sobota, 19 kwietnia 2014

rozdział 4

Przypomnij mi jak smakuje szczęście.

Vegas

Draco pewnym krokiem wszedł do klubu. Głośna muzyka, kolorowe światła i tłumy tańczących osób, tego mu było potrzeba. W takich miejscach odreagowywał cały stres i każde zmartwienie. Chociaż na drugi dzień z rana męczyły go skutki picia alkoholu to te chwile z przyjaciółmi w takich miejscach były niezapomniane. Ale czego się spodziewać po takiej ekipie? Podszedł do loży, w której siedzieli już jego znajomi. Nie było trudno ich wypatrzyć nawet w tym tłumie. Przywitał się z każdym i już po chwili w jego dłoni był kieliszek wódki. Nie zwlekali długo. Czwórka mężczyzn wzniosła toast:
- Za piękne kobiety! Za te, które są i za te, które w końcu powrócą – krzyknął Terren, przekrzykując głośną muzykę.
Draco zawahał się na chwilę, ale nie dał po sobie poznać, że zszokowała go wypowiedź kolegi. W ogóle jego zachowanie ostatnimi czasy było dziwne, ciągłe tajemnice, zagadkowe wypowiedzi. Jednak blondyn był zbyt dumny, by kolejny raz dopytywać się o sytuację, która miała miejsce niedawno. Chociaż spędzało mu to sen z powiek i czasami, w wolnej chwili, w pracy myślał nad sensem tamtego spotkania. W sumie myślał o tym nieustannie.
- Draco! Chodź na parkiet! – krzyknęła Pansy, widząc zamyślonego przyjaciela.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem i już po chwili wirował na parkiecie z brunetką. Pani Potter śmiała się w głos, widząc zazdrosne spojrzenia innych kobiet, które były przekonane, że te ciacho jest już zajęte. Nie mieli zamiaru wyprowadzać ich z błędu. Wygłupiali się wspólnie i tańczyli blisko siebie. Pansy akurat sunęła dłońmi po umięśnionej klatce piersiowej blondyna, gdy oboje usłyszeli głos pewnego mężczyzny.
- Kochanie, a czy ty przypadkiem nie masz męża? – Potter starał się być groźny, ale jego delikatnie uniesione kąciki ust zdradzały to, że żartuje.
Znał on doskonale relacje tej dwójki i nie miał nic przeciwko. Ufał im.
- Spłyń, Potter. I zrozum, że nie masz szans z takim ciachem jak ja.
- Nie schlebiaj sobie – zaśmiał się Harry na odzywkę Dracona.
- Nie zapominaj, Chłopcze-Który –Przeżyłeś–Żeby–Mnie–Irytować, z kim rozmawiasz – powiedział Draco i ucałował szarmancko dłoń Pansy, która już po chwili wirowała w ramionach swojego męża.
Odzywki duetu Malfoy – Potter nigdy się nie zmieniły. To było po prostu coś, co nie mogło być inne. I chociaż obaj wiedzieli, że mogą na sobie polegać, to nie zamierzali przestać sobie dogryzać.
Gdy Draco wracał z łazienki do loży, mignęła mu przez chwilę postać szczupłej brunetki. Jednak, gdy ponownie spojrzał w to samo miejsce, nie zauważył znajomej twarzy ukochanej kobiety. Winę zrzucił na alkohol i wybujałą wyobraźnię i postanowił zapić smutek, który pojawił się przez chwilę w jego sercu. Ale czy przez te dwa lata miał jeszcze serce? Ten zimny drań? Bolało go miejsce, w którym, jeszcze w czasach szkoły, było jego serce. Bo to ona była właścicielką jego całego. Jego ciała, serca, duszy, umysłu. Postanowił jak najszybciej udać się w kierunku przyjaciół.
- Czy wiesz, że miłość to najpiękniejsze uczucie jakie możesz poznać? – wybełkotał pijany Blaise  w stronę Smoka, przytulając swoją dziewczynę.
Draco pokręcił głową i podał kolejny kieliszek wysoko procentowego alkoholu mężczyźnie.
- Pij. Nie pierdol.
Malfoy nie miał zamiaru słuchać pijanych kumpli, którzy żyli w szczęśliwych związkach. Cieszył się ich szczęściem, jednak czasami nadchodził taki czas, że nie mógł poradzić sobie z myślami i ze swoim cierpieniem. Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że tyle czasu będzie rozpamiętywał swój związek z kujonką Granger, to by go wyśmiał. Razem z Terrenem udali się na parkiet. Obaj wolni i przystojni mężczyźni zamierzali udać się na podryw, który zaowocuje wspaniałym sexem z jakąś ciekawą kobietą. Nie musieli się nawet zbytnio starać. Ledwie pojawili się na parkiecie, a już otoczył ich wianuszek kobiet. A było w czym wybierać. Każda inna, jednak łączyło je jedno: którąkolwiek wybiorą i tak spędzą z nią jedną noc. Ale czy one musiały o tym wiedzieć? Nie. Każda była przygodą tylko na jedną noc. Takie momenty dawały mężczyznom chwilę zapomnienia i oderwania od codziennej rzeczywistości.
Taniec z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny i przepełniony sexem. Wysoka, szczupła blondynka ocierała się swoim ciałem o Dracona, dając mu pokaz, który miał zachęcić go do spędzenia wspólnej nocy.
- Kotku ze mną będziesz miał życie jak w niebie. Każdego dnia dam Ci to czego będziesz pragnął - szeptała mu zmysłowo do ucha, starając się zrobić jak największe wrażenie.
Nie wiedziała jednak, że jej wysiłek idzie na marne.
- A skąd ty możesz laleczko wiedzieć, czego ja pragnę? -  Zapytał kpiąco i odszedł w kierunku baru. - Podwójną whisky! – krzyknął w stronę barmana i już po chwili, trzymając szklankę z brunatnym trunkiem, miał zamiar odwrócić się w stronę parkietu.
Jednak podczas obrotu w zamierzonym kierunku, poczuł, jak ktoś wylał na jego jasną koszulę drinka. Odwrócił się i zamarł. Przed nim stała Hermiona. Jego kobieta. Jego miłość. Ta, która pozostawiła wspomnienia, które nie pozwalały mu zasnąć. Ubrana w czarną krótką sukienkę, jej loki spływały kaskadami po plecach, a brązowe oczy, które tak kochał, patrzyły teraz na niego z miłością, smutkiem i żalem.
Draconowi odjęło mowę.
- Przepraszam Draco - powiedziała głośno, po czym odwróciła się i odeszła w stronę tłumu. Tysiąc myśli przeszło przez jego głowę. Jednak nadal stał w miejscu jak spetryfikowany i wpatrywał się w stronę, w którą odeszła. Za co ona go przepraszała? Czyżby za to, że wylała na niego drinka? Ale czemu w jej oczach było tyle żalu? Czemu w jej brązowych oczach czaiły się łzy? Tyle pytań bez odpowiedzi. Kurwa mać!
~*~*~*~

Nox

Hermiona przepychała się przez tłum, by wyjść jak najszybciej z klubu, żeby Draconowi nie przyszło do głowy jej szukać.
Przed klubem wmieszała się w tłum stojący przed wejściem. Przystanęła, by poczekać na Terrena. Musiała mu powiedzieć, że ta część planu wypaliła. Rozglądała się niecierpliwie za blondynem, bo miała świadomość, że może się tu pojawić ktoś ze znajomych, a wtedy nie będzie wesoło.
Po pięciu minutach zaczęła go wyklinać.
Po ośmiu zabijać w myślach, a po dziesięciu myślała, że nerwy ją rozniosą.
Przecież wiedział, że ma tu być! Miał tu przyjść tylko na chwilę! Czemu czarodzieje nie posługiwali się telefonami?!
- Pieprzone sowy – mruknęła pod nosem.
-Mówiłaś coś, laleczko? - odezwał się typ pod czterdziestkę, który usilnie chciał wyglądać na dziesięć lat młodszego, nosząc młodzieżowe cichy i bywając w klubach, siedzieć w domu z żoną przy herbatce.
-Że na kogoś czekam, a tym kimś nie jesteś ty – prychnęła tylko i odwróciła się do niego.
Po części nie lubiła tych klubów, po tym, co się działo w Hogwarcie, naprawdę miała obawy przed chadzaniem do klubów bez znajomych, którzy... Jeśli już mówimy o znajomych, to gdzie do cholery jest Terren?!
Odeszła kawałek od tłumu pod klubem i przechadzała się niespokojnie, ignorując spojrzenia mężczyzn, którzy przechodzili koło niej. Tych odważniejszych spławiała spojrzeniem lub wrednym tekstem.
Gdy wybiła piętnasta minuta czekania na Terrena, nerwy jej puściły. Nigdy nie lubiła czekać. Wyśle mu sowę, że plan się powiódł. Ogarnęła wzrokiem jeszcze raz cały tłum i odeszła.
Nie odeszła nawet pięciu metrów, gdy ktoś złapał ja za ramię.
Już miała się odwrócić i komuś przyłożyć.
-Tylko spokojnie, siostro – mruknął Terren. – Wybacz, że tak długo.
Prychnęła pod nosem jak oburzona kotka.
-Znalazłaś go? - zapytał blondyn, przechodząc do konkretów.
-Tak. Przeprosiłam go i odeszłam zanim zareagował – powiedziała niezbyt przyjemnym tonem, bo nadal była zła, że musiała tyle na niego czekać.
- Świetnie. Wracam na imprezę. Za kilka dni znów mu się pokaż.
-Wiem – westchnęła.
Terren przyjrzał się jej uważnie.
-Trudne, prawda?
-Chciałabym, żeby już tu był...
-Hermiona...
Pokręciła głową, bo w jej oczach pojawiły się łzy.
-No wróci. Obiecuję.
-Czekałam dwa lata – wyszeptała, a po jej policzku spłynęły pierwsze łzy. – Dwa lata, Terren. Nie chcę czekać dłużej.
-Musisz być silna, Miona – powiedział cicho Terren. – On jest uparty.
Pokiwała głową i odeszła.
Nie zatrzymał jej.
Wiedział, że wróci.
Do Dracona wróci, choćby miało jej to zająć wieki.

