sobota, 29 listopada 2014

Miniaturek V - z wyniku zimowej melancholii

A dziś nie rozmawiajmy o tym, bo nie wiem, co mam powiedzieć...
~~~~
Kilka dni przed ostateczną walką z Voldemortem
23.49

Jest mi zimno. Trzęsę się z zimna przed namiotem. Ciemność otacza mnie z każdej strony. Boję się nawet wyczarować ogniki, aby było mi trochę raźniej. Szukają nas, a to ja odpowiadam za nasze bezpieczeństwo. Nie mogę ich narazić, bo jest mi zimno. Przetrwam, zawsze daję radę.
Harry i Ron jeszcze nie śpią. Słyszę jak półgłosem rozmawiają o horkruksach. Sprzeczają się czy Voldemort sięgnąłby po własność Gryffindora, założyciela domu, którym tak gardził. Ron jak zawsze jest nastawiony negatywnie. Harry uważa, że dla Voldemorta to silny przedmiot magiczny i na pewno by mu się nie oparł. Myślę, że ma rację.


00.37
Śpią, oboje. Słyszę ich spokojne oddechy przez marne ściany namiotu, który od jakiegoś czasu jest naszym domem.
Teraz mogę się wymknąć, wiem, że nawet nie zauważą.
Muszę ich opuścić.
oo.40
Znów jej nie ma, martwię się o nią. Miała tu być prawie godzinę temu. Wiem jak się naraża, pojawiając się w jednej z posiadłości mojej rodziny, ale oboje tego pragniemy. Trwa woja, Voldemort szykuje się na ostateczne starcie. To nie jest pora na miłość.
A my popełniamy ten błąd i się kochamy.
Patrzę w ciemną szybę, wypatrując jej jak zawsze o tej porze, mając nadzieję, że nic jej nie jest i myślę "kocham cię, mój wrogu".


00.45
Odchodzę od naszego obozowiska. Choć wiem, na co ich narażam, muszę to zrobić. Zostało tylko kilka dni do walki, a tęsknię za nim. Możliwe, że później już się nie zobaczymy.
Strach, że go stracę pojawia się kilka razy na dzień i zawsze serce mi zamiera na myśl o tym. Kiedyś nie był dla mnie taki ważny, kiedyś chodziliśmy tylko do jednej szkoły i mijaliśmy się na korytarzach jak nieznajomi. Teraz, rok po tym, nie możemy bez siebie żyć, choć jesteśmy rozdzieleni.
Oddycham głęboko i teleportuję się.
00.47
Nadal jej nie ma. Nie pojawiła się.
Gdzie jest? Czy żyje?


00.48
Pojawiam się w jednym z mrocznych korytarzy. Znam go na pamięć. Wiem, że trafiłam dobrze, bo znam ten zapach i tu jest cieplej. Po moim przemarzniętym ciele przechodzą dreszcze. Przyjemne dreszcze ciepła. Przymykam na chwilę oczy i cieszę się tym uczuciem, a potem idę przed siebie.
Wprost do niego.
00.49
Nadal wpatruję się w okno. Może jeszcze przyjdzie. Prosiła bym czekał godzinę, jeśli nie zjawi się na czas, ale zawsze dawała radę. Teraz też nie tracę nadziei.
Drzwi za moimi plecami otwierają się, oddycham z ulgą. Przyszła.
Odwracam się i widzę ją.
Mam wszystko. Choć na chwilę.


xxx

02.39
Nie ma go.
Wygraliśmy. Panuje euforia. Koniec wojny.
A moje serce umiera. Straciłam chęć do życia. Nie wiem jak mam dalej ruszyć z miejsca.
Wygraliśmy.
Ja przegrałam.
Odszedł ode mnie. Nie potrafiłam go uchronić od śmieci, choć obiecywałam mu, że nigdy go nie opuszczę, że zawsze będziemy razem.
Teraz jest sam. Zginął z rąk własnego ojca, za zdradę. Rzucił się przed Harry'ego.
Pozwolił nam wygrać....
A ja umieram bez niego.

00.48
Minęło kilka dni. Nadal jestem sama. Nie potrafię o nim zapomnieć.

00.50
