknął Draco.
Kapitanowie zostali sami.
-Co tu robisz? - zapytał Harry, ściskając jego dłoń.
-Czuję kłopoty, – mruknął Draco – masz jakąś miotłę?
-Kłopoty?
-Twoja była nie odpuści Pansy tego przedstawienia – zaśmiał się arystokrata – a tak na marginesie, świetnie wam to wyszło, dobra końcówka. Co ci powiedziała?
-Powtarzała astronomię – zachichotał Harry.
Blondyn parsknął śmiechem.
-Oj, Potter pilnuj swojej byłej, bo nie chcę, żeby Pansy wylądowała w szpitalu.
-Jasne, jasne, gdzie Hermiona?
-Siedzi w książkach, sądzi, że jej przeszkadzam – Draco zrobił oburzoną minę
-Chodź, kuzynie. Dam ci miotłę. Accio Błyskawice!
-Dajesz mi swoja Błyskawicę? - zapytał Ślizgon.
Wybraniec pokręcił głową.
-Dostałem drugą, kilka tygodni po pokonaniu Voldemorta. Nie mam co z nią zrobić.
-Nie masz co z nią zrobić?! - wrzasnął Draco – ile za nią chcesz? - zapytał spokojniej, sunąc palcami na rącze jeszcze nieużywanej miotły.
Przeklinał w duchu swoją matkę, która zabroniła mu kupić Błyskawicę dopóki miał Nimbusa.
-Nie sprzedam jej, – zaśmiał się Wybraniec – mogę się o nią założyć.
-O co?
-Jeśli wygracie finał, jest twoja.
-Obojętnie jak?
-Obojętnie – zgodził się Harry.
-Stoi – uścisnęli sobie ręce – a teraz na Błyskawice.
Wzbili się w powietrze wysoko ponad drużyny. Wszyscy byli już na pozycjach.
-Zaczynamy na trzy – wrzasnął Harry – raz...
-...dwa... - rozległ się głos drugiego kapitana.
-TRZY!!! - wrzasnęli obaj i drużyny zaczęły grać.
Ginny natychmiast przejęła kafla i pomknęła w stronę pętli Ślizgonów, koło niej znikąd pojawił się Dennis, któremu rzuciła kafla, ale zaraz pojawił się Terren przejął go i rzucił do Astorii na drugi koniec boiska. Astoria podała do Blaise, a Blaise oddał kafla Terren' owi, który pomknął do pętli. Takie akcje powtórzyły się kilka razy, drużyny grał naprawdę ostro, chcąc za wszelka cenę pokonać przeciwnika.
Pierwszy gol padł po kilku minutach. Strzelił go Blaise.
Grali półgodziny.
Strzelono 9 goli Gryfonom, a Pansy puściła tylko dwa.
-Ress będzie dumny – mruknął Draco, nie spuszczając oczu ze swojej drużyny.
Ginny tak jak przewidział Draco, grała ostro i za wszelką cenę chciała strzelić gola Pansy. Czarnowłosa za każdym razem, gdy złapała piłkę, rzuconą przez Rudą, uśmiechała się wrednie, doprowadzając Gryfonką do szewskiej pasji.
-W co gra Pansy? - zapytał, w którymś momencie Harry.
-Co masz na myśli?
-Pocałowała mnie.
Draco zaśmiał się.
-Nie lubi twojej byłej.
-I tylko tyle?
-Więcej nie wiem - powiedział szczerze.
Po godzinie wszyscy byli zmęczeni, ale najbardziej wkurzony był Ron. Astoria wbiła mu kolejne trzy gole i nie panował nad nerwami. Blaise nadal miał na ustach lekki uśmiech. Gra była dla niego przyjemnością, a Gryfoni byli w bardzo słabej formie. Mecz wygrają bez problemu.
Pansy i Astoria śmiały się w duchu z Weasleyów. Każde z nich chowało uraz do kapitanów drużyn i przez to nie mogli się skupić na grze. Ron, bo Draco był z Hermioną, a Ginny, bo Harry, według niej, był z Pansy.
Czy oni nie rozumieli, że takie coś zostawia się na dole, w quidditchu chodzi tylko o wygraną?
-Masz niezłą drużynę – rzucił Harry.
-Wiem – powiedział skromnie Draco – twoi łatwo się łamią.
-Dadzą radę.
-Mam nadzieję, wygrać mecz walkowerem to żadna sztuka.
-Jak na razie to mój jedyny pomysł – mruknął Wybraniec.
-Wymyślisz coś – powiedział przekonany o tym Draco.
-Oby Merlin mi dopomógł.
-KONIEC!! - wrzasnął po godzinie Draco – Ślizgoni na dół.
-Gryfoni do mnie! - zwołał drużynę Harry.
-Jak do psa – zaśmiał się Draco.
-Wypieprzaj, Malfoy – warknął Gryfon, bo blondyn zaczął działać mu na nerwy.
-Weasley jest naszym królem – zanucił Draco pikując ku ziemi – i da nam wygrać mecz...
Gryfon zaśmiał się, przypominając sobie tą piosenkę.
Wylądowali razem, śmiejąc się z przyśpiewki Ślizgonów.
-Okej, Gryfoni, idźcie się przebrać – powiedział Harry, nadal się śmiejąc.
Koło Wybrańca i blondyna wylądował Terren i Blaise.
-I jak, kapitanie? - zapytał zmęczony, ale uśmiechnięty Terren.
-Pogadamy w zamku.
Nie wiadomo skąd, pojawiła się Pansy i wcisnęła się między kapitanów. Harry z uśmiechem objął ja w talii.
-Harry, musimy jeszcze pogadać – powiedział Jack.
-Tak, idźcie, zaraz do was przyjdę.
Drużyna odeszła, rozmawiając w kółko o treningu.
Gdy tylko za ostatnim zawodnikiem zamknęły się drzwi. Ślizgoni i Harry zaczęli się śmiać.
-Myślałem, że nie wyrobię na miotle – śmiał się Blaise – Ruda ledwo się powstrzymywała przed tym żeby nie przyłożyć ci pałką, Pansy.
-Jakoś nie jest mi przykro – powiedziała uśmiechnięta Pansy, odsuwając się o krok od Harry'ego.
-Dzięki, Pansy – powiedział szczerze Gryfon – naprawdę dobrze ci to wyszło.
-Chłopaki, idzie się ogarnąć, później pogadamy na temat treningu – powiedział Draco – jutro rano trening, każdego na nim widzę, jasne?
Drużyna Ślizgonów mruczała pod nosem i kiwała głowami na znak zgody i rozchodzili się.
Został Harry, Pansy, Astoria, Terren, Draco i Blaise.
-Muszę iść do swoich – powiedział Harry, tłumiąc ziewnięcie – widzimy się później?
-Pogadamy na kolacji – zgodził się Terren.
-Do zobaczenie, kapitanie – powiedziała Pansy do Harry' ego, wywołując kolejny wybuch śmiechu.
Potter pokręcił głową i poszedł do swojej drużyny.