~*~*~*~

Vegas

Szła brzegiem Tamizy zapatrzona w prawą stronę. To właśnie tam widziała tę część miasta, w której mieszkała z rodzicami. Piękne wspomnienia, które na zawsze zostaną w jej pamięci. Tak zazdrościła tym, którzy mieli pełną rodzinę. Nie doceniali tego. A ona? Oddałaby wszystko za krótką chwilę w ramionach swojego taty, który zawsze traktował ją jak księżniczkę. Odgoniła myśli o rodzinie i skręciła w boczną uliczkę. Zatracona w swoich marzeniach nie zauważyła mężczyzny, na którego wpadła. Znowu.
- Przepraszam - wyszeptała, cicho patrząc w jego oczy.
Już chciała odejść, gdy poczuła uścisk na swoim ramieniu.
- Za to, że wpadłaś na mnie?
- A jak myślisz? – Przekrzywiła delikatnie głowę, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Mimo wszystko w Londynie świeciło słońce, które oświetlało jej twarz.
- Ostatnio zaczęłaś się plątać pod moimi nogami.
- Tobie ciągle się coś plącze między nogami i jakoś nie narzekasz.- odcięła się jak za dawnych czasów Hermiona.
- A skąd możesz wiedzieć na co teraz narzekam? – spytał z bezczelnym uśmiechem na twarzy.
Nie mogła pokazać po sobie, że rusza ją ton jego głosu.
- Wiem więcej niż Ci się wydaje.
- Tak? No to mnie teraz zaciekawiłaś. – prychnął rozbawiony. – A niby skąd? Bo jakoś nie przypominam sobie sytuacji w ostatnim czasie, abym Ci się zwierzał.
- Patrz uważnie dookoła siebie, a dostrzeżesz to, czego nie widać na pierwszy rzut oka Draco. - Odeszła dumnie zostawiając go osłupiałego. Zapewne rozmyślał teraz, co miała na myśli. Gdy była już na szczycie schodów prowadzących do głównej ulicy, odwróciła się i spojrzała na niego. Ich spojrzenia się spotkały, a on podjął decyzję. Szybko przeskakiwał po dwa stopnie, aby jak najszybciej się znaleźć obok niej i wyjaśnić sobie to, co niewyjaśnione. Hermiona nie mogła pozwolić na rozmowę teraz. Nie była do tego przygotowana. Wyszła na główną ulicę i zmieszała się z tłumem. Usłyszała jedynie głośny krzyk.
- Dopadnę cię, Granger!

~*~*~*~

Nox

Weszła do swojego mieszkania, oddychając ciężko.
Akurat to spotkanie nie było planowane.
Wytrąciło ją z równowagi i to strasznie.
Jego widok bardzo bolał. Szczególnie że myślał, że odeszła z własnej woli.
Chciała do niego wrócić. Mieć już ten okres za sobą. Pragnęła Dracona tylko dla siebie. Żeby był z nią cały czas. Chciała jego dotyku, obecności. Chciała słyszeć jego śmiech, który tak kochała. Chciała mieć pewność, że jest z nim, że Draco do niej należy, że tworzą całość, pomimo tego, co było. Tych wszystkich kłótni, złośliwości, czekania, ranienia siebie oraz rozstania jak z filmu. Niespodziewanego, tragicznego i niechcianego.
Wiedziała, że powrót do Dracona jest długa droga. Po tym niespodziewanym spotkaniu wiedziała o tym doskonale. Draco traktował ją jak zło konieczne. W sumie to nawet go rozumiała. Przecież ją kochał, a ona odeszła i teraz nie chciał znów cierpieć. Nic dziwnego, że odpychał ją od siebie.
Dlatego musiała mu o sobie przypomnieć.

Nie pytaj czemu, zrozum za długo mnie znasz
Niezależnie czy mnie nie chcesz będę z Tobą kurwa mać
Pamięć to nie spam. Będę w niej i w Twoich snach
Wtedy gdy będziesz spać, spotkasz się z koleżanką
Pójdziesz wieczorem chlać, albo gdy wyjdziesz na miasto
Na ulicy, w autobusie, wyrzuć ramkę z fotografią
Ja i tak po Ciebie wrócę, przyjdę i przypomnę Ci
Że to nie było tak dawno w sumie..

Zobaczysz mnie wtedy gdziekolwiek nie spojrzysz
Usłyszysz mnie nawet jak nie będziesz słuchać
Czegokolwiek nie dotkniesz, to jakbyś mnie poczuła
To nie jest takie proste zapominać o ludziach
Jopel – przypomnę Ci

~*~*~*~

Draco był oszołomiony.
Kompletnie stracił panowanie nad tym, co się działo ostatnio w jego życiu.
Od przeszło roku było poukładane, tylko raz na jakiś czas wywracało się do góry nogami, gdy dopadała go chwila słabości czy wracał do wspomnień.
Jednak teraz to już była przesada.
Chyba wszyscy diabli się na niego uwzięli. Widywał Granger aż za często.
To spotkanie w klubie. Myślał, że serce mu pęknie, bo najwyraźniej jeszcze je miał. Nagle tak po prostu stanęła przed nim, piękna jak zawsze. I wszystko ucichło. Była tylko ona. Nie słyszał muzyki ani rozmów. Była tylko ona i jej zapach, który prześladował go do teraz. W pierwszej chwili miał nadzieje, że za dużo wypił i ma zwidy, ale ona naprawdę tam była. Stała przez chwilę i tylko patrzyła, a potem... potem przeprosiła i poszła.
Gdy się ocknął i chciał ją gonić, nie było jej. Przeszukał cały klub i zniknęła tak samo jak to zrobiła dwa lata temu.
Potem to spotkanie nad Tamizą.
Myślał, że wykorkuje.
Przez dwa lata jej nie widział, dwa lata nie miał od niej znaku życia. Czasami podczas bezsennych nocy, przychodziło mu do głowy, że ona już nie żyje, ale odpędzał od siebie tą myśl. Ona nie mogła umrzeć. Musiała żyć, bo inaczej on już nie miałby co robić na tym świecie.
Dlatego potraktował ją tak źle. Bronił się rekami i nogami przed cierpieniem, jakie niósł za sobą jej widok.
To bolało. Miała być jego, miała być zawsze, miała po prostu być...
A nie było jej.
Została tylko pustka.

Miałaś tam przyjść, podać rękę i mnie zabrać..
nie mówiąc nic odprowadzić mnie na kwadrat..
Mieliśmy żyć razem i taka jest prawda..
a może za dużo wypiłem? Do diabła..
Tmk – Mogłaś tam być

~*~*~*~

Wychodził właśnie z pracy. Samochód miał zaparkowany pod drugiej stronie ulicy. Czekał na zielone światło na pasach, przyglądając się obojętnie przejeżdżającym autom, gdy jedno przykuło jego wzrok. Czarne audi r8. Marzenie każdego faceta. Uśmiechnął się, myśląc, że auto za długo nie pojeździ, bo za jego kółkiem siedzi kobieta. Uśmiech zamarł mu na ustach, gdy zobaczył jaka kobieta siedzi za kierownicą. To była ta kobieta.
Hermiona Granger.
Śmignęła mu przed nosem z piskiem opon i zniknęła gdzieś między samochodami.
Oszołomiony, przeszedł nad drugą stronę ulicy i wsiadł do swojego ukochanego lamborghini aventador, zastanawiając się:
Co się tu do kurwy nędzy dzieje?!

~*~*~*~

Witamy!

przepraszam, za tak długą przerwę. To tylko i wyłącznie moja wina, nie Vegas.
Wena mi uciekła i tak jak zawsze w czasie choroby wróciła.

Chcę Wam tylko powiedzieć, że zaczęła współpracę z Betą (InFinite), która podjęła się sprawdzania moich(naszych) wypocin od prologu. Muszę jeszcze kogoś namówić na sprawdzenie całości, a to kiedy indziej....

Z okazji Świąt życzę Wam wszystkiego co najlepsze. Zdrowia, siły do walki o własne marzenia i szczęście, miłości tej przez duże M, małych jak i dużych radości. Spokojnego albo szalonego czasu spędzonego w rodzinnym gronie, bezpiecznych powrotów do domu jak i przemoczonych ubrań w Lany Poniedziałek, o ile pogoda na to pozwoli.

Drodzy czytelnicy! A ja Wam życzę, aby spełniły się Wasze najskrytsze marzenia. Aby te święta były czasem pełnym miłości, uwielbienia, radości, aby nic nie zakłócało Wam wspaniałych chwil wśród przyjaciół i rodziny! Vegas

do zobaczenia w następnym rozdziale.

Pozdrawiamy
N/V


After all this time? Always.

Witajcie. Dawno temu — i myślę, że mało kto to pamięta — napisałam, że jeśli kiedyś znów zakocham się w pisaniu, wrócę. Prawda jest taka, że...