Minęło kilka tygodni. Rany zaczynają się goić, ale fantom bólu nadal mi towarzyszy. Ciągle mam wrażenie, że zaraz go zobaczę, że zaraz pojawi się w moim życiu, a nie ma go od dawna. Nie potrafię ruszyć z miejsca. Na zawnątrz wszystko jest dobrze, robię to co do mnie należy. Zbieram laury za to, że przyczyniłam się do wygranej, wszyscy mi dziękują, a powinni dziękować jemu. Jego powinni nazwać bohaterem...

01.24
Minął rok.
Żyję.
Wiem, że muszę żyć dalej i iść swoją drogą. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że nigdy więcej go nie zobaczę. A jeszcze więcej czasu zajęło mi pogodzenie się z tym.
Gdy to zrozumiałam, rzuciłam się w wir pracy i nowych znajomości. Wszystko robiłam na sto procent, dawałam z siebie wszystko byle zapomnieć. Brałam na swoje barki, więcej niż mogłam unieść tylko po to, żeby wieczorem nie myśleć, być tak zmęczonym, żeby od razu zasnąć.
Udawało się, kuracja odniosła skutek.
Po pewnym czasie grupka moich znajomych zaczęła się zmniejszać do tych bardziej zaufanych, tych najlepszych, a w nich był on. Zupełne przeciwieństwo mojej miłości, o której nie potrafiłam zapomnieć. Potrafił ze mną rozmawiać godzinami, ale były okresy, gdy milczeliśmy tygodniami, a mnie go strasznie brakowało. Zbliżyliśmy się do siebie, staliśmy się przyjaciółmi. W końcu zaproponował mi randkę. Przed oczami stanął mi mój ostatni związek, ból po nim i myśl, że jeszcze nie jestem gotowa.
Odmówiłam.
Zraniłam go i to strasznie. Przyjął to z honorem i wdziękiem, nie uniósł się pychą, nadal ze mną rozmawiał. Stał się mi jeszcze bliższy. Wszyscy prawie zawsze widzieli nas razem, brano nas za parę, a my nie zaprzeczaliśmy. W końcu nie potrafiliśmy wytrzymać dnia bez siebie. Mówili mi, żebym przestała go ranić, dawać mu nadzieję, a ja nie potrafiłam... Nie potrafiłam z nim być, ale nie potrafiłam też z niego zrezygnować.
Wciąż widziałam przed oczami moją ostatnią miłość i wiedziałam, że nie mogę zacząć nowego związku, bo to nie sprawiedliwe, że moje myśli zajmuje ktoś inny.
Ale zrobiłam to. Jesteśmy razem od kilku tygodni. Naprawdę ruszyłam z miejsca. Kocham go, naprawdę kocham i jestem do niego przywiązana. Wyszłam na prostą. Nie było łatwo, ale musiałam coś zrobić ze swoim życiem. Jestem stosunkowo szczęśliwa.
I tylko jedna osoba, mój najbliższy przyjaciel, a zarazem najlepszy przyjaciel mojej martwej miłości spojrzał mi kiedyś w oczy i zapytał :
-Szczęśliwa?
-Tak, jestem zadowolona z życia - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Pytam czy jesteś szczęśliwa, a nie zadowolona.
Odwróciłam głowę, jednak złapał mnie, odwrócił do siebie i spojrzał w moje, wówczas już załzawione oczy.
-Kogo okłamujesz?
-Jestem szczęśliwa, mam dla kogo żyć, nie mogę narzekać, układa mi się, ale... - zamknęłam oczy, bo spod powiek popłynęły łzy.
-Ale nie tak szczęśliwa jak przedtem? - dokończył za mnie.
Skinęłam głową. Miał rację.
Byłam szczęśliwa, los dał mi więcej niż mogłam chcieć, ale nie potrafiłam zapomnieć o mojej miłości.
Nie zastąpiłam jej, nikt nigdy mi jej nie zastąpi, ale ten związek pomaga mi przeżyć...
Przeżyć godnie do śmierci, która będzie wybawieniem....

~~~~~~~
zbetowane przez Muscardinus

Taka sobie miniaturka.
Moje ostatnie melancholijne przemyślenia. Nie są najgłębsze ani najlepsze, ale chciałam się z Wami nimi podzielić.
Nox

After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...