***

-Dobra – powiedział do progu Harry – poszło nam nieźle.
-Nieźle? - prychnął Jack – przegraliśmy.
-To nie był mecz, tylko trening. Wygramy ten mecz, widząc was i Ślizgonów w powietrzu wpadłem na pewien pomysł, przemyślę to do końca i pokaże wam dzień przed meczem. Wszystko jest na razie w fazie planów, ale czuję, że jesteśmy na dobrej drodze – wygłosił małe przemówienie Harry – Skoncentrujcie się na meczu, przypomnijcie sobie wszystkie nasze dobre momenty, bo było ich dużo, wygramy. Kolejny trening w piątek po południu, a w sobotę finał, który jest nasz. Odpocznijcie. Do zobaczenia.

~*~*~*~

* - piosenka pochodzi z filmu „szkoła uczuć”

cześć.

na początku dziękuje Lali99-99, Greenie i Zielonooej jaki i Smily, która przed chwila złapała mnie na gg, za życzenia powrotu do zdrowia. Wiem, dziewczyny, że chciałyście jak najlepiej, ale nadal jestem chora :)
Odpowiadając na pytanie Bloom – nie mam pojęcia ile jeszcze będzie dokładnie rozdziałów, ale mniej niż 10.

W tym rozdziale betowała mi Alex, za co bardzo, ale to bardzo jej dziękuję, bo wiem ile ma teraz na głowie.

jeśli komuś nie podobały się zdjęcia w zakładce „Oni” to zajrzyjcie tam, bo zmieniłam zdjęcia Pansy, Diabła i Harry' ego.

To na tyle dzisiaj, podejrzewam, że skrobnę coś jeszcze na drugim blogu, więc zapraszam i tam.

Czekam na komentarze i pozdrawiam.

Nox - z bolącymi migdałkami.

Edit - Kilka literówek wyłapała Sherieen, które zostały poprawione.

After